sobota, 5 maja 2012

# 34. Zayn .


Weszłam na bloga, a tutaj... ponad 10.000 wyświetleń :o Jesteście ŚWIETNE! <3
Tak jak obiecałam, dziś smutny Zayn ; ) 
Dla Nathalie i Mai ; *
Polecam do czytania włączyć to: <klik>
_____________________________________________________________

[Zayn]
-          Chodź. Wracajmy już.
Wstałem z lichej ławeczki stojącej przy jednej z alejek w małym, acz pięknym parku i pociągnąłem [T.I.] za rękę. Kiedy stanęła już przede mną, pocałowałem ją delikatnie w usta. Czułem, jak podczas owego buziaka się uśmiecha.
Oparłem się czołem o przednią część głowy i wpatrywałem się długą chwilę w te piękne morskie oczy, które znów odzyskały wesołe ogniki.
Zadziwiała mnie. Mimo że znałem ją na wylot, pomimo tego, że przyjaźniliśmy się od wczesnych lat, nie przestawała mnie zadziwiać i zaskakiwać. Nie bacząc na przeszkody, które stawiał przed nią los, nie załamała się. Walczyła.
Miesiąc temu, dokładnie trzydzieści dwa dni wstecz, w katastrofie lotniczej zginęli jej rodzice. Poza nimi nie miała nikogo. Nikogo prócz mnie. Na przekór wszystkiemu co złe, uśmiechała się. W każdym, doprawdy, w każdym i we wszystkim potrafiła dostrzec pozytywne cechy, zalety. Urzekało mnie w niej to, że mimo bólu i straty, które przeżyła i doświadczyła, nadal cieszyła się życiem.
Mógłbym godzinami wpatrywać się w te niesamowicie błękitne tęczówki, jednak rozum nakazywał mi, byśmy wrócili już do domu. Dochodziła bowiem 23:00.
-          Chodźmy – szepnąłem ponownie i trzymając się za ręce, ruszyliśmy wolno ścieżką skąpaną nikłą srebrną poświatą księżyca.
Cisza, która nas otaczała nie miała w sobie nic z groźby, niepewności czy lęku. Pozwalała nam być jeszcze bliżej siebie, cieszyć się swoim towarzystwem. Była czymś tak odmiennym  od gwaru, zgiełku i tłoku, który otaczał nas na co dzień...
Szliśmy tak w milczeniu, wsłuchując się w odległe pohukiwania sów, delikatny szum koron drzew poruszanych wiatrem i nasze wzajemne oddechy.
-          Zayn? – przerwała kojącą ciszę delikatnym głosikiem [T.I.].
-          Tak, kochanie?
-          Wiesz o tym, że cię kocham, prawda?
Zatrzymałem się. Spojrzałem znów w te cudowne oczy, teraz przepełnione z niewyjaśnionych przyczyn strachem i dotknąłem wolną ręką porcelanowej cery jej twarzy. Wtuliła się w moją dłoń, a jej skóra w nocnym świetle wydawała się jeszcze bledsza, niż w rzeczywistości i tak krucha...
-          Oczywiście, że wiem. Ty również powinnaś wiedzieć, co do ciebie czuję. Kocham cię ponad życie.
W jej spojrzeniu dostrzegłem ulgę.
-          Nie wiem, co mnie naszło... Miałam potrzebę, żeby upewnić cię w moim uczuciu – odrzekła, widząc mój pytający wzrok.
Przytuliłem ją. Każdego dnia dziękowałem Bogu za to, że postawił ją na mej drodze, ścieżce życia, za to, że pozwolił nam się spotkać. Była i będzie czymś, z czego nie potrafiłbym zrezygnować. Kochałem ją. Najmocniej i najnaturalniej na świecie. Nikt, tak jak ta delikatna istotka nie zasługiwał bardziej na miłość.
Ruszyliśmy znów ku wschodniemu krańcowi parku, wtuleni w siebie. Coraz głośniej i wyraźniej słyszałem warkot silników, monotonny odgłos hamowania i inne dźwięki wrzawy, od której oboje uciekaliśmy w każdy możliwy sposób. Z każdym krokiem wyraźniej dostrzegałem ślady cywilizacji: światła przejeżdżających w oddali aut, sygnalizacja, pozwalająca poruszać się przechodniom w zgiełku i natłoku samochodów...
Było ciemno; mimo latarni rozmieszczonych w niektórych miejscach ulic, panował nieprzenikniony mrok. Dostrzegłem pasy, więc weszliśmy na nie, gdyż pozwolił nam na to szmaragdowy kolor świateł na sygnalizacji. Pogrążony w myślach usłyszałem jedynie pisk opon hamującego samochodu na śliskiej nawierzchni, dźwięk klaksonu i odgłos, który ranił moje serce w najbardziej katorżniczy sposób – płacz i błagalne nawoływania [T.I.]. Później już tylko wzmagający się ból i ciemność...

[T.I.]
-          Błagam! Nie! Pomocy! Zayn, proszę!
Mój krzyk niósł się echem po pustej ulicy Londynu. Jak na złość, nikt nie nadchodził. Klęczałam przy zakrwawionym ciele Zayn’a, modląc się, żeby był to tylko sen. Mistyfikacja, wizja, fatamorgana, cokolwiek, tylko nie rzeczywistość...
-          Proszę! Błagam! Pomocy!
Po mojej twarzy płynęły gorące łzy i skapywały na nieruchomą twarz chłopaka, który był całym moim życiem. Nie potrafiłam przeżyć bez niego nawet minuty, bez jego uśmiechu, czekoladowych oczu, słów wypowiadanych niskim, lekko zachrypniętym głosem, sposobu, w jakim chodził, przygryzał wargę... Był.
A teraz leżał koło mnie, cały zbroczony krwią... Nie wiedziałam, czy to moja, czy też jego... W miejscu, w którym leżał tworzyła się już szkarłatna plama tak cennego płynu życia... Nie mogłam pozwolić mu odejść. Zbyt wiele osób bliskich memu sercu straciłam już w życiu.
Gorączkowo i machinalnie uciskałam jego klatkę piersiową, zmuszając serce do pracy. Przerywałam po trzydziestu uciskach i wdmuchiwałam mu do płuc powietrze, i kiedy jego klatka unosiła się posłusznie, ponownie wracałam do represjonowania. Na nic.
Chwilę potem usłyszałam głośny sygnał nadziei – nadjeżdżająca karetka. Nie wiedziałam, kto ją wezwał. Nie liczyło się to. Widziałam tylko spokojną twarz mojego ukochanego. Mimo że była umazana krwią i raziła nienaturalną wręcz bladością, ciągle należała do mojego kochanego i najcenniejszego człowieka na Ziemi – do Zayn’a.
Nie wiedziałam już, co robię, co mnie otacza i co się dzieje. Istniało dla mnie tylko nadal piękne oblicze Zayn’a...
Pamiętam tylko, że ktoś podniósł go z ziemi na noszach i przetransportował do ambulansu. Potem owa osoba wróciła po mnie. Nastała błoga ciemność...
(...)
Obudziło mnie pikanie aparatury i nieprzyjemny dźwięk kroplówki.
I potem nagle jak na pstryknięcie palcami, mój umysł zalały obrazy sprzed...? Nie ważne. Obrazy tak potworne, tak okropne, ale i tak niefortunne i realistyczne...
Usiadłam gwałtownie. Gorączkowo rozglądałam się po nijakiej sali szpitalnej, poszukując Zayn’a. Nie było go. Był natomiast  ktoś inny.
Siedział w kącie, oparł głowę o ramię i wpatrywał się tępo w białą ścianę, szukając w niej czegoś interesującego, godnego uwagi. Na dźwięk przyśpieszonego pulsu jednej z maszyn, spojrzał w moją stronę i szepnął, a ja dostrzegłam w jego oczach łzy:
-          [T.I.]...
Mój umysł z trudnością radził sobie z przetwarzaniem informacji. Był jakby... otumaniony, zawodził teraz w najbardziej kluczowych sprawach.
Liam podszedł do mojego łóżka i usiadł na krześle.
-          Zayn... Ty... – mamrotał, spuściwszy głowę. Kręcił nią w geście zaprzeczenia.
-          Co z Zayn’em? – spytałam.
Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, najwyraźniej chcąc, żebym nie prosiła go o udzielenie odpowiedzi.
-          CO  Z  ZAYN’EM? – powtórzyłam z naciskiem.
-          On... Nie dał rady. Przegrał.
Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczyma. Jego słowa pozostawiły mój mózg w żałobie. Mój Zayn... Odszedł. To niemożliwe. Nierealne.
Znów otoczyła mnie ciemność...
(...)
Nie czułam nic. Straciłam chęć życia, którą odzyskałam dzięki chłopakowi, który teraz już nie istniał. Nic nie widziałam, nie słyszałam. Tylko byłam. Mój stan psychiczny można było opisać jednym trafnym stwierdzeniem: widmo. Chciałam tylko jednego: śmierci.
Otaczała mnie wszędzie, już od najwcześniejszych lat, od dzieciństwa, więc dlaczego, u licha, nie mogła teraz przyjąć na mą prośbę?! Dlaczego? Zaznałam szczęścia, radości... Miłości. Dlaczego mi to odebrano?
Minął tydzień. Wzięłam album ze zdjęciami, który uaktualniałam co miesiąc i udałam się w moje ulubione miejsce. Siadłam na poręczy mostu, tuż nad rwącą rzeką. Padało. Szarość i nijakość pogody odzwierciedlała moją chęć do życia. Czyli znikomą.
Otworzyłam pamiętnik wracając do owych ulotnych chwil, wspomnień. Odejście babci. Narodziny i wczesna, wręcz niemowlęca śmierć siostry. Katastrofa lotnicza rodziców. Zayn... Pierwsze spotkanie,  przyjaźń, pierwszy pocałunek, wyznania miłości, wspólne zamieszkanie... Wypadek.
Obrazy przesuwały mi się przed oczami, przywołując to, co straciłam: szczęście, radość, uczucia, miłość, bliskość, chęć życia...
Włożyłam zdjęcie Malika z powrotem do albumu, na honorowe miejsce zaraz obok fotografii rodziców z nowonarodzoną siostrą i babcią w podeszłym wieku. Zamknęłam delikatnie kolekcję i przycisnęłam pamiętnik do piersi. Przymknęłam powieki i westchnęłam, wdychając zapach deszczu, którym raczyła nas ostatnio bez przerwy pogoda.
Ze spokojem puściłam poręcz i odepchnęłam się od niej pozwalając, by pod moimi stopami otwarła się czeluść. Nie walczyłam ze sobą. Spadałam szybko, myśląc o bliskich. Przecięłam wzburzoną taflę wody myśląc tylko o tym, by móc znowu zobaczyć osoby, które kochałam. Mojego Zayn’a.
Nie wynurzyłam się już na powierzchnię. Odeszłam, mając przed oczyma obraz babci, siostrzyczki, rodziców i chłopaka, który był dla mnie wszystkim – osób, dla których poświęciłabym wszystko. Nawet życie. 



------------------------------------------------------------------------------------
A jeśli się nie popłakałyście ( bo ja osobiście nie bardzo, kiedy go pisałam ), wsłuchajcie się w tekst tego utworu: <klik>
Płaczę za każdym razem, kiedy to słyszę... *_*
Proszę też o wyrozumiałość dla imagina, bo pisałam go o 11 w nocy... : / Już wtedy nie myślałam, ale nie miałam już siły przed północą zmieniać końca, który mi nie wyszedł, więc dodam, tak, jak jest :D

~by Klara

21 komentarzy:

  1. Świetne ! <3.
    Musiałam się powstrzymać od łez.
    Masz talent, serio *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś GENIALNA!!! Piszesz najlepsze imaginy jakie kiedykolwiek czytałam!
    ~Kasiutka

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty chyba lubisz ludzi do łez doprowadzać. Pisz dalej ja czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Płakałam.. ale to jest cudne <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże ! Ty masz talent za każdym razem płaczę (: Dziękuję ci za to ♥
    Zapraszam do mnie : http://onedirectiononething1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. O Boże kobieto, ryczę przez ciebie... *_*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziekuje dziekuje dziekuje ja placze swietny imagin taki wyciskacz lez - Maja

    OdpowiedzUsuń
  8. Poryczałam się :( Piękne <3
    Natusss24

    OdpowiedzUsuń
  9. swietne ledwo sie powstzymalam dobze ze nie puscilam tej piosenki bo bym juz pewnie ryczala a le mzsz talent

    OdpowiedzUsuń
  10. swietne ledwo sie powstzymalam dobze ze nie puscilam tej piosenki bo bym juz pewnie ryczala a le mzsz talent

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest PIERWSZY imagin, który doprowadził mnie do płaczu. Akurat siedzę teraz na telefonie i nie mogłam puścić sobie piosenki, ale mam ją na telefonie, a że słucham muzyki w tym momencie to ona się włączyła akurat wtedy kiedy byłam przy wypadku.. :'( przez Ciebie teraz tak rycze.. Jesteś genialna.

    OdpowiedzUsuń
  12. odkąd czytam tego bloga po raz pierwszy popłynęły mi zły. Zaczęłam płakać od momentu" Otworzyłam pamiętnik..." włączając Verbe.
    Masz naprawdę talent, jesteś genialna:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten imagin, do tego ta piosenka... Ja się rozklejam...
    Ale jak mogłaś!!! ZABIŁAŚ ZAYNA!!!
    Elisabeth

    OdpowiedzUsuń
  14. Ledwo Powstrzymywałam się od płaczu .
    Ten imagin jest Boski. ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. boski tylko jakbys dała jakąś nastrojową muzyke

    OdpowiedzUsuń
  16. uwieżcie lub nie ale płakałam tak rzewnie . to bylo takie smutne.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jest swietny. poplakalam sie

    OdpowiedzUsuń
  18. Wspanialy, ja sie poplakalam :))

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja nie mogę...popłakałam się i to mega. To było takie straszne...i w dodatku ta muzyka. Nie no ja nie wiem no...jak można pisać tak świetne imaginy ?!
    :'(

    OdpowiedzUsuń