niedziela, 27 maja 2012

# 55. Zayn . część 3 .

No to obiecany part 3 ;D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ .
Bez obaw, klawiatura nie gryzie : )
Motywują mnie wasze opinie, więc proszę, by było ich coraz więcej c( :
__________________________________________________________

Wpatrywałam się w chłopaka ze zdziwieniem. Odpowiedziałam na jego pytanie cicho z nieśmiałością, którą z niewyjaśnionych przyczyn we mnie wzbudzał:
-         Ja. Znowu się spotykamy. Chciałam... Przepraszam za moje zachowanie w szpitalu. Wtedy... – zamilkłam, a na moich policzkach zakwitł rumieniec, który oblał też szyję i kark.
Na wspomnienie mojego idiotycznego behawioru czułam wstyd.
-          Daj spokój. Odniosłem wrażenie, że nie zaliczasz tamtego dnia do najlepszych. – Spuścił wzrok ze skrępowaniem, po czym dodał pewniej, wyciągając ku mnie dłoń. – Jestem Zayn. Chodź, tu niedaleko jest sklep z ubraniami, muszę ci przecież jakoś zadośćuczynić to,  że ze mnie taki impotent życiowy.
-          [T.I.] – przedstawiłam się i podałam mu dłoń, którą delikatnie ścisnął. – Przestań. Zaraz wyschnie, a poza tym nie mogę zostawić brata samego.
-          Jest tutaj? Chciałbym poznać... Joana, tak? – zapytał, przenosząc na mnie pytający wzrok, który uprzednio błądził po dzieciakach biegających po całym parku.
Zdziwiłam się. Jakimś cudem zdołał zapamiętać imię mojego brata, które wymieniłam tylko raz, w dodatku szeptem.
-          Tak. Przyszliśmy na urodziny jego kolegi.
-          Brayana? To mój kuzyn! – rzekł rozentuzjazmowany mulat i chwilę później przygryzł wargę. – Tym bardziej powinienem...
Machnęłam ręką w geście zniewagi.
-          To trochę wody, daj spokój. Nie jestem z cukru, nie rozpuszczę się. – Zmieniłam szybko temat, by nie dać się namówić na kupno nowej bluzki: - Co u ciebie? Jak to jest być sławnym i mając...
-          [T.I.]! – nim zdążyłam dokończyć moje zapytanie, usłyszałam za sobą krzyk Joana. Moment później podbiegł do mnie z ogromną watą cukrową w ręce i wytrzeszczył na mnie oczy. – Co ci się stało?
Dotknął wolną dłonią plamy na mojej błękitnej bokserce i mruknął z zniesmaczoną miną:
-          Wrr... Lepisz się.
Parsknęłam śmiechem. Zamurowało mnie. Perlisty dźwięk wydobywający się z mojego gardła ustał. To pierwszy raz od wielu miesięcy, kiedy wyraziłam w ten sposób moje rozbawienie. Joan też wydał się zbulwersowany moim zachowaniem, jednak okazał takt i już bez zdziwienia, podając mi watę rzekł:
-          Dostałem od mamy Brayana. Podziękowałem jej i chciałem cię poczęstować.
-          Dziękuję, skarbie. – Zerknęłam na Zayn’a. – Joan, poznaj, to Zayn, Zayn, to mój brat – Joan.
-          Cześć – powiedział wesoło blondynek i kiedy wzięłam od niego odrobinę przysmaku, podsunął go do bruneta. – Chcesz?
-          Hej, skrzacie – przywitał się beztrosko Zayn i poczęstował się cukrowymi słodkościami. – Dziękuję.
Chodziliśmy po parku opowiadając o sobie nawzajem. Mimo że znałam Malika praktycznie od kilkunastu minut, czułam się, jakby nasza znajomość rozpoczęła się dobre kilka miesięcy temu. Joan biegał wokół nas jak pogodny chochlik, nieraz znikając na kilkanaście minut, by pobawić się z dziećmi, jednak zawsze nas znajdował i podskakiwał obok nas, a jego złociste jak sprężynki pukle lokowatych włosów dodawały mu uroku. Tak miło było patrzeć, jak jest wesoły...
Ja również nie przypominałam dziewczyny sprzed paru tygodni. Nie byłam już marudną, obojętną i zdawkowaną nastolatką, która narzekałaby tylko na swój los i której zawalił się cały świat, lecz rozradowaną, pełną życia i humoru młodocianą kobietą. Każdą nowość ze świata wielkiej gwiazdy, jaką był obecny tu Zayn Malik przyjmowałam z rezerwą, niejednokrotnie komentując ją zabawną ripostą.
Raz, kiedy oddaliłam się kilka kroków do stoiska z napojami, by przynieść Joanowi i sobie picie (Zayn odmówił, twierdząc, że nie jest spragniony) usłyszałam rozmowę mojego brata i mulata:
-          Dziękuję – rzekł poważnie Joan.
-          Za co? – zdziwił się Zayn, pierwszy raz słysząc u brzdąca tak oficjalny ton.
-          Nie wiem, co zrobiłeś, ale dzięki tobie [T.I.] znów się uśmiecha. Dawno taka nie była. Od paru dni chodziła smutna, a i mnie wtedy było źle, kiedy na nią patrzyłem.
W oczach stanęły mi łzy. Tak bardzo przeżywałam śmierć taty nie zdając sobie sprawy z tego, co musiał czuć Joan, widząc mnie tak przybitą . Pociągnęłam nosem i kilkukrotnie zamrugałam, pozbywając się nadmiaru łez i ruszyłam z powrotem w stronę zbulwersowanego Malika i zamyślonego smyka, który widząc mnie od razu poweselał.
-          Trzymaj, szkrabie. – Podałam mu napój.
-          Dzięki – odpowiedział i przyssał się do plastikowego kubeczka, a ja usiadłam obok niego, wcześniej upewniwszy się, czy aby Zayn nie zmienił zdania.
-          Głodny? – zapytałam Joana, a ten energicznie pokiwał głową. – tam jest stoisko z goframi. Kup sobie jakiego zechcesz. – Wskazałam w danym kierunku i wręczyłam bratu pieniądze patrząc, jak jego sylwetka znika w tłumie.
-          Przepraszam. Nie wiedziałam przez co przechodzi widząc mnie smutną. Ale to takie... Niesprawiedliwe. – spuściłam wzrok i utkwiłam go w swoich czerwonych zdezelowanych, ale nadal ukochanych trampkach. – Po śmierci taty zamknęłam się w sobie, chciałam, by Joan był szczęśliwy, nie odczuł braku rodziców, chodź wiedziałam, że choćbym nie wiem jak bardzo się starała nie byłabym w stanie ich zastąpić. Robiłam wszystko, by żyło mu się jak najlepiej, ale nie dostrzegałam, że najbardziej błahą rzeczą, czyli moim zachowaniem, sprawiam mu ogromny ból...
-          Nie masz za co przepraszać. Ani jego, ani rodziców. Strach, bezsilność, czy bezradność są rzeczami ludzkimi, a ty jak nikt inny zasługujesz na miano osoby z bardzo ukształtowanym człowieczeństwem.
-          Ale to nie zmienia faktu, że... – zaczęłam, przenosząc na niego udręczony wzrok; tak bardzo dręczyło mnie poczucie winy... Chłopak przerwał mi:
-          Miałem na myśli pozytywizm przemawiający przez to stwierdzenie. To zaleta, nie wada. Nie znajdziesz na świecie człowieka, który byłby nieomylny i nie byłoby w nim choć krzty bólu i ujawniającego się przez to negatywnego uczucia.
Zabrakło mi argumentów. Nie myślałam wcześniej jak ciężkie brzemię spoczywa na chuderlawych ramionach Joana. Do tej pory żyłam w przekonaniu, że to ja odpowiadam  za niego i za siebie,  jednak byliśmy od siebie zależni.
-          A najbardziej irytującym faktem jest to, że nie wiem, jak mogę mu pomóc. Nie zwrócę mu mamy i taty, a tym bardziej ich nie zastąpię. Nigdy nie zobaczą, jak dorasta, co osiąga w życiu...
-          Altruizm przychodzi ci łatwiej, niż myślałem. O empatii nie wspomnę – westchnął Zayn i przysunął się do mnie, po czym mnie objął.
Trwaliśmy tak dopóki Joan nie wrócił z trzema goframi w rękach. Brzdąc podzielił pomiędzy nasze trio smakołyki i zajadając się, podziwiał sztuczki klowna, który wywoływał salwy śmiechu każdym swoim komicznym gestem.
Zaczynało się już ściemniać. Podziękowaliśmy rodzicom Brayana za dobrą zabawę i życzyliśmy solenizantowi jeszcze raz wszystkiego, co najlepsze, po czym ruszyliśmy w stronę hotelu. Zayn zobowiązał się nas odprowadzić, a ja widząc, że Joan cieszy się na wspólnie odbyty spacer, nie miałam serca odmówić.
Park od naszego lokum dzieliła spora odległość kilku przecznic, jednak dzięki towarzystwu Zayn’a, drogi szybko ubywało.
Zatrzymaliśmy się na światłach naśmiewając się z bilboardu przedstawiającego trzy dalmatyńczyki grające w pokera, które reklamowały jedno z tamtejszych kasyn.
Gdy sygnalizacja pokazała zielone światło ruszyliśmy po pasach z zamiarem przejścia na drugą stronę, lecz coś nam w tym przeszkodziło.
Usłyszałam dźwięk klaksonu. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie. Spostrzegłam ciemny samochód gnający w naszym kierunku ze zdecydowanie zbyt szybką prędkością. Nie wiedziałam, co robić. W moich żyłach buzowała adrenalina, a w głowie miałam zamęt. Jedynym racjonalnym pomysłem do mnie przemawiającym było odepchnięcie Joana z trasy, jaką podążało auto. Tak też zrobiłam.
Jednym szybkim, płynnym ruchem odgrodziłam Joana i Zayn’a od pędzącego pojazdu i popchnęłam ich w przeciwnym kierunku. Mój brat upadł, ale najważniejsze było to, że uniknął wypadku. Ja niestety nie miałam tyle szczęścia. Nim zdążyłam uciec spod kół pędzącego samochodu, poczułam przeszywający ból. Promieniował od prawej nogi, przez udo, prawy bok i rękę, aż do samej głowy. Miałam wrażenie, że czaszka pęka mi na dwoje. A potem już tylko ciemność i niesłabnąca agonia...


~by Klara

16 komentarzy:

  1. Świetne <3.
    Wolałabym szczęśliwe zakończenie : )

    OdpowiedzUsuń
  2. YeAAh!!! super

    OdpowiedzUsuń
  3. poprosze szczęśliwe zakończenie...

    rozdział boski..;p

    OdpowiedzUsuń
  4. no ja tez bym wolala wesoly the end <3 pisz kochana :D love xoxoxoxox

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiste ! ♥ Błagam niech tylko będzie szczęśliwe zakończenie i niech wszyscy przeżyją bo się chyba załamie ;) Xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebiste ! <3
    Proszę o szczęśliwe zakończenie ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne <3 i prosze szczęśliwe zakończenie !!! ; ))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Bisteee:D
    Oczywiście, szczęśliwe zakończenie, takie są najlepsze!
    Natusss24

    OdpowiedzUsuń
  9. następną część prosze ;P
    świetnie <3

    OdpowiedzUsuń
  10. super. :)
    wolałabym szczęśliwe zakończenie ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. świtnie.1 czekam na ciąg dalszy.! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne :)
    Wolę szczęśliwe zakończenie . :D

    OdpowiedzUsuń
  13. genialne:)
    Popieram, lepsze będzie szczęśliwe zakończenie:D

    OdpowiedzUsuń
  14. Idealny <3 a zakończenie chciałabym żeby było szcześliwe :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Szczęśliwe zakończenie ;DD

    OdpowiedzUsuń
  16. Lepiej szczęśliwe zakończenie :)
    Smutnymi niech zajmuje się Julia :D
    kina ;p

    OdpowiedzUsuń