niedziela, 8 kwietnia 2012

# 9. Liam .


         Nasza szkoła organizuje festyn. Już od dobrych kilku godzin zachęcam ludzi do kupowania losów na loterię fantową. W pewnym momencie dostrzegam małe stoisko, więc proszę koleżankę, by zastąpiła mnie przez chwilę i idę wolno w jego kierunku.
Na wąskim krzesełku siedzi starsza kobieta i bawi się z małym kotkiem. Jednak nie zwracam na nią zbytecznej uwagi, gdyż dostrzegam metalowe skrzynki stojące dookoła niej. W każdej z nich jest szczeniak. Wszystkie popiskują żałośnie. Podchodzę do psów i zaczynam je głaskać przez pręty klatki. Miło jest widzieć, jak się cieszą. Jednak jeden ze szczeniaków nadal leży zwinięty w kłębek i przypatruje mi się smutnymi oczami.
-    Został porzucony – słyszę głos starszej pani. Odwracam się do niej i gdy spostrzega, że mam łzy w oczach, podchodzi do mnie i nieśmiało ściska moją dłoń.
-    Ale nie uśpi ich pani, prawda? – pytam, gdyż jest mi szczerze żal psiaków. ‘Jak ludzie mogą być tak okrutni?!' myślę.
-    Ależ skąd! – zaprzecza kobieta. – Przywiozłam je tutaj ze schroniska, może odnajdą nowych właścicieli.
Patrzę na szczeniaki. Najchętniej zabrałabym je wszystkie do domu, wiedziałam jednak, że rodzice nie byliby zachwyceni. Jako że zbliżają się moje urodziny, postanawiam zabrać jednego szczeniaczka i się nim zaopiekować. ‘Może mama i tata mnie wyzwą, ale gdyby zobaczyli te słodkie psiaki, na pewno zrobiliby co w ich mocy, by im pomóc’ myślę i patrzę na pieski.
-    Mogłabym wziąć jednego i się nim zaopiekować? – pytam starszą kobietę.
-    Oczywiście, kochana – mówi, zadowolona. – Cieszę się, że choć jeden z nich znajdzie dom.
Uśmiecham się. Jednak wybór szczeniaka nie jest łatwy. Patrzę na psiaka, który nadal leży skulony w kącie klatki.
-    Wezmę jego – szepczę i głaskam zwierzaka.
-    Mógłbym...? – słyszę za plecami męski głos. Obracam w tamtą stronę głowę i widzę wysokiego bruneta, który wpatruje się w beagla, którego głaszczę. – Mógłbym... To znaczy... Chciałbym się nim zająć – wskazuje na pieska.
-    Przykro mi – mówi kobieta ze schroniska, przypatrując się mi. – Ta dziewczyna była pierwsza.
-    Tak – przytakuję jej słowom.
Otwieram klatkę i wyjmuję zeń szczeniaka. Biedak, cały się trzęsie. Kładę go sobie na ręce, a drugą go głaszczę.
-    Ja naprawdę chciałbym się nim zająć – upiera się brunet.
Patrzy na mnie nieszczęśliwym wzrokiem. Następnie przenosi go na zwierzaka. W jego oczach wyraźnie widać troskę, czułość, smutek i wiele innych emocji, które i we mnie wzbudza to małe stworzenie.
-    Może zaopiekujesz się innym? – pyta staruszka. Każde z nich potrzebuje opieki.
Chłopak zwraca na nią wzrok.
-          Tak, ma pani racje. – Podchodzi do klatek i przypatruje się szczeniakom.
Zbliżam się do kobiety, ściskam ją i szeptam do ucha:
-          Obiecuję, że zajmę się nim najlepiej jak będę potrafiła
Staruszka klepie mnie delikatnie po plecach, w jej oczach widzę łzy.
-          Wiem. I dziękuję.
Odchodzę ze szczeniakiem na rękach. Postanawiam nazwać go Lucky.
Podchodzę do koleżanki, która nadal mnie zastępuje i dziękuję za przysługę. Pełnie nadal swoje obowiązki, lecz teraz przychodzi znacznie więcej ludzi, głównie dzieci, gdyż zwabia je słodko śpiący na mojej ręce piesek. Cały czas słyszę pytania, typu: „Jak się wabi? Mogę go potrzymać? Długo go masz? Mogę pogłaskać?”. Odsyłam dorosłych i dzieciaki do stoiska kobiety ze schroniska dla bezpańskich zwierząt. Może kolejne szczeniaki znajdą dzięki nim dom? Mam taką nadzieję.
Festyn dobiega końca. Sprzątam po imprezie, gdy nagle podchodzi do mnie ten sam chłopak, który chciał zająć się Lucky’m. W rękach trzyma szczeniaka, który nie przestaje lizać i gryźć go w rękę. Uśmiecham się, widząc wesołego psiaka i podnoszę wzrok na jego właściciela.
-          Możemy porozmawiać? – pyta brunet. Nie zwróciłam wcześniej uwagi na to, jaki jest przystojny. Ma duże, brązowe oczy, mały nos, wydatne wargi i proste, białe zęby, które są widoczne, gdyż szeroko się uśmiecha. Słowo daję, kogoś mi przypomina.
-          Jasne – mówię i poprawiam sobie Lucky’ego na ręce, gdyż od ponad trzygodzinnego noszenia go, kończyna zaczyna mi cierpnąć. Odchodzimy kawałek i siadamy na ławce.
-          Wiesz... – zaczyna chłopak. Wygląda na zmieszanego. – Chciałem cię zapytać, wtedy, przy stoisku...
-          O...? - próbuję ośmielić bruneta.
-          Dlaczego chciałaś zająć się tym szczeniakiem? Nie sprawiasz wrażenia dziewczyny, która interesowałaby się tego typu stoiskami i spawami...
-          A kimże ty jesteś, że pozwalasz sobie oceniać ludzi po okładce? – irytuję się. – Nie każdy musi wyglądać na kujona, by dobrze się uczyć, nie każdy mus czytać dużo książek, by mieć bogate słownictwo, nie każdy musi mieć głos, by śpiewać...
I nagle mnie olśniło. Już wiem, kim jest siedzący przede mną i przypatrujący mi się z wyrazem zdziwienia na twarzy, chłopak.
-          Źle mnie zrozumiałaś – mówi szybko. – Chodzi mi o to, że jesteś otwarta na krzywdę i starasz się ją minimalizować do stopnia, do którego możesz. To ten brak egoizmu mnie w tobie ujął. Mogłabyś mieć słodkiego szczeniaczka od prawowitego sprzedającego lecz zdecydowałaś się na bezpańskiego, porzuconego psiaka...
Podczas jego monologu głaskałam Lucky’ego. Chłopak ma rację, przyznaję to niechętnie. Ale i tak nie umniejsza to mojej złości na niego.
-          Powiesz coś? – pyta, sięgając po swojego niewyżytego psiaka, który wyrwał się z jego rąk i liże mnie po ręce.
-          A co mam powiedzieć? – odpowiadam pytaniem.
Nagle dzwoni mój telefon. Na wyświetlaczu pojawia się znany mi numer.
-          Muszę iść – mówię do chłopaka.
-          Może odprowadzę cię do... – zaczyna, lecz mu przerywam.
-          Nie, dziękuję, poradzę sobie. – patrzę na niego. – Cześć.
-          Zaczekaj! – woła za mną, gdyż odeszłam już kilka kroków. – Nie przedstawiłem się! Jestem...
-          Wiem, kim jesteś – wpadam mu w słowo. – Liam, zgadłam?
-          Jak...? – dziwi się brunet, lecz otrząsa się i wręcza mi małą karteczkę, na której szybko coś napisał. – Odezwij się, proszę.
Biorę papier, patrząc chłopakowi w oczy. Widzę w nich skruchę. Wkładam karteczkę do torby. Odwracam się i przyciskając psa do piersi, biegnę w stronę domu.
* tydzień później *
Rodzice pozwolili mi zająć się szczeniakiem. Właśnie idę z nim na spacer, kiedy przypominam sobie o kartce, którą dał mi Liam. Dzięki Bogu, wzięłam tą samą torbę. Szukam jej, nie spuszczając Lucky’ego ze smyczy. Jest! Napisano na niej:
Odezwij się. Wiem, że zachowałem się jak kretyn. Pozwól mi się wytłumaczyć.
                                                                                                                Liam
Niżej jest numer telefonu. Wystukuję go na klawiaturze komórki i czekam. Pierwszy sygnał, drugi sygnał... Po czwartym słyszę w telefonie:
-          Odwróć się.
Zdziwiona, patrzę przez ramię. Stoi za mną Liam. Jestem zbyt sparaliżowana, by zaprotestować, kiedy chłopak pochyla się i całuje mnie w usta.
-          Przepraszam. Wtedy, na festynie... Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Chciałem, żebyś mnie polubiła, a wyszło, jak wyszło. – spuszcza wzrok.
-          Nie szkodzi – uśmiecham się. – Polubiłam właściciela tego niewyżytego szczeniaka, i mam nadzieję, że i ten chłopak darzy mnie sympatią.
        -      Czymś więcej, niż tylko sympatią – szepcze i ponownie mnie całuje.

~by Klara

4 komentarze: