Weszłam na bloga, a tutaj... ponad 10.000 wyświetleń :o
Jesteście ŚWIETNE! <3
Tak jak obiecałam, dziś smutny Zayn ; )
Dla Nathalie i Mai ; *
Polecam do czytania włączyć to: <klik>
_____________________________________________________________
[Zayn]
- Chodź.
Wracajmy już.
Wstałem z lichej ławeczki stojącej przy jednej z alejek w
małym, acz pięknym parku i pociągnąłem [T.I.] za rękę. Kiedy stanęła już przede
mną, pocałowałem ją delikatnie w usta. Czułem, jak podczas owego buziaka się
uśmiecha.
Oparłem się czołem o przednią część głowy i wpatrywałem się
długą chwilę w te piękne morskie oczy, które znów odzyskały wesołe ogniki.
Zadziwiała mnie. Mimo że znałem ją na wylot, pomimo tego, że
przyjaźniliśmy się od wczesnych lat, nie przestawała mnie zadziwiać i
zaskakiwać. Nie bacząc na przeszkody, które stawiał przed nią los, nie załamała
się. Walczyła.
Miesiąc temu, dokładnie trzydzieści dwa dni wstecz, w
katastrofie lotniczej zginęli jej rodzice. Poza nimi nie miała nikogo. Nikogo
prócz mnie. Na przekór wszystkiemu co złe, uśmiechała się. W każdym, doprawdy,
w każdym i we wszystkim potrafiła dostrzec pozytywne cechy, zalety. Urzekało
mnie w niej to, że mimo bólu i straty, które przeżyła i doświadczyła, nadal
cieszyła się życiem.
Mógłbym godzinami wpatrywać się w te niesamowicie błękitne
tęczówki, jednak rozum nakazywał mi, byśmy wrócili już do domu. Dochodziła
bowiem 23:00.
- Chodźmy
– szepnąłem ponownie i trzymając się za ręce, ruszyliśmy wolno ścieżką skąpaną
nikłą srebrną poświatą księżyca.
Cisza, która nas otaczała nie miała w sobie nic z groźby,
niepewności czy lęku. Pozwalała nam być jeszcze bliżej siebie, cieszyć się swoim
towarzystwem. Była czymś tak odmiennym od gwaru, zgiełku i tłoku, który
otaczał nas na co dzień...
Szliśmy tak w milczeniu, wsłuchując się w odległe
pohukiwania sów, delikatny szum koron drzew poruszanych wiatrem i nasze
wzajemne oddechy.
- Zayn?
– przerwała kojącą ciszę delikatnym głosikiem [T.I.].
- Tak,
kochanie?
- Wiesz
o tym, że cię kocham, prawda?
Zatrzymałem się. Spojrzałem znów w te cudowne oczy, teraz
przepełnione z niewyjaśnionych przyczyn strachem i dotknąłem wolną ręką
porcelanowej cery jej twarzy. Wtuliła się w moją dłoń, a jej skóra w nocnym
świetle wydawała się jeszcze bledsza, niż w rzeczywistości i tak krucha...
- Oczywiście,
że wiem. Ty również powinnaś wiedzieć, co do ciebie czuję. Kocham cię ponad
życie.
W jej spojrzeniu dostrzegłem ulgę.
- Nie
wiem, co mnie naszło... Miałam potrzebę, żeby upewnić cię w moim uczuciu –
odrzekła, widząc mój pytający wzrok.
Przytuliłem ją. Każdego dnia dziękowałem Bogu za to, że
postawił ją na mej drodze, ścieżce życia, za to, że pozwolił nam się spotkać.
Była i będzie czymś, z czego nie potrafiłbym zrezygnować. Kochałem ją.
Najmocniej i najnaturalniej na świecie. Nikt, tak jak ta delikatna istotka nie
zasługiwał bardziej na miłość.
Ruszyliśmy znów ku wschodniemu krańcowi parku, wtuleni w
siebie. Coraz głośniej i wyraźniej słyszałem warkot silników, monotonny odgłos
hamowania i inne dźwięki wrzawy, od której oboje uciekaliśmy w każdy możliwy
sposób. Z każdym krokiem wyraźniej dostrzegałem ślady cywilizacji: światła
przejeżdżających w oddali aut, sygnalizacja, pozwalająca poruszać się
przechodniom w zgiełku i natłoku samochodów...
Było ciemno; mimo latarni rozmieszczonych w niektórych
miejscach ulic, panował nieprzenikniony mrok. Dostrzegłem pasy, więc weszliśmy na
nie, gdyż pozwolił nam na to szmaragdowy kolor świateł na sygnalizacji.
Pogrążony w myślach usłyszałem jedynie pisk opon hamującego samochodu na
śliskiej nawierzchni, dźwięk klaksonu i odgłos, który ranił moje serce w
najbardziej katorżniczy sposób – płacz i błagalne nawoływania [T.I.]. Później
już tylko wzmagający się ból i ciemność...
[T.I.]
- Błagam!
Nie! Pomocy! Zayn, proszę!
Mój krzyk niósł się echem po pustej ulicy Londynu. Jak na
złość, nikt nie nadchodził. Klęczałam przy zakrwawionym ciele Zayn’a, modląc
się, żeby był to tylko sen. Mistyfikacja, wizja, fatamorgana, cokolwiek, tylko
nie rzeczywistość...
- Proszę!
Błagam! Pomocy!
Po mojej twarzy płynęły gorące łzy i skapywały na nieruchomą
twarz chłopaka, który był całym moim życiem. Nie potrafiłam przeżyć bez niego
nawet minuty, bez jego uśmiechu, czekoladowych oczu, słów wypowiadanych niskim,
lekko zachrypniętym głosem, sposobu, w jakim chodził, przygryzał wargę... Był.
A teraz leżał koło mnie, cały zbroczony krwią... Nie
wiedziałam, czy to moja, czy też jego... W miejscu, w którym leżał tworzyła się
już szkarłatna plama tak cennego płynu życia... Nie mogłam pozwolić mu odejść.
Zbyt wiele osób bliskich memu sercu straciłam już w życiu.
Gorączkowo i machinalnie uciskałam jego klatkę piersiową,
zmuszając serce do pracy. Przerywałam po trzydziestu uciskach i wdmuchiwałam mu
do płuc powietrze, i kiedy jego klatka unosiła się posłusznie, ponownie
wracałam do represjonowania. Na nic.
Chwilę potem usłyszałam głośny sygnał nadziei –
nadjeżdżająca karetka. Nie wiedziałam, kto ją wezwał. Nie liczyło się to.
Widziałam tylko spokojną twarz mojego ukochanego. Mimo że była umazana krwią i
raziła nienaturalną wręcz bladością, ciągle należała do mojego kochanego i
najcenniejszego człowieka na Ziemi – do Zayn’a.
Nie wiedziałam już, co robię, co mnie otacza i co się
dzieje. Istniało dla mnie tylko nadal piękne oblicze Zayn’a...
Pamiętam tylko, że ktoś podniósł go z ziemi na noszach i
przetransportował do ambulansu. Potem owa osoba wróciła po mnie. Nastała błoga
ciemność...
(...)
Obudziło mnie pikanie aparatury i nieprzyjemny dźwięk
kroplówki.
I potem nagle jak na pstryknięcie palcami, mój umysł zalały
obrazy sprzed...? Nie ważne. Obrazy tak potworne, tak okropne, ale i tak
niefortunne i realistyczne...
Usiadłam gwałtownie. Gorączkowo rozglądałam się po nijakiej
sali szpitalnej, poszukując Zayn’a. Nie było go. Był natomiast ktoś inny.
Siedział w kącie, oparł głowę o ramię i wpatrywał się tępo w
białą ścianę, szukając w niej czegoś interesującego, godnego uwagi. Na dźwięk
przyśpieszonego pulsu jednej z maszyn, spojrzał w moją stronę i szepnął, a ja
dostrzegłam w jego oczach łzy:
- [T.I.]...
Mój umysł z trudnością radził sobie z przetwarzaniem informacji.
Był jakby... otumaniony, zawodził teraz w najbardziej kluczowych sprawach.
Liam podszedł do mojego łóżka i usiadł na krześle.
- Zayn...
Ty... – mamrotał, spuściwszy głowę. Kręcił nią w geście zaprzeczenia.
- Co z
Zayn’em? – spytałam.
Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, najwyraźniej chcąc,
żebym nie prosiła go o udzielenie odpowiedzi.
- CO
Z ZAYN’EM? – powtórzyłam z naciskiem.
- On...
Nie dał rady. Przegrał.
Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczyma. Jego słowa
pozostawiły mój mózg w żałobie. Mój Zayn... Odszedł. To niemożliwe. Nierealne.
Znów otoczyła mnie ciemność...
(...)
Nie czułam nic. Straciłam chęć życia, którą odzyskałam
dzięki chłopakowi, który teraz już nie istniał. Nic nie widziałam, nie
słyszałam. Tylko byłam. Mój stan psychiczny można było opisać jednym trafnym
stwierdzeniem: widmo. Chciałam tylko jednego: śmierci.
Otaczała mnie wszędzie, już od najwcześniejszych lat, od dzieciństwa,
więc dlaczego, u licha, nie mogła teraz przyjąć na mą prośbę?! Dlaczego?
Zaznałam szczęścia, radości... Miłości. Dlaczego mi to odebrano?
Minął tydzień. Wzięłam album ze zdjęciami, który
uaktualniałam co miesiąc i udałam się w moje ulubione miejsce. Siadłam na
poręczy mostu, tuż nad rwącą rzeką. Padało. Szarość i nijakość pogody
odzwierciedlała moją chęć do życia. Czyli znikomą.
Otworzyłam pamiętnik wracając do owych ulotnych chwil,
wspomnień. Odejście babci. Narodziny i wczesna, wręcz niemowlęca śmierć
siostry. Katastrofa lotnicza rodziców. Zayn... Pierwsze spotkanie,
przyjaźń, pierwszy pocałunek, wyznania miłości, wspólne zamieszkanie...
Wypadek.
Obrazy przesuwały mi się przed oczami, przywołując to, co
straciłam: szczęście, radość, uczucia, miłość, bliskość, chęć życia...
Włożyłam zdjęcie Malika z powrotem do albumu, na honorowe
miejsce zaraz obok fotografii rodziców z nowonarodzoną siostrą i babcią w
podeszłym wieku. Zamknęłam delikatnie kolekcję i przycisnęłam pamiętnik do
piersi. Przymknęłam powieki i westchnęłam, wdychając zapach deszczu, którym
raczyła nas ostatnio bez przerwy pogoda.
Ze spokojem puściłam poręcz i odepchnęłam się od niej
pozwalając, by pod moimi stopami otwarła się czeluść. Nie walczyłam ze sobą.
Spadałam szybko, myśląc o bliskich. Przecięłam wzburzoną taflę wody myśląc
tylko o tym, by móc znowu zobaczyć osoby, które kochałam. Mojego Zayn’a.
Nie wynurzyłam się już na powierzchnię. Odeszłam, mając
przed oczyma obraz babci, siostrzyczki, rodziców i chłopaka, który był dla mnie
wszystkim – osób, dla których poświęciłabym wszystko. Nawet życie.
------------------------------------------------------------------------------------
A jeśli się nie popłakałyście ( bo ja osobiście nie bardzo,
kiedy go pisałam ), wsłuchajcie się w tekst tego utworu: <klik>
Płaczę za każdym razem, kiedy to słyszę... *_*
Proszę też o wyrozumiałość dla imagina, bo pisałam go o 11 w
nocy... : / Już wtedy nie myślałam, ale nie miałam już siły przed północą
zmieniać końca, który mi nie wyszedł, więc dodam, tak, jak jest :D
~by Klara
Świetne ! <3.
OdpowiedzUsuńMusiałam się powstrzymać od łez.
Masz talent, serio *_*
Jesteś GENIALNA!!! Piszesz najlepsze imaginy jakie kiedykolwiek czytałam!
OdpowiedzUsuń~Kasiutka
Ty chyba lubisz ludzi do łez doprowadzać. Pisz dalej ja czekam na następny
OdpowiedzUsuńPłakałam.. ale to jest cudne <3
OdpowiedzUsuńBoże ! Ty masz talent za każdym razem płaczę (: Dziękuję ci za to ♥
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : http://onedirectiononething1d.blogspot.com/
O Boże kobieto, ryczę przez ciebie... *_*
OdpowiedzUsuńDziekuje dziekuje dziekuje ja placze swietny imagin taki wyciskacz lez - Maja
OdpowiedzUsuńjejj, jakie smutne :c
OdpowiedzUsuńPoryczałam się :( Piękne <3
OdpowiedzUsuńNatusss24
swietne ledwo sie powstzymalam dobze ze nie puscilam tej piosenki bo bym juz pewnie ryczala a le mzsz talent
OdpowiedzUsuńswietne ledwo sie powstzymalam dobze ze nie puscilam tej piosenki bo bym juz pewnie ryczala a le mzsz talent
OdpowiedzUsuńTo jest PIERWSZY imagin, który doprowadził mnie do płaczu. Akurat siedzę teraz na telefonie i nie mogłam puścić sobie piosenki, ale mam ją na telefonie, a że słucham muzyki w tym momencie to ona się włączyła akurat wtedy kiedy byłam przy wypadku.. :'( przez Ciebie teraz tak rycze.. Jesteś genialna.
OdpowiedzUsuńodkąd czytam tego bloga po raz pierwszy popłynęły mi zły. Zaczęłam płakać od momentu" Otworzyłam pamiętnik..." włączając Verbe.
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę talent, jesteś genialna:)
Ten imagin, do tego ta piosenka... Ja się rozklejam...
OdpowiedzUsuńAle jak mogłaś!!! ZABIŁAŚ ZAYNA!!!
Elisabeth
Ledwo Powstrzymywałam się od płaczu .
OdpowiedzUsuńTen imagin jest Boski. ! ♥
boski tylko jakbys dała jakąś nastrojową muzyke
OdpowiedzUsuńuwieżcie lub nie ale płakałam tak rzewnie . to bylo takie smutne.
OdpowiedzUsuńgenialne .;)
OdpowiedzUsuńJest swietny. poplakalam sie
OdpowiedzUsuńWspanialy, ja sie poplakalam :))
OdpowiedzUsuńJa nie mogę...popłakałam się i to mega. To było takie straszne...i w dodatku ta muzyka. Nie no ja nie wiem no...jak można pisać tak świetne imaginy ?!
OdpowiedzUsuń:'(