środa, 26 września 2012

# 148 . Harry . część 2.


Ścisnęłam mocniej jego dłoń pod ławką, a w odpowiedzi on splótł swoje palce z moimi. Pochyliłam się w jego stronę i wyszeptałam mu do ucha:
- Dzisiaj nie mogę, ale jutro…
- … widzę jednak, że panna [T.N.] ma inny pogląd na tę sprawę, więc słuchamy – zagłuszył moje słowa wyniosły głos naszej nauczycielki, która ze srogim wyrazem twarzy stała przy tablicy i kawałkiem kredy celowała w moją osobę. Westchnęłam i przewróciłam oczami, po czym odsunęłam krzesło i wyplątałam swoją rękę z dłoni Harry’ego. Mruknęłam pod nosem: „Cholera”, a kiedy chłopak zachichotał, nauczycielka zganiła go krótkim spojrzeniem.
Przemierzyłam salę długimi krokami, by po wspięciu się na podwyższenie móc wypisać drobnym maczkiem równanie, a po niezadowolonej minie profesorki stwierdziłam, iż czekała, aż popełnię błąd, jednak takowy nie nastąpił i rad nie rad pozwoliła mi wrócić na miejsce, gdzie pod stolikiem ponownie spotkały się dłonie moja i Harry’ego.
Staliśmy się parą niemalże od kłótni pod salą gimnastyczną. Harry nachodził mnie po lekcjach, a i w szkole chodził za mną niczym cień. Z początku mnie to denerwowało, uznawałam to za nachalność i prześladowanie, ale z czasem uznałam, że to słodkie. Nawet w oczach moich koleżanek Styles budził respekt, gdyż nie poddawał się pomimo moich zniechęcających słów. Nie raz zostawiał przed moją szafką róże, pluszaki, nierzadko czekoladki a przy tym dołączał zabawne liściki. Jego poczucie humoru sprawiało, że mimo iż nadal się na niego boczyłam, gdyż zrobił ze mnie klasową ofiarę, uśmiechałam się do siebie, a krzywdy i irytujące zachowania ulatniały się z mojej głowy. Pozostało uczucie radości, rozbawienia i… tęsknoty?
Tak więc teraz, siedząc w wspólnej ławce w ostatnim rzędzie nie szczędziliśmy sobie czułości, a te poprzestały tylko na splecionych dłoniach, gdyż uważne spojrzenia nauczycielki i reszty uczniów nie pozwalały nam na nic innego.
Rozbrzmiał dzwonek, więc zgarnęłam swoje książki do torby i razem z Harrym ruszyliśmy ku swoim szafkom. Następnie musieliśmy się rozstać, gdyż ja podążyłam na Historię, on natomiast na dwugodzinną lekcję wychowania fizycznego. Z westchnieniem usiadłam w klasie i wsłuchałam się w monotonny wykład profesor Lovegood, lecz po kilkunastu minutach ciągłego słuchania o armii zbrojnej i wojnie północnoatlantyckiej wstąpiłam do świata marzeń, mistyfikacji w wyobrażeń…
Dzwonek upragnionego dzwonka wyrwał mnie z zamyślenia dwadzieścia minut później i ponownie ruszyłam ku szafkom, lecz tym razem w samotności by schować w niej książki. Kiedy otwarłam metalową skrzynkę na podłogę spadła mała zapisana drobnym maczkiem kartka. Odczytałam dobrze mi znane, charakterystyczne pismo:
Mam dla Ciebie niespodziankę! : ) Dziś o 8 p.m. wejdź na tą stronę.
                                                                           ~ H.
Poniżej chłopak napisał adres strony z filmami. Wzruszyłam ramionami, schowałam karteczkę do kieszeni dżinsów, zatrzasnęłam szafeczkę i wolnym spacerkiem udałam się do domu. Pogoda była typowo londyńska: ciemne, gęste i nisko wiszące chmury zapowiadały deszcz i skutecznie zasłaniały promienie słoneczne, w kałużach na drodze i chodnikach odbijały się stojące blisko siebie domy, a leciutki wiaterek owiewał moją twarz wzburzając włosy, które co chwila musiałam ujarzmiać.
Niespieszno mi jednak było wracać do mieszkania. Napawałam się towarzystwem mijających mnie nieznajomych twarzy, uśmiechami, częstymi powitaniami… W domu musiałam spędzać czas w samotności dlatego, gdyż rodzice pracowali od wczesnych godzin porannych, a w progi mieszkania zawitali dopiero około północy, gdy ja, codziennie zmęczona wyczekiwaniem ich i zamienieniem z nimi choćby zdania, byłam już pogrążona we śnie.
Przygotowałam sobie posiłek, zjadłam go w towarzystwie spikera, który ogłaszał codzienne wiadomości, a kiedy wybiła siódma udałam się do łazienki, by tam wziąć relaksującą kąpiel, która pomogła ukoić moje zszargane nerwy po ciężkim dniu na uczelni.
Z włosami zawiniętymi w ręcznik, w puszystym szlafroku i kolorowymi kapciami na nogach wyszłam z toalety pół godziny później niosąc w lewej ręce ubrania, a w prawej grzebień. Odłożyłam rzeczy na miejsce i wzięłam się do rozczesywania długich do połowy pleców włosów, kiedy mój wzrok padł na staromodny zegar wiszący tuż nad moim łóżkiem, który wskazywał za kwadrans ósmą. Jak oparzona rzuciłam się do komputera, włączyłam go, jednocześnie przeszukując kieszenie dżinsów i próbując rozczesać uciążliwy kołtun z tyłu głowy drugą ręką.
Dziesięć minut później logowałam się na podanej przez Stylesa stronie wpisując adres do wyszukiwarki. Na ekranie pojawił się filmik, który ukazywał… sparodiowaną mnie.
Niska, chuda dziewczyna o ziemistej cerze i ciemnych włosach spacerowała wyniośle po chodniku, co rusz rzucając pogardliwe spojrzenia na przechodzących wokół niej ludzi. W pewnym momencie zahaczyła czubkiem buta o wystającą płytę chodnika i runęłam jak długa na drogę, a książki, które ściskała w dłoniach gruchnęły z głuchym hukiem u jej stóp.
W chwili, kiedy niezdarna nastolatka podnosiła się z ziemi dookoła niej wybuchły kpiące śmiechy. Dziesiątki twarzy wpatrywało się w nią, sarkastycznie śmiejąc się i wytykając ją palcami. Dziewczyna podniosła się i, nie zaprzątając sobie głowy lekturami, pobiegła w przeciwnym kierunku.
Scena rozwiała się. Teraz niziutka kobiecinka siedziała przy stoliku sama, na samym przodzie klasy, zgarbiona, gdyż słyszała podłe szepty i oczernienia kierowane pod jej adresem z ust kolegów. Nauczycielka zdawała się nie zauważać szumu i rozgardiaszu i niezrażona kontynuowała lekcję. Zawołała do tablicy wątłą postać skuloną w pierwszym rzędzie siedzisk. Dziewczyna podniosła się i podeszła do tablicy, gdzie miała wypisać równanie, lecz nie mogąc się skupić przez kpiące śmiechy za jej plecami, co rusz popełniała błędy ku ogólnej uciesze reszty klasy. Kiedy zabrzmiał wybawiający ją z opresji dzwonek, brunetka wybiegła ze szlochem z klasy i udała się do łazienki, by po zatrzaśnięciu się w ostatniej kabinie, móc wypłakać oczy. Jednak, kiedy była już wstanie wyjść z toalety dostrzegła na drewnianych drzwiach wyryty napis: „[T.I], nie chcemy cię tu! Wynoś się tam, skąd przyszłaś, wieśniaro!”
I wszystko zaczynało się od początku….
Kliknęłam czerwony krzyżyk u góry ekranu po raz pierwszy w życiu zadowolona z nieobecności rodziców. Samotność. Tylko ona, wierna towarzyszka, była teraz w stanie dać mi czas, by uprzytomnić sobie myśl, że Harry wcale mnie nie chciał, pogrywał sobie ze mną. Był taki, za jakiego miałam go od początku.
~*~
Harry z pełnym czułości uśmiechem wyczekiwał mnie przed drzwiami klasy. Wyciągnął rękę by ująć moją dłoń, jednak nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem weszłam do sali biologiczno-chemicznej i usiadłam na swoim starym miejscu na przodzie klasy. Reszta uczniów już zajmowała swoje krzesła nie kryjąc zdziwienia moim zachowaniem, jednak ja nie zwracałam na nich uwagi i wypakowałam książki na ławkę czekając na rychłe nadejście nauczycielki.
Chwilę później krzesło obok mnie odsunęło się i nim zdążył na nim usiąść niechciany osobnik, zasunęłam je z powrotem z wściekłą miną dając chłopakowi do zrozumienia, że nie jest tu mile widziany. Chciał coś powiedzieć, jednak przerwała mu wchodząca pani profesor i nierad udał się na koniec klasy, by zająć swoje zaszczytne miejsce otoczony wianuszkiem kumpli niczym popularny futbolista z filmów fabularnych.
Przez cały dzień unikałam jak ognia osoby Stylesa. Nie byłam w stanie wygarnąć  mu tego, co paliło moje wnętrzności na spokojnie, więc wolałam nie ryzykować fontanny łez w miejscu publicznym. Chłopak dopadł mnie jednak na stołówce.
- Dlaczego się tak zachowujesz? Zrobiłem ci coś? – zapytał niewinnie.
- Jakbyś nie wiedział – prychnęłam i podniosłam tacę z posiłkiem, by przesiąść się do innego stolika.
Chłopak jednak uparcie podążył za mną, więc westchnęłam z rozdrażnieniem i zignorowałam jego obecność. Zajęłam miejsce przy stoliku, jednak nie tknęłam jedzenia tylko pochyliłam się i oparłam głowę na dłoniach.
- Co jest? [T.I.], co się stało?
Sięgnął po moją dłoń, jednak powstrzymałam go jednym zdaniem:
- Nie dotykaj mnie! Naprawdę, nie wiesz o co chodzi? Jeśli miałeś mnie dość trzeba było powiedzieć! Wolałabym okrutną prawdę nisz słodkie kłamstwo, bo mało kto pamięta, że cukier ma to do siebie, że po pewnym czasie się rozpuszcza! Nie rozumiem, co chciałeś osiągnąć i czy ci się to udało. Zniszczyłeś mnie już wcześniej, a teraz tylko lekko podbudowałeś, by znów mogła lec w gruzach moja psychika? Jeśli tak, to gratuluję, w tej chwili marzę tylko o tym, żeby cofnąć czas i nigdy cię nie spotkać! Nigdy!
Z każdym słowem mówiłam coraz głośniej, aż wszystkie rozmowy w stołówce ucichły. Teraz można by było usłyszeć spadającą na podłogę szpilkę. Każdy obecny w pomieszczeniu wpatrywał się we mnie, czerwoną na twarzy, zaciskającą pięści i stojącą nad siedzącym Harrym z morderczą miną.
- Ale kochanie…
Wybiegłam z sali nie powstrzymując łez, które potoczyły się po moich gorących policzkach i zginęły w wełnianym swetrze. Biegłam przed siebie, co rusz pociągając nosem z jedną, jedyną myślą: zniknąć z tego świata. Raz, na zawsze.
Koniec.

Tak więc widzisz, Pamiętniku, że nie zawsze należy ufać prowizorycznym kartkom... Harry sam przyznał, że nie spodziewał się po swoich przyjaciołach tego, że spróbowaliby skłócić jego ze mną... Teraz już wie, na kim można polegać.
PS Czy to zawsze musi kończyć się miłością? Jak myślisz, Drogi Pamiętniku? : )

- Owszem – usłyszałam cichy melodyjny głos tuż nad uchem i odruchowo zatrzasnęłam pamiętnik. Za mną stał Harry.
- Nie strasz – zganiłam go i ponownie otwarłam dziennik, by dopisać trzy wersy:

Nie musisz odpowiadać. Już znalazłam odpowiedź. Jest nią Harry.


---------------------------------------------------

Wybaczcie za koniec, ale nie miałam już pomysłu na zakończenie. : )
Jeszcze dwa słówka:
Jutro imagin się nie pojawi z powodów osobistych. Przepraszam!
Druga sprawa, niemniej jednak ważna. : )
WEJDŹCIE: < klik ! > <- WEJDŹCIE I POCZYTAJCIE, ZOSTAWCIE COŚ PO SOBIE! : ) Dla tej dziewczyny to wiele znaczy, a nie zapomnę dodać tego, że  ma talent. ^^
Imagin z Louisem, jakby co. :D

~ by Klara.

wtorek, 25 września 2012

# 147. Louis . Część 2 .


Nie zamierzałam dzielić tego imagina aż na 3 części, jednak sama ta część u mnie zajmuje 3 i pół strony, a ostatnia – trzecia część, niewiele mniej. Tak więc postanowiłam Wam to trochę umilić, z racji tego że ostatnio Lou został zaniedbany ;) Nie jestem zadowolona z tej części, ale bądźcie cierpliwe. Trzecia część jest trochę ciekawsza ;D
Dla Kingi ;)
------------------
Minął tydzień, odkąd wyszliśmy ze szpitala. My, czyli Eleanor, Louis no i ja. Nie rozmawiałam już z Eleonor o wypadku. Ja wyszłam już następnego dnia, natomiast ona i jej chłopak zostali jeszcze kilka dni na obserwacji. Chcę, by powiedziała prawdę, ale wygląda na to, że wszystko przejdzie bez większego echa. Jednak bardzo się myliłam.
*
Poprawiłam ramiączko od torebki, ruszyłam przed siebie. Przeszłam przez kolejne ulice oświetlone popołudniowym słońcem, które ostatnio zdarzało się coraz rzadziej w grudniu.
- Gazety, gazety ! Najnowsze wiadomości ! – usłyszałam krzyki kioskarza stojącego nieopodal mnie przed kioskiem i trzymającego w rękach stosy gazet.
- Może panienka kupi gazetę? Same najnowsze wiadomości. – zachęcił mnie, jednak potrząsnęłam głową.
- Nie, dziękuję – posłałam mu uśmiech w rekompensacie. Już miałam ruszyć dalej, gdy na pierwszej stronie jednej z gazet, ujrzałam ogromny nagłówek: „Eleanor Calder ratuje życie dwóm osobom”. Pod spodem znajdowało się zdjęcie brunetki, która leżała ze mną na sali.
- Wie pan co… Jednak wezmę tą gazetę. – wskazałam ręką na interesujący mnie magazyn. Sięgnęłam do kieszeni po dwufuntową monetę i podałam ją mężczyźnie.
- Proszę bardzo. Gazety, gazety !
Odeszłam dalej już z magazynem w ręku. Rozłożyłam papier i zaczęłam czytać.
„Eleanor Calder (20 lat) ponad tydzień temu, trzeciego grudnia, uratowała dwie osoby – swojego chłopaka, Louisa Tomlinsona, członka brytyjsko – irlandzkiego boy bandu: One Direction, oraz jedną z przypadkowych osób, jak nam się udało ustalić – [T.I i N].
„Było już po dwudziestej drugiej, na dworze panował siarczysty mróz. Wracałam z Louisem autem z imprezy naszego wspólnego znajomego. [T.I] wracała szosą, nie zauważyliśmy jej, ale w ostatniej chwili udało nam się skręcić i ją ominąć. Niestety, chyba z szoku i przerażenia, zemdlała. Louis także był nieprzytomny, gdyż uderzyliśmy w drzewo. Wtedy wyciągnęłam go z auta i przeciągnęłam po szosie na drugą stronę. Bałam się, że samochód wybuchnie. Zadzwoniłam po karetkę, sprawdziłam co z dziewczyną i tyle. Nie czuję się bohaterką. Na moim miejscu każdy by tak uczynił”, opowiada skromnie Eleanor.
Nikomu nic się nie stało, cała trójka wyszła ostatnio ze szpitala. Z tego co udało nam się ustalić, największą winę za wypadek ponosi [T.I i N], która nie uważała na ulicy. Na szczęście, na miejscu był ktoś, kto w porę zadzwonił po pomoc. Gdyby nie Eleanor, oboje prawdopodobnie nie wyzdrowieliby tak szybko.
„Jestem z niej bardzo dumny”, zabiera głos jej chłopak.
I mimo, iż ona nie czuje się bohaterką, my ją za nią uważamy.”
Cisnęłam gazetę do najbliższego kubła. Moja wina, tak? Rozgorączkowana i wściekła, wsiadłam do autobusu, który zatrzymał się na przystanku kilka metrów ode mnie. Ja tego tak nie zostawię.      
*
Weszłam do poczekalni, stając przy biurku recepcjonistki. Rozmawiała właśnie z kimś przez telefon, skrzętnie zapisując jakieś dane w swoim notesie. Po chwili zakończyła rozmowę i zwróciła się do mnie. Była to młoda, szczupła blondynka z przyjaznym wyrazem twarzy.
- W czym mogę pomóc?
- Chciałabym spytać o pewną dziewczynę, która leżała ze mną w tym szpitalu na sali. Wyszła dopiero kilka dni wcześniej wraz ze swoim chłopakiem.
- Jak się nazywa?
- Eleanor Calder. Czy mogłabym dostać jej numer telefonu albo adres zamieszkania?
- Przykro mi, ale nie jestem upoważniona od udzielania takich informacji.
- Bardzo panią proszę. To ważne – popatrzyłam na nią błagalnie, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Kobieta odwróciła się, udając nagłe zainteresowanie swoimi paznokciami. Widząc, że nic nie wskóram, westchnęłam próbując po raz ostatni.
- A jej chłopak? Louis Tomlinson? O nim też nie mogę się niczego dowiedzieć?
- Przykro mi – powtórzyła obojętnym głosem, zaczynając przekładać jakieś papiery na swoim biurku.
- W takim razie do widzenia – pożegnałam się, odchodząc zawiedziona i zła zarazem. Kiedy byłam już na zewnątrz budynku, zatrzymałam się, obmyślając plan awaryjny. Usłyszałam brzęczyk dzwonka i w ostatniej chwili udało mi się uniknąć zderzenia z rowerzystą. Na przystanku zatrzymał się autobus do którego wsiadło multum ludzi. Pewna blondynka o mało co nie przewróciła się wchodząc. Blondynka…
Gwyneth!
Podekscytowana wyciągnęłam z przedniej kieszeni dżinsów telefon i zmarzniętymi w rękawiczkach dłońmi wystukałam numer swojej przyjaciółki.
- Halo? – odebrała już po dwóch sygnałach.
- Gwyneth! Opowiadałaś mi kiedyś o pewnym zespole, który ostatnio zaczęłaś uwielbiać, pamiętasz? One… One… - próbowałam sobie przypomnieć, ale i trochę ją podpuszczając.
- One Direction! – wykrzyknęła podekscytowana. – Ty też ich zaczęłaś uwielbiać? Mówiłam ci, że są tacy słodcy i wystarczy, że…
- Gwyneth. – przerwałam jej, zanim rozgadała się na dobre. Wystarczyło wspomnieć te dwa wyrazy, a ona już nakręcała się jak pozytywka. – Nie. Chodzi mi o jednego z członków. Louisa Tomlinsona. Rzecz w tym, że on chodzi z taką jedną dziewczyną, Eleanor i… Nie wiesz może, gdzie oni teraz są? No, wiesz. Przeglądasz te wszystkie blogi, może tam pisze.
- Tak, wiem. Obecnie w Londynie. Poczekaj, podam ci dokładniejszy adres. – wyciągnęłam z torebki kartkę papieru i długopis, podczas gdy ona wstukiwała coś zawzięcie w klawiaturę. – Okej, mam. Zapisuj.
Podała mi dokładny adres, który zapisałam. Pożegnałam się i natychmiast wsiadłam w następny autobus, który zmierzał na tą samą ulicę.
*
Tłum, który był widoczny już z daleka, wskazywał na to, iż dobrze trafiłam. Wysiadłam z autobusu i ruszyłam w tamtą stronę. Miałam rację. Już z daleka zobaczyłam niewysoką, szczupłą brunetkę z okularami przeciwsłonecznymi nasuniętymi na nos. Obok niej, trzymając się za ręce, stał podobnego wzrostu chłopak o brązowych włosach, w czerwonych spodniach, kurtce w paski i także z okularami na nosie. Zaczęło mnie zastanawiać komu do szczęścia potrzebne w zimie są okulary przeciwsłoneczne, jednak muszę przyznać, że tego dnia faktycznie mocniej świeciło.
Mnóstwo osób wokół mnie (głównie dziewczyn) robiło zdjęcia, piszczały, rozmawiały przejęte ze swoimi koleżankami. Jednak ja nie miałam na to czasu.  Zaczęłam przepychać się między nimi, by dojść jak najbliżej niej. Dziewczyny kwitowały to niemiłymi uwagami, nawet przekleństwami, ale w końcu doszłam na sam przód. Stała odwrócona do mnie plecami, rozmawiając z jakąś dziewczyną.
- Eleanor.
Najpierw pomyślałam, że nie usłyszała mnie, jednak drgnęła i przerwała wpół zdania, co wyraźnie świadczyło, iż mnie słyszała.
- Eleonor – powtórzyłam uparcie, oczekując jakiejkolwiek jej reakcji. Powoli się odwróciła i zdjęła okulary. Wyglądała na przerażoną. Wykrztusiła tylko:
- Czego chcesz?
- Porozmawiać.
Kątem oka zauważyłam, że niektórzy przerywają swe rozmowy, by popatrzeć na nas obie. Wysunęłam bardziej głowę do przodu, chcąc ukryć zdenerwowanie. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi, a te nerwowe szeptania i wzrok wszystkich wlepiony w moją osobę, deprymowały mnie. Dlatego postanowiłam ukryć to, prostując dumnie plecy i udając nonszalancję.
- Obawiam się, że nie mamy o czym rozmawiać – wysunęła pierś do przodu, jakby udając pewność siebie, jednak po jej rozbieganym wzroku stwierdziłam, że się denerwuje. Miałam jakiś punkt zaczepienia.
- A mi się wydaje, że mamy.
- Coś się stało? – do naszej rozmowy wtrącił się jej chłopak, odwracając się w moją stronę. – O co chodzi?
- Chcę porozmawiać z Eleanor.
Popatrzył na nią, jakby nie wiedząc, czy może to zaaprobować. Uniósł prawą brew do góry, wypatrując, jak zareaguje. Jednak ona odwróciła się na pięcie i stwierdziła:
- Chodźmy.
Popatrzył zdezorientowany za nią, potem na mnie, a to otwierając, a to zamykając usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz ostatecznie zrezygnował i posłusznie za nią poszedł.
- Eleanor! – krzyknęłam, jednak nie reagowała, zwiększając między nami odległość. Próbowałam się wyszarpnąć z tłumu i pobiec za nią, jednak uniemożliwił mi to czarnoskóry, groźnie wyglądający mężczyzna, który zagrodził mi drogę. Wyglądał na ich ochroniarza, więc nie chcąc narobić sobie kłopotów, wycofałam się.
~by Julia

piątek, 21 września 2012

Imaginy z gifami część 5 .

1.H: [T.I] zgodziła się ze mną iść na randkę.

2.N: Patrz, stary, to nasza przyszła żona.

 3.To zaczynamy imprezę!

 4.Ty: Wpadła mi torebka do basenu. Kto ją pierwszy wyciągnie, to się z nim umówię.

 5.H: Ej, jak to się włącza?


 Ty *przychodzisz do pokoju* : Wystarczy nacisnąć ten przycisk: start. *odchodzisz*


 6.Lo: [T.I] zaraz przyjdzie.

7.*Liam instruuje Louisa jak ma się zachowywać na randce z tobą* I jak przyjdzie, powiedz jej, że pięknie wygląda i odsuwaj jej krzesło w restauracji.
Lo: Pięknie wyglądasz i odsuwam ci krzesło. Pięknie wyglądasz i odsuwam ci krzesło.

 8.Li: Czyje to?


 9.Gdzie jest Polska?

 10.*zostawiasz chłopców samych i prosisz, żeby przyrządzili obiad. Wracasz i wchodzisz do kuchni* No i jak wam idzie gotowanie?

11.Wasz kierunek?
One Direction !

 12.Ty: Harry, jak tańczysz, jeśli chcesz poderwać dziewczynę?


 13.*ustawiacie się do robienia zdjęć* Powiedzcie: cziiiisss.


14.Ty: Harry, skocz do sklepu.
H: Ta już, zadzieram kiece i lecę.


 15. Ty: Chłopcy, chciałabym dziś wyjść z sama na miasto, do klubu.


~by Julia

 Jedna z was pytała, kiedy odwiesimy wysyłanie imaginów. Cóż, ciągle możecie je wysyłać na adres, który znajduje się w zakładce "Kontakt", ale możecie liczyć tylko na naszą opinię, gdyż imaginów czytelniczek nie dodajemy. :) Przepraszam, jeśli zabrzmiało to w egoistyczny lub jakikolwiek inny sposób, lecz w nadesłanych pracach znalazły się błędy, a w związku z tym, że szkoła rusza pełną parą nie miałybyśmy czasu na ich poprawianie. :D

czwartek, 20 września 2012

# 145 . Harry . część 1 .


Dla Martyny, @HarrysLullaby i @sobdoroz. :)


„Najnormalniejsza szkoła na świecie, najnormalniejszy dzień na świecie i… niepozorny on. Przechadzał się korytarzami, obnosił swoje miano „gwiazdy popu” jako koronę, pragnął niewolniczego uwielbienia, oddania, czczenia jak bóstwo, którym wbrew pozorom nie był… Zadufany w sobie dupek. Jakby nie wystarczało mu to, że podkochuje się w nim pare milionów dziewczyn, o nie!, on musiał przecież rozkochać w sobie całe liceum! Próżny, niewidzący nikogo spoza własnego nosa, robiący z siebie pajaca dla sławy chłopak, wręcz hipokryta, który…”
- Z rozwiązaniem zadania trzynastego przyjdzie to tablicy panna [T.N.].
Wzdrygnęłam się. Dziewczyna, z którą siedziałam na matematyce  szturchnęła mnie lekko łokciem, więc podniosłam się z siedzenia i ruszyłam z książką w ręku ku podwyższeniu, by na tafli płyty wypisać rozwiązanie, które niemalże znałam już na pamięć.
Kiedy przechodziłam koło ławki tego Napuszonego Palanta, zarechotał pod nosem i razem z sąsiadem z ławki zaczął przedrzeźniać mój sposób chodzenia i to, z jaką wyniosłością go zignorowałam. Nie zapomniałam bynajmniej o pokazaniu mu języka, kiedy wracałam na swoje miejsce, co nieco ochłodziło jego entuzjazm i zaprzestało wygłupom. W takich chwilach czułam się naprawdę z siebie dumna.
Wnioskując po minie gwiazdora, nie mógł domyślić się, dlaczego za nim nie przepadam. Upewniła mnie w owym przekonaniu również karteczka, którą dyskretnie rzucił mi na biurko. Zniechęcona już samym pomysłem rozwinięcia i odczytania wiadomości, spełniłam jednak jego prośbę.
Wiesz, nie mogę zrozumieć, dlaczego mnie tak nienawidzisz. Zrobiłem ci coś?
Ignorując nauczycielkę, która przeszła do omawiania notacji wykładniczej, sięgnęłam po ołówek i nabazgrałam linijkę odpowiedzi:
Przemyśl to, jak się zachowujesz, wtedy może inaczej porozmawiamy.
Odrzuciłam kartkę w tym samym momencie, kiedy zabrzmiał dzwonek. Pomimo chaosu i zgiełku, który zapanował, gdy uczniowie zaczęli zbierać swoje rzeczy ze zdezelowanych ławek, dosłyszałam słowa pani profesor:
- Nie zapomnijcie dokończyć zadania i… [T.I.], Harry, następnym razem bądźcie łaskawi umówić się na randkę po zajęciach.
Spłonęłam rumieńcem, jednak nie miało to nic wspólnego ze wstydem. Byłam wściekła. „Nie dość, że zaczną mnie teraz gnębić, to jeszcze się będzie, palant, obnosił!” – pomyślałam z ogromną dawką jadu.
Odniosłam książki do szafki i zatrzasnęłam ją z taką siłą, że uczniowie mający półki obok mnie spojrzeli na mnie ze strachem. Wymamrotałam nieskładne przeprosiny i ruszyłam jak na ścięcie do pokoiku koło biblioteki na spotkanie redaktorów gazetki szkolnej.
Tradycyjnie, mnie i mojej koleżance, Macy, przypadło rozdawanie ulotek o nowym naborze do grupy. Krążyłyśmy po korytarzu wpychając w ręce uczniów kolorowe formularze zgłoszeniowe z przyklejonymi do twarzy uprzejmymi uśmiechami, choć i tak większość uczniów nawet nie spojrzy na kartki, które właśnie chowali w najciemniejsze zakamarki swoich toreb.
- Idę na stołówkę. Ty zajmij się salą gimnastyczną – rzuciła przez ramię wysoka brunetka i z naręczem ulotek ruszyła ku wspomnianemu miejscu.
Po drodze na boisko potrącił mnie wysoki, dość muskularny trzecioroczniak, a wszystkie papiery, które ściskałam w dłoniach, rozsypały się po całym holu.
- Nie, dzięki, nie potrzebuję pomocy, ale miło, że spytałeś – parsknęłam za odchodzącym chłopakiem i zabrałam się za sprzątanie.
Ponad pięć minut męczyłam się z formularzami, zanim uformowały zgrabny stosik. W tym czasie zdążyła już wrócić Macy i razem pomaszerowałyśmy w kierunku sali sportowej.
Nagle zapragnęłam pozbierać rozrzucone formularze ponownie. Wszystko byłoby lepsze od namawiania gwiazdora liceum do oddania swojego szanownego głosu na coś tak nieistotnego jak brukowiec licealny.
- Oddaj głos na nowego przewodniczącego gazetki szkolnej! Proszę… - powiedziałam cicho i wepchnęłam Harry’emu papier w dłoń, po czym od razu się odwróciłam z zamiarem rozdania kolejnych ulotek, jednak kątem oka dostrzegłam, że chłopak wzniósł z politowaniem brwi, zgniótł kartkę i rzucił ją w kąt, nawet na nią nie spojrzawszy.
Spostrzegłam, że Macy aż purpurowieje z wściekłości.
- Ty…! – wykrztusiła, kierując oskarżycielsko palcem w postać bruneta.
- Nie, Macy, nie warto. Święte prawo wybory – być idiotą – powiedziałam rozważnie i odciągnęłam ją od chłopaka.
Ten jednak, usłyszawszy z moich ust ów obelgę, nie dowierzał własnym uszom.
- Że co proszę?!
Teraz to ja uniosłam brwi i ledwie powstrzymałam się od pokazania mu języka.
- To, co słyszałeś. Wiesz, ja choćby czytam broszury przed ich wyrzuceniem i trafiają one do pojemnika na nie przeznaczone, nie w kąt sali, bo przecież ‘pani sprzątaczka posprząta’ – Naśladowałam jego pełen wyniosłości ton głosu i gestykulowałam chcąc podkreślić znaczenie moich słów.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Powiedziałem to kiedykolwiek?
Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam. Powtórzyłam mimikę kilkukrotnie, więc sądząc po wyrazie twarzy bruneta, musiałam wyglądać równie komicznie jak ryba pragnąca zaczerpnąć wody.
- A, zamknij się – mruknęłam i odwróciłam się z zamiarem odejścia, jednak brunet złapał mnie mocno za łokieć i okręcił ponownie przodem do siebie.
- Co znowu…?! – zaczęłam ze znużeniem, pragnąc  jak najszybciej uporać się z rozdaniem ulotek i wrócić do ciepłego domu, gdzie nie będę musiała znosić ciekawskich i natarczywych spojrzeń uczniów ze swojego roku, którzy znali już bynajmniej historię nienawiści pomiędzy mną a sławnym panem Stylesem.
Chłopak się zdziwił.
- Jeszcze pytasz? Kultura i zasady dobrego wychowania wskazują na to, że powinnaś mnie przeprosić…
- Przeprosić? Przeprosić? Za co? – powtórzyłam zbulwersowana.
- Obraziłaś mnie – żachnął się.
- Bo nazwałam cię idiotą? Kotku, powiedziałam tylko prawdę. – Posłałam mu uśmiech pełen słodyczy.
- Ale to mnie dotknęło i żądam przeprosin.
- Och, oczywiście, by ty żądasz przeprosin! No tak, to wszystko zmienia! A co, jeśli nie przeproszę? Tak mnie obsmarujesz, że się nie pozbieram? Pozwiesz mnie do sądu? Masz dowody? W sumie… - zastanowiłam się, po czym dodałam głośniej i dobitniej, patrząc chłopakowi prosto w oczy. – Mało mnie to interesuje. Mam gdzieś twoje zdanie, twoją opinię i to, co o mnie rozgłaszasz. Dzięki tobie stałam się popularna, czyż to nie cudowne?
- A niby dlaczego…
- „Spójrzcie na nią, jak można nosić takie coś?!”, „Taaak, to było popularne… w zeszłej epoce”, „Myśli, że błyszczy. Mnie tam do tego brokat niepotrzebny”. Wymieniać dalej? – spytałam cierpko.
- Dobra, przyznaję…
- …że wybrałem sobie wyjątkowo marny sposób na zaimponowanie dziewczynom? Oczywiście, poniżaj mnie. Czymś przecież trzeba zaszpanować i zabłysnąć przed kumplami.
- Dasz mi w końcu dojść do…
- Nie, nie dam! Myślisz, że jesteś lubiany, wielki mi Styles! Znany tylko i wyłącznie ze wzbudzania skandali, ‘cudownie ochrypłego, seksownego’ głosu, którym powalasz na kolana miliony nastolatek, niecodziennej urody i znajomym gwiazdom! Wielkie mi co! – prychnęłam. – Jesteś też normalnym człowiekiem, nie zapominaj o tym! Tak samo jak ty obgadujesz mnie, i mnie przysługuje prawo do znęcania się słownego nad tobą, Harry Stylesie! I mam głęboko w poważaniu, co o mnie myśli szkoła! Mam gdzieś, co o mnie myśli świat! Mam ochotę zniknąć, wyjechać wszędzie indziej, byleby tylko być jak najdalej ciebie, gwiazdeczko popu! A kto jest winny mojej ochocie opuszczenia Londynu? Nie kto inny, tylko palant stojący…
Harry wykonał szybki krok naprzód i ujął moją zaczerwienioną z wściekłości twarz w dłonie, po czym zachłanny ruchem złączył nasze wargi w krótkim pocałunku, jednak kilkusekundowy całus wystarczył, by wytrącić mnie z równowagi.
- A ja ciebie lubię. Nawet bardzo. – Puścił mi oczko. – Czasem jestem nie do zniesienia, wiem – wymamrotałam pod nosem „Nawet nie wiesz, jak bardzo”, ale puścił to mimo uszu – ale… Jakoś trzeba zwrócić na siebie twoją uwagę, skoro moje ‘osiągnięcia’ są przeciętne.
Posłałam mu pełne niedowierzania spojrzenie i wyminęłam go, by podnieść zgniecioną kartkę i wrzucić ją do kosza stojącego nieopodal. Przechodząc koło niego mruknęłam:
- I tak cię nienawidzę.
Kiedy niepostrzeżenie odwróciłam głowę spostrzegłam, że uśmiechnął się do siebie i popatrzył na pojemnik, w którym kilka chwil temu zniknęła zadrukowana karteczka. Wymamrotał do siebie:
- Może to da się zmienić…


Co sądzicie? :) I o imaginie, i o piosence. xd
~by Klara