wtorek, 24 kwietnia 2012

# 24. Louis .

Ouhh... Udało się ;D Przepisałam Lou . Oczywiście, tak jak obiecałam, dedykt dla Kasiutki! ;***
______________________________________________


- > [T.I.]
Siedzę przed laptopem i ze wzruszeniem czytam miłe komentarze pod filmikiem, który zamieściłam na moim blogu parę tygodni temu. Jeszcze raz go oglądam i zastanawiam się, co by było, gdyby nie odmienił on tak radykalnie mojego życia...
* miesiąc wcześniej *
Łzy płynęły po mojej twarzy, jednak ja nadal uparcie wpatrywałam się w ekran komputera w nadziei, że ukaże mi, co mam uczynić, by zmienić ostatnie tygodnie mojego życia na lepsze...
Wiedziałam, że i tak nic nie wskóram. Nie widziałam klawiszy na klawiaturze przez to, że nadal łkałam żałośnie i zawodziłam w myślach: „Dlaczego ja?! Dlaczego?!”.
Z pamięci wystukałam login i hasło na moją stronę, gdyż postanowiłam wziąć los i mój, i innych Directioners w swoje ręce i wrzucić do sieci krótki materiał z wyznaniami o tym, jak zespół One Direction zmienił moje życie, że ich muzyka towarzyszyła mi na każdym kroku, pomagała w chwilach słabości, lęku, a te pojawiały się w ostatnim czasie bardzo często. Prosiłam też członków owej grupy, by przyjechali do naszego kraju, gdyż mają tutaj mnóstwo fanek. Nie wierzyłam, że mogę coś zdziałać, lecz po godzinie pod filmikiem zaczęły pojawiać się miłe komentarze. Fanki popierały moje słowa i postanowiły wziąć udział w przedsięwzięciu mającym na celu sprowadzenie chłopaków do naszego kraju. Gratulowały mi pomysłu, chęci walki i braku zwątpienia. Cieszyłam się, że chociaż one wiedzą o materiale. Nie miałam jednak pojęcia, co miało nastąpić...
- > Louis
Z nudów wpisałem w wyszukiwarkę hasło „One Direction”. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to dwuminutowy filmik, który mimo że wrzucony dwa cztery temu, miał już 100.00 wejść. Zachęcony, kliknąłem na niego.
Z głośników popłynęła spokojna melodia wygrywana na fortepianie. Dziewczyna, która była autorką owego materiału mówiła, że dzięki zespołowi, do którego należę znalazła sens życia. Nasza muzyka pocieszała ją w najcięższych i najtrudniejszych momentach życia.
Nim się spostrzegłem, płakałem. Inne fanki, którym spodobał się ten pomysł pisały, iż chcą ściągnąć nasz zespół do Polski.
Zbiegłem po schodach.
-          Zayn?! Harry?! Niall?! Liam?! Chodźcie, szybko! – wołałem, szukając ich po całym domu.
Znalazłem ich w salonie. Spojrzeli na mnie z niepokojem, lecz poszli za mną na górę. Pokazałem im filmik. Ich również ujął delikatny głos dziewczyny. Pod koniec spojrzeliśmy po sobie i rzekliśmy zgodnie:
-          Tak.
- > [T.I.]
Usłyszałam dźwięk telefonu. Wyszłam z kuchni i udałam się do holu, gdyż tam znajdował się odbiornik.
-          Halo? – mruknęłam.
-          [T.I]? – usłyszałam w słuchawce głos. Druga osoba mówiła po angielsku, więc i ja przeszłam na ten język, dziękując Bogu, że moja mama jest nauczycielką owego języka. – Czy to ty umieściłaś filmik w Internecie, w którym chcesz sprowadzić zespół One Direction do Polski?
-          Yyy... Ja – powiedziałam niepewnie.
-          Chciałem cię poinformować, że twoja prośba zostanie spełniona. – Zbladłam. – A tak w ogóle, jestem Louis. Do zobaczenia na koncercie!
Upuściłam słuchawkę. To chyba sen. Jednak nie byłam aż tak naiwna i uznałam, że to żart.
-          Jasne. Yhm – mruknęłam do siebie. Podniosłam słuchawkę i odłożyłam ją na miejsce.
* tydzień później *
Ktoś dzwonił do drzwi. Wytarłam ręce, gdyż właśnie wycierałam podłogi i zrobiłam nowego kitka, podążając w stronę wejścia.
Otworzyłam drzwi. Byłabym się przewróciła, gdybym nie podtrzymała się klamki. Przede mną stał Louis Tomlinson. Trzymał w ręce różyczkę, w drugiej jego dłoni natomiast zauważyłam biała kopertę.
-          Yyy... Coś się stało? – zapytał chłopak. – Zrobiłaś się blada.
-          Ja... nic mi nie jest... Ale przecież... Ty jesteś...
Chłopak się zaśmiał. Wręczył mi kwiat i kopertę, mówiąc:
-          Tak, to ja. Wiesz, to dzięki tobie tu jesteśmy, więc tobie należą się największe podziękowania.
Stałam przed nim i gapiłam się na niego osłupiała. Podszedł do mnie bliżej i szybko pocałował mnie w policzek, a następnie odszedł.
Nie mogłam się ruszyć. Louis Tomlinson przyniósł mi różę i... bilety? I wejściówki za kulisy! Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu!
- > Louis
Nadszedł dzień koncertu. Widziałem [T.I] za kulisami i uśmiechnąłem się do niej. Odpowiedziała słabym uśmiechem. Za nią stała wysoka blondynka, prawdopodobnie jej przyjaciółka.
Nagle dziewczyna, która trzymała różyczkę ode mnie, upadła na ziemię. Nie zważając na to, że zaraz miałem śpiewać, zbiegłem ze sceny i krzyknąłem:
-          Co jej jest?!
Przyjaciółka chwyciła [T.I] i próbowała ją ocucić. Nie dało to jednak żadnych rezultatów. Wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem na kanapę.
-          Dziś czuła się gorzej niż wczoraj – powiedziała jej opiekunka. – Ale i tak postanowiła przyjść. To było jej największe marzenie, a biorąc pod uwagę to, że nie zostało jej dużo czasu...
-          CO?! – wykrzyknąłem, patrząc na blondynkę.
-          Ona... – wyszeptała, jednak [T.I] odzyskała przytomność. Otworzyła szeroko oczy i zaraz się skrzywiła.
-          Boli – mruknęła.
-          Co ci jest? – zapytałem przerażony, wpatrując się w nią.
-          Ona... – ponownie zaczęła jej przyjaciółka.
-          Nie! – przerwała jej [T.I]. – Nie mów mu. Proszę.
Patrzyłem na nią nie wiedząc, co robić. Dziewczyna poprosiła swoją przyjaciółkę, by zadzwoniła po jej rodziców. Odjechały, a ja wróciłem na scenę, jednak nie miałem już dla kogo śpiewać.
- > [T.I.]
Środki przeciwbólowe powoli przestawały działać. Zasłabłam z bólu. Lekarze zwiększyli mi dawki leków, jednak nie uśmierzały go całkowicie.
Wróciłam do domu. Miałam się nie przemęczać. Nic innego nie robiłam od ponad roku.
* dwa tygodnie później *
Weszłam na mojego bloga. Pod filmikiem przybywało komentarzy. Fani dziękowali mi za to, że dzięki mnie 1D przyjechali do Polski. Uśmiechnęłam się. Chwilę potem ktoś dodał nowy wpis:
„Już wiem. Spotkajmy się w parku przy rynku dziś o 16:00. Lou. Xx”
Przełknęłam ślinę. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Jakim cudem Louis nadal był w Polsce? Mimo to ubrałam się i wolnym krokiem zmierzałam ku parkowi. Usiadłam na ławce i i podziwiałam widoki kolorowych roślin rozciągających się dookoła mnie. Nie zauważyłam osoby, która przysiadła obok mnie, dopóki postać nie przemówiła.
-          Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Mimo wyrzutu w tonie, po głosie poznałam, że to Lou.
-          Nie znamy się. A poza tym, oprócz moich bliskich nikt o tym nie wie. – Wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok.
Chłopak przysunął się do mnie szybko i mnie przytulił. Rozpłakałam się.
-          To dlatego chciałaś, żebyśmy przyjechali? Żebyś mogła nas spotkać i przyjść na nasz koncert?
-          Nie tylko dlatego. W Polsce macie wielu fanów, ale jesteście zbyt zajęci, by ich zauważyć. Chciałam, żeby przed moją śmiercią was spotkali i żebym przyczyniła się w jakiś sposób do waszego przyjazdu. – Spojrzałam mu twardo w oczy. – I osiągnęłam cel. Niczego więcej nie chcę.
-          Ale ty nie umrzesz! Rozumiesz?! Nie pozwolę na to! – krzyczał. Wyprostował się i z determinacją mnie pocałował. Nie mógł skończyć tego pocałunku, jednak po chwili dodał: - Ja cię kocham! Nie mogę przestać o tobie myśleć!
Wstałam. Patrzyłam na niego z osłupieniem, nic nie rozumiejąc.
-          Ja... na mnie już czas – szepnęłam i pobiegłam w stronę domu.
* tydzień później *
Lou nie dawał mi spokoju. Dzwonił, pisał, wysyłał listy...
Pewnego dnia przeszedł sam siebie: kupił ogromny bukiet czerwonych róż i stał pod domem, póki nie wyszłam na zewnątrz. Ale wyszłam wtedy po raz ostatni...
Znów zasłabłam. Trafiłam do szpitala. Leżałam tam przez dwa dni, nieprzytomna.
Kiedy wybudziłam się już, zobaczyłam śpiącego koło mnie Louis’a, z głową wspartą na rękach, a je położył na materacu mojego łóżka. Uśmiechnęłam się mimo woli. Wiedział, że byłam chora, poważnie chora, ale nie zostawił mnie.
Okręciłam się na bok, by przypatrywać się chłopakowi, jednak aparatura przy moim łóżku zaczęła piszczeć. Brunet wzdrygnął się i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.
-          Obudziłaś się – szepnął i delikatnym uśmiechem na ustach i pogłaskał mnie ręką po policzku.
-          Cały czas tu siedzisz? – zapytałam i podniosłam się lekko na poduszkach, by móc go pocałować.
-          Czekam, aż obudzi się moja miłość – odpowiedział, wpatrując mi się głęboko w oczy.

***
Siedzę z laptopem na kolanach. Przyniósł mi go Louis na moją usilną prośbę. Postanowiłam dodać swój ostatni wpis na blogu, pod filmem, który tak drastycznie, acz przyjemnie, zmienił moje życie.
„Kochani! Dziękuję Wam za miłe słowa!
To dzięki Wam do Polski przyjechali nasi
Idole. Piszę po raz ostatni:
NIE PODDAWAJCIE SIĘ! – [T.I]”
- > Louis
[T.I] zmarła. Już jej nie ma. Ta wiadomość jeszcze do teraz, mimo że upłynęło już trzynaście dni, do mnie nie dotarła. Do tej pory nie mogę się pozbierać. Nigdy o niej nie zapomnę. Nigdy. Mimo że nie znaliśmy się długo, wiem, że to była ta jedyna. Na zawsze w moim sercu!

                                                   
~by Klara

12 komentarzy:

  1. To było piękne! Popłakałam się... :) Ale ten fragment "Nasza muzyka pocieszała ją w najcięższych i najtrudniejszych momentach życia.Nim się spostrzegłem, płakałem." Po prostu... Dziewczyno - jesteś najlepsza!
    Dziękuję za dedykację i pozdrawiam -
    Kasiutka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boshh, cudny ... Ne wiem co napisać :(
    Natusss24

    OdpowiedzUsuń
  3. to było cudowne ale ja nie lubie jak ktoś umiera czyli bez happy endu;(

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne popłakałam się na końcu tego imagina zdecydowanie jest moim ulubionym bo opowiada o directionerce która ma mażenie i przed swoją śmiercią realizuje je :) Dziękuję ci za niego

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne imaginy. Chcę ich więcej.
    Mam nadzieję, że kiedyś odwiedzisz mojego bloga : another-world-with-onedirection.blogspot.com

    Pozdrawiam, Jolanta Malinowska

    OdpowiedzUsuń
  6. wzruszający imagin
    genialnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. o ja pierdole.. siedze i rycze. To jest coś genialnego ! kocham cię i twoje imaginy! :* Mogę prosić dedyk?

    OdpowiedzUsuń