wtorek, 31 lipca 2012

# 112 . Louis .


Maj. Jakże piękny miesiąc.  Za oknem świeciło radosne słońce, ptaki odprawiały głośne koncerty i umilały mi nudną lekcję polskiego. Nauczycielka omawiała strasznie nijaki wiersz, który był dla mnie kolejnym tandetnym wręcz opisem czyjś uczuć. Głośno westchnęłam ukazując innym moje znudzenie. Wyciągnęłam nogi i rozłożyłam się na krześle. W sali było raptem pół klasy, bo reszta pozwoliła sobie na wagary. Podparłam głowę na ręce, kierując swój wzrok na rozgadaną nauczycielkę. „Że jej się chce”- pomyślałam. Na ławkę upadła jakaś zmięta karteczka. Odwróciłam się, by zobaczyć od kogo. Louis uśmiechnął się szeroko i poruszył śmiesznie brwiami, dając mi do zrozumienia, że papierek jest od niego. Rozwinęłam tekturkę i cicho przeczytałam. „Wstań i zobacz jak siedzisz! xD”. Zakryłam usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem. To były słowa naszej nauczycielki od fizyki, które zawsze kierowała do Tomlinsona. Spojrzałam w jego stronę i uniosłam kciuka do góry.
-A teraz otwórzcie zeszyty ćwiczeń i rozwiązujcie zadania ze str. 68.- rzekła psorka i usiadła przy biurku- No to może kogoś zapytamy. Louis!
Chłopak wstał, podszedł do tablicy i się wyprostował, co spowodowała cichy śmiech na sali. Zamiast wykonywać polecenie nauczycielki, wpatrywałam się w przyjaciela, który znał odpowiedzi na każde pytanie.
-Dobrze. Napisz jeszcze przypadki.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Wiedziałam, ze Lou nie przepuści żadnej okazji do wygłupów. Czułam, że jak zwykle wywinie jakiś numer. Chłopak bez trudu wykonał zadanie i jeszcze odmienił jakieś słowo.
-Piątka- powiedziała zrezygnowana nauczycielka, która zapewne chciała wstawić komuś jakąś jedynkę.
-Są jeszcze trzy przypadki, których zapewne pani nie zna. – dodał Louis
-Jakie?- zdziwiła się.
-Wykopnik- Kto? Kogo?, Łapownik- Kto? Komu? I…- spojrzał prosto w moje oczy- Intymnik. Kto? Z kim?
Uczniowie roześmiali się, stukając w ławki i klaszcząc. Chłopaki krzyczeli: „Niezłe”, „Uuuu” i „Ciekawe z kim robisz ten intymnik!”. Louis usiadł, a po chwili zadzwonił dzwonek. Wyszłam z sali jako jedna z ostatnich. Przyjaciel objął mnie ramieniem, zabrał moją torbę, którą przewiesił sobie przez ramię. Udaliśmy się do mojego domu.
-Jak zwykle wszystkich rozbawiłeś. Dzięki. Umiliłeś mi tę lekcję- rzekłam, rzucając się na łóżko.
-Taaa…- przeciągnął, przeczesując sobie palcami włosy.
-Intymnik będzie hitem tego miesiąca. Ba, a nawet roku!- dodałam.
Chłopak ujął moją twarz w dłonie, zmuszając mnie bym na niego popatrzyła. Odgadłam jego zamiary i lekko się uśmiechnęłam.
-Kto?- zapytał.
-Ty- odrzekłam.
-Z kim?
-Ze mną?
-Co robi?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Lou delikatnie mnie pocałował.
-Kocha się- rzekł, mocno mnie przytulając.
Odsunęłam się jak oparzona.
-Coś ty powiedział?- krzyknęłam.
-Kocham cię!- odparł, zdziwiony moją reakcją.
-Co innego usłyszałam - burknęłam.
Tomlinson objął mnie ramieniem i powiedział ze śmiechem:
-A podobno to faceci mają nieczyste myśli. Ale skoro nalegasz- poruszył śmiesznie brwiami.
Uderzyłam go w ramię, obdarzając go jednym z moich najpiękniejszych uśmiechów.



~by Natalia

poniedziałek, 30 lipca 2012

# 111 . Niall .


- Halo? – spytałam lekko zaspanym głosem, odbierając telefon. Była ósma rano, litości!
- [T.I], tu Jessica East, pamiętasz mnie jeszcze?
- Jess ? – poderwałam się. – To naprawdę ty? – zaśmiała się.
- Słuchaj, jest taka sprawa. Organizuję dziś o dwudziestej spotkanie całej naszej klasy z liceum. Wpadniesz?
Zamyśliłam się. Jednak myśl na widok moich dawnych przyjaciół, zwyciężyła nad wahaniem.
- Jasne. Podaj tylko adres. – uśmiechnęłam się, wyciągając kartkę i długopis z szuflady.
*
Wzięłam głęboki wdech i weszłam do budynku, gdzie odbywało się spotkanie. Poprawiłam ramiączko sukienki, weszłam po ogromnych schodach na górę. Po chwili znalazłam pomieszczenie 303 w którym wszyscy mieli się stawić. Już stąd słyszałam wesołe pokrzykiwania, rozpoznałam głosy kilku osób. Otworzyłam drzwi i wszyscy odwrócili się w moją stronę. Zszokowanie zastąpiły okrzyki radości, uściski i pytania o życie. Odpowiadałam ze śmiechem, po kolei każdego przytulając. Rozejrzałam się ostrożnie po sali, ale z ulgą stwierdziłam, że jego tu nie ma. Gdy wszyscy trochę się uspokoili i powrócili do swoich wcześniejszych zajęć, wzięłam Jessicę, moją dawną najlepszą przyjaciółkę, pod rękę. Schyliłam się, nie chcąc, by ktoś nas usłyszał.
- Czy on będzie? – nawet nie wymówiłam jego imienia, ale Jessica znała mnie doskonale, więc wiedziała o kogo chodzi.
- Dzwoniłam do niego, ale nie powiedział, czy pojawi się na pewno. – odetchnęłam, ale nie na krótko. Bo wtedy ponowie otworzyły się drzwi, w których stanął blondyn o niebieskich oczach z uśmiechem na twarzy. Wszyscy rzucili się tak jak poprzednio na mnie. Zamarłam. Niall. Ten, którego przyjścia tak się obawiałam. Jessica zerknęła na mnie patrząc przepraszająco, szepcząc:
- Jestem gospodynią – po czym oddaliła się w jego stronę, by go przywitać. Chciałam go niepostrzeżenie minąć z zamiarem wyjścia na chwilę na zewnątrz, jednak mnie zauważył.
- [T.I]?
Odwróciłam się. Wszyscy mnie obserwowali, przez co wymusiłam sztuczny uśmiech, podchodząc i go przytulając.
- Cześć. Miło cię widzieć. Przepraszam, ale muszę wyjść na chwilę.
Zbiegłam po schodach, przytrzymując dół sukienki, i wypadłam na podwórze. Zaciągnęłam się powietrzem i zaczęłam uspokajać. Mimowolnie dotknęłam brzucha.
- Wszystko w porządku? – usłyszałam za sobą zatroskany głos. Celowo się nie odwróciłam, nie mając najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Jednak on nalegał, podchodząc do mnie tak, iż staliśmy teraz twarzą w twarz.
- Porozmawiaj ze mną. Chcę ci to wyjaśnić.
- Co tu jest do wyjaśniania?! – wybuchłam. – Zostawiłeś mnie, żeby móc rozwijać karierę. Udało się. Więc teraz łaskawie proszę cię, abyś zostawił mnie w spokoju!
- [T.I]… - nadal miał spokojny głos, co jeszcze bardziej doprowadziło mnie do furii. – Żałuję…
- Ale ja nie! Zostaw mnie w spokoju! – uniosłam się, przez co lekko się zatoczyłam. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Niall podtrzymał mnie.
- Zostaw mnie – wymamrotałam, po czym ogarnęła mnie ciemność.
*
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Nad sobą ujrzałam twarz mężczyzny ubranego w biały fartuch i Niall’a siedzącego na krześle obok.
- Co się stało? – wymamrotałam, łapiąc się za głowę.
- Zemdlała pani – wyjaśnił doktor, kreśląc coś na kartce. – Ale wszystko jest w porządku. Z dzieckiem też. Może pani  wracać do domu. Tylko na przyszłość lepiej uważać. Stres nie jest korzystny w tym stanie, szczególnie że to już czwarty miesiąc. Jak rozumiem, odwiezie ją pan? – spojrzał na Niall’a. Chciałam zaprotestować, ale on natychmiast wstał, kiwając gorliwie głową. Lekarz wyszedł. Wstałam i bez słowa go minęłam, wychodząc ze szpitala. Dopiero na parkingu dogonił mnie, torując mi drogę.
- Dziecko? – spojrzał na mnie z niekłamanym zdziwieniem.
- A co? Nie mogę mieć rodziny? – oparłam ręce na biodrach, patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
- To może chcesz, żebym zadzwonił do twojego męża, narzeczonego czy tam chłopaka?
- Nie trzeba – spuściłam wzrok, lekko zawstydzona, czując jak do oczu napływają mi łzy.
- Na pewno? – upierał się.
- Tak!
Spojrzał na mnie przestraszony. Westchnęłam.
- Przepraszam. Chodzi o to, że… Mój chłopak ze mną zerwał, kiedy dowiedział się o dziecku. Uznał, że nie jest gotowy. – po moim policzku potoczyła się samotna łza, którą natychmiast starłam. Otrząsnęłam się i spojrzałam na niego kpiąco, jak zawsze.
- Jak widać, nie każdy ma szczęście, jak ty.
- [T.I], chcę porozmawiać. Naprawdę żałuję, że wtedy cię zostawiłem dla… kariery.
- To nic nie zmienia. – machnęłam ręką, chcąc go ominąć, jednak on przytrzymał mnie, patrząc głęboko w oczy.
- Nie, to wszystko może zmienić. Naprawdę mi przykro. Ja… Gdybym wiedział, jak to się dalej potoczy, to chyba… Bym zrezygnował. – spuścił głowę.
- Nie, Niall – chwyciłam go delikatnie za podbródek. – Jest dobrze, tak jak jest. Przecież widzę, jak cię to uszczęśliwia. Jeśli ci na tym zależy, możemy spróbować od nowa jako przyjaciele. – rozpromienił się, jednak wydawało mi się, że w tym uśmiechu był cień smutku, który znikł tak szybko, jak się pojawił.
 *
Niall przyjechał, by pomalować pokój dla małej. Wybrał błękitne ściany, mówiąc iż róż wyszedł już dawno z mody. Szczerze, chyba pamiętał, że niebieski to mój ulubiony kolor i chciał wkraść się w moje łaski, ale nie miałam mu tego za złe. Był moim przyjacielem. Następnym razem składał łóżeczko, mebelki, mimo iż upierałam się, że mogę to wszystko zrobić sama. Nigdy nie dał mi się przeforsować. Gdy byłam w ósmym miesiącu, wszystko było gotowe. Przez ostatni miesiąc ciąży przychodził już tylko, by mi potowarzyszyć. Spełniał zachcianki ciężarnej kobiety, pocieszał gdy się rozklejałam, mówiąc że nie dam rady sama, uspokajał gdy zaczęłam panikować. Nawet gdy nadszedł dzień porodu, zachował spokój, czego bym nigdy się po nim nie spodziewała. Wpakował mnie do auta, jadąc najszybciej, jak się dało do szpitala. Gdy zabrali mnie na porodówkę, został ze mną, przytrzymując za rękę przez cały czas, póki nie urodziła się Ronnie. Ronnie – tak postanowiliśmy ją nazwać. Przez cały czas po tym, on był z nami. Traktował ją jak córkę. Przyjeżdżał rano, wyjeżdżał późnym wieczorem. Proponowałam mu, by został, na co rzadko się zgadzał. W tych nielicznych przypadkach, kiedy się godził, spał na kanapie, co rusz idąc do małej, gdy była taka potrzeba.
Tak minęły dwa miesiące. Irlandczyk właśnie siedział na krześle w kuchni z małą na kolanach, karmiąc ją papką, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi.
- Otworzę! – krzyknęłam, wycierając ręce w ścierkę, gdyż właśnie myłam naczynia. – Daniel? – zamarłam. Stał z trzema torbami w rękach, ze skruszoną miną.
- Chciałbym ją zobaczyć – wyszeptał. – I… Chciałbym wrócić.
Zamarłam. Po chwili dołączył do nas Niall z Ronnie na rękach.
- Coś się stało..? – zamarł, gdy zobaczył wysokiego bruneta stojącego u progu.
- Niall, to Daniel, mój były chłopak. Daniel, to Niall. Mój...
- Teraźniejszy chłopak? – dokończył Daniel, jednak pokręciłam głową.
- Przyjaciel. Tylko przyjaciel.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwałam.
- Daniel przyszedł zobaczyć się z małą.
- I z tobą – dodał, zerkając na mnie. Celowo unikałam jednak jego wzroku. Niall  przepuścił bruneta w drzwiach. Postawił torby na ziemi, a wtedy Horan podał mu Ronnie.
- Hej, maleńka. Tatuś przyjechał, cieszysz się? I chcesz, żeby został, prawda? – zaczął do niej mówić nieco przesłodzonym głosem, kierując się do salonu.
- Niall… – zaczęłam, gdy zostaliśmy sami.
- Rozumiem. – przerwał mi, biorąc kurtkę. – Naprawdę.
Chciałam jeszcze zaprotestować, ale pochylił się całując mnie w policzek i szepcząc:
- Rodzina musi być w komplecie.
Po czym zamknął za sobą drzwi.
*
Minęły trzy tygodnie. Niall nie odbierał moich telefonów, nie odpisywał na maile., tak że straciłam wszelką nadzieję. Z Danielem ustaliliśmy, iż będzie się widywał z małą kiedy tylko będzie chciał, ale między nami nic już nie będzie. Zaakceptował to. Pewnego dnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Upewniwszy się, że Ronnie bezpiecznie leży w łóżeczku, poszłam otworzyć. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam tam Niall’a !
- Mogę wejść? To zajmie tylko chwilę. – wpuściłam go. Stanął przed wejściem do salonu, lekko zmieszany, wkładając ręce do kieszeni spodni.
- Chodzi o to, że wyjeżdżamy na miesiąc, może dwa. Do Ameryki, Australii, Szwecji. Wiesz, chodzi o album. Chciałem się pożegnać z małą, mógłbym? – spytał, wskazując na salon, w którym znajdowała się Ronnie. Przytaknęłam lekko głową, trochę zawiedziona. Co sobie myślałaś?, skarciłam siebie w myślach. Że rzuci ci się w ramiona? Poszłam za blondynem, który zdążył już wejść do pokoju i wziąć małą na ręce. Mówił do niej, rozmawiał o trasie, a ja po chwili zaczęłam płakać. Wyglądał, jakby żegnał się z nią na zawsze. Nagle zauważył moje łzy.
- Co się stało?
- Nie chcę, żeby tak było już zawsze. Daniel chciał wrócić, ale jak widzisz nie ma go tu teraz. Nie jesteśmy razem. Będzie się widywał z małą, kiedy tylko zechce, ale z nami koniec.
Podszedł do mnie i troskliwie wytarł wolną ręką moje łzy.
- Rozumiem. Ale nie mogę zostać. Jestem w zespole.
- Wiem. Ale nie chcę, żebyś się z nami żegnał, jakby to był nasz ostatni raz.
- Obiecuję, że nie będzie. Jeśli chcesz, oczywiście. – dodał pośpiesznie, rzucając mi pytające spojrzenie. Zaśmiałam się i lekko go pocałowałam.
- Jeśli tak będzie zawsze, to chcę więcej takich pożegnań – palnęłam go w rękę i ponownie pocałowałam. Niestety, musiał już iść, ale obiecał, że codziennie będzie dzwonił i gdy tylko wróci, od razu się zjawi.
*
- Dziś przyjeżdża Niall, cieszysz się? – pytałam Ronnie podekscytowana. Mimo, że miała dopiero pięć miesięcy, uśmiechała się, jakby doskonale wiedziała, o co chodzi. Czekałyśmy z niecierpliwością, aż zadzwonił oczekiwany dzwonek. Pobiegłam otworzyć i gdy tylko ujrzałam blond czuprynę, rzuciłam mu się na ręce, na tyle na ile było to możliwe z dzieckiem na ręce. Poszliśmy do salonu, gdzie uradowany rozmawiał z Ronnie i ze mną. Po chwili wrócił się do przedpokoju, z którego wrócił z dużą torbą. Widocznie, nie zauważyłam jej wcześniej. Wyciągnął ogromnego pluszaka, który miał chyba z metr i podał go Ronnie.
- To twój miś – Niall. Chcę, abyś o mnie pamiętała i żebyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Zaśmiałam się.
- Dla ciebie też coś mam – oznajmił, sięgając za pazuchę kurtki, której nie zdążył nawet zdjąć. Wyciągnął  małe czerwone pudełeczko.  Otworzył je, klękając przede mną, siedzącą na kanapie. W środku był prześliczny pierścionek.
- Wyjdź za mnie – raczej poprosił, niż pytał. Bez zastanowienia go pocałowałam, co było chyba jednoznaczną odpowiedzią.



~by Julia

niedziela, 29 lipca 2012

# 110 . Louis . część 1 .

Na wstępie: Przepraszam, że wczoraj nie było notki i przepraszam za imagin, który nie pasuje do Lou, ale trudno, obiecałam partowego Tomlinsona, więc proszę. ; ))
_________________________________________________

ELENA – siostra
TYLER – mąż siostry

-          Nie, lawenda będzie lepsza – uparcie przekonywałam siostrę, która chodziła w tę i z powrotem po olbrzymiej kwiaciarni wypchanej po brzegi różnorakimi roślinami, zastanawiając się przy tym, który bukiet kwiatów i ich aromat będzie najodpowiedniejszy, a ja służyłam jej radą. - Lawenda i frezja. Może jeszcze trochę kwiatu pomarańczy.
-          Zbyt odurzające – przerwała mi, po czym z westchnieniem, zwieszając wypielęgnowane ręce wzdłuż boków przyznała mi rację. – Lawenda i frezja. A bukiet...
-          Białe róże. – Podałam jej kształtny bukiecik rafinowanych kwiatów w materiałowej obwódce, przywodzącej na myśl wazonik, obwiązanych srebrną wstążeczką.
Elena spojrzała na mnie z uwielbieniem. Zaśmiałam się cicho, podeszłam do drobnej brunetki i wzięłam ją w objęcia.
-          Co ja bym bez ciebie zrobiła...? – wyszeptała mi na ucho, mocno mnie przytulając.
-          Byłabyś skazana na wybory mamy – odmruknęłam, na co Elena się wzdrygnęła. – Daj spokój, nie będzie tak źle...
-          Przypuszczam, że wybór sukni ślubnej to będzie komedia.
Uśmiechnęłam się do siebie. Siostra mówiła prawdę. Mama przeżywała zaślubiny Eleny i jej wybranka dużo dotkliwiej, niż sama para młoda. Starała się być w każdym miejscu na raz, pojawiała się wszędzie, gdzie tylko trzeba było coś załatwić, zaprowadzała porządek i dyrygowała sprawami organizacyjnymi, czego skutkiem był nadmierny czas wolny dla mojej siostry, podczas którego zjadały ją nerwy.
Po wybraniu wystroju sali udałyśmy się do salonu sukien ślubnych. Przechodziłam przez cały lokal kilkukrotnie, dotykając z uwielbieniem jedwabnych i satynowych materiałów, podziwiając zgrabne szycia, majestatyczne wzory ozdób i delikatne falbanki wykończeń, a przed oczami miałam fantazyjne obrazy, w których to stoję przed ołtarzem, tuż obok wybranka swojego serca i ślubuję mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że go nie opuszczę aż do śmierci... Marzenia. Gdybym ja kiedyś miała takie szczęście jak podekscytowana teraz Elena i wychodziła za mąż, wybrałabym prostą, zgrabną suknię bez zbytecznych ozdób, gdyż ceniłam prostotę i nie lubiłam sowitego przepychu.
Siostra w tym czasie zdążyła przebrać się już we wcześniej przygotowaną suknię, którą po wielu namowach zgodziła się uznać nasza matka i sunęła w niej dostojnie w moim kierunku. Na jej widok nie opanowałam wzruszenia.
Długi do ziemi tren ozdabiały cekiny i perły, gorset natomiast był prosty, sznurowany na plecach jedwabnymi wstążeczkami, a wcięta talia i bezaty dół przywodziły na myśl odwrócony kwiat kalii. Materiał, z którego uszyto owe cudo cechował się odcieniem kości słoniowej, co świetnie harmonizowało z jasną karnacją Eleny.
-          Wyglądasz... – wykrztusiłam, a moja towarzyszka obróciła się wokół własnej osi, by zaprezentować, jak falbany wdzięcznie wznoszą się i opadają z każdym jej pełnym gracji ruchem. - ... pięknie.
-          Aż dziw, że mama zgodziła się ją wybrać, prawda? – zaśmiała się rozradowana i przygładziła subtelnie materiał.
Przytuliłam ją delikatnie, zważając, by nie uszkodzić delikatnej sukni. Cieszyłam się jej szczęściem, ale tak bardzo jej zazdrościłam...
~*~
-          Kiedy Elena zwierzyła mi się, że się zakochała, nie mogłam uwierzyć. Ona- poukładana, zawsze odpowiedzialna kobieta miała zwariować, dosłownie!, na punkcie jakiegoś mężczyzny?
Siostra uśmiechnęła się do mnie promiennie, a jej wybranek – Tyler- pocałował ją w czoło i objął ramieniem jeszcze mocniej.
-          A jednak – kontynuowałam, ocierając twarz, gdyż jedna z łez zgromadzonych w moich oczach spływała właśnie po moim policzku. – Mimo że czasem coś ich różniło, ich miłość przezwyciężyła wszystko. I teraz stoją tu jako małżonkowie, mając przed sobą świetlaną przyszłość. Gratuluję wam. Za Elenę i Tylera! – wzniosłam kieliszek z szampanem, a za mną wszyscy zgromadzeni na sali.
Zeszłam wolno ze sceny, podtrzymując niezajętą ręką treny błękitnej sukni druhny, by udać się do stołu zastawionego po same brzegi i zasiąść po prawej stronie Eleny.
Chwilę potem toast wzniósł drużba Tylera. Drugi kieliszek szampana. Trzeci i czwarty od rodziców pary młodej. Zawsze stroniłam od alkoholu, ale wstyd nie wypić za pomyślność młodych małżonków, prawda?
Pierwszy taniec należał tradycyjnie do Eleny i Tylera. Siostra i jej nowo zaślubiony mąż wirowali wdzięcznie na środku sali, pomiędzy dziesiątkami czerwonych baloników w kształcie serduszka, które moment wcześniej zostały zrzucone z sufitu. Przyglądałam się im z zachwytem. Pasowali do siebie, mimo że byli całkowicie odmienni. Ona- pełna gracji, średniego wzrostu o czarnych jak bezgwiezdna noc długich włosach, delikatnych rysach twarzy i subtelnych kobiecych kształtach, on- postawny, wysoki mężczyzna, którego szerokie barki i silne ramiona dawały bezpieczeństwo. Również ciemne lokowate włosy, średniej wielkości nos i duże usta były pełne troski i wyrozumiałości. Dwa przeciwieństwa. Tak różni od siebie, a tak dopełniający się , tańczyli, dostojnie stawiając każdy krok w rytm wolnej melodii.
Nagle szklane drzwi za nimi otworzyły się raptownie. Wszedł przez nie wysoki, około dwudziestoletni chłopak o kasztanowych włosach w artystycznym nieładzie, wyrazistych rysach twarzy i malinowych ustach, które rozciągnięte teraz w wyrazie zdziwienia tworzyły komiczny efekt wraz z powiększonymi ze strachu niebieskimi oczami.
Wzrok wszystkich zgromadzonych, w tym także mój i pary młodej zwróciły się w stronę spóźnionego gościa. Chłopak wymamrotał przeprosiny i zaczerwieniony, udał się w kierunku jedynego wolnego miejsca – po mojej prawej stronie. Osunął się na przyozdobione w białe baloniki i kokardy krzesło i, czując na sobie wzrok większości gości weselnych, zaczął bawić się zamkiem przy skórzanej kurtce, podczas gdy na parkiet zaczęły schodzić się inne pary, gdyż orkiestra poczęła grać nowy utwór.
Przyglądałam się ukradkiem nowoprzybyłemu. Wyczuł chyba, że się w niego wpatruję, gdyż moment później przeszył mnie błękitem swoich tęczówek. Spuściłam zakłopotany wzrok, miętosząc delikatną koronkę na wykończeniu sukienki. Twarz chłopaka była mi znajoma, z czego zdałam sobie sprawę dopiero po chwili, lecz nie spotkałam go nigdy osobiście. Jego oblicze często przypatrywało mi się z okładek kolorowych czasopism jak i również stron internetowych czy telewizji.
Chłopak chrząknął cicho, po czym, zdjąwszy kurtkę, podał mi prawą dłoń i przedstawił się melodyjnym głosem:
-          Jestem Louis.
Spojrzałam mu nieśmiało prosto w oczy obramowane długimi, gęstymi rzęsami. Zaniemówiłam, kiedy dostrzegłam jego błękitne tęczówki, a widząc moje osłupienie, dwudziestolatek uniósł brązowe brwi.
-          Przepraszam – wymamrotałam, spuszczając wzrok na jego dłoń. – Jestem [T.I.].
-          Zgaduję, że jesteś druhną. – Chłopak uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych, prostych zębów, w których odbijały się różnobarwne refleksy z oświetlenia, jakim dysponowała sala i delikatnie uścisnął moją dłoń.
-          No co ty, jak na to wpadłeś? – zaśmiałam się, a mój rozmówca chwycił pomiędzy kciuk a palec wskazujący jedną z falbanek mojej morskiej sukni.
-          Zmyliła mnie sukienka. – Uśmiechnął się słodko.
Zarumieniłam się.
-          Mogę prosić o uwagę? – odezwała się cicho do mikrofonu Elena i nieśmiało spojrzała na gości. Wszyscy jak jeden mąż zamilkli i skupili wzrok na świeżo poślubionej dziewczynie. – Dziękuję. Chciałabym, chcielibyśmy – spojrzała na Tylera i splotła swoje palce z jego, uśmiechając się przy tym z widoczną w jej brązowych oczach miłością. - ... podziękować wam wszystkim tu zgromadzonym za przyjście, a w szczególności podziękowania składamy naszym rodzicom, którzy pomogli nam w przygotowaniu tej uroczystości i zorganizowali to wspaniałe przyjęcie weselne. Wychowali nas na dobrych ludzi, przynajmniej taką mamy nadzieję, cieszyli sie razem z nami z osiągniętych sukcesów, wspierali w chwilach słabości i to dzięki nim jesteśmy utaj teraz. Kochamy was.
Aplauz i wiwaty, które nastąpiły po jej monologu przechodziły ludzkie normy. Każdy wzniósł toast za rodziców pary młodej i za samych małżonków, nie szczędząc przy tym alkoholu. Kolejne dwa kieliszki szampana i odurzający drink.
-          Może zatańczymy? – zwrócił się do mnie Louis i zerwał się z krzesła, by móc odsunąć moje.
-          Jasne – uśmiechnęłam się i dałam poprowadzić na wypełniony już parkiet.
Bawiliśmy się do rana. Oczywiście znalazło się miejsce na kilkanaście toastów i drinków, a co za tym idzie utrata świadomości i zdrowego rozsądku. Ile zdziałać może kilka ‘kieliszków’ i dobra zabawa po ich spożyciu przekonać się miałam dopiero kilkanaście dni później...
~*~
Delikatny jedwab, puszyste pierze, miękkie łóżko... Zapach świeżo zaparzonej kawy unosił się wokół mnie, podczas gdy każdy oddech przyśmierzał moją głowę o potworne ukłucia.
Otworzyłam zaspane oczy i delikatnie się przeciągnęłam. Dotyk satyny na mojej nagiej skórze przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze, a koronki przy ogromnych poduszkach gładziły moją twarz.
Zaraz, zaraz! Obnażone ciało?! Satyna?! Jedwab?!
Poderwałam się do pozycji siedzącej i zaraz tego pożałowałam. Ukłucia spowodowane przez kac spotęgowały się, a licha krwistoczerwona kołderka, którą byłam okryta zsunęła się z mojego uda.  Szybkim ruchem owinęłam się nią na powrót, tworząc szczelny kokon i, nie zważając na okropny ból czaszki, rozejrzałam się po pokoju.
Wnętrze przypominało jeden z pokoi dla nowożeńców. Kremowe ściany, na jednej z nich powieszono pozłacaną ozdobę przypominającą dwie złączone obrączki, czerwone zasłonki w oknach, ale najbardziej piorunujące wrażenie robiło łoże, na którym teraz półsiedziałam: czerwone, w kształcie serca, z rozłożystym baldachimem je okalającym. Nie przyjrzałam mu się jednak dokładniej, gdyż coś, a raczej ktoś skupił moją uwagę dużo sukcesywniej i to jemu poświęciłam dokładniejszą analizę.
Louis siedział przy stole (oczywiście w kształcie serduszka) i podpierał głowę na rękach. Tuż obok niego stała czerwona filiżanka z kawą, która swym aromatem kusiła mnie do wstania. Chłopak miał nagi tors, lecz uprzedzając moje przerażające przeczucia, na nogach naciągnięte miał, tak jak zeszłego wieczoru, ciemne spodnie od garnituru. Trzymał się kulczowo za głowę, zaciskając szczupłe palce na brązowych włosach i mrużąc swoje piękne, błękitne oczy.
Kiedy podniosłam się z łóżka, materiał, którym byłam okryta zaszeleścił, co zaalarmowało Louisa. Podniósł głowę i skierował spojrzenie swoich przeszywających tęczówek na moja osobę. Jego wzrok prześlizgnął się po całym moim ciele, by w końcu zatrzymać się na twarzy.
-          Co... Co się stało? – spytałam szeptem, niezbyt przytomnie.
-          Nie wiem. Nie pamiętam – odrzekł, wstając. – Kawę?
-          Chętnie, ale... Czy my... Czy my... No wiesz? – zapytałam z przerażeniem, mocniej okrywając się kołderką.
Chłopak pokręcił z udręczeniem głową.
-          Nie wiem. Mówiąc najprościej film urwał mi się po północy.
Wyszedł, zostawiając mnie tkwiącą w głębokim szoku. A jeśli to prawda? Jeśli my...?
Louis wrócił chwilę później z gorącą kawą dla mnie. Postawił ja na stole i taktownie się odwrócił, żebym mogła udać się do toalety i przyodziać ponownie w niebieskawą sukienkę, którą znalazłam pod łóżkiem. Strach pomyśleć, jakim cudem tam wylądowała...
Po wykonaniu porannej toalety, acz powinnam powiedzieć popołudniowej, gdyż dochodziła już 15:00, wyszłam z łazienki , by wypić kawę przyniesioną przez Louisa. Mogłam już racjonalnie myśleć, choć pamięć nijak nie wróciła.
Chłopaka zastałam w tej samej pozycji, jak po przebudzeniu. Usiadłam naprzeciwko niego i upiłam łyk parującego napoju. Po chwili zebrałam się na odwagę i zapytałam:
-          Naprawdę nic nie pamiętasz?
Louis nie podnosząc głowy odrzekła udręczonym głosem:
-          Do północy wszystko, każdy taniec, każdy toast, który okazał się zgubny, oczepiny... Po północy – pustka. Świta mi tylko, że drużba zaproponował mi kieliszek, później drugi, drugi zmienił się w czwartego...
Kiwnęłam głowa, choć wewnętrznie czułam przerażającą pustkę. Niepokój, który we mnie buzował przyprawiał mnie o ból głowy i nieprzyjemne skurcze żołądka. Czy to możliwe, żebym postąpiła tak nieodpowiedzialnie będąc pod wpływem alkoholu? Ile bym dała za odpowiedź...




~by Klara

piątek, 27 lipca 2012

# 109 . Zayn .

 Przyjechali do mnie w odwiedziny przyjaciele. Wyszłam im naprzeciw, szeroko się uśmiechając. Cieszyłam się jak małe dziecko, bo w końcu po pół roku rozdzielenia znów ich zobaczyłam i mogłam radować się ich towarzystwem. Mocno uściskałam Liama, Louisa i Nialla, ale gdy przyszyła kolej na Harrego, ten odepchnął mnie i warknął:
-Nie dotykaj mnie!
Odsunęłam się zdziwiona, a w sercu poczułam ostry ból, który promieniował na całą klatkę piersiową. Nie miałam pojęcia czym podyktowane było zachowanie Stylesa, ale mimo wszystko ten jakże mały gest, głęboko ranił. Posłałam Tomlinsonowi pytające spojrzenie, ale chłopak był również zaskoczony odruchem loczka. Lou rozłożył bezradnie ręce. Odwróciłam się w stronę Harolda. Kumpel rozmawiał o czymś z moimi „koleżankami”, które były ładniejsze niż mądrzejsze, delikatnie rzecz ujmując, po czym odszedł z nimi, kierując się w stronę ogniska.
-[T.I], może coś obejrzymy?- zapytał Niall, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
Pokiwałam nieznacznie głową. Po chwili udaliśmy się do mojego domu. Przygotowałam mnóstwo jedzenia, myśląc szczególnie o wszystkożernym Irlandczyku, a chłopaki grzebali w szafce z filmami.
-Wybraliście coś?- spytałam, stawiając na niskim stole półmiski, kubki i napój.
Liam odparł, że nie mogą się zdecydować pomiędzy filmem sensacyjnym a komedią. Podeszłam do odtwarzacza i włączyłam „Up All Night The Live Tour” w wersji rozszerzonej, jaką dostałam na urodziny od Louisa. Rozsiedliśmy się na szerokiej kanapie, a milczący Zayn na fotelu. Chłopcy, oprócz Malika, podśpiewywali sobie pod nosem. Z rozbawieniem wymalowanym na twarzy, przyglądałam się jak Nialler z uwagą ogląda własne koncerty.
-Nie uważasz, ze ładnie zaśpiewałem „Stereo Hearts”?- zapytał „skromnie” Horan.
-Cudownie. Za każdym razem rozpływam się w twoim pięknym głosie.- odparłam, obdarzając go jednym z najpiękniejszych uśmiechów.
Irlandczyk lekko się zarumienił, ukazał szereg białych zębów z aparatem i cicho dodał:
-Bo Zayn uważa, że ty masz niesamowity głos i że jesteś ode mnie lepsza. A w dodatku to mu się podobasz.
-Słucham?- zapytałam, choć doskonale słyszałam jego słowa, ale nie mogłam w nie uwierzyć.
-Oj nic, nic. [T.I.], Niall się przejęzyczył- wtrącił Lou,
Chłopaki zaczęli kręcić, plącząc się w swoich kłamstwach. Przez to całe zamieszanie nawet nie dostrzegłam, kiedy Malik opuścił mój dom. Spojrzałam znacząco na Liama, domagając się wyjaśnień.
-Yyy.. Powinnaś z nim sama porozmawiać- poradził.
Przytaknęłam, wybiegając na dwór. Chodziłam dookoła podwórka i nigdzie nie mogłam znaleźć bruneta. W końcu dostrzegłam znajomą sylwetkę, skuloną na ziemi pod starym, wielkim drzewem. Odetchnęłam z ulgą i już chciałam do niego podejść, gdy zatrzymałam się w pół kroku. „I co ja mu niby powiem?”- pomyślałam. Po dłuższej chwili toczenia walki samej ze sobą, przełamałam się i wolno udałam się do Malika. Usiadłam obok niego, po czym rzekłam:
-Cześć Zayn. Dziś wcale się nie przywitaliśmy. Co jest?
-Hej- odparł, przytulając mnie.
Zaciągnęłam się zapachem jego perfum, mocniej wtulając twarz w koszulkę chłopaka.
-Przepraszam za Harrego- dodał- On po prostu się martwi i dba o dobro zespołu.
-Martwi?- zapytałam zdziwiona
Brytyjczyk nie odpowiedział, tylko delikatnie mnie pocałował. Szybki, nieśmiały całus wytrącił mnie z psychicznej równowagi. Mimo, iż czułam, że źle postępujemy, nie potrafiłam zakończyć tej chwili rozkoszy.
-Ale… Ty… Perrie…- jąkałam się.
-To takie słodkie- uśmiechnął się
-Co?
-To jak pod wpływem mojego dotyku nie umiesz się wysłowić.- przejechał palcem po moim policzku.
Rzeczywiście, niestety bądź stety, miał rację.
-Nie mogę być z osobą, do której nic nie czuję, przecież to bez sensu. Chcę żyć z tobą- oznajmił.
Z całego serca pragnęłam mu wierzyć. Trzymając się za ręce, wróciliśmy do mnie, po drodze napotykając Hazzę, który patrzył na nas z pomieszaniem smutku, nienawiści, poczucia zdrady. Dostrzegłam w jego oczach znikomą nutkę radości, która szybko zniknęła.
~*~
Ukrywałam związek z Zaynem, dla dobra nas obojga. Chłopak najpierw musiał załatwić sprawy z Perrie. Reszta zespołu, oczywiście oprócz Stylesa, nie miała o niczym zielonego, ba! a nawet fioletowego pojęcia. Ja, podobnie jak Malik, udawałam, że tak jak dawniej łączy nas tylko przyjaźń. Choć, gdy zostawaliśmy sami namiętnym pocałunkom i pieszczotom nie było końca.
~*~
Któregoś razu wraz z chłopakami i rodzicami pojechałam do brata mojej mamy na obiad. Każdego bym się tam spodziewała, ale nie jej. Gdy tylko przekroczyliśmy prób domu wujka, Perrie podeszła by się przywitać. Dała Zaynowi soczystego buziaka w usta. Poczułam się bezradna, pusta, jakby ktoś wypompował ze mnie życie, odciął od źródła mego istnienia. Odwróciłam wzrok, napotykając spojrzenie Hazzy. Lokers podszedł do mnie i wyszeptał mi na ucho:
-Daj sobie z nim spokój, póki jeszcze nie jest za późno, by to wszystko odkręcić.
Popatrzyłam mu prosto w oczy. Udawałam spokojną i radosną, choć w środku mnie panowała burza, walka pomiędzy sercem a rozumem. Rodzina łyknęła przykrywkę, ale kumple od razu załapali, że coś jest nie tak. Lou posłał mi pytające minki, ale zbyłam go sztucznym uśmiechem, który nie schodził mi z ust podczas spożywania całego posiłku. Odłożyłam sztućce i napiłam się soku. Perrie złapała Malika za rękę i oznajmiła radosnym głosem:
-Będziemy mieli dziecko!
Dobrze, że zdążyłam połknąć napój, bo w przeciwnym razie, bym się zakrztusiłam, zciągając na siebie niepotrzebną uwagę. Oszołomieni chłopcy siedzieli i z otwartymi buziami patrzyli to na mulata, to na przyszłą matkę. Jako pierwsza się ogarnęłam, przywołując sztuczne zadowolenie. Podeszłam do nich, mocno ściskając bladego Zayna i fałszywie gratulując dziewczynie, po czym opuściłam salon. Udałam się do małego pokoju. Stanęłam przy oknie, bezradnie opierając ręce na parapecie, a po moich policzkach popłynęły strumienie gorzkich łez, których nawet nie próbowałam zatrzymać. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Poczułam jak moje życie legło w gruzach, jak straciłam to co najbardziej kochałam i kogoś na kim cholernie mi zależało. Usłyszałam kroki, a później czyjeś silne ręce objęły mnie w pasie.
-To niemożliwe- wyszeptał Zayn.
Wyrwałam się z jego uścisku, uciekając na drugi koniec pomieszczenia.
-Spałeś z nią?- zapytałam cicho.
-[T.I], ja…-
-Odpowiedz!- weszłam mu w słowo- Spałeś z nią?
Chłopak pokiwał głową. Rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Ale przysięgam, to było jakieś 3 miesiące temu, gdy nie zdawałam sobie sprawy co do ciebie czuję. Żałuję tamtego czynu. – dodał, kładąc dłonie na moich ramionach.
-Zostaw mnie!- syknęłam
Malik nie usłuchał mojego żądania, tylko przycisnął mnie do ściany, zachłannie wpijając się w me usta. Chwilę się miotałam, ale poddałam się, gdy poczułam, że pocałunek działa na mnie kojąco i uspakajająco. Miałam wrażenie, że kiedy nasze usta stały się jednością, chłopak jakby chciał mnie zapewnić, że liczę się tylko ja.
-Zayn!- dobiegły nas nawoływania Perrie.
Mulat spojrzał na mnie i rzekł:
-Wyjaśnię to!
Po czym po raz ostatni poczułam jego miękkie wargi na moich.
-Kocham cię- szepnął, zanim wyszedł, zostawiając mnie samą.
Podeszłam do lustra. Poprawiłam włosy, obmyłam twarz i spojrzałam na swoje odbicie. Pod wpływem impulsu wybiegłam na korytarz, szukając obiektu moich westchnięć. Spojrzałam w dół. Perrie pokonywała ostatnie stopnie. Po cichu w samych skarpetkach, uważając by się nie poślizgnąć, zeszłam piętro niżej, dopadając mile zaskoczonego chłopaka.
-Tez cię kocham- rzekłam ledwo dosłyszalnym głosem.
Malik wcisnął mnie w kąt i powiedział:
-Wrócę z nią, ale obiecuję, że między nią a mną do niczego nigdy więcej nie dojdzie.
Uśmiechnęłam się lekko, zbliżając twarz do twarzy bruneta.
-Tylko ty potrafisz zwykłym całusem sprawić, że moje życie nabiera sensu.- dodał, składając na mych ustach pocałunek.
Niechętnie się od siebie oderwaliśmy, ale nie chcieliśmy wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń. Pożegnaliśmy się. Wróciłam do mieszkania. Rodzina była tak wciągnięta w omawianie tegorocznych świąt Bożego Narodzenia, że nawet nie zauważyła mojej nieobecności. Weszłam do pokoju, gdzie było 4/5 1D, jak gdyby nigdy nic. Usiadłam na kanapie obok Nialla pałaszującego kanapki. Liam wstał i zamknął drzwi na klucz.
-To może teraz  nam wszystko wyjaśnisz?- rzekł
-Nie ma co- udawałam obojętną i wpatrywałam się w głupi serial, który po chwili Lou wyłączył.
-[T.I], przyjaźnimy się. Dlaczego nam o wszystkim nie mówisz?- zapytał smutny Tomlinson.
Spojrzałam na Harrego. Jego oczy mówiły „Oni powinni wiedzieć”. Wzięłam głęboki oddech, przejechałam dłonią po włosach i karku, po czym wszystko im odpowiedziałam ze szczegółami. No może pomijając te bardziej intymne sprawy. Kumple przyjęli wszystko lepiej niż przypuszczałam.
-Widać, ze się kochacie- stwierdził Nialler, dokańczając paczkę maślanych ciasteczek.
„Gdzie on to mieści?”- przebiegło mi przez głowę. Lou mocno mnie uścisnął i rzekł:
-Macie moje błogosławieństwo.
Uczynił na moim czole znak krzyża. Uśmiechnęłam się szeroko. Kochałam go, był dla mnie jak starszy brat, który potrafił skarcić, pocieszyć, ale i rozśmieszyć.
-Nie zapominajcie o Perrie- wtrącił Styles.
-Chyba mam pomysł- powiedział zagadkowym tonem Liam.
Payne wykręcił numer do Malika, wychodząc z pokoju.
-Będzie dobrze- zapewnił Horan.
Przytuliłam go. Do „miśka” przyłączył się także  Louis. Spojrzałam na Hazzę, posyłając mu nieśmiały uśmiech. Loczek rzucił się na nas. Szczęśliwa objęłam go z całych sił. Tak, że po chwili loczek wycharczał:
-Wiem, że się cieszysz, ale z łaski swojej mnie nie uduś!.
Poluźniłam uścisk. Poczułam, że nareszcie wszystkie puzzle zaczynają do siebie pasować tworząc idealną układankę, że wszystko jest tak jak być powinno. No prawie…
-Wracajmy  już. Czeka na ciebie [T.I] niespodzianka.- oznajmił Liam, otwierając drzwi.
Pożegnaliśmy się z moim wujostwem, dziękując za pyszny obiad. Rodzice postanowili, że jeszcze zostaną, więc sami udaliśmy się do mnie. Z duszą na ramieniu przekroczyłam próg własnego domu. Na kanapie w salonie siedziała zapłakana Perrie, a nad nią stał wściekły Paul. Na mój widok Zayn się rozpromienił, wstał i an oczach wszystkich z natarczywością wpił się w moje wargi. Oderwał się na moment i powiedział do mnie, jak i do swoich kumpli:
-Nie jestem ojcem tego dziecka!
Uradowana zarzuciłam mu ręce na szyję. Malik wszystko opowiedział: o zdradzie Perrie, o tym, ze chciała go wrobić w ojcostwo, bo prawdziwy ojciec dziecka nie chciał jej znać, o zrobionym przez niego teście itp. Paul wyprowadził dziewczynę, która wstydziła mi się spojrzeć w oczy. Przytuliłam Zayna, mówiąc jak bardzo jestem szczęśliwa.
-To my was zostawimy samych- powiedział Harry, ubiegając moją prośbę. Wypchnął kolegów z pokoju, puścił mi oczko i zniknął za drzwiami.
-Widziałem to- rzekł brunet.
-Nie bądź zazdrosny- odparłam, głaszcząc go po policzku.
-Nie jestem, tylko…
-Tylko?
-Nadal nie mogę uwierzyć, że jesteś tu ze mną, że jesteś moja.
-Zawsze będę- Zayn przerwał mi w połowie zdania, zamykając moje usta niesamowitym pocałunkiem.


 ~by Natalia