poniedziałek, 21 maja 2012

# 47. Louis .



 Hej ; *
Dzisiaj długi Lou, jutro wesoły Hazza (który według mnie nie wyszedł i jest mało zrozumiały... ;D) 
Buziaki dla 27 . ! <333 ; *
W środę i czwartek czeka Was niespodzianka . ! ; ) więcej nie zdradzę, ale ma to coś wspólnego z nowym autorem ;D Mam nadzieję, że ją ciepło przyjmiecie . ! <3
Piosenka do imagina : <klik>
_____________________________________________

Oczyściłam już grządkę z kwiatami z niechcianych chwastów i podniosłam się na nogi z zamiarem zwilżenia gleby. Otrzepałam dżinsowe ogrodniczki z grudek ziemi i zanurzyłam nadal brudne ręce w zimnej wodzie.
-          Jak tam ?
Wyprostowałam się jak struna i niechcący opryskałam stojącego przede mną Louis’a wodą z piaskiem. Błoto spłynęło po jego twarzy i stworzyło brązowe stróżki na beżowym T-shirt’cie chłopaka. Nadal wystraszona, spuściłam wzrok z powrotem na podlewaczkę z wodą i mruknęłam sarkastycznie do Louis’a:
-          Rada na przyszłość: nigdy więcej mnie nie strasz.
Stanęłam przed nim przodem i ponownie, tym razem celowo, opryskałam go czystą już wodą. Chłopak zmrużył oczy i uniósł brwi. Nachylił się, wziął całą garść ziemi i włożył zaciśniętą pięść do wody.
-          A co, jeśli nie przestanę cię straszyć? – naigrywał się ze mnie, po czym rzucił we mnie mokrą ziemią.
Błoto przykleiło się do mojej jaskrawo-pomarańczowej koszulki, by po chwili spaść na ulubione ogrodniczki. Przeniosłam wzrok pełen furii na twarz zadowolonego chłopaka.
-          Wtedy za każdym razem będę robić tak.
Zanurzyłam ręce w deszczówce, starannie obtarłam ociekające dłonie w piasku, po czym nim chłopak zdążył uciec, dokładnie umazałam błotnistą mazią jego czoło, policzki i brodę.
-          Ej ! – sprzeciwił się, chwycił moje nadgarstki jedną dłonią, a drugą starł większość powstałego tworu ze swojego oblicza, po czym umazał nim mnie.
-          Hej !
Wyrwałam mu się i pochyliłam po kolejną ‘amunicję’. Rzuciłam nią w Louis’a i skryłam się za studzienką. Sekundę później na jednej ze sztachetek rozprysła się kulka błota. Parę centymetrów dalej znajdowała się moja głowa.
-          Ale masz cela! – zadrwiłam i rzuciłam lepiej wymierzonym pociskiem, który trafił go prosto w klatkę piersiową.
-          Bingo! – krzyknęłam z zadowoleniem.
-          Więcej już nie trafisz! – pokpiwał ze mnie, szykując nowe kulki.
Goniliśmy się i rzucaliśmy przeszło trzydzieści minut. Kiedy zarządziliśmy koniec ‘pogoni’, ogłosiliśmy remis i w najbliższym czasie ustaliliśmy rewanż, który miał wyłonić zwycięzcę owego starcia , cali brudni położyliśmy się na trawniku i wpatrywaliśmy się w obłoki.
Zdążyłam się już przyzwyczaić, że moim sąsiadem, a zarazem najlepszym przyjacielem był Louis Tomlinson. Jak nikt inny potrafił mnie zrozumieć, wysłuchać, ale i ubawić do łez. Mieć takiego pobratymca to skarb. Byłam niewyobrażalną szczęściarą.
-          Wazon z kwiatami !
-          Gdzie?! Mnie to przypomina jednookiego stwora pchającego wózek z dzieckiem... O, a tam jest Godżilla ! Nie... To Zayn, kiedy się go obudzi w weekend...
Parsknęłam śmiechem. I uderzyłam Louis’a po przyjacielsku w ramię.
-          Wiesz co, Zayn’owi na pewno byłoby smutno, gdyby usłyszał, za kogo ma go jego przyjaciel... – naigrywałam się z Boo Beara. - Co powiesz na mały prysznic? – zaproponowałam i wstałam z ziemi.
Wyciągnęłam ręce w stronę nadal wylegującego się chłopaka, by pomóc mu wstać.  Gdy stanął już przede mną zrobił jednoznaczną minę i z uwodzicielskim uśmieszkiem powiedział:
-          Z tobą? Wspólnie...? Hmm... Jestem za !
-          Idiota – skwitowałam go, na co chłopak parsknął śmiechem.
Chwyciłam za wąż ogrodowy, odkręciłam kurek i skierowałam mocny prąd wody w stronę bruneta. Śmialiśmy się i polewaliśmy zimną cieczą, na przemian wyrywając sobie wąż. Zmieniłam silny strumień wody na słabszy, bardziej rozproszony i opłukałam Louis’owi włosy, gdyż i w nich znalazł się już zaschnięty piasek. Chwilę później zamieniliśmy się rolami.
W miejscach, w których jego dłonie dotykały skóry mojej głowy, karku, szyi i twarzy czułam łaskotanie. Jego ręce błądziły po moim ciele; nie wiedząc o tym, Lou wzniecał pożar w każdej komórce mojego ciała. Starałam się to ignorować, jednak to było jak ujrzenie oazy na środku pustkowia i nie móc zaspokoić pragnienia. Nie chciałam niszczyć naszej przyjaźni uczuciem, które towarzyszyło mi już od pewnego czasu – miłością.
Kiedy byliśmy już w miarę czyści, chłopak zakręcił dopływ wody i zaczął wykręcać swoje ubrania, z których kapała mu zimna woda. Wzięłam z niego przykład, jednak najpierw zaczęłam od pozbycia się nadmiaru cieczy z moich długich, mahoniowych włosów.
 Zachmurzyło się; błękitne niebo zaciągnęły ciemne, wręcz granatowe chmury, zasłaniając przy tym słońce, które ogrzewało nas swoimi promieniami. I tak, nie zważając na niesprzyjające warunki atmosferyczne i chłód, który się pojawił wraz z zanikiem promiennych smug, usiedliśmy na bujnym trawniku i rozmawialiśmy.
-          Wiesz? – zmienił nagle temat Lou, a w jego głosie usłyszałam łagodne tony. -  Jesteś moją przyjaciółką, mogę ci się ze wszystkiego zwierzyć. Zawszę dostanę w odpowiedzi szczerą opinię, prawda?
-          Jasne – zapewniłam, patrząc mu prosto w oczy.
-          No więc... Ja... – Czy mi się tylko wydawało, czy nagle stracił pewność siebie? – Nie zrozum mnie źle, jesteś dla mnie bardzo ważna, ale mam już dość tego, że się przyjaźnimy...
-          Jak to? – spytałam piskliwie, gdyż z obawy, że mogłam stracić z nim kontakt głos podskoczył mi o oktawę.
-          Mam już dosyć tego, że ty jesteś tylko moją przyjaciółką, a ja tylko twoim przyjacielem. Mam dość tej atmosfery, która nas otacza. Dość, mówię.!
-          Ale... Loui...
-          Daj mi skończyć, proszę. – Przybliżył się do mnie, a w jego szaro-niebieskich  oczach dostrzegłam determinację. – Mam szczerze dość tego, z jakim dystansem odnosimy się do siebie nawzajem. Nie chcę już być twoim przyjacielem.
Wpatrywałam się w jego twarz szukając oznak zaprzeczenia, jednak mówił jak najbardziej poważnie .
-          Dobrze. Skoro tak chcesz... – wyszeptałam i przybrałam pozycję embrionalną. – Skoro tak chcesz, to tak będzie.
-          [T.I.], nie mam na myśli... zerwania. – Wzdrygnął się na samą myśl. – Chodzi mi o to, że dla mnie od pewnego czasu nie jesteś już przyjaciółką. Jesteś kimś więcej, nie jak siostra, nie jak koleżanka... Jesteś... Może to zabrzmi bardzo prowizorycznie, ale jesteś sensem mojego życia. Kiedy się nie spotykamy, czuję tak jakby pustkę, nie wiem, dlaczego robię to, co robię, dlaczego jestem znany i podziwiany, skoro to, dla czego oddałbym życie jest dla mnie na wyciągnięcie ręki, ale jednak tak niedostępne... Może nie czujesz tego co ja, jednak cenię szczerość i bezpośredniość, więc mówię: kocham cię. – Wymówił te słowa zdecydowanie, wpatrując mi się prosto w oczy.
Ostatnie wypowiedziane przez niego zdanie było jak uwieńczenie dzieła; jak zanurzenie ostrza w zimnej wodzie, zahartowanie go, nadanie mu ostatecznego kształtu. Zganiłam się w myślach za swoją głupotę i nieśmiałość. Mogłam wziąć z niego przykład i mu to wyznać, ale bałam się. Najnormalniej w świecie byłam sparaliżowana na samą myśl, że mógłby mnie odrzucić. Teraz, kiedy wyznał mi swoje uczucia, moje obawy wydały mi się tak bezpodstawne i śmieszne, że, gdybym mogła, sama siebie postawiłabym do pionu i, delikatnie mówiąc, złoiłabym swoją skórę.
Chłopak przysunął się do mnie bliżej i złożył na mych ustach niepewny pocałunek. Jednak, kiedy go oddałam, zalała nas gorąca fala; czułam się, jakbym znajdowała się pośrodku szalejącego pożaru. Ba, jakbym to ja płonęła, a Louis był jedyną nadzieją na ugaszenie nieobliczalnego ognia.
W tym samym momencie z nieba zaczęły spadać duże krople deszczu i poczęły rozpryskiwać się dookoła nas. Znaczyły moje ubrania nieregularnymi plamami i przesiąkały przez nie, schładzając nieco moją namiętność, którą wzbudzał we mnie Lou. Słońce przedarło się przez gęste granatowo-szare obłoki i zaszczyciło nas swoimi świetlistymi promieniami. Oderwaliśmy się od siebie i jak zauroczeni wpatrywaliśmy się w promienne miejsce na niebie.
Chwilę później ponownie na siebie spojrzeliśmy, a nasze usta połączyły się w gorącym pocałunku. Dla mnie mogłoby mieć miejsce nawet tornado, a i tak bym go nie spostrzegła; istniał tylko Louis i uczucie, że mnie kocha. Czułam, że on również uważa owy afekt za najpiękniejsze uczucie na Ziemi.


~by Klara

14 komentarzy:

  1. Bomba ! <3. Strasznie mi się podoba, ba ! Zakochałam się w tym <3.
    Agnes.:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmmm<3 Pięknie <3
    Natusss24

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ! Ale dawno nie było Zayn'a );

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zayn jeśli dobrze pójdzie będzie w piątek ;D 1. część ; )
      Na środę i czwartek przewiduję niespodziankę ;b

      Usuń
  4. O Jezusie! Świetnie!
    Kasiutka

    OdpowiedzUsuń
  5. zaje*** pisz więcej o loui ♥♥♥♥ kocham!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne ;DDDD
    Uwielbiam *w*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham cię za te imaginy!!!!
    Elisabeth

    OdpowiedzUsuń
  8. Mmmm...
    Super : ***

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej no baaardzo fajnee kocham te o lou *.* jestes w tym swietna :)

    OdpowiedzUsuń
  10. genialny imagin :)
    masz meeeeeega talent :)

    OdpowiedzUsuń
  11. super genialnie masz talent do pisania

    OdpowiedzUsuń