wtorek, 28 maja 2013

The end.


Czy nie zastanawiałyście się jak to będzie, gdy chłopcy... nasi chłopcy... nasze One Direction zakończy swą przygodę? Nie zaśpiewa już nigdy, pozostanie jedynie w naszej pamięci. Za pewne dla Ciebie to nie jest zwykły boysband. Dla Ciebie to życie, right? Dla mnie też...

"Wyobraź sobie że za kilka minut One Direction zakończy swą historię, zakończy najlepsze lata każdej Directioner.


To właśnie za kilka minut... zakończy się to co miało trwać wiecznie. Zakończy się rozdział w życiu każdej Directioner. Chłopcy siedzieli w garderobie czekając na znak, że mogą wyjść. Cały budynek wypełniał śpiew "Forever Young". Pierwszy raz od tylu pięknych lat dało się słyszeć tylko śpiew pełen bólu, śpiew najwspanialszych fanów na świecie. Chłopcy zdali sobie sprawę jak wielki błąd popełniają. To nie powinno mieć nigdy. To miało być na zawsze.

Mężczyzna z ekipy dał im znak, że to już czas, unosząc kciuk do góry. Cała piątka wzięła głęboki oddech i weszła na scenę, która miała być ich ostatnią w życiu. Uśmiechnęli się, gdy zobaczyli jak wiele osób przyszło ich pożegnać.
Nie było słychać pisków, jak zazwyczaj było a jedynie brawa i krzyki "One Direction forever together", wszyscy klaskali, nieważna kim był. Każdy zdawał sobie sparawęże to wydarzenie jest wyjątkowe. Chłopcy przywitali się z fanami i krzyknęli czy są gotowi aby przeżyć wszystko jeszcze raz. Zaczęli od najnowszych piosenek kończąc na tych pierwszych z x-factora. Kamery i kamerzyści krążyli dookoła, próbując uchwycić każdy moment, by miliony fanów na całym świecie, którzy siedzieli przed telewizorami lub monitorami, mogli przeżywać tą chwilę razem. Chłopcy mimo szlochów i bólu próbowali być szczęśliwi, ale nie udawało się im to zbytnio bo im starsze piosenki tym więcej łez u fanów jak i u nich. W przerwie między śpiewaniem, na ogromnym ekranie na scenie, puszczane były filmiki, przedstawiające najważniejsze i najśmieszniejsze momenty w karierze One Direction. Były też filmiki od fanów z całego świata, którzy w kilku słowach dziękowali i mówili za co ich kochają.

Ostatni koncert zbliżał się do końca, One Direction zbliżało się do końca. Po Viva La Vida nadeszła pora na Torn. (wyobraź sobie - jesteś tam, z nimi i słyszysz tą piosenkę -
< kliknij >) Każdy fan złapał się za ręce z osobami obok, nie ważne, jakiej płci była ta osoba, orientacji czy karnacji. Ważne było tylko to, że jesteś tu, by pożegnać One Direction. Niall, Zayn, Harry, Liam i Louis stanęli na krańcu sceny, również złapali się za ręce i patrzyli na swoich fanów, którzy mimo płaczu, dokończyli piosenkę za nich. Z ich zaczerwienionych oczu wypływały łzy, wyznaczając mokre ścieżki na policzkach.

I'm wide awake and I can see the perfect sky is torn
You're a little late, I'm already torn.

Fani powrzucali na scenę pluszaki w kształtach czterolistnych koniczynek, kotków, żółwi, marchewek i lustereczek. Każdy kształt jakby symbolizował jednego z chłopaków, gdyż na samym początku fanom właśnie tak się oni kojarzyli.


-Dziękuję. Dziękuję, że byliście z nami przez cały ten czas-wyszeptał do mikrofonu Liam. Jego głos drżał i wypełniony był bólem.


-Byliście z nami przez cały czas. Patrzyliście jak dorastamy, jak osiągamy sukces i zmieniamy się. Byliście, kiedy robiliśmy to, co kochamy-powiedział Harry, uśmiechając się przez łzy.


-Pokochaliście nas całymi sercami. Oddaliście nam sporą cześć waszych nastoletnich lat, tylko po to, by wspierać nas w tym, co kochamy najbardziej. Mimo kłótni, afer i skandali, pozostaliście z nami. Kochamy was i zawsze będziemy. Nigdy o tym nie zapominajcie. To wszystko było zawsze tylko dla was-uśmiechnął się Louis, wycierając łzy.


-Nasza podróż okazała się piękniejsza niż mógłbym sobie wyobrazić i nigdy nie będę wam w stanie za to odpowiednio podziękować. Mogę jedynie powiedzieć "Dziękuję" i "Kocham was"!-krzyknął Zayn z rogu sceny.


-Nigdy nie zapomnimy o was i o tym wszystkim. Mamy tyle wspaniałych rzeczy, które będą nam przypominać o tym, jak wspaniałe życie prowadziliśmy, mając u boku najwspanialszych fanów na świecie-dodał po chwili Louis.


-Nie potrafię ubrać w słowa to, co chciałbym powiedzieć. To wszystko zawsze było dla was. Dziękuję za każdą chwilę, każdy uśmiech i każde słowo, które poświęciliście nam. Nigdy nie kochałem nikogo mocniej niż was, directioners, i za pewne nigdy nie pokocham-zakończył Niall wybuchając płaczem. Jego ręce trzęsły się jak oszalałe, i mikrofon wypadł mu z ręki.


Hala pokryła się ciemnością, wszystkie światła zgasły, wszyscy umilkli. Ekran za chłopcami rozjaśnił się, a po chwili wyświetliły się ich przesłuchania.





I'm Harry Styles.
I'm Niall.
I'm Zayn.
Hi, my name is Louis Tomlinson.
I'm Liam.





Światła ponownie rozbłysły, oświetlając scenę. Chłopcy stanęli w małym kółku, przytulając się i płacząc w swoje szyje oraz ramiona. To był ich ostatni grupowy uścisk, zanim każdy odejdzie w swoją stronę, próbując odnaleźć się w normalnym życiu. Ostatni uścisk, jako najbardziej znany boysband w historii.


Stanęli na krańcu sceny. Ich twarze były już opuchnięte i zaróżowione od płaczu. Trzęsącymi się rękoma przyłożyli mikrofon do ust i drżącym głosem powiedzieli:


-Żegnajcie, byliśmy One Direction.


Stali, wciąż patrząc na fanów, którzy płacząc, klaskali i krzyczeli nazwę ich już byłego zespołu. Stali, nie pozwalając sobie nawzajem odejść. Czas wydał się jakby zatrzymać. Świat zdał się zatrzymać tylko po to, by pożegnać piątkę chłopców, którzy zaczynali, mając tylko marzenia, by stać się wokalistami.


Pierwszy ze sceny zszedł Harry, nie będąc już w stanie patrzeć na ból w oczach fanów i swoich przyjaciół, swoich czterech braci, których pokochał całym sercem. Tuż za nim podążył Louis, łapiąc go za rękę i splątując ich palce w pocieszającym geście. Z ich oczu wciąż płynęły łzy, które nie ułatwiały im widoczności. Po chwili dołączyli do nich Zayn i Liam, którzy również nie mogąc patrzeć na tęskne i nieco zawiedzione spojrzenia fanów, zbiegli ze sceny, potykając się o własne nogi, gdyż płacz i śluz z nosa zasłoniły im wszystko. Ostatni wszedł do szatni Niall, gdyż jeszcze przez chwilę stał na scenie, patrząc na rozciągającą się na wiele setek metrów widownię. Machał do fanów, a z jego policzków kapały łzy, które spadały na ziemię, rozpryskując się. Machał, zastanawiając się, jak to się stało, że to jest koniec, skoro to miało być wieczne.


W szatni, Louis obejmował ramieniem Harry'ego, który siedział na kanapie i trząsł się i co chwilę zanosił się coraz głośniejszym płaczem. Liam siedział pod ścianą, opierając łokcie na kolanach. Po jego policzkach spływały łzy. Dopiero teraz naprawdę uderzyło w niego, że to koniec wszystkiego. Po pokoju chodził Zayn. Jego białka były przekrwione i zaczerwienione od płaczu. Policzki miał różowe i wilgotne. Nerwowo próbował odpalić papierosa, nie przejmując się tabliczką, która tego zakazywała. Zapalniczka nie działała, dlatego ze złością cisnął nią o ścianę, a po chwili osunął się na kolana i zaczął wyć żałośnie.


Niall wszedł powoli wycierając łzy, śpiewając tylko cicho:

Forever young, I wanna be forever young
Do you really want to live forever, forever or never?

To na zawsze już koniec, przepraszamy was i... Dziękujemy wam Directioners za wsparcie i za miłość."
całość skopiowana; oryginał:  http://www.twitlonger.com/show/n_1rkgu67



No właśnie. 
Zapewne domyślacie się, że to nie jest zwykły imagin, zwyczajny post. I nie pomyliliście się.
Nadszedł czas rozstania.
Wiem, że tymi słowami w jakiś sposób Was krzywdzę, ale nie podołałam. Na tę decyzję miało wpływ mnóstwo czynników, poczynając od szkoły, kończąc na chęciach i wenie. Nasz skład pomału się wykruszał, najpierw odeszła Julia, później Natalia… Teraz czas na mnie. Nie chcę Was zamęczać koszmarnymi opowiadaniami, jako że to nie sprawia przyjemności ani mnie, ani Wam.
Chciałam podziękować trójce wspaniałych redaktorek, bez których ten blog by nie istniał. Ale najważniejsze podziękowania składam Wam, czytelnikom, którzy byliście z nami, czytaliście, komentowaliście, ocenialiście. To było naprawdę cudowne 13 miesięcy, ale wszystko ma swój koniec.
Każdego dnia, o każdej porze każda z redaktorek może tu wrócić. Kto wie, może kiedyś dane nam będzie spotkać się w tym samym gronie i napisać coś ponownie, choćby kilka słów.
Może kiedyś ogłoszę nabór, poproszę Was o pomoc w ponownym ‘rozkręceniu’ bloga.
Może. Ale dość z gdybaniem.
Bloga http://imaginy-one-direction-fans.blogspot.com/ uważam za zamkniętego.


Po raz ostatni <?>:
~ by Klara.

środa, 15 maja 2013

# 235. Liam.


To niewyobrażalnie niepojęte, jak w ciągu kilku minut można znienawidzić podwójną, ciągłą linię i przeciągły pisk. Kiedyś – urywany, piszczący dźwięk nadziei. Teraz – nuta przywodząca na myśl żałobę, koniec wszystkiego.
Mieliśmy mieć dla siebie dni, miesiące, lata. Czas miał mijać wolno, mieliśmy rozkoszować się rozkwitającymi kwiatami, prażącym słońcem, kolorowymi liśćmi, śnieżnobiałym puchem.
Nie płakałem. Tak naprawdę nie docierały do mnie wydarzenia dziejące się od ponad doby. To niemożliwe, niewyobrażalne, przerażające…
Ciskałem epitetami, niepojętymi jak cała ta sytuacja. Bo to nierealne.
Odsunąłem taboret, na którym przysiadłem. Musiałem stąd uciec, upewnić się, że to wszystko to jakiś niemądry, kiepski żart. Rozplotłem palce mojej ukochanej i moje, po czym opuściłem salę. Minąłem chłopaków, płaczącą matkę [T.I.] i wybiegłem z miejsca, które od dziś będzie dla mnie twierdzą, miejscem, w którym wszystko się skończyło.
Obiecałaś być. Obiecałaś mnie nie opuszczać. Miałaś być obok mnie na wieki. Czymże są te słowa teraz, kiedy przyszło mi się zmierzyć z końcem wszechświata?
Wybiegłem na istną ścianę deszczu, rozglądając się po okolicy, w niewiedzy przeczesując pamięć, w nadziei olśnienia. Gdzie miałem się udać?
Nogi same prowadziły mnie do odległego miejsca. Biegłem, a minuty mijały. Cóż znaczą teraz sekundy? Czym jest czas, który przyjdzie mi spędzić w samotności?
Deszcz mieszał się z moimi łzami, które pojawiły się pod moimi powiekami, jakby dopiero teraz mogły uwolnić mnie od rozgoryczenia i smutku.
Z każdą minutą byłem coraz bliżej granic miasta. Wbiegłem do małego lasu, tuż na obrzeżach Londynu, pozwalając nogom prowadzić się w głąb zielonego gaju.
- Obiecasz mi coś?
- Wszystko.
- Nie chcę wszystkiego. Chcę tylko jednego. Żebyś był.
- Na zawsze.
Gałęzie były skutecznym baldachimem, ochraniającym mnie przed opadem, który nadal zraszał miejsce mojego pobytu. Dotarłem do wysokiej sosny, zatrzymałem się koło niej i uczyniłem trzy kroki w lewo. W dziupli sędziwego dębu tkwiła nadal wiązka kwiatów i jedna, interesująca mnie rzecz. Wyjąłem ją delikatnie, uważając, by się nie rozpadła i wpatrywałem się w nią z nadzieją dostrzeżenia prawdy, nadziei.
Na tafli jeziora tworzyły się delikatne fale, których powodem był nadal padający deszcz. Wolnym krokiem przemierzyłem drewniany mostek i wsiadłem do mokrej już do cna łódki, która pomieścić mogła tylko dwie osoby. Dwie konkretne osoby.
Twoje palce zacisnęły się na mojej koszuli, a ja wzmocniłem uścisk. Bałaś się.
- Co teraz? – kwiliłaś, ocierając łzy.
Nie umiałem odpowiedzieć. Ale wiedziałem, że będziemy walczyć. Nie poddamy się.
- Będziemy walczyć. Dla tych dni, którymi los nas obdarzy, dla wspomnień, marzeń, planów.
- Razem.
Pokonanie kilku metrów nie były trudne. Wiosła z łatwością przecinały wzburzoną taflę jeziorka. Nim się spostrzegłem znajdowałem się już na środku zbiornika, chłonąc zimny deszcz i nadal nie spuszczając wzroku z twojej korony. Uśmiechałaś się, kiedy ją trzymałaś, kiedy dotykałaś delikatnych ozdób, kiedy wkładałaś ją na czubek głowy.
Nigdy nie zapomnę, jak twoje włosy lśniły w świetle słońca, jak unosił i plątał je wiatr, powodując u ciebie frustrację. Delikatnie piegi wieńczące twój nosek, który marszczył się wraz z uśmiechem, powodowały, że wyglądałaś jak leśny elfik.
Uśmiechałaś się do mnie. I to wystarczyło.
Wziąłem wianek  do rąk. Płatki ususzonych kwiatów delikatnie drżały pod wpływem moich trzęsących się dłoni. Już teraz, po kilku minutach braku ciebie popadałem w nostalgię. Stanąłem na łodzi, utrzymując równowagę. Deszcz nadal padał, spływał po mojej twarzy, szyi, dłoniach, ale ignorowałem krople, które dawały mi nawet swego rodzaju ulgę.
Podniosłem twarz ku górze i spojrzałem w niebo, które odsłaniały korony drzew. Przez ciężkie chmury zaczynało przebijać się słońce.
- [T.I.]…
- Jestem tu, kochanie.
- Wiem, że cię zawiodłem. Nie dałem ci oparcia. Złamałem się.
- Liamie, jesteś najdroższym człowiekiem, jakiego spotkałam. Nie myśl, że mam ci coś za złe. Jakże bym mogła?
- A jednak. Przepraszam.
- To ja przepraszam. Nie dałam rady, nie wytrwałam. Okazałam się za słaba.
- Jak możesz tak mówić?
- Już mnie nie ma. Nie ma mnie z tobą, Liamie. Przegrałam.
Przełknąłem ślinę i przymknąłem oczy, przywołując obraz ukochanej.
- Pomyślałem, że chciałabyś mieć go przy sobie. Należy do ciebie, zawsze go ubierałaś, będąc przy mnie.
Wierna mistyfikacja o twoim wyglądzie, którą miałem przed oczami, uśmiechnęła się delikatnie. Twoje słowa niósł delikatny wiatr. A może były one tylko moim wymysłem?
- Dziękuję. Liamie…?
- Tak?
- Nie zapomnij o mnie, proszę.
Snop promienia słonecznego padł na dziób łódki. Przysunąłem się bliżej niego, po czym położyłem delikatnie wianek na tafli wody, popchnąłem go w bliżej nieokreślonym kierunku i mruknąłem tylko, mając nadzieję, że usłyszysz:
- Nigdy, [T.I.].


~by Klara. 

 Musicie mi wybaczyć denną fabułę. Przepraszam. Znalazłam tego imagina w zbiorze z lutego '12 roku, poprawiłam tylko błędy, bo nie dałabym rady nic nowego napisać. :) Przepraszam, że ponownie smutny. Nie chciałam. ;c
 W przyszłym tygodniu nie dodam nowego opowiadanka, gdyż wyjeżdżam na wycieczkę. ; ))
 PS: Podekscytowane niespodzianką od 1D? :D Ja osobiście - strasznie. Jak myślicie, co to będzie? x

poniedziałek, 13 maja 2013

# 234. Niall.

Pamiętam…
Jeszcze te kilka ostatnich chwil spędzonych w Twoim towarzystwie. Pamiętam dokładnie każdą minutę. Widzę Twoje podkrążone oczy, a Twoja tęczówki nie dają takiego blasku, nie widzę w nich radosnych iskierek.
Mówią, że oczy są odzwierciedleniem naszej duszy.
Jeśli to prawda, to byłeś wrakiem. Twoja egzystencja nie była pusta, pozbawiona jakichkolwiek dóbr. Byłeś wartościowym, niezniszczonym człowiekiem. Miałeś przyjaciół, rodzinę, mnie. Wierzę, że byłeś dla mnie idealny. Nadal jesteś. Kochanie ja nadal trzymam Cię w sercu. Nadal rozpamiętuję Twoją stratę. Nadal czuję ból. Nadal nie umiem się pogodzić z tym, co zaszło.
Jak co dzień w Londynie padał deszcz. Wróciłam z pracy, rozłożyłam mokre ubrania na ciepłym kaloryferze i położyłam się na wygodnej sofie. Po chwili podniosłam się z niej i usiadłam na parapecie.  Spoglądałam tęsknie w okno. Wypatrywałam Twojej sylwetki, pośród ludzi spieszących się do domów i zasłaniających swoje głowy gazetami, tym samym próbując uchronić się przed kroplami deszczu. Oparłam głowę o ścianę i westchnęłam z rezygnacją. Kolejny raz się spóźniałeś. Nie miałam Ci tego za złe. Wiedziałam jak wiele poświęceń wymaga Twoja praca. Usłyszałam trzask drzwi. Momentalnie uniosłam się w górę i wyprostowałam jak struna. Spojrzałam w stronę, z której dochodził hałas. Stałeś tam Ty, cały mokry i czerwony ze złości. Wolno do Ciebie podeszłam i przytuliłam Cię. Nie zwracałam uwagi na to, że pomoczysz mi suche ubrania. Potrzebowałeś mojej bliskości. Zadarłam głowę w górę i spojrzałam w Twoje błękitne oczy.
- Co się stało? – zapytałam z troską i pogłaskałam Cię delikatnie po policzku.
- Wyjeżdżamy w trasę – burknąłeś w moją stronę i z Twojego policzka spłynęła jedna łza, a za nią potoki świeżych, których nie hamowałeś. Spojrzałam na Ciebie ze smutkiem w oczach. Wiedziałam, że nie chcesz jechać, że najchętniej zostałbyś tutaj, w Londynie. Nie potrzebowałeś mi tego mówić, Twoje oczy zdradzały wszystko.
- Będzie dobrze – pocieszyłam Cię. Przenieśliśmy się z rozmową do kuchni. Usiadłeś na stołku i ukryłeś twarz w dłoniach.
- [T.I.]!  nic nie będzie dobrze! – wykrzyknąłeś wściekły – wyjeżdżamy jutro. O 10 mamy samolot.
Spojrzałam na Ciebie z niedowierzaniem i osunęłam się po ścianie. Nie rozumiałam czemu chcą mi Cię zabrać tak nagle. Czemu nie powiedzieli mi nic wcześniej? Czemu to ukrywali? Wyszłam z kuchni i wróciłam do salonu. Zajęłam moje stałe  miejsce i tak jak przed Twoim przyjściem usiadłam na parapecie.
- Przepraszam – usłyszałam Twój cichy szept nad moim uchem. Odwróciłam się wolno w Twoją stronę i złożyłam długi pocałunek na Twoich ustach.
-  To w końcu Twoja praca- rzekłam i poszłam na górę.
Jeszcze czuję smak Twoich ust na moich. Czuję ich delikatną fakturę, miękkość, pełny kształt. Uwielbiałam Twoje długie pocałunki, którymi pokazywałeś jak bardzo Ci na mnie zależało.
- Zadzwonisz? – spytałam się i zaglądnęłam w Twoje oczy. Widziałam w nich ból.
- Obiecuję -  uśmiechnąłeś się blado i po raz ostatni mnie pocałowałeś. Wylewałam potoki łez, moczyłam Twoją świeżą koszulkę i na końcu patrzyłam jak odchodzisz w stronę hali odlotów. Bałam się o Ciebie.
Wróciłam do domu rozkojarzona i zmęczona. Poszłam się umyć. Zrobiłam sobie kolację i usiadłam w salonie, na kanapie. Włączyłam telewizor. Przełączałam kanały aż w końcu natrafiłam na wiadomości. Kiedy usłyszałam ich treść zemdliło mnie. Prezenter opowiadał  o młodym, brytyjsko –irlandzkim boys bandzie , którego samolot rozbił się niedaleko lotniska we Frankfurcie. Jedzenie, które przed chwilą zjadłam podskoczyło mi do gardła. Cały czas tliła się we mnie nadzieja, że to tylko nieudolny żart. Dopiero, gdy mój telefon się r0zdzwonił, przekonałam się, że to nie żart. Po odebraniu pierwszego połączenia i rozmowie z moja przyjaciółką aparat wypadł z mojej ręki, a ja zaniosłam się szlochem. Pobiegłam na górę i szybko wpakowałam do małej walizki najpotrzebniejsze rzeczy.  Cały czas nie docierało do mnie co się tak naprawdę stał. Strzępki informacji, bałagan i mętlik w głowie. Samolot, 12:37 , katastrofa, Frankfurt, śmigłowiec, szpital, Londyn, sala operacyjna. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do najbliższego i największego szpitala w Londynie. Wybiegłam jak poparzona z auta i sprintem dobiegłam do Twojej Sali.
Jeszcze mam ten obraz. Nadal Cię widzę. Takiego smutnego, chorego, poranionego, pod tą aparaturą, tysiącem kabli i urządzeń. Tak bardzo chciałam się z Tobą zamienić. Skrócić Twoje cierpienie. Gdybym mogła przejęłabym je na siebie.
Pielęgniarka wskazała mi Twoją salę. Po chwili już tam byłam. Trzymałam Cię za rękę. Na chwilę otworzyłeś oczy, wtedy zauważyłam jaki zmęczony i wycieńczony jesteś. Odgarnęłam Twoje jasne włosy z czoła i spojrzałam na Ciebie. Uścisnąłeś lekko moją dłoń i wyszeptałeś:
- Kocham Cię.
Twoje piękne oczy powoli się zamykały. Aparatura zaczęła piszczeć, lekarze przybiegli do Sali, wyprosili mnie z niej. Słyszałam krzyk pielęgniarek, sanitariuszy. Po chwili lekarz wyszedł z Sali i smutnym głosem oznajmił mi:
- Bardzo mi przykro – wypowiedział tą znaną regułkę i odszedł zostawiając mnie samą. To były ułamki sekund, kiedy straciłam wszystko.  Patrzyłam tępym wzrokiem w białą ścianę, i osuwałam się powoli na podłogę.  Schowałam twarz, podkuliłam nogi i pozwoliłam łzom  cieknąć.
Jeszcze widzę Ciebie jak przez mgłę. Chciałabym wrócić do tych momentów, kiedy mnie denerwowałeś, albo kiedy próbowałeś tej swojej miny zbitego psa, by wyłudzić ode mnie kanapkę. Niall, Niall.
Twój pogrzeb. Nie chciałabym go pamiętać, nie chciałabym go nawet wspominać. Moje wspomnienia są tak niewyraźne, jak rysunek namalowany przez pięcioletnie dziecko.
Weszłam do Kościoła, ubrana na czarno. Z bukietem czerwonych róż. Takie jak kochałeś. Pamiętam jak mi powtarzałeś, że na swoim pogrzebie chciałbyś mieć właśnie takie kwiaty. Wtedy śmiała się z Ciebie. Pamiętasz? Nie wierzyłam, że umrzesz wcześniej ode mnie. To stwierdzenie było tak paradoksalne.
Z kamienną twarzą usiadłam w ławce, koło Twojej mamy. Kobieta ledwo się trzymała. Wstrząsały nią spazmatyczne drgawki i nieopanowany szloch. Na środku Kościoła stała Twoja trumna, w której leżałeś. Była otwarta, tak, by każdy mógł się z Tobą pożegnać. Podeszłam wolno do brązowej trumny. Byłeś ubrany w czarny garnitur, w ręce trzymałeś czerwoną różę. Pochyliłam się nad Tobą, spojrzałam na Ciebie. Miałeś zamknięte oczy, Twoje usta były sine, a ciało zimne jak kamień. I dopiero wtedy do mnie dotarło. Że już nigdy się nie zaśmiejesz, nigdy już nie spojrzę w te Twoje piękne, błękitne jak bezchmurne niebo oczy. Nigdy nie dotknę Twoich idealnych włosów, a moje wargi nigdy już nie złączą się z Twoimi. Z moich oczu zaczęły wyciekać łzy, kapały na mój płaszcz. Nie mogłam ich powstrzymać. Twój brat odciągnął mnie od trumny. Nie mogłam pogodzić się z Twoim odejściem, byłam jak otumaniona. Patrzyłam na ołtarz i starałam się w nim doszukać czegoś, co zwróciłoby moją uwagę. Zadzwoniły dzwonki, tym samym wybijając mnie z transu. Ksiądz odmówił modlitwę, przeprowadził mszę. Nadszedł czas. Od tyłu weszli jacyś mężczyźni  w czarnych szatach. Podnieśli wieko i powoli ustawili je na trumnie. Patrzyłam na nich oszołomiona. Chciałam do nich podbiec, powiedzieć, że Ty się zaraz obudzisz. Chciałam ich prosić, żeby mi Cię nie zabierali. Po raz kolejny zatrzymał mnie Twój brat. Jego żona wzięła mnie w objęcia i tuliła  jak małe dziecko. Wyszliśmy z Kościoła, a gdy tylko Twoja trumna przekroczyła próg Kościoła z nieba lunął deszcz. Przez myśl przemknęło mi zdanie, które wypowiadała moja mam za każdym razem, gdy ktoś umierał. Ktoś ważny. „ Pan Bóg płacze kochanie.” Może to i racja?  Szłam za Księdzem i przez cały czas pochodu mój wzrok był wbity w trumnę. W Twoją trumnę. Ułożyli ją na podeście i powoli spuszczali do wcześniej wykopanego dołu. Chciałam krzyczeć. Krzyczeć, że są głupi, że Ty tutaj jesteś, że przecież Ty zaraz wstaniesz i rzucisz mi się w ramiona. Ale to i tak nic by nie dało. Twoja trumna została ułożona w grobie. Rzuciłam bukiet róż do dołu. Tęsknym wzrokiem patrzyłam w tamtą stronę. Wiesz jaką miałam ochotę wskoczyć tam do Ciebie? Jak bardzo pragnęłam znaleźć się koło Ciebie?
Jeszcze czuję smak Twoich ust, ostatni pocałunek jak przez mgłę. Czuję Twoje silne ramiona otulające mnie, gdy było zimno. W których czułam się bezpiecznie. W których chciałam budzić się codziennie, zasypiać i umierać. Chciałam słyszeć Twój delikatny głos usypiający mnie jak najpiękniejsza kołysanka. Chciałam byś już zawsze grał mi na gitarze i obdarowywał mnie swoją miłością. Nie wiem dlaczego, ale zawsze myślałam, że będziemy nieśmiertelni. Że nic nie będzie w stanie nas rozdzielić. Dzisiaj przypominam sobie słowa Księdza:
Dzieci! Śmierć niczego nie zmienia. To okres przejściowy. Każdy ma zadanie, tutaj na Ziemi.  Każdy musi je wypełnić. Jeśli to zrobi będzie spełniony, jeśli nie, Bóg daje mu kolejną szansę. Nie lękajcie się. Pomyślcie, że nasi bliscy, którzy odeszli na tą drugą stronę, czują się lepiej. Człowiek chce wiedzieć wszystko, znać odpowiedź na każde pytanie. Śmierć jest niewytłumaczona, dlatego tak bardzo jej się boimy. Nie jesteśmy nieśmiertelni, ale jaki sens miałoby życie, gdyby kończyło się wraz ze śmiercią? Jaki? Żadnego. Dlatego życie na Ziemi to tak naprawdę przedsmak życia. Życia wiecznego.  Zapamiętajcie. Cokolwiek by się działo, nie smućcie się. Bądźcie silni, nie dajcie się przestraszyć. Śmierć chce Was zniszczyć, bo wie, że w starciu z dobrem nie ma szans. Nie pozwólcie jej wygrać.
Miał rację. Dzisiaj, kiedy codziennie przychodzę na Twój grób, kochanie,  potrafię siedzieć godzinami, płakać i użalać się nad losem. Ale zawsze zanim pójdę do domu, dziękuję Bogu, że pozwolił mi poznać czym jest prawdziwa miłość, jak bardzo w życiu jest ważna i dziękuję losowi, że na mojej drodze postawił Ciebie.
Na zawsze w moim sercu, Niall. Kocham Cię, [T.I.]
______________________________________________
Na dzisiaj żegnam się z Wami na 3 tygodnie. Za tydzień wyjeżdżam na wycieczkę do Londynu, więc to jasne, że nie będę miała czasu napisać czegokolwiek, a do tego dochodzi jeszcze szkoła i oceny, które wyglądają cóż  nie za ładnie. Jeszcze jedna prośba. Czy jest tutaj jakaś uzdolniona i kochana dziewczyna albo nawet więcej, która mogłaby zrobić mi szablon i nagłówek do mojego opowiadania. Z Harrym zaznaczam:) Zgłaszajcie się tutaj : agacia1805@gmail.com



~by Agata.

wtorek, 7 maja 2013

# 233. Louis.


- A pamiętasz, kiedy…
kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy?
To było wczesną jesienią, słońce wisiało wysoko nad horyzontem. Otworzyłam drzwi szkoły, a ty je popchnąłeś. Chciałeś wyjść, ja natomiast miałam w planach odwiedzenie sekretariatu. Nerwowo ustępowaliśmy sobie drogi, chcąc, by to drugie przeszło pierwsze. Zakończyło się to wybuchem śmiechu i wyminięciem się w dużo bardziej wyważony sposób.
- Jestem Louis – przedstawiłeś się, wyciągając ku mnie dłoń, którą ujęłam i szczerząc się w szerokim uśmiechu.
- [T.I.] – odrzekłam, odwzajemniając gest.
- Jesteś nowa, tak?  - zapytałeś, chowając ręce do kieszeni spranych spodni.
Pamiętasz, kiedy chodziłam za tobą krok w krok, pytając o nauczycieli, uczniów, pracowników szkoły? Gdy bałam się, że nie przypadnę ludziom do gustu, będą mną pomiatać? Wtedy mnie pocieszyłeś, nie pozwoliłeś mi tak myśleć, bo nie sądziłeś, że ktoś tak nieszkodliwy jak ja mógłby komukolwiek ‘zaleźć za skórę’.
… kiedy spędzaliśmy ze sobą czas?
- O 4 u mnie! – krzyknąłeś, wbiegając do swojego domu.
Zaraz po lekcjach gnałam do mieszkania, prędko odrabiałam lekcje, pochłaniałam obiad i biegłam na spotkanie z tobą. Nie wyobrażałam sobie popołudnia bez twojego towarzystwa, byłeś jak mój brat, którego los mi poskąpił. Mimo, że na dworze dokuczał mróz, biegaliśmy po parku, rzucaliśmy się w fałdy śniegu, zdobiąc je odciskami naszych ciał i śmiejąc się z całokształtu dzieła. Później przeklinaliśmy ten szczeniaki pomysł, jako że śnieg topniał na nas, pozostawiając nasze ubrania przemoczone.
Ale było wspaniale. Było wspaniale spędzać z tobą godziny, dni, miesiące, lata.
… kiedy byliśmy obok siebie w trudnych chwilach?
Do tej pory pamiętam zapach miętowej herbaty, który roznosił się po całym moim mieszkaniu, kiedy leżałam w salonie pod płachtami kołdry, drżąc z zimna. W telewizji leciała jakaś durna telenowela, którą przekładał na nasz język lektor, a jego głos zaczynał mi już porządnie działać na nerwy. Biegałeś pomiędzy kuchnią a salonem, kursując z nową gorącą herbatą, przynosząc mi termometr, leki, nowe okłady na gorące czoło. Z tobą nawet choroba była niestraszna, którą, na marginesie, nabywałam dzięki twoim, o zgrozo, genialnym pomysłom. Wiedziałeś, że nie lubiłam siedzieć bezczynnie i nawet z czterdziestostopniową gorączką zajmowałeś mnie grą w ‘Bingo’.  Ledwie mówiłam, gdyż moje gardło dawało mi się porządnie we znaki, jednak potrafiłam wydrzeć się na ciebie, kiedy oszukiwałeś grając w karty.
… kiedy pomagaliśmy sobie nawet z błahymi problemami?
- Nigdy nie polubię matmy – jęczałeś, rzucając długopisami, gdy dokuczał ci układ równań.
Siedziałam z tobą wieczorami, tłumacząc ułamki, funkcje, czy twierdzenie Pitagorasa, co zaskutkowało dobrą, końcoworoczną oceną z tego przedmiotu. Rozbawiałeś mnie, kiedy by się upewnić sprawdzałeś, ile to 1+1, gdy w wypracowaniu z angielskiego celowo przekręcałeś słówka, chcąc wyrwać mnie z otępienia, bawiąc się w grę słowną. Udowodniłeś, że nadajesz na tych samych falach co ja, co jest nie lada wyczynem.
… kiedy działałeś mi na nerwy?
- Nie idę z tobą do żadnego kina – cedziłam dobitnie słowo po słowie i obserwując, jak na twoją twarz wpływa grymas rozczarowania.
Miewałam dni, które potrafiłam przesiedzieć na parapecie w swoim pokoju, słuchając muzyki, nie odzywając się do nikogo. Często chciałeś się wtedy ze mną rozerwać, proponując kino, kręgle, nawet centrum handlowe. Wszystko, byleby nie siedzieć w czterech ścianach.
… kiedy wspierałam cię w twoich decyzjach?
If ever there was a doubt
My love she leans into me
This most assuredly counts
She says most assuredly*
Twój głos toczył się echem po moim mieszkaniu, kiedy robiłam herbatę. Żartowałeś, że wybierzesz się do XFactora, zrobisz międzynarodową karierę, weźmiesz mnie ze sobą, kiedy pojedziesz na światowe turnee…
- A dlaczego nie? – spytałam któregoś wieczora, dopijając herbatę.
Nieomal rozlałeś resztę swojej, słysząc moje pytanie.
Nie wierzyłeś w swoje możliwości, kto wie, może nie chciałeś w nie uwierzyć. Wałkowaliśmy ten temat wiele razy, za każdym razem powtarzałam to samo, a ty za każdym razem mnie wyśmiewałeś. Śpiewałeś dla mnie, dla siebie, dla swojej rodziny. Mówiłam ci, żebyś się otworzył. Nie chciałeś.
Do czasu.
… kiedy pomogłam spełnić ci twoje marzenia?
- No idź – szepnęłam, popychając cię w stronę sceny, mocno zaciskając kciuki. Zauważyłam, jak twoje pięści bezwiednie zacisnęły się na mikrofonie podanym przez jednego z mężczyzn odpowiadających za obsługę techniczną. – Wierzę w ciebie.
Spojrzałeś na mnie z obawą, mocno zestresowany. Stanąłeś w wyznaczonym polu na środku sceny, przedstawiłeś się komisji i odprężyłeś się, kiedy z głośników zaczęła płynąć delikatna melodia. Śpiewałeś, zapominając, że stoisz przed tysiącem ludzi. Byłeś w swoim niebie.
… kiedy mnie zostawiłeś?
Pierwsze tygodnie spędzone w XFactorze, coraz rzadsze telefony… Zapomniałeś o mnie. Stałam się dla ciebie starą znajomą, kimś, kto nie był na tyle prestiżowy, by mógł zadawać się z Louisem Tomlinsonem, będącym u szczytu kariery. Pamiętasz? Byłam na każde twoje zawołanie. Przychodziłam do ciebie nawet o 3 w nocy, tłumaczyłam lekcje, pocieszałam, byłam jak siostra.
- Ale tego już nie ma. Nie ma naszej przyjaźni, wspólnie spędzonego czasu. To minęło.
Nie zmieniłam wyrazu twarzy. Odwróciłam się tylko na pięcie i zostawiłam cię pośrodku placu. Tego nie ma. Twój proszący wyraz twarzy tego nie zmieni, oczy pełne bólu już na mnie nie działają. Ja czułam ten ból przez ponad dwa, długie lata. Te chwile nie wrócą. Odszedłeś z własnej woli.
“Tak bardzo się boję, że przyjdzie dzień, gdy już Ciebie nie zobaczę,
że znikniesz jak każdy, kto był dla mnie ważny.”
* The Fray – Look After You


~ by Klara.