wtorek, 29 stycznia 2013

# 201 . Harry .

 Odrobinę inna forma niż dotychczas...

music >


Bo ten, kto raz nie złamie w so­bie tchórzos­twa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni. 
Uciekałam. Całe moje życie polegało tylko i wyłącznie na ucieczce, nie potrafiłam się postawić, stać się… Naprawdę sobą. Bałam się być odważną, na samą myśl, że mogłabym taka być paraliżował mnie strach.
Nie milcz, bo miłość znów Cię ominie…
Oparłam głowę o szybę, położyłam zdrętwiałe i lekko drżące nogi na torbie wypchanej po same brzegi moimi ubraniami, które bez ładu i składu doń wepchnęłam. Stukot wagonów ukołysał mnie i uspokoił i nim się spostrzegłam zmorzył mnie sen.
Wzdrygnęłam się  raptownie, uderzając się przypadkiem w poręcz. Syknęłam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, co było powodem mojego przebudzenia. Zaczęłam przeszukiwać torbę w poszukiwaniu telefonu, lecz nim się do niego dogrzebałam, dzwonek ucichł. Mimo to wyjęłam go, odblokowałam i lekko zaspanym wzrokiem prześledziłam historię połączeń. Siedem nieodebranych połączeń, w tym trzy od NIEGO. Oddzwoniłam jednak najpierw do Michała.
- Słodki Jezu, [T.I.], czyś ty zwariowała?! – przywitał mnie w dość podniosły sposób.
- Witaj, Misiek, ciebie też miło słyszeć – odpowiedziałam sarkastycznie, rozmasowując wolną ręką obolałe przedramię, którym moment wcześniej uderzyłam o metalową barierkę. – Sądząc po twoim głosie nie jesteś zadowolony z takich obrotów spraw.
- Czy nie jestem zadowolony? Dziewczyno, gdziekolwiek jesteś, pakuj manatki i macie mi się stawić w moim domu. Natychmiast.
Jego natarczywość i upór powodował, że czasem miałam ochotę użyć wobec niego przemocy fizycznej, jednak moja krucha budowa i raczej znikoma kondycja fizyczna nie szły z tym w parze, tym bardziej że to on z nas dwojga był sportowcem.
Zignorowałam wzmiankę w liczbie mnogiej, choć dzięki temu zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Znowu.
Od­wa­ga to pa­nowa­nie nad strachem, a nie brak strachu.
- Nie mogę, Michał – wyszeptałam do słuchawki, podkurczając nogi i wkładając sobie niesforne kosmyki włosów za ucho. – Nie potrafię się z tym zmierzyć. Szczególnie teraz.
- To właśnie teraz nastał czas na wyjaśnienia. – Jego głos stał się łagodny i zaczęłam żałować, że dzieli nas dystans około 30 kilometrów. Zapragnęłam jego misiowatego uścisku. Uwielbiałam go za to, że był moim przyjacielem jeszcze za czasów, kiedy oboje mieszkaliśmy w Polsce. Znał mnie aż za dobrze. – Jutro sylwester. Mówiłaś, że chcesz… Chcecie rozpocząć ten rok…
- Jak? – weszłam mu w słowo, znów puszczając liczbę mnogą mimo uszu. Za wcześnie, za wcześnie. – Jak mam to zmienić? Chcieć można wielu rzeczy, ale na niektóre sprawy po prostu nie mam wpływu – szepnęłam, skubiąc rąbek płaszcza.
- Nie zapominaj, że wiem, gdzie jesteś. – Rozejrzałam się po przedziale z przerażeniem, ale i.. wytęsknieniem? Co jak co, nie widziałam go dwa tygodnie. Dopiero później zdałam sobie sprawę z przenośni całej wypowiedzi. – Anglia nie jest taka duża. Poza tym on sam niedługo oszaleje z niepokoju, więc byłoby lepiej, gdybyś ułatwiła całą sprawię i jemu, i mnie. Nie tak trudno zawiadomić policję, szczególnie, kiedy ma się takie wtyki jak ma on, no i pomaga w tym też fakt posiadania wypchanego portfela.
Materialista! – pomyślałam z ironią.
- Nie. Nie, nie, nie. Michał, ja nie mogę. On…
- On ma prawo wiedzieć. I… Wierz mi czy nie, kocha cię. – Gdybym stała, ugięłyby się pode mną kolana. Momentalnie przed oczami dostrzegłam jego uśmiech – ot, uniesione brwi, dołeczki w policzkach, słodko wykrojone wargi, idealnie pasujące do moich, jakby stworzone specjalnie na ich wzór powodowały, że miałam watę zamiast kolan. Ironia, czyż nie?
Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu. 
- Ile masz zamiar go okłamywać? Miesiąc? Dwa? Przecież i tak kiedyś zauważy, nie sądzisz? A im wcześniej…
Pociąg gwałtownie zahamował. Telefon wyślizgnął mi się z ręki, kiedy próbowałam chwycić się poręczy. Nie zdążyłam, uderzyłam brzuchem i klatką piersiową prosto w stojącą przede mną rurę. Upadłam na podłogę, kurcząc się z bólu i obejmując swój brzuch, ciągle słysząc dźwięki dobiegające z mojego telefonu:
- …masz zamiar pójść do niego pięć miesięcy później, zapukać do drzwi i kołysząc wózek powiedzieć: „Cześć Harry, poznaj nasze dziecko”? Halo? [T.I.], jesteś tam…?
~*~
Cholerne pikanie. Pip-pip-pip-pip. Czułam ból rozsadzający moją czaszkę. Przecież nie brałam leków, od czego mogłabym czuć takie otępienie…? Lekarz surowo zakazał jakichkolwiek środków, czego się trzymałam…
Skurcz na poziomie żołądka. Nie, to nie niestrawność. To coś o wiele gorszego…
Cierpienie nie jest w stanie wynagrodzić braku miłości, ale miłość potrafi wynagrodzić cierpienie…
Otwarłam szeroko oczy, zachłystując się powietrzem. Gwałtownym ruchem objęłam uwydatniony brzuch, który z każdym oddechem, ba!, z każdym uderzeniem mojego serca i serduszka w moim wnętrzu bolał coraz bardziej.
Rozejrzałam się po pokoju. Sala szpitalna? Jakim cudem…?
Krzyknęłam z bólu. Moment później do pomieszczenia wbiegła niziutka kobietka, niższa ode mnie, a to był nie lada wyczyn, gdyż mogłam pochwalić się tylko metrem pięćdziesiąt dziewięć wzrostu, dzierżąc w dłoni słuchawki.
- Co się dzieje? – zapytała, zakładając sprzęt na uszy i przykładając słuchawkę do mojego brzucha.
- Boli! – krzyknęłam, powstrzymując się, by nie zwinąć się w kłębek. Zaciskałam ręce na pościeli tak mocno, że przez materiał wbijałam sobie paznokcie.
Kobieta chyba zdała sobie sprawę z powagi sytuacji, gdyż nim zdążyłam zaprotestować, założyła mi na twarz maskę. Łapałam łapczywie powietrze, więc wystarczyły trzy-cztery wdechy, bym odpłynęła.
~*~
Trzask, przekleństwo i delikatny śmiech były głównymi powodami, dla których spróbowałam walczyć z napierającą ciemnością. Nie czułam się najlepiej, jednak mimo wszystko otwarłam oczy i przyjrzałam się dwóm postaciom majaczącymi przed moją twarzą.
- Michał!
Chłopak momentalnie znalazł się tuż przy mnie, a chwilę później dołączyła do niego jego dziewczyna, która go zaalarmowała. Słyszałam dźwięk kroplówki, pikanie aparatury, lecz mimo wszystko próbowałam skupić się na sensie słów wypowiadanych przez mojego przyjaciela.
- Jak się czujesz? – zapytał, głaszcząc mnie czule po policzku i odgarniając mi włosy z twarzy, które Monika wspaniałomyślnie związała mi cienką frotką tuż nad karkiem.
- Jakby mnie ktoś potraktował kijem bejsbolowym – wymamrotałam, mrużąc oczy.
Zaśmiał się.
- Wraca moja [T.I.]! Proszę cię, skarbie, nie strasz nas tak więcej.
- Co się właściwie stało? – zapytałam. – Pamiętam tylko hamowanie… I ból… - otworzyłam szeroko czy, omal nie siadając prosto na łóżku, jednak powstrzymały mnie przed tym rurki połączone z moim ciałem. – Co z dzieckiem?
- Pociąg miał awarię, zahamował, trafiłaś do szpitala z obrażeniami wewnętrznymi – wyjaśniła mi Monika, siadając na brzegu mojego łóżka. Nie wyglądała najlepiej. Przydałaby się jej godzinka snu. – Później nastąpiło prawdopodobieństwo poronienia.
Oddychałam szybko, nie mogąc przyjąć do wiadomości sensu jej słów. Prawdopodobieństwo… Poronienia?
To zabawne, jak jedna istotka potrafi zmienić światopogląd człowieka. Jednego dnia masz zamiar zatracić się w ciemności dla swojej korzyści, kolejnego jesteś w stanie poświęcić własne życie dla czteromiesięcznego maleństwa.
- Nie bój się, udało się je oddalić – uspokoił mnie mój przyjaciel. – Mały Misiek ma się już wspaniale, powinien być dumny z tak silnej mamusi. – Uśmiechnął się do mnie w typowy dla siebie słodki sposób, unosząc brwi.
- Harry też powinien być dumny – rzekł po chwili, gładząc moją rękę.
- Co masz na myśli? – wyszeptałam.
- Jest tutaj. Powiadomiliśmy go – wyszeptała Monika. Miałam ochotę ją udusić, choć wiedziałam, że głównym inicjatorem całego przedstawienia był Misiek.
Kieruj się w życiu tym, co uważasz za słuszne. To Ty masz być szczęśli­wa, więc jeśli Two­je szczęście jest w Nim, to trwaj w tej miłości...
Ale… Czy moje szczęście nazywało jego imię?
Prawda była taka, że szalałam za Harrym. Michał go znał, poznał go dzięki mnie. Był… Jakby pośrednikiem pomiędzy nami, kiedy postanowiłam uciec, zmierzyć się z ciążą sama. Wiedziałam, że postępuję głupio, ale co, jeśli mój chłopak nie uznałby dziecka? Jeśli by mnie wyśmiał, odrzucił? Jasne, okazywał mi swoją miłość, nawet bardzo, ale… Był wolnym duchem. A one mają własne życie, nie potrzebują dziewczyn z brzuchem.
- Zawołam go, po tej rozmowie godnie pożegnam się z życiem i pozdrowię śmierć jak starą przyjaciółkę – rzekł teatralnie Michał, wstając, pomimo wszystkiego całując mnie w czoło widząc, że miałam ochotę zadać mu prawego sierpowego i wyszedł z sali ciągnąc za sobą Monikę, która posłała mi łagodny uśmiech i wyszeptała „Wierzę w ciebie. Wszystko będzie dobrze!”.
Nie bój się, nie wstydź się mówić, że kochasz. Nie milcz bo, miłość znów Cię ominie. Nie bój się, nie wstydź się mówić, że kochasz. Będziesz wołał, nie usłyszy, zniknie w tłumie.
Nie musiałam czekać długo. Usłyszałam za plecami łagodnie otwierane i zamykane drzwi oraz stukot butów na płytkach. Bałam się obrócić.
Chłopak podszedł do mnie i usiadł na miejscu, które niedawno zajmował Misiek. Przyjrzał mi się, od stóp przykrytych pościelą, poprzez brzuch, który obejmowałam lewą ręką aż spoczął na mojej twarzy. Nawet sobie nie wyobrażałam, w jak opłakanym stanie się znajdowałam. Sądząc po mojej kondycji i uczuciu wyczerpania, z twarzy mogłam teraz w ogóle nie przypominać dawnej siebie.
Wpatrywał się we mnie przez wieczność. Z jego ust wyczytałam tylko nieme pytanie „Dlaczego?”. Nie miał sił, by wypowiedzieć je na głos.
Żadnych wyrzutów, oczernienia, złości… Prośba o odpowiedź, smutek, żal.
 Przełknęłam ślinę.
- Uwierzysz, jeśli odpowiem, że się bałam? Bałam się twojej reakcji, odrzucenia, złości, nawet tego, że nie zechcesz mieć ze mną nic do czynienia. Jestem tylko głupią dziewczyną, która nosi twoje dziecko i żąda pewnie tylko kasy, prawda?
Zamilkłam na moment, by po chwili kontynuować jeszcze bardziej słabym głosem:
- Chcę, żebyś wiedział, że to w żadnym razie nie jest twój problem. Tylko i wyłącznie ja odpowiadam za Małego Miśka… To znaczy – zreflektowałam się, bo podłapałam określenie Michała – moje dziecko. To, co ty masz tutaj – wyjęłam spod poduszki zdjęcie USG, które włożył mi tam mój przyjaciel – ja mam tutaj. – Pogłaskałam się po brzuchu, nie powstrzymując rozczulonego uśmiechu.
Prawdziwa miłość nie może skończyć się szczęśliwie, bo prawdziwa miłość jest nieskończona.
- Nienawidzę cię za to, że tak sądzisz. Jak mogłaś mi nie powiedzieć? – szepnął chłopak, zaciskając swoją dłoń na mojej z siłą imadła, lecz nie miałam serca go upomnieć. – Wiesz, przez jakie tortury przechodziłem przez te dwa miesiące od twojego zniknięcia? Pusty dom, brak aromatu kawy, którą tak kochasz, żadnych dźwięków telewizja ani radia iście mnie pogrążały. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałem cię mieć przy sobie.
Człowiek obawiający się reakcji bliźniego nie boi się jego zdania, lecz istniejącego w ów przyjacielu człowieczeństwa, które jest ukryte i znane tylko jego posiadaczowi.
Przygryzałam policzek od środka próbując opanować oddech. Gdzieś pomiędzy nami, pomiędzy niewypowiedzianymi słowami unosiło się to wyznanie, które tak bardzo chciałam usłyszeć… ‘Kocham Cię…’, ‘Tylko Ciebie potrzebuję…’
- Co z tobą? – spytałam. – Co z marzeniami, twoją wolnością, chęcią czerpania ze świata garściami? Ja ci to wszystko zabieram, a nie chcę tego.
- Właśnie będąc z tobą czerpię wszystko, czego pragnę. Nie chcę, by te najprzyjemniejsze momenty mnie ominęły. Wiążę je z tobą, więc z tobą chcę dzielić i te dobre wspomnienia, i czasem te złe. A to, że pojawi się osóbka, która będzie ucieleśnieniem naszego uczucia… Jak mogłaś pomyśleć, że nie będę chciał naszego dziecka?
Milczałam, wpatrując się w białe prześcieradło.
- Bo byłam tchórzem, bałam się ci powiedzieć – wyszeptałam w końcu. – Gdyby nie Michał…
- Miałem ochotę go zabić, kiedy dowiedziałem się, że on wie o ciąży, a ja nie. Jemu nie bałaś się powiedzieć? – zapytał, lecz nie oskarżycielsko, chciał tylko poznać mój punkt widzenia.
- Znam go od dzieciństwa. A w głębi duszy i tak wiedziałam, że ci się wygada, więc… Byłoby mi łatwiej. Jestem egoistką.
- A ja kocham tą egoistkę – wymruczał i złączył nasze wargi.
Tyl­ko ten, kto przeżył praw­dziwą miłość poz­nał w życiu szczęście i cier­pienie, gdyż w miłości jest słodycz i łzy, wie o tym tyl­ko ten, kto za­koszto­wał jed­ne­go i drugiego. 

~ by Klara

 Przepraszam, wena bawi się ze mną w chowanego. ;_; Miejmy nadzieję, że znajdę ją do przyszłego tygodnia. Dziś miał pojawić się imagin Natalii, lecz ma testy i nie znalazła czasu na nic poza nauką. ; )

poniedziałek, 28 stycznia 2013

# 200 ! Harry . część 2 .

Radosne promienie słońca ogrzewały moją twarz. Otworzyłam zaspane powieki, a gdy chciałam się podnieść, poczułam ciężar na lewym boku. Skierowałam tam mój wzrok. Napotkałam dużą rękę, która mnie obejmowała. Jej właścicielem był nie kto inny jak Harry. Położyłam się z powrotem. Jednak po chwili nie mogłam już wytrzymać, musiałam nakarmić konie, przygotować wszystko. Wstałam z łóżka, delikatnym ruchem zdjęłam rękę bruneta z mojego ciała i poszłam do łazienki. Ubrałam typowy strój jeździecki, zeszłam na dół. Przygotowałam kanapki, do tego ciepłą herbatę. Zostawiłam karteczkę dla Loczka z informacją, że jestem w stajni i że przygotowałam dla niego śniadanie. Wyszłam z domu i skierowałam się do boksów. Każdy koń dostał swoją porcję, a potem wypuściłam je na padok, by się rozgrzały. Za godzinę miałam pierwszą jazdę. Ruszyłam w stronę małego wzgórza, oddalonego od domu o jakieś 100 metrów. Tam usiadłam na mosiężnej ławce. Rozkoszowałam się widokiem pól, łąk i lasów. W oddali widziałam nawet morze. Uwielbiałam tutaj przesiadywać. Tutaj zawsze mogłam odpocząć, pomyśleć na spokojnie. Każda roślina właśnie w tym momencie miała swój najlepszy okres.  To ostatnie dni kalendarzowego lata, więc później będą przekwitać i usychać. Obok ławki, po prawej stronie rosła duża wierzba. W bardzo gorące i słoneczne dni dawała cień od słońca. Dzisiaj przesunęłam się troszeczkę w lewo, by moja skóra pochłonęła jak najwięcej promieni słonecznych. Moja krótkie rozmyślania przerwał czyichś nagły dotyk n prawym przedramieniu. Odwróciłam się  stronę sprawcy. Harry.
- Hej. Co tak siedzisz sama?
- Smakowało śniadanie?- odpowiedziałam ignorując jego idiotyczne pytanie.
- Pyszne. Jak zwykle zresztą.
- Cieszę się.
-  Co dzisiaj będziesz robić?- spojrzałam na zegarek.
- Za 20 minut mam pierwszą jazdę.
- Mogę ci pomóc?
- Jasne, tylko pytanie czy umiesz.
- No pewnie. Mam nawet strój jeździecki.
- Skąd go wytrzasnąłeś?- zdziwiłam się.
- Mam swoje sposoby. Jak jechałem do Holmes Chapel chciałem, żebyś nauczyła mnie jeździć.  Ale wyszło tak jak wyszło.
- Masz 5 minut. Za chwilę widzę cię przy boksach, w stroju  i wytłumaczę ci wszystko.
- Ok, już pędzę. - Pobiegł do domu.
Wolnym krokiem ruszyłam do stajni. Przygotowałam pierwszego konia i czekałam na Lokersa. Zjawił się chwilę później.
- Dobra, więc zaczynamy za chwilę. Jazda trwa godzinę, ja ją  prowadzę, ty w tym czasie się przyglądasz. Potem mam wolną godzinę i wtedy nauczę cię podstaw. Zbieramy się.
W furtce zobaczyłam uśmiechniętą twarz mojej ulubienicy. Była to radosna jedenastolatka.  Uczyłam ją od początku jej przygody z końmi, więc bardzo dobrze się znałyśmy. Przybiegła do mnie i wpadła mi w ramiona. Była dla mnie jak taka mała siostra, której nigdy nie miałam. Okręciłam nią w kółko i pomogłam wejść na konia. Zaczęła jeździć, a ja poprawiałam jej drobne błędy.  Przez cały czas przyglądał nam się Harry.
- Ten tam - wskazała na zielonookiego - to twój chłopak?
- Nie, Jessie, to mój przyjaciel - odpowiedziałam zdziwiona.
- A  Tom?
- To też mój przyjaciel – zakończyłyśmy temat, a jazda się skończyła.
- Do jutra! – krzyknęła mi na pożegnanie.
- Pa Jessie!- odkrzyknęłam i zwróciłam się do Harry’ego.
- Zaczynamy jazdę. Wejdź na konia, nogi włóż w strzemiona i nic się nie bój.
- Przecież to proste – zaśmiał się i wskoczył na rumaka. Jednak noga ześlizgnęła mu się ze strzemiona, zanim zdążył  ją tam włożyć i upad jak długi na ziemi.
- Proste mówisz?
- Grr.
Po chwili spróbował kolejny raz, tym razem ze szczęśliwym zakończeniem i mogłam nauczyć go najważniejszych zasad.
- Kiedy koniec?
- Zaraz. Już ci się tak znudziło?
- Nie, tyłek mnie boli.
- Bo siodło nie jest od tego, żeby siedzieć w nim jak w fotelu!
- Możemy kończyć – cmoknęłam na konia i pozwoliłam zejść Harry’emu.
- Chodź na obiad.
Wróciliśmy zmęczeni do domu, po czym zjedliśmy zamówioną wcześniej pizzę.
- Kiedy poznam Toma? – zagadnął mnie niespodziewanie.
- Kiedy chcesz. Możesz nawet teraz.
- Jasne.
- Już po niego dzwonię - wyszłam z kuchni z telefonem w ręku.
- Tom? .. Tak .. Chciałbyś przyjść do mnie i poznać mojego przyjaciela? .. Harry … Tak, ten Harry… Dobra, czekamy - rozłączyłam się.
- Zaraz będzie.
Usiedliśmy na kanapie w salonie czekając na Toma i oglądając jakiś denny serial. W końcu przyszedł długo oczekiwany gość.
- Hej- przywitałam się z nim całusem w policzek.
- Tom, poznaj Hazzę, Harry poznaj Toma.
- Cześć - przywitali się ze sobą, a po chwili zajęci rozmową  udali się do salonu. Ja w tym czasie robiłam kawę. Zaniosłam tackę z potrzebnymi rzeczami do pokoju i usiadłam koło nich.
- A [T.I.] jak zwykle ma wszystko przygotowane - zaśmiał się Tom.
- A jakby inaczej - zawtórował mu Harry i po chwili zaśmiewali się, opowiadając sobie żarty z dzieciństwa i wymieniając się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi gwiazd futbolu.
Po chwili znudzona wyszłam z pokoju, a rozbawieni chłopcy nawet tego nie zauważyli. Usiadłam na mojej kochanej ławce, odchyliłam głowę do tyłu i wpatrywałam się w gwiazdy.  Prawie usnęłam kiedy poczułam jak ktoś siada obok mnie.
- O co jesteś zła?
-  O nic.
- Tom już poszedł.
- To chyba źle, nie? – zadrwiłam.
- Nie, wręcz przeciwnie.
Spojrzałam na niego. Zamiast jego wiecznego uśmiechu ujrzałam poważną minę. Zdziwiło mnie to.
- [T.I.]
- Tak?
- Yy ten, no bo ja, no muszę ci coś powiedzieć - spiął się jeszcze bardziej.
- Zamieniam się w słuch.
-Przepraszam, że wyjechałem, że zostawiłem cię samą, ze przeze mnie cierpiałaś. Wiem, że jesteś o to zła i w pełni cię rozumiem. Ale nie do tego zmierzam. Muszę ci powiedzieć coś o wiele ważniejszego. Bo miałem ci to powiedzieć po tym jak wróciłem się  spakować przed wyjazdem do domu X-factora, ale ciebie nie było i po części też stchórzyłem. Bo ja cię kocham, nie jak przyjaciółkę, tylko taką inną miłością. Wiesz o co mi chodzi - spuścił głowę, zażenowany.
- Harry, no wiesz, nie wiem zbytnio co powiedzieć.
- Nie musisz mówić nic, rozumiem- wstał z ławki, ale zatrzymałam go.
- Jak wyjechałeś, ja się załamałam- mówiłam z trudnością. Wielka gula w gardle, która utworzyła się wraz z jego słowami hamowała mój głos. Moje serce się cieszyło, ale rozum mówił inaczej. On cię zostawi, tak jak ostatnio, będziesz płakać, znowu się załamiesz. – Nie dlatego, że byłeś moim przyjacielem, ale dlatego, że cię kochałam. Zawsze, od początku. Myślałam, że mi przejdzie, że to tylko przelotne zauroczenie, ale z każdym twoim słowem, wypowiedzianym w moją stronę, utwierdzałam się w tym, że jesteś dla mnie ważny. Jak nikt inny.
Podszedł do mnie, przytulił, złapał za rękę i spojrzał mi prosto w oczy. Potem złączył nasze usta w jedność. Poczułam ich smak, ich kształt. Tak długo na to czekałam, zaufałam sercu. Rozum nie miał głosu w tej sprawie.
- Przepraszam, że musiałaś tyle na mnie czekać. Przepraszam, że cię zostawiłem.
 - Wybaczyłam ci już dawno, a każdego dnia kiedy czekałam na to by cię ponownie spotkać, stawałam się coraz bardziej pewna, że to nie tylko zwykłe zauroczenie.
Ponownie mnie pocałował. Zrobiło mi się tak jakoś błogo na sercu, na duszy. Przestałam się zamartwiać.  Usiedliśmy, wtuleni w siebie na ławce, wspominając nasze dzieciństwo. Znów spojrzałam na zegarek i ponownie stwierdziłam, że Harry śpi ze mną.
- Nie mogę, nadużywać waszej gościnności.
- Mowy nie ma, śpisz ze mną. Koniec i kropka.
- Z tobą raczej nie wygram, nie?
- Wiesz gdzie są drzwi, ręcznik masz w łazience, a tymczasową piżamkę w pokoju.
- Brakowało mi tego.
- Czego?
- Ciebie.
- Mi ciebie też. A teraz spadaj do łazienki, bo ja też chcę się umyć, a jutro czeka mnie ciężki dzień. Zresztą Ciebie też.
- Mnie? Czemu?
- A co ty przyjechałeś tutaj na wakacje czy jak?
- Raczej na wakacje.
- Dobra nie wnikam.
- Ok - poczłapał do łazienki.
Znowu tak jak poprzedniego wieczora zasiadłam do pianina. Tym razem zagrałam coś bardziej nastrojowego. Balladę z Romea i Julii. Kiedy kończyłam piosenkę poczułam dłoń na ramieniu. Emitowała niesamowite ciepło. Odwróciłam się przerażona.
- Harry? Co ty tu robisz?
- Słucham jak grasz - nie o taką odpowiedź mi chodziło.
- Dokładniej proszę.
- Ładnie grasz i głos też masz niczego sobie  - znowu wyminął moje pytanie. Co za człowiek.
- Umyłeś się?- szybko zmieniłam temat.
- Tak, możesz  iść.
- Będę za chwilę.
Weszłam do wanny, owionęła mnie ciepła fala wody i lawendowy zapach płynu do kąpieli. Po raz kolejny analizowałam dzisiejszy dzień. Czy to wszystko dzieje się naprawdę? Czy to tylko kolejny sen? Idę na imprezę, tam nie wiadomo jak zjawia się Harry, nocuje u mnie, pomaga mi przy koniach, wspominamy stare czasy i nagle wyznaję mi miłość. Idiotyzm. To nie ma ładu i składu, chociaż za miłość chyba nikt nie odpowiada. Po chwili opuściłam pomieszczenie w przytulnej piżamce i wskoczyłam do łóżka.
- Ała - krzyknęła jakaś istota spod kołdry.
- Harry?! Co ty tu robisz?! – dzisiejszego dnia zdecydowanie za dużo razy użyłam tego zwrotu.
- Próbuję spać, ale wolałem na ciebie poczekać.
- Miło.
- Byłoby gdybyś nie zmiażdżyła mi płuc. Ja muszę czymś oddychać.
- Przepraszam. Wybaczysz?
- Może, ale należą mi się jakieś lepsze przeprosiny.
- Kochany Hazzusiu bardzo cię przepraszam, że o mało nie zmiażdżyłam twoich zacnych loków.
- Postaraj się bardziej.
- A zamknij się już- przytknęłam swoje usta do jego i wtuliłam się w jego tors. Po chwili usnęłam.

- [T.I.] wstawaj!!- ktoś ryknął mi do ucha.
- Chwilę mamo, zaraz wstanę- wymruczałam nawet nie otwierając powiek.
- Sama tego chciałaś – ten ktoś, który zakłócał mój błogi sen opuścił pomieszczenie i gdzieś sobie poszedł. Nareszcie dokończę mój sen. Niestety moje szczęście nie trwało długo.  Ten bezczelny ktoś znów wparował bez pukania do pokoju i wylał na moją głowę kubeł zimnej wody.
- Jesteś trupem!- otworzyłam mokre powieki i ujrzałam sprawcę.
- Swojego chłopaka chcesz ukatrupić? -  szczerzył te swoje kły.
- A żebyś wiedział - rzuciłam się na niego. Zaskoczony Harry upadł na ziemię, a ja na niego. Stykaliśmy się czubkami nosów, a gdy brunet zbliżał się by mnie pocałować ja szybko się odsunęłam.
- Za karę - nieubrana zeszłam na dół, by przygotować śniadanie. Czekała mnie miła niespodzianka, ponieważ posiłek leżał już na stole. Wymruczałam coś pod nosem i podeszłam do kuchenki, by zaparzyć sobie herbatę.  Na moich biodrach poczułam czyjeś ręce i cichy szept w okolicach ucha:
- Nadal się gniewasz?
- Już nie tak bardzo – cmoknęłam go w nosek.
Zasiadłam do śniadania, zagadując chłopaka:
- Co masz zamiar dzisiaj robić?
- Nie wiem jeszcze, ale raczej pójdę się zameldować do hotelu, bo wynajmuję pokój od 2 dni, a jeszcze  ani razu w nim nie byłem.
- To się nawet dobrze składa, bo do końca twojego pobytu w Hampton zostajesz u mnie w domu. Przyzwyczaiłam się do twojej obecności, więc wiesz…
-Jesteś pewna?
- Człowieku znam cię od zawsze przeżyłam z tobą tyle wypadków i tyle twoich żartów, że nic mnie już nie zaskoczy.
-  To po śniadaniu pójdę po walizkę.
- Dobra, w razie czego wiesz gdzie mnie szukać.
- No właśnie nie za bardzo - pacnęłam się w głowę z otwartej ręki. I to jest mój chłopak?
- Oj, Harry, Harry zwariuję przez Ciebie. Stajnia, stajnia tam będę.
- Dobrze wiedzieć.
- Idę się ubrać. Do zobaczenia – cmoknęłam go w policzek.
Założyłam odpowiedni strój i udałam się do boksów. Wykonałam codzienną rutynę i czekałam na Harolda.
Po chwili zobaczyłam jak wściekły chłopak kieruje się w moją stronę.
- Co się stało – spytałam zdezorientowana.
- Mam dosyć życia, dlaczego wszystko musi być takie trudne, czemu nie mogę być zwykłym i mieć wszystko  w dupie?! Znowu to samo, ten sam schemat. Mam dość!
- Harry uspokój się i powiedz mi co się stało!
- Muszę wyjechać. Menager dzwonił, że kończy nam się urlop. Za dwa dni mam być w Londynie.  [T.I.] ja przepraszam, nie wiedziałem. Powiedz coś.
- Znowu to samo.
Powtórka z rozrywki? Wiedziałam, że tak będzie. Znowu to samo. Zostawia mnie w najbardziej nieoczekiwanym momencie. A wszystko miało się zacząć układać na nowo. Ale co ja sobie myślałam? Mój świat ponownie legł w gruzach. Nawet nie wiem, który to już raz.



~ by Agata.


 I jest. Stało się. Zamieszczam na tej stronie już dwusetny imagin.
W pierwszej kolejności chciałabym podziękować Wam, wiernym czytelnikom,
którzy mimo tego, że czasem wena bawiła się z nami w chwanego
wiernie trwaliście przy naszym boku. :)
Jako adminka chciałam bardzo podziękować  redaktorkom, z którymi
razem zapracowałyśmy na sukces, lecz to wy głównie jesteście tego 
twórcami. Na dniach przekroczymy milion wyświetleń. 
To największe wyróżnienie, jakie mogło nas spotkać.
W imieniu Natalii, Julii, Agaty i swoim:
DZIĘKUJĘ

 

piątek, 25 stycznia 2013

# Imaginy z gifami . Część 15 .


Spróbowałam czegoś innego, mam nadzieję, że się spodoba ;)
Piszcie co sądzicie i czy chcecie imaginów tego typu więcej.

Komiks, jak próbuję się dostać na plan teledysku chłopców.
Przechodzę spokojnie z koleżanką obok ochroniarza:


Jak ochraniarz na nas patrzy:

Kiedy jesteśmy blisko, jak ninja wślizgujemy się do środka:

Jak pokazuję koleżance, aby się nie odzywała:

W końcu zauważamy ich z daleka, ale na nieszczęście ktoś nas przyłapuje i pyta co tu robimy. Zaczynamy mówić, próbując brzmieć profesjonalnie. Jak nas widzą ludzie stamtąd:

W końcu kłamiemy, że jesteśmy nowymi stażystkami na planie i na szczęście, okazuje się, że naprawdę czekają na dwie nowe stażystki. Każą nam iść na plan…
My:

I zacząć kręcić kamerą teledysk.
Ja, która kompletnie się na tym nie zna:

W międzyczasie moja koleżanka ma porozstawiać przedmioty na planie:

Mówią nam, abyśmy pokazały chłopcom nowy ruch taneczny. My:



Jak wygląda to u chłopców:


Na szczęście wszystko się udaje I końcowy efekt wygląda tak:



Żegnamy się i wracamy z koleżanką do domu:
~by Julia