środa, 27 lutego 2013

# 217 . Harry .

Ponownie proszę o komentowanie, ponieważ jest ponad milion wyświetleń, a pod niektórymi postami tylko np. 13 komentarzy. Ja rozumiem, że wam się nie chce, ale to jest chwila, a mi daje poczucie, że to co robię, nie idzie na marne.
Prompts dla @IWannaMalik

Każdy człowiek ma tyle uczuć w sobie, a o nich zapomina. To zarazem przykre jak i denerwujące.
Ona- piękna, delikatna, nieraz zamknięta w sobie, oddana ludziom, których kocha.  Potrafi pocieszyć, powiedzieć miłe słowo, ale największą jej zaletą jest milczenie. Kiedy czuję, że słowa są niepotrzebne, siedzi, słucha cierpliwie i potakuje głową. Jest aniołem w każdym calu, lecz nie zapominajmy, że tylko człowiekiem. Ma tak wielkie serce, które codziennie otwiera i obdarza ludzi troską i miłością. Jest takim jasnym światełkiem.
On – kochany, uczuciowy, wie czego pragnie, ma określony cel. Kocha ją ponad życie, stara się nie wywyższać,  chce ją zawsze wspierać, po prostu przy niej być. To dlaczego ją tak zranił?
[ T.I.] weszła do domu swojego chłopaka, chciała mu zrobić niespodziankę. Miała mu coś powiedzieć. A to miało zmienić wszystko. Więc jak mówiłam, weszła do domu, cichutku zamykając drzwi. Zaglądała do wszystkich pokoi, do salonu, do jadalni, do kuchni, do łazienki. Ale jej chłopaka nigdzie nie było. Postanowiła wejść do jego pokoju.
- Harry? – zapytała cicho, lecz nie usłyszała odpowiedzi. Uchyliła mocniej drzwi, a głos zamarł jej w gardle.
Łzy zalały jej niebieskie jak ocean oczy, a obraz się zamazał. To co zobaczyła, było nie do pomyślenia. Jej chłopak leżał na łóżku, a na nim jakaś blondynka. Całowali się. Nie znała jej, nawet nie widziała jej twarzy. Nie powiedziała nic, jak to miała w zwyczaju. Odeszła. Nie chciała cierpieć. Na stole zostawiła mu kartkę, z wytłumaczeniem.
Drogi Harry!
 Miałam ci tak wiele do powiedzenia, tak wiele do zasugerowania, ale zabrakło mi tej odwagi, tej, której nigdy nie miałam i nadal nie mam. Widziałam cię dzisiaj. Nie wiem kim była. Nie wiem czy byłabym w stanie spojrzeć jej w oczy. Naprawdę nie wiem. Nie mam też pewności, czy kiedykolwiek darzyłeś mnie takim uczuciem, jak ja ciebie. Zabolało, ale nie będę cię obwiniać. Pewnie też miałam w tym swój udział.  Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy i że będziesz szczęśliwy.
                                                                                       Kocham cię [T.I.]
Chłopak wszedł do salonu, z początku nie zauważył pozostawionej kartki, jednak po chwili jego wzrok utknął na białym papierku. Zdziwiony otworzył delikatnie kwadracik i zaczął czytać. Na jego twarzy wymalowało się zdumienie, złość, ból i smutek. Żałował, wiedział co zrobił, nie potrafił sobie wybaczyć. Usiadł na kanapie i zaczął płakać. Zastanawiał się dlaczego ją tak skrzywdził. Czemu to zrobił? Nie potrafił sobie na to odpowiedzieć. Zmęczony zasnął na kanapie. Następnego dnia obudził się z podpuchniętymi oczami i czerwonymi spojówkami. Wszedł do kuchni, w której zamiast uśmiechniętej dziewczyny powitała go przytłaczająca pustka i choć wiedział, że to jego wina nie potrafił przyzwyczaić się do braku jej osoby.
Spieszmy się  kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą, a po nich nastaje pustka i codzienne wspomnienia. 
Chłopcy często do niego wpadali, próbowali wyciągnąć do klubów, ale on jak siedział tak siedział. Wiele razy próbował do niej dzwonić, ale odpowiadała mu głucha cisza. Tak było zawsze, a chłopak wiedział, że już jej nie odzyska. Stracił ją wraz z tym największym błędem jaki popełnił w swoim życiu. Znał ją tak dobrze, wiedział jak go kochała, chciał dać jej wszystko, ale zapomniał, że czasu nie da się cofnąć, a za błędy płaci się wielką cenę. Czasami aż za wielką. Był wrakiem człowieka, nie umiał pogodzić się z jej odejściem. Tak bardzo go to bolało.
- Stary, nie możesz się tyle zadręczać – pocieszał go Louis.
- A co mam robić? – spytał sarkastycznie.
- Żyć? – odpowiedział mu tym samym.
- Ale ja nie potrafię – jęknął.
- A co w tym jest trudnego?
- Życie bez niej - znów posmutniał. Nie chciał, nie próbował się podnieść. Dla niego to już nie miało sensu.
- Nie możesz zmarnować sobie życia przez jedną dziewczynę! – Louis koniecznie starał się przemówić mu do rozsądku.
- Tak! W ogóle co ty tutaj robisz?! Chcesz mi prawić morały? Że niby kim ty jesteś? Moją mamą?! Duchem, który wie wszystko?!
- Chciałem pomóc! Ale pamiętaj! Jej tu nie ma przez ciebie! To ty ją zdradziłeś! – krzyknął na odchodne i zostawił chłopaka samego.
Samego sobie. Nie wiedział co robić. Ranił wszystkich tych których kochał. Wszyscy mieli rację. To była jego wina. On ją zdradził.
Zapytacie się pewnie gdzie ona jest? Otóż, dziewczyna siedzi teraz w pokoju i patrzy w okno. Nie odzywa się, nie je, nie ma jej duchem. Na ziemi pozostało tylko jej ciało, które potrzebuje jego. Ale jego już nie ma. Odszedł, odszedł bezpowrotnie. Jej dusza krążyła gdzieś  po  zakamarkach świata i nie miała się gdzie udać. W środku siebie czuła nieprzeniknioną pustkę.
- Czemu on to zrobił? Dlaczego? – spojrzała w górę, ale nie doczekała się odpowiedzi.
Z każdym dniem było coraz gorzej. Cierpieli obydwoje.
It doesn’t make sense to live beetven pe ople when nobody loves you.
 [T.I.] nie potrafiła się pozbierać, a bardzo chciała. On był jej światem, jej snem. A  każdy sen się kiedyś kończy i nastaje bolesna rzeczywistość. Niestety byli za słabi, by przetrwać ten brutalny egoizm, bałagan i zło jakie zapanowało na świecie.
**
- Harry! Harry, gdzie jesteś?! – do domu chłopaka weszło 4/5 One Direction.
- Sprawdzę salon – zadeklarował Liam.
- A ja kuchnię – wykrzyknął Niall i już go nie było.
Reszta udała się do pokoju chłopaka. Nie zastali tam nikogo. Idealny porządek, pościelone łóżko, rzeczy poukładane w szafach, telefon zostawiony na szafce i malutka karteczka na biurku. Louis podszedł do przedmiotu i otworzył zawiniątko.
Chłopcy!
Kiedy to przeczytacie, bardzo możliwe, że będę już na Was spoglądał z góry. Mój czas nadchodzi. Dobrze wiecie, że męczę się tutaj. Bez Niej bycie tutaj nie ma sensu. Kochałem Was jak braci, nadal kocham. Byliście dla mnie najważniejsi. Mam nadzieję, że Wasza kariera dalej będzie się rozwijać, a życie prywatne ułożycie sobie tak jakbyście chcieli. Niestety mi się to nie udało. Jeśli kiedyś spotkacie [T.I.] to powiedzcie jej, że nie chciałem. Nie umiem się z tego wytłumaczyć. Z głupoty nie da się wytłumaczyć. Może chciałem spróbować czegoś nowego, może chciałem zaznać nowych przyjemności? Naprawdę nie wiem. Przekażcie, że była dla mnie wszystkim, a jeśli czas dałoby się odwrócić, to zrobiłbym to bez wahania.
Louis przepraszam! Moje humory były nie do zniesienia. Niech ci się szczęści z Eleanor.
Niall! Znajdź wreszcie dziewczynę, niech będzie dla ciebie wszystkim. Życzę ci powodzenia.
Liam! Opiekuj się Danielle! Mam nadzieję, że założycie szczęśliwą rodzinę!
Zayn! Ułóż sobie życie z Perrie! To naprawdę świetna dziewczyna.
                                                          Kocham Was chłopcy, Wasz Harry.
Skończył czytać i o mało co nie zemdlał. Na szczęście chłopcy go podtrzymali. Zadzwonili na policję, pojechali go szukać. Również [T.I.] była z nimi. Gdy tylko dowiedziała się co zaszło, postanowiła pomóc.
Please tell me now it’s not end.
Znaleźli go. Siedział na sporej skale i wahał się czy skoczyć. Policja, straż i pogotowie już tam było. Rozmawiali z nim, przekonywali, by nie robił nic głupiego. Chłopak staczał się z każdą minutą, sięgał dna, które wydawałoby się nie kończyć.
Zobaczył ją, zamarł. Podeszła bliżej, wyciągnęła dłoń, a ona rzekła:
- Harry, nie zostawiaj nas. Nie możesz. J-j-j-j-ja jestem w ciąży.
You make me rise, when i fall…
Czy są szczęśliwi? Tak. Jak nigdy dotąd. Harry, nie skoczył. Nie uciekł, stawił czoła problemom, które sam stworzył. Przeprosił, co było najważniejsze. Na nowo stali się przyjaciółmi, nie chcieli zaczynać znowu związku. Postanowili na nowo sobie zaufać. A dziecko? Wychowują je razem. Nauczyli się wiele, żyli na własnych błędach. A teraz z każdym dniem, każdym pocałunkiem, zakochują się w sobie na nowo, co tylko utwierdza ich  w przekonaniu, że są dla siebie idealni.
I’ve woken now to find myself In the shadows of All I have created.
When I close my eses, I think of you.
Could you imagine someone eses by my side?
Everytime we Kiss, I swear, I could fly.
The good and Bad Times we’ve been through them all.
Don’t look back you’re safe now, on lock your heart.
 ~by Agata.
Mój imagin, czyli Julii, się jutro nie pojawi. 

poniedziałek, 25 lutego 2013

# 215 . Harry .

Prompts od Pauli: na podstawie teledysku Troublemaker by Olly Murs ft. Flo Rida

Ciepłe promienie ogrzewały moją twarz. Otworzyłam lekko prawą powiekę, a po niej lewą. Moje oczy starały się przyzwyczaić do palącego światła, które w Londynie zdarzało się nadzwyczaj  rzadko. Wstałam z ciepłego i wygodnego łóżka, po czym skierowałam się do łazienki. Ogarnęłam się, tak, że wyglądałam w miarę względnie. Rozpuściłam moje długie włosy, które sięgały mi do bioder. Nałożyłam lekki makijaż, w biegu porwałam jabłko i ruszyłam do pracy. Byłam kelnerką w jednym z lokalnych  pubów.  Przywitałam się z Mary, moją koleżanką, i założyłam fartuch. Podeszłam do stolika:
- Dzień dobry, zamawia pan coś? – spytałam niewysokiego faceta, który siedział przy stoliku z kumplami. Wszyscy mieli około 35 lat.
- Tak. Zamawiamy ciebie, kotku – krzywo się uśmiechnęłam.
- Niestety, nie mamy takiej oferty. Ale są tutaj świetne kawy. Zamawiają panowie coś? – starałam się być miła.
- Tak, wodę z cytryną – uśmiechnęli się obleśnie. Odeszłam od stolika, a mój wzrok napotkał ładnego chłopaka siedzącego naprzeciw i obserwującego całą sytuację. Miał ładne brązowe loki i chyba zielone oczy. Uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam tym samym. Poszłam za ladę i przygotowałam napój. Ponownie podeszłam do stolika i nalałam każdemu cieczy do szklanki. Kiedy miałam się oddalać, poczułam klepnięcie w tyłek. Odwróciłam się cała wściekła i wylałam resztę zawartości dzbanka na tego wkurzającego gościa. Zimna ciecz spływała  po  jego tłustych włosach, a on sam aż kipiał ze złości. Zawołał szefa.
- [T.I.]! Co ty zrobiłaś?! – wydzierał się na mnie.
- Należało  mu się. Klepnął mnie w tyłek! – próbowałam się bronić, choć wychodziło mi to marnie.
- Przykro mi, ale w takiej sytuacji nasza współpraca musi się zakończyć.
- Miło było! Do widzenia! – odkrzyknęłam i wybiegłam.
Wróciłam do domu i leżałam bezczynnie na kanapie. Oglądałam jakiś denny serial. Dziewczyna zakochuje się w chłopaku, ale matka nie pozwala na ślub i uciekają za granicę. Jak ja bym chciała mieć takie problemy. Nie mają czego puszczać w tej telewizji. Sięgnęłam po gazetę, którą kupiłam po drodze do domu. Przerzuciłam na ogłoszenie o pracy, a ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam interesującą ofertę.
Serdecznie zapraszamy fanów muzyki do pracy w sklepie muzycznym. Jeśli lubisz otoczeni płyt, gramofonów i wiesz, co doradzić klientom, jesteś dla nas idealny. Zapraszamy do „Music Heaven”.
Sprawdziłam w  Internecie  godziny otwarcia i pobiegłam do  sklepu.
 - Dzień dobry. Ja w sprawie ogłoszenia zamieszczonego w gazecie – wydukałam na jednym tchu.
- Tak?  - przywitał mnie jakiś facet z długimi, lokowanymi włosami, o dość niecodziennej budowie. Mały, przy kości człowieczek spoglądał na mnie z zaciekawieniem.
- Chciałabym się zapytać czy jest nadal aktualne, bo jeżeli tak, to mam jakieś szanse na dostanie tej pracy? – wytłumaczyłam mu powód mojej wizyty.
- Masz jakieś doświadczenie? – zmarszczył brwi.
- No nie, ale bardzo lubię muzykę.
- To na dzisiaj masz tą pracę. Sprawdzimy czy sobie radzisz, ale pamiętaj. Jeden wybryk i koniec.
- Tak, dobrze – cieszyłam się.
Dostałam odpowiednie wskazówki i mogłam zaczynać pracę. Nałożyłam słuchawki na uszy i zatopiłam się we własnych myślach. Dzisiaj działo się o wiele za dużo. Straciłam pracę, po kilku godzinach dostałam nową. Jak ten czas leci. Zastanawiała mnie jeszcze tajemnicza postać chłopaka w lokach. Kim on był? Spoglądałam na płyty poustawiane na regałach, czułam się tak beztrosko. Podniosłam wzrok przed siebie i zauważyłam małe, zielone punkciki. Spojrzałam wyżej i dostrzegłam loki. Przeniosłam wzrok na płytę, którą trzymałam w ręce. Zamarłam. To był ten sam chłopak. Spojrzałam jeszcze raz na niego i na zdjęcie. Obydwoje uśmiechali się tak samo. Obydwoje byli tak samo ładni. Co ja gadam? To były dwie te same osoby. Przeczytałam napis pod zdjęciem. Harry Styles. Ładnie. Znów  mój wzrok chciał dojrzeć te zielone tęczówki, jednak jego już nie było. Ktoś szturchnął mnie w ramię. Obróciłam się i dostrzegłam mojego tymczasowego szefa. Zdjął wściekły moje słuchawki i krzyczał na mnie:
- Co ty sobie dziewczyno wyobrażasz?! Gdzie ty jesteś? Na jakimś koncercie?! W ogóle nie zwracasz uwagi na klientów! Zwalniam cię!  - zakończył jakże ciekawe przemówienie.
-  Naprawdę nie chciałam, poprawię się! – teraz to ja krzyczałam.
- Mówiłem! Jeden błąd i do widzenia!
- Ale nie może pan… - zasugerowałam się umową.
- Właśnie, że mogę! Do widzenia! Proszę opuścić ten lokal! – wskazał ręką na drzwi. Rzuciłam słuchawki i wyszłam z lokalu, głośno trzaskając drzwiami. 
Kolejne zwolnienie.  Nie dziękuje, na dzisiaj chyba wystarczy. Wróciłam do domu późnym wieczorem i od razu poszłam do łóżka. Postanowiłam, że na razie dam sobie spokój z nową pracą. Zasnęłam głębokim snem.
Rankiem przetarłam zmęczone oczy i wstałam szybko z łóżka. To, że nie mam pracy, nie znaczy, że mogę się tak bezczynnie wylegiwać. Ubrałam się szybko i poszłam na miasto. Chodziłam po pustych ulicach i patrzyłam na wystawy sklepowe. Na jednej z szyb zauważyłam interesującą informację. Poszukiwali pracownika do sklepu odzieżowego. Pomimo iż nie chciałam pracować i miałam dać sobie spokój z tymczasowym poszukiwaniem pracy, postanowiłam spróbować. Weszłam do lokalu i znów przeprowadziłam interesującą rozmowę, dotyczącą pracy. Jakże miło. Zostałam przyjęta. Moim pierwszym zadaniem było ubranie manekinów na wystawie.  Weszłam na podest i zaczęłam przyodziewać sztuczne kobiety. Spojrzałam przed siebie i znowu dojrzałam te same loki. Czy on mnie prześladuje? Uśmiechnął się do mnie życzliwie, ja zrobiłam to samo.  I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że manekiny dosłownie poleciały mi na głowę. Próbowałam je jakoś zatrzymać, ale niestety było ich tyle, że nie dałam rady. Harry zaczął się ze mnie śmiać. Tak o dziwo zapamiętałam jego imię. Gorzej chyba być nie mogło. Czemu ja jestem takim pechowcem? Gapiłam się w szybę dopóki obiekt moich westchnień i wielkiego zdziwienia nie zniknął z pola widzenia.
- Panno [T.I.]! Co pani sobie wyobraża?! – doszedł mnie podniosły głos szefowej.
- Ja-a-a-a… manekiny pospadały – zacięłam się. Kolejne zwolnienie jest mi niepotrzebne.
- Same? – popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- To był przypadek, proszę mi wierzyć.
- Wie pani, w takiej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak… - nie pozwoliłam jej dokończyć.
- Tak zwolnieniem. Wiem. Do widzenia! – odkrzyknęłam i wybiegłam ze sklepu. Z takim tempem jakim mnie zwalniają i jakim popełniam wtopy i gafy, mogliby wpisać mnie do księgi rekordów Guinessa. Ostatni raz gdziekolwiek pracowałam. Mam dosyć!  
Wróciłam do pustego domu i usiadłam przed telewizorem. Wiadomości. No nie wierzę!
Według najnowszych danych statystycznych w Londynie jest najmniejsze bezrobocie. Ponad 40% mieszkańców znajduje zatrudnienie! To niesamowite!
Czy oni chcą mnie naprawdę dobić?! Koniec. Nie będę siedzieć na dupie jak ostatni leń i obżerać się chipsami. Idę do klubu. Z mocnym postanowieniem pobiegłam do łazienki i uszykowałam się. Nałożyłam lekki makijaż, do tego kremową, rozkloszowaną sukienkę i czarne baletki. Rozpuściłam włosy i byłam gotowa do wyjścia. Zakluczyłam dom i zamówiłam taksówkę. Po chwili byłam już w klubie. Usiadłam do stolika z jakimiś dziewczynami. Zaczęłyśmy rozmowę, która niestety niezbyt się kleiła, ponieważ moje towarzyszki były już nieźle wstawione.  Postanowiłam potańczyć. Gdy wstawałam od stolika znowu napotkałam to przenikające, zielone spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i pokazał słodkie dołeczki w policzkach. Spaliłam buraka i poszłam tańczyć. Na początku było wszystko dobrze, jednak coś musiało się stać. Stałam tyłem do blatu i odwróciłam się tak niefortunnie, że wpadłam na kelnera, który niósł napoje do stolika i pod wpływem nieświadomego uderzenia wleciał za barową ladę. Nie wiedziałam co robić i pewnie dalej stałabym tam jak ostatni osioł, gdyby nie jakaś ręka, która pochwyciła mnie i wyciągnęła z lokalu. Spojrzałam na jej  właściciela i od razu na moją twarz wkroczył wielki uśmiech, który po chwili zastąpił rumieniec.
- Tym razem postanowiłem ci pomóc.
- Dziękuje.
- Harry jestem – wyciągnął swoją dłoń, którą szybko  uścisnęłam.
- [T.I.]
I pewnie się dziwicie, ale tak zaczęła się nasza magiczna znajomość. Od przypadku do szczęścia. Chociaż raz mogę powiedzieć, że cieszę się, że jestem taką niezdarą. 
  ~by Agata.

Informacja także ode mnie, Julii, mój imagin jutro się nie pojawi.

piątek, 22 lutego 2013

# 214 . Louis .

Sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Może to kolejny mój kaprys? Chyba nie, chociaż nie mam całkowitej pewności. Zastanawiacie się o czym mówię? Już wyjaśniam. Tydzień temu zapisałem się na kurs samoobrony. Tak, ja Louis Tomlinson i samoobrona. Idealna para. Jak woda i ogień, kompletne przeciwieństwo. Nie wiem co mi odbiło. Chyba za dużo razy oglądałem „ Kung fu Pandę”. Więc tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. W piękne środowe popołudnie udałem się do dzielnicy oddalonej od naszego domu o zaledwie kilka przecznic. Na wielkich, stalowych drzwiach zobaczyłem napis: „Zajęcia samoobrony”. Dobrze trafiłem. Powoli nacisnąłem klamkę, gdy obok mnie usłyszałem szelest. Nagle przede mną wyrosła dziewczyna, niebieskooka brunetka, w długich, prostych, czarnych włosach. Ubrana w kimono, przypominała chińską wojowniczkę. Uśmiechnąłem się do niej.
- W czym mogę pomóc? - rzekła suchym, bezbarwnym tonem. Od razu sprowadziła mnie na ziemię.
- Chciałem się zapisać na kurs samoobrony. Dzwoniłem tutaj tydzień temu, żeby umówić się na pierwsze zajęcia.
- Przepraszam, dobrze zrozumiałam, że chce PAN uczestniczyć na tych zajęciach, czy też pana dziecko?
- Jakie dziecko?! Pani naprawdę nie wie, kim ja jestem?
- A powinnam?- odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
- Tak, chciałem się zapisać na ten kurs, ale dzieci nie mam, żony też, dziewczyny też. – uśmiechnąłem się zadziornie, a na jej twarzy zagościła kreska zamiast warg.
- Woli pan zajęcia w grupie czy osobisty trening mistrza?- zapytała, nadal stojąc prosto jak kłoda.
- Jaka jest różnica?
- W grupie ćwiczy pan z dziećmi dziesięcioletnimi, a trening osobisty polega na dokładnym skupieniu się na jednej osobie. Rozumie pan?
- Tak - odpowiedziałem, zdając sobie sprawę, że nie będzie łatwo.
- Na co się pan zdecydował?
- Trening osobisty.
- Ma pan strój?- po chwili zorientowałem się, że na plecach mam przewieszony plecak z potrzebnym strojem.
- Tak, tak.
- Tam jest szatnia. Za pięć minut na sali treningowej. Drugie drzwi na lewo.
 Udałem się do szatni, tam szybko wskoczyłem w potrzebne mi rzeczy. Założyłem biały strój i przewiązałem go czarnym pasem. Na filmach zawsze takie mieli. Wyszedłem z małego pomieszczenia, uprzednio zamykając szafkę i skierowałem się na salę. Pośrodku małego pokoju, mającego może z 15 m2, zastałem tą samą dziewczynę.
- Jestem już.
- Trzy minuty spóźnienia – wyliczyła, a kiedy spojrzałem na jej rękę w celu dostrzeżenia zegarka lub jakiegoś innego czasomierza, zobaczyłem tylko bransoletkę ze znakiem Jing - Jang.
- Jak pani to zrobiła?
- Wyczuwam to, nie potrzebuję urządzeń tak przyziemnych, jak zegarki.
Nie powiem, zagięła mnie. Może być ze mną marnie.
- Może przejdziemy na ty? Jestem Louis - wyciągnąłem rękę w jej stronę, a ona odwróciła się do mnie, celowo ignorując moje słowa.
- Jestem tutaj by uczyć, a nie urządzać pogaduszki.
Spaliłem buraka.
- Na naszych lekcjach nie ma rozmów.
- To pani mnie będzie uczyć?! A nie trener?!
- Przeszkadza coś panu?
- Nie, nie- zmiękłem pod wpływem jej lodowatego spojrzenia.
- Cieszę się. Od teraz ma być absolutna cisza. Kung – fu to nie zabawa. Przemocy używamy tylko wtedy, gdy nasze życie jest zagrożone. Walka to nie rozwiązanie. Najważniejsza jest koncentracja. Nasz umysł ma być pusty. Lekki jak pióro, nie można ćwiczyć, gdy ma się jakąś sprawę. Tracąc koncentrację  i zainteresowanie, tracimy siły i możliwość wygranej. Podstawowym ciosem jest wykop, wyskok i uderzenie. Najlepiej radzę kupić inne buty. To, że wydał pan na nie bardzo dużo pieniędzy, nie oznacza, że są one odpowiednie do ćwiczeń. Następnym razem proszę przyjść w baletkach.
- Co?!- wydarłem się.
- I to nie będzie potrzebne – zwinnym ruchem zdjęła mój czarny pas.
- Pani mnie rozbiera- rzuciłem oskarżenie w jej stronę.
- Stwierdzam fakty. Pańskie umiejętności nie pozwalają na noszenie czarnego pasa. Na razie powinna wystarczyć panu zwykła różowa tasiemka – wręczyła mi ozdobę i usiadła dalej, medytując.
- To co, te ruchy działają na chłopców? Rozumiem, że każdego pani tak odpycha? Tymi: ciach, rach i bach? Nie mam nic przeciwko temu, żeby mnie pani jednak oszczędziła. Jutro mam koncert i dobrze by było, gdybym mógł wstać z łóżka.    
Nie obejrzałem się, a już leżałem na macie. Na mojej klatce piersiowej oparta była czarna baletka.
- Skupienie!  Zero rozmów! Dzisiaj nauczy się pan dziesięciu uderzeń i wyskoków. Proszę patrzeć – zaczęła pokazywać figury i kazała mi je naśladować. Za każdym razem gdy coś szło źle, musiałem to powtarzać pięć razy. W końcu zmęczony upadłem na matę. Nad moją głową pojawiły się czarne włosy, a zaraz potem twarz ich właścicielki. Była naprawdę ładna. Taka inna. I te oczy. Takie niebieski, duże, głębokie.
Stop, stop. Louis, człowieku, co ty odwalasz?! Przecież ty jej w ogóle nie znasz. Poleciałeś za daleko.
- Jutro rano o ósmej. Tutaj na sali, odpowiednie buty, strój bez pasa i wyćwiczone dzisiejsze figury. Do widzenia.
Wyszła z sali, a ja długo jeszcze nie mogłem się podnieść. Ósma rano?!  Jak ja wstanę?! Podnosząc się z maty, usłyszałem hałas. Nagle światło zgasło. Wiedziałem czyja to sprawka. Ja jej jeszcze pokażę. Doczłapałem się do drzwi, przebrałem w normalne ciuchy i pojechałem do domu.
*
Rano obudziłem się cały obolały, miałem problem ze wstaniem. Spojrzałem na zegarek. 5.30 – jest dobrze, stwierdziłem. Ubrałem się w odpowiedni strój i zszedłem na dół. Zaparzyłem kawę, zjadłem śniadanie i zabrałem się za ćwiczenie zadanych mi figur. Szło mi dobrze, dopóki w salonie nie zahaczyłem nogą o stół, a co za tym szło, on się przewrócił, a razem z  nim wazon, szklanki, dzbanek i wiele innych rzeczy. Wszystko się potłukło i narobiło ogromny hałas. Czemu wpadłem na pomysł, żeby ćwiczyć przy zgaszonym świetle? Usłyszałem kroki na schodach, a po chwili ktoś obejmował mnie od tyłu. Wykonałem jeden zwinny, szybki ruch i powaliłem tą osobę na ziemię. Następny napastnik rzucił się na mnie, jednak zapomniał, że jestem Louisem Tomlinsonem i również leżał na ziemi. Z kolejnymi jednostkami było tak samo i kiedy już chciałem zapalić światło, by sprawdzić kto chciał mnie zaatakował, ktoś mnie wyręczył, a w pokoju zrobiło się jasno. Przy ścianie stał Liam i patrzył na  mnie w osłupieniu.
- Louis? – spytał niepewnie.
- Tak, stało się coś?
- Odwróć się – wskazał palcem na jakiś obiekt za mną.
Skierowałem wzrok za siebie i nie wierzyłem własnym oczom. Na podłodze leżał skołowany Harry, Zayn z kijem baseballowym i  Niall z bułką w ręce. A swoją drogą, co tu robi ta bułka?
- Chłopaki, co wam się stało? – zapytałem  zdezorientowany.
-  Możesz mi powiedzieć co robiłeś o szóstej na dole? – odezwał się Harry, który jako pierwszy się podniósł. Miał wielkiego sińca na czole.
- Co ci się stało? – wskazałem na jego czoło.
-  Louis, ty idioto!  Kung-fu ci się zachciało! Ja ci pokażę! Za tego guza nie dostaniesz marchewek przez miesiąc! – wydarł się na mnie.
- To powiesz mi kto cię tak załatwił? – nadal nie rozumiałem ich oburzenia.
- TY! Zeszliśmy na dół, bo usłyszeliśmy jakieś hałasy. Zayn wziął kij,  Niall bułkę a ja miałem się przyglądać. Ale wyszło inaczej. No więc zeszliśmy na dół i zauważyliśmy jakąś postać, na co Zayn zdecydował walnąć tą niezidentyfikowaną jednostkę kijem, ale Niall go  wyprzedził i rzucił się na ciebie. Tak wylądował na podłodze. Potem wkroczyłem ja i ze mną zrobiłeś to samo. Na końcu był Zayn.
- A to stąd ten kij – nareszcie zakapowałem.
- Tak, geniuszu! A powiesz mi jak mam się pokazać  na koncercie z tym siniakiem?!
- Od czego masz te pięć kosmetyczek? – droczyłem się z nim.
- Nie rozmawiam z tobą! – wyszedł z pokoju.
- Yyy, co się stało? – z połogi wstał Zayn, który mało co kontaktował.
- Zostałeś genialnie powalony na ziemię – wtrącił się Liam.
- Kto śmiał?! – wkurzył się.
 - Mistrz  kung – fu ! Louis Tomlinson! – wskazałem palcem na siebie. Zayn spiorunował mnie wzrokiem i zaczął potrącać Nialla.
- Louis, idź spać. Jest grubo po siódmej.
 - Co?! Już?! Miło było, ale ja muszę się zbierać! – wykrzyknąłem, kiedy byłem przy drzwiach i wybiegłem do auta. Po chwili znajdowałem się w szatni i wkładałem baletki. Gotowy wyszedłem do sali, w której czekała moja trenerka.
- Cześć – uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie.
- Cześć – odpowiedziała mi równie oschle, co na poprzednim spotkaniu. - Możemy zaczynać? – spuściła trochę z tonu i zaczęliśmy lekcje.
Chciałem jej udowodnić, że uczyłem się i korzystałem z jej rad, więc postanowiłem zaprezentować moje osiągnięcia. Wyprowadzałem szybsze kopnięcia, mocniejsze uderzenia, a brunetka po chwili leżała na macie, a ja przyciskałem ją moją stopą, umieszczoną w baletce do podłogi. Nagle w najmniej spodziewanym momencie zrobiła niezauważalny ruch nogą i również ja zaliczyłem glebę. Zaczęliśmy się śmiać jak opętani i nie mogliśmy przestać, a gdy opowiedziałem jej dzisiejszą sytuację z rana, turlaliśmy się po matach ze śmiechu.  Trwałoby to jeszcze długo, gdybym nie wstał i nie podał jej ręki.
- To może jednak przejdziemy na ty? Jestem Louis- przytuliłem ją, a dziewczyna, o dziwo, zrobiła to samo.
- [T.I.], miło mi.
Później, zamiast trenować, opowiadaliśmy sobie historie naszego życia, zabawne epizody i różne ciekawostki o sobie. Dowiedziałem się, że młoda dziewczyna pochodzi z Okinawy, ale od kilku lat mieszka w Londynie. Jest mistrzynią kung-fu i prowadzi razem ze swoim tatą szkółkę samoobrony. Kiedy lepiej się poznaliśmy, była miła. Miała ciekawy charakter, spokojny i opanowany wyraz twarzy. Ona chyba nigdy się nie denerwowała. Czas, który spędziłem z nią był jednym z najlepiej wykorzystanych.

* 2 lata później*
[T.I.] każdego dnia, na każdym treningu odkrywała przede mną swoje tajemnice. Wymienialiśmy się spostrzeżeniami, poglądami i informacjami z dzieciństwa. Poznałem ją dostatecznie dobrze, by móc stwierdzić, że jest naprawdę wyjątkowa. Cóż,  od kilku tygodni jesteśmy ze sobą. Mamy całą przyszłość, a kolejne przygody stoją przed nami otworem. Przecież z nią wszystko staje się możliwe.
 ~by Agata.

czwartek, 21 lutego 2013

# 213 . Wszyscy; Louis .


Prompts od Klaudii: miało być dużo akcji, szpiegów, trochę nie wyszło, ale mam nadzieję, że się spodoba x


- Idźcie za mną, ale nie odzywajcie się - zakomenderował Liam, przykładając sobie palec do ust, a drugą ręką machał w naszą stronę, pokazując, abyśmy szli za nim. Cała nasza piątka ruszyła za brunetem, trzymając pistolety w górze, gotowi strzelić w każdej chwili. Weszliśmy do środka muzeum, gdzie przed chwilą zniknęły cztery postacie z kominiarkami na głowach. Nasze ciemne ubiory także nie rzucały się w oczy, a podeszwy tłumiły odgłos kroków w pustym, na pozór, pomieszczeniu. Na pozór, bo w tej samej chwili usłyszeliśmy strzał, skierowany w Zayna, stojącego nieopodal mnie i chowającego sie za filarem. Na szczęście pocisk minął go o cale, ale on sam nie pozostał dłużny, oddając strzał w stronę, z której chwilę wcześniej ktoś strzelił. Usłyszeliśmy cichy jęk, co świadczyło o tym, że został trafiony. Zapadła cisza, by po chwili została przerwana przez postać, która wyłoniła się z tarasu w środku pomieszczenia, strzelając na oślep karabinem. Schowaliśmy się każde z nas za innym filarem, przeczekując i wstrzymując oddechy. Kiedy zapadła głucha cisza, wyskoczyliśmy wszyscy nieświadomie w tym samym momencie i poczęliśmy strzelać także na oślep, jednak celując w to samo miejsce. Dwie osoby oddawały strzały co jakiś czas, jednak niecelne.
Zaczęłam się właśnie zastanawiać, gdzie podziała się pozostała dwójka, kiedy ktoś objął mnie za szyję ramieniem, przytrzymują nóż tuż przy moim gardle.  
- Co, już nie jesteś taka waleczna? - Usłyszałam kobiecy, kpiący głos.
- Nie oceniaj po pozorach - wydusiłam przez zęby, uderzając ją łokciem w brzuch i oswabadzając się. Nóż spadł na ziemię, szybko go chwyciłam i tym razem role się odwróciły. To ja przystawiałam go jej do krtani, śmiejąc się: - I co teraz?
Była przerażona, ale nie jestem mordercą, więc tylko zakułam jej ręce w kajdanki, sprawdzając jak radzi sobie reszta. Pozostało tylko dwóch. Jeden z nich walczył z Zaynem i Niallem, a drugi z resztą. Dołączyłam do blondyna i mulata, aż w końcu po minucie zakuliśmy go w kajdanki, zmuszając by leżał na ziemi. Ostatni z nich też został już zakuty w kajdanki, aż usłyszeliśmy syrenę policyjną.
- Na nas czas - odezwałam się, a chłopcy przytaknęli. Zostawiliśmy złodziei, a sami uciekliśmy tylnym wejściem.
*
- Kolejna dobra robota - pochwalił nas Paul, nasz szef. - Te gagatki wylądowały już w więzieniu. Ale jak na razie, mamy kolejną sprawę.
Podał nam kartkę ze szczegółami, którą wzięłam, jako że byłam na środku. Chłopcy skupili się wokół mnie, zaglądając mi przez ramię. Przebiegliśmy tylko wzrokiem po tekście, a potem popatrzyliśmy po sobie i tylko kiwnęliśmy głowami.

Prompts od Martyny na podstawie piosenki chłopców: „I Would”: też nie do końca wyszło, ale chyba nie jest najgorzej x 

- No świetnie - mruknąłem sam do siebie, szczelniej otulając się szalikiem - Jeszcze tylko deszczu tu brakowało.
I w rzeczy samej, gdy tylko wypowiedziałem to zdanie, z nieba poczęły spadać krople deszczu, które z lekkiej mżawki zaczęły się przeradzać w ulewę. Kiedy dotarłem do szkoły, byłem już cały przemoczony, kichając. Kiedy szedłem w kierunku frontowych drzwi do budynku, ujrzałem kątem oka tak dobrze mi znane czarne Porshe. Zwolniłem trochę kroku, nie spuszczając wzroku z pojazdu. Po chwili drzwiczki się otworzyły i wyszedł z nich Tom Parker, szkolna gwiazda futbolu, przemądrzały typ, który uważał że wszystko mu wolno. Jednak nie było to najgorsze. Z siedzenia pasażera wysiadła Emma. Śliczna, mądra, miła dziewczyna, w której podkochiwałem się już od dwóch lat, jednak ona uparcie zdawała się mnie nie zauważać. Widziała tylko Toma, który według niej był idealny, i który był jej chłopakiem od miesiąca. Jednak ona zdawała się nie zauważać, jaki naprawdę jest. Właśnie ją objął i równym krokiem weszli do szkoły, mijając mnie i nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem. Tylko Emma odwróciła się jeszcze w moją stronę, zanim zniknęła w środku.
*
Wpisałem kod do szafki, jednak zanim zdążyłem ją otworzyć, obok mnie zjawił się Harry - mój najlepszy przyjaciel.
- Co tam, Lou? - Spytał radośnie, pogryzając jabłko. Wzruszyłem ramionami.
- To co zwykle. Tom zachowuje się jakby był pępkiem świata, a Emma nadal się do mnie nie odezwała. Choć odwróciła się w moją stronę, wchodząc przed szkołę.
- Wow, to już coś. - Zaśmiał się brunet, a ja posłałem mu mordercze spojrzenie.
- Wiesz, jak z nami jest.
- A raczej czego nie ma. - Ponownie się zaśmiał, jednak wiedziałem, że życzy mi jak najlepiej. Poklepał mnie po ramieniu i już się nie odezwał. Ja za to otworzyłem szafkę, i niemal natychmiast odskoczyłem, kiedy z jej wnętrza wylało się mnóstwo bitej śmietany. Momentalnie ludzie na korytarzu zaczęli się śmiać, wytykając mnie palcami. Na drugim końcu korytarza zauważyłem Toma i jego kumpli, którzy wskazywali na mnie i głośno się śmiali, przybijając sobie piątki. No tak, mogłem się domyśleć. Nagle ktoś przebiegł koło mnie, dotykając pleców, i pobiegł dalej korytarzem, wykrzykując:  
- Frajer!
Harry bez słowa odczepił karteczkę z moich pleców, podając mi ją.
"Kopnij mnie"
- Posprzątasz to - usłyszałem za sobą głos i stanąłem twarzą w twarz z woźnym, który bez słowa podał mi wiadro z chemikaliami, a do drugiej ręki wpakował szmaty.

*

W piątek po moim ostatnim dzwonku, szybko pożegnałem się z Harrym, umawiając się z nim na później  i wybiegłem ze szkoły, chcąc uniknąć jeszcze spotkania z Tomem i jego bandą. Gdy wyszedłem na słoneczny dziedziniec, ruszyłem w stronę bramy wejściowej, kiedy mój wzrok przykuło coś innego. Jakaś samotna postać siedziała kilka metrów ode mnie na murku, skryta w cieniu drzew. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby ta osoba nie płakała i nie miała brązowych włosów do ramion, które poznałbym wszędzie. Emma. Nie zważając na mijający mnie tłum, ruszyłem w  jej stronę. Czy to nie będzie dziwne, kiedy całkiem obcy jej człowiek podejdzie do niej i zagada? Kiedy byłem na tyle blisko, że mogłem jej dotknąć, już byłem pewny, że to ona i że z jej oczu płyną łzy.

- Wszystko w porządku? – natychmiast zganiłem się w myślach za to pytanie. Płacze, więc jak mogłaby czuć się w porządku? Podniosła na mnie wzrok i spróbowała się uśmiechnąć, lecz bardziej wyszedł jej z tego grymas.

- Tak, jasne. – otarła ręką łzy, a ja przysiadłem się do niej.

- Wiem, że się nie znamy i pewnie nawet nie znasz mojego imienia, ale jeśli potrzebujesz rozmowy, mogę cię wysłuchać.

- Louis. – tylko tyle powiedziała, a moje serce podskoczyło. A więc jednak znała moje imię. Powstrzymałem się od uśmiechu, wiedząc że nie byłby on stosowny do sytuacji.

- Tak –potwierdziłem tylko. – Więc…? Chcesz pogadać?

- Znasz Toma Parkera? – spytała po kilku chwilach. „Jakże mógłbym nie znać”, rzekłem sarkastycznie  w duchu. – Chodziliśmy od miesiąca, ale on… Moja przyjaciółka powiedziała mi, że widziała go, jak się całuje z inną, więc z nim zerwałam, a on nawet nie wiedział co powiedzieć! Zamurowało go! Nawet się nie wytłumaczył. Naprawdę go lubiłam.

- Cóż, rozstania zawsze bolą. – zapadła chwilowa cisza, w której dało się tylko słyszeć ciche pociągania nosem Emmy. Bez słowa podałem jej chusteczkę, którą z wdzięcznością przyjęła. – Chodź.

Wstałem i podałem jej rękę, na co ona zdziwiona spojrzała na mnie.

- Nie bój się, nic ci nie zrobię – zaśmiałem się. – Chcę ci tylko poprawić humor. – po chwili wahania ujęła moją dłoń, uśmiechając się lekko, a ja poczułem przyjemne łaskotanie w okolicy brzucha. Wzięła swoją torbę, a ja poprowadziłem ją tam, gdzie lubiłem przebywać. Tam, gdzie dziś miałem spędzić czas z nią.
~by Julia

środa, 20 lutego 2013

# 212 . Harry .

Prompts dla Mellody Parks. Miał być wyciskacz łez, ale jakiś taki nie jest. Mam do Was wielką prośbę, aby każda, która go przeczytał, skomentowała, bo chce wiedzieć czy w ogóle ktoś czyta moje wypociny. xx

As long as you love me
As long as you love me
As long as you love me

-  Jest Pani w ciąży – usłyszałam wesoły głos lekarki.
- Że co, przepraszam? – zdenerwowałam się.
- Drugi tydzień.
- To pomyłka, przecież to nieprawda, to niemożliwe.
- Proszę się nie martwić, wszystko się zgadza.
- Do widzenia!- odkrzyknęłam szybko i wybiegłam z gabinetu. Oczy od razu zalały mi się łzami, tak że prawie nic nie widziałam. Zastanawiałam się co powiem Harry'emu. On- młody, utalentowany piosenkarz, korzystający jak najwięcej z życia, a ja wschodzący prawnik. To nie mogło się udać. Musiałam coś wymyślić, coś co uratowałoby go przed odpowiedzialnością.
We’re under pressure,
Seven bilion people In the World trying to fit In
Keep it together,
Smile on your face even though your heart is frowning
W myślach układałam plan mojej wypowiedzi, nie szło mi za dobrze, a miliony łez cieknących po moich policzkach nie pomagały mi choć na chwilę się uspokoić.
Weszłam do domu, gdzie od razu pobiegłam do łazienki. Zmyłam makijaż, założyłam spodnie dresowe i luźną koszulkę. Czekałam na powrót Harry’ego. Denerwowałam się tak, że nie potrafiłam zaparzyć sobie zwykłej kawy. Wtem drzwi się otworzyły, a w nich zobaczyłam chłopaka z burzą loków na głowie. Wszedł jak zwykle uśmiechnięty, rozglądał się wokoło szukając mnie wzrokiem. Poprosiłam, by usiadł.
- Harry, my musimy porozmawiać.
- Tak, kochanie? – nadal się uśmiechał, a ja już nie potrafiłam dłużej trzymać tego w sobie.
- Jestem w ciąży – na jego twarzy zagościło zdumienie. - H-h-h-harry  , ale ty nie jesteś ojcem – wydusiłam z siebie.
- Zdradziłaś mnie? – nie odpowiedziałam, nie chciałam. Nie zrobiłam tego, ale to był jedyny sposób, żeby o mnie zapomniał. O mnie i naszym dziecku.
- Nie  wierzę – z jego oczu zaczęły kapać łzy. Widziałam w nich ból, smutek, rozczarowanie moją osobą, życiem. Nie potrafiłam tego znieść. Jego cierpienie było moim cierpieniem.
Pobiegłam na górę i zaczęłam się pakować. Wrzucałam rzeczy na oślep, chciałam jak najszybciej wynieść się z tego domu, zapomnieć, zacząć od nowa. Chociaż raz w życiu nie sprawiać komuś kłopotu, usunąć się w cień, pozwolić ułożyć mu życie z kimś innym, bo ja na niego na pewno nie zasługiwałam.
But hey now, you know, girl,
We both know it’s a cruel Word
But I will take my chances.
Kiedy już wszystkie moje rzeczy wylądowały w po brzegi wypełnionej walizce, a jej rączka została wyciągnięta, ruszyłam w kierunku schodów. Harry siedział tam, gdzie poprzednio, patrzył się w czerwoną ścianę, tą którą razem malowaliśmy. Tyle przeżyliśmy, bardzo chciałam powiedzieć mu, że to wszystko nieprawda, że to tylko głupie kłamstwo, ale nie mogłam. Nie potrafiłam. Zbyt wiele dla mnie znaczył, bym mogła po raz kolejny zniszczyć jego kruche życie i zadać kolejny cios. Policzki miał mokre od ciągle skapujących łez, których nawet nie wytarł. Kiedy obok niego przechodziłam, nie poruszył się, nie wydał dźwięku, nie mrugnął. Zabolało. Mnie. Tą dziewczynę, która niszczy swoje i ukochanej osoby życie.
Zamówiłam taksówkę, pojechałam do hotelu. Spędziłam tam kilka nocy, później zaczęłam rozglądać się za pracą i mieszkaniem. Jako prawnik dostałam zatrudnienie w kancelarii adwokackiej, a za zarobione pieniądze kupiłam małe mieszkanko na przedmieściach Londynu. Żyłam spokojnie, ale moje myśli ciągle krążyły nad jedną osobą. Harry. To on był powodem mojego ciągłego smutku, bezradności i wyrzutów sumienia spowodowanych kłamstwem. Kolejny dzień, ta sama rutyna, wracałam do domu, po drodze kupiłam gazetę. To co tam przeczytałam nie tylko mnie zdziwiło, ale także wzbudziło bóle brzucha. Harry chce odejść z zespołu, nie wychodzi z pokoju, zaszył się w swoim domu. A to wszystko przeze mnie. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Poczułam skurcze, a po chwili jechałam już do szpitala.
*6 lat później*
Poród był męczący, ale wszystko poszło zgodnie z planem. Nie wracam do tych wspomnień. Każdego dnia kiedy patrzę na Darcy, przypominam sobie Harr’ego. Co robi, gdzie teraz jest? Jest szczęśliwy?
Wyszłam z malutką na spacer. Szłyśmy rozglądając się po ludziach, aż doszłyśmy do naszego ulubionego parku.
As long as you love me      
We could be starving,
We could be homeless,
We could be broke.
Darcy usiadła przy fontannie, a ja poszłam po lody. Kiedy wróciłam, małej nigdzie nie było. Zaczęłam ją wołać. Zobaczyłam jej drobną postać pomiędzy drzewami. Nie była sama. Bałam się o nią. Podeszłam do nich od tyłu i obserwowałam dwie postacie.
-Jak masz na imię? – zapytał męski głos, tak dobrze mi znany.
- Darcy.
- Ładne imię.
- A ty? – mała wskazała palcem na chłopaka.
-Harry. A gdzie twoja mamusia i tatuś?
- Poszła po lody, a tatusia nie mam.
Odkrząknęłam cicho, a oni obydwoje się odwrócili, jakby na komendę.
Wyglądali uroczo. Ona i on mieli identyczne loki, tylko Darcy były dłuższe. Ich zielone oczy iskrzyły się, a dołeczki w policzkach zamarły.
- Darcy, chodź. Musimy już iść – chwyciłam małą za rękę.
- Gdzie jest jej ojciec?
- Nie ma go.
- Jak to nie ma?
- Harry, daj spokój.
- Nie. Chcę wiedzieć kto jest jej ojcem. Chyba tyle możesz dla mnie zrobić, co?
- Stoi przede mną – odpowiedziałam i wzięłam malutką za rękę. Ruszyłam szybkim krokiem, nie zwracając uwagi na zdziwionego Harry’ego. Skręciłam w stronę mieszkania. Na dzisiaj było już za dużo wrażeń. Już miałam otwierać drzwi od klatki schodowej, gdy poczułam uścisk na lewym nadgarstku. Spojrzałam w tamtą stronę, a później w górę gdzie natknęłam się na burzę loków.
- Poczekaj.
- Nie, muszę iść.
- Porozmawiajmy, proszę.
- Chodź na górę.
Weszliśmy do dość dużego apartamentu, a po chwili znajdowaliśmy się  w salonie.
- Chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję – odpowiedział, a ja w tym czasie uszykowałam coś do jedzenia. Wróciłam do pomieszczenia, a moje oczy nie mogły się napatrzeć na ten uroczy widok. Dwie lokowane jednostki siedziały na dywanie i bawiły się lalkami. Na moje usta wkroczył wielki uśmiech. Gdy stawiałam talerzyk na stole, ich oczy zwróciły się ku mojej osobie.
- Darcy, słońce, idź pobawić się do pokoju.
- Dobrze, mamusiu. A Harry może iść ze mną? – zrobiła oczy a la kot ze Shreka.
- Nie, my musimy porozmawiać.
As long as you love me
I’ll be your platinum,
I’ll be your silver,
I’ll be your gold.
- O czym chciałeś porozmawiać? – spytałam oschle.
- Czemu nie powiedziałaś?
- A co ci miałam powiedzieć?
- Prawdę.
- Harry, nie chciałam obarczać cię odpowiedzialnością. Miałeś karierę, własne życie. A dziecko? Zrujnowałoby to wszystko.
- I tylko dlatego ukryłaś prawdę?
- Tak.
- [T.I.], zrozum. Nigdy nikt ani nic nie było i nie będzie ważniejsze od ciebie. Zawsze byłaś, jesteś i będziesz jedyną osobą, którą kochałem, kocham i będę kochać.
- Kocham cię, Harry.
- Ja ciebie też.
- Czekaj, czekaj, a co z Darcy?
- Nic, a co miałoby być? – zdziwił się.
- Jak  to przyjmie, że ma ojca?
- Chyba raczej bez problemu, chwilę temu tutaj przyszła.
- Co?!
- Mamusiu, czy to jest mój tatuś? – spojrzałam na Hazzę, a ten uśmiechnął się do mnie i podbiegł do małej. Zaczął ją okręcać wokół siebie, a jej radosne krzyki niosły się po całym mieszkaniu.
- Tak, od dzisiaj jesteś moją księżniczką! – wykrzyknął Harry.
- A mama? – spytała rezolutnie mała.
- Mama zawsze nią była – powiedział, a ja po chwili poczułam jego ciepłe wargi na moich. Tak długo, jak mnie kochasz, czuję się szczęśliwa. Tak długo, jak mnie kochasz, wiem, że jesteś tym jedynym, wiem, że nigdy już cię nie opuszczę.
As long as you love me
We could be starving,
We could be homeless,
We could be broke

As long as you love me
I’ll be your platinum,
I’ll be your silver,
I’ll be your gold*
 *Piosenka Justin Bieber – As long as you love me
 ~by Agata.