czwartek, 31 maja 2012

# 58 . Niall .


Na co dzień nie słucham Justina Biebera, i wiem że większość z was pomyśli, że ta piosenka kompletnie nie pasuje, ale w pewnym sensie ta piosenka ma magiczny nastrój. Ma w sobie taki spokój, ale też i walkę. Poza tym tekst w pewien sposób odzwierciedla ten ima gin. A o to mi chodziło ;D No i tak… Królowa dramatów, czyli ja, powraca ;P Poprawię się, słowo.
Link do piosenki : <klik>
Pozdrawiam ;*
-----------------------------
Po raz kolejny spojrzałam na zegarek. Zaczynałam się powoli niecierpliwić i martwić. Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, a jego nadal nie było. Co chwila sprawdzałam godzinę na zegarze ściennym w kuchni, i co chwila spoglądałam na ekran swojej komórki. Zerkałam też ukradkiem na jego telefon, który zostawił na blacie kuchennym, ale i on uparcie milczał. Czy dzisiaj wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie? Po kolejnej pół godzinie czekania, chwyciłam za telefon i wystukałam numer Liama.
- Halo? – odebrał po dwóch sygnałach.
- Gdzie wy jesteście? Niall mówił, że będziecie nagrywać do dziewiętnastej, a jego nadal nie ma. Coś się stało?
- [T.I]. Przepraszam, powinienem był zadzwonić. Przedłużyło nam się nagranie i skończyliśmy je dopiero dwadzieścia minut temu. Ale Nialla zatrzymali, więc prawdopodobnie jest jeszcze w studio.
- Dzięki, Liam. – rozłączyłam się i rozejrzałam po pokoju. Na stole czekała kolacja, którą zrobiłam dla Nialla, ale w takim razie postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Zapakowałam całe jedzenie, chwyciłam kurtkę, kluczyki i wsiadłam do auta. Do studia dojechałam w niecałe piętnaście minut. Było pusto i nie słyszałam żadnych odgłosów. Rozglądałam się po korytarzach, aby znaleźć odpowiednie studio. Nagle usłyszałam śpiew mojego chłopaka. Uśmiechnęłam się i stanęłam pod drzwiami. Gdy skończył śpiewać, już zamierzałam wchodzić, gdy usłyszałam jak mówi:
- Tą piosenkę chciałem dedykować najpiękniejszej dziewczynie pod słońcem, Hannie.
Zamarłam. Zajrzałam przez uchylone drzwi i ujrzałam go z brunetką, która prawdopodobnie była ową Hanną. Po chwili podeszła do niego i pocałowała namiętnie w usta. On odwzajemnił pocałunek, a potem cmoknął ją jeszcze raz i zaczął śpiewać nową piosenkę.
Zostawiłam kolację pod drzwiami i wyszłam stamtąd. Chciałam się znaleźć jak najdalej stąd. Kiedy dojechałam do naszego domu, spakowałam wszystkie swoje rzeczy i ponownie wsiadłam do samochodu. Nie wiedząc, gdzie się podziać, postanowiłam zajechać do chłopaków.
- [T.I.] - ucieszył się Louis na mój widok. W drzwiach pojawiły się głowy reszty chłopaków.
- Mogę u was zamieszkać? Przynajmniej na jakiś czas, dopóki nie znajdę czegoś dla siebie.
- Coś się stało? – spytał zatroskany Liam.
- Nic – odburknęłam, unikając ich spojrzenia.
- Nie wpuścimy cię, póki nam nie powiesz – zażartował Louis, a ja nie wytrzymałam i krzyknęłam:
- Właśnie przyłapałam Nialla na zdradzie! Więc, jak? Mogę zostać?
Chłopcom zrzedła mina, ale natychmiast mnie wpuścili do środka. Usiedliśmy w salonie. Nastała krępująca cisza, a ja poczułam, że wreszcie zaczyna do mnie docierać co się stało. Zaczęłam płakać, mocząc łzami całe swoje ubranie. Chłopcy bez słowa przenieśli się na kanapę, na której siedziałam i otoczyli mnie ramionami. Jak dobrze ich mieć.
Byłam u nich już dwa tygodnie. Przez ten czas prosiłam, aby nie kontaktowali się z Niallem albo przynajmniej nie mówili mu, że u nich jestem. Oczywiście, próbował się do mnie wielokrotnie dodzwonić, ale ja uparcie nie odbierałam od niego telefonów. Nie jestem słabą dziewczyną, która jest uzależniona od swojego faceta. Wypłakałam już swoją paczkę chusteczek i teraz nadeszła pora, by on za to pocierpiał. Teraz należało się otrząsnąć i żyć dalej. Wracałam właśnie z zakupów i wchodziłam do domu, kiedy usłyszałam głosy w salonie. W jednym z nich rozpoznałam głos Nialla.
- Porozmawiamy z nią – obiecał Liam.
- Boże, jeśli mi nie wybaczy, to… Naprawdę popełniłem błąd. W końcu wy mi wybaczyliście.
- Bo cię kochamy, stary – zapewnił go Harry. – Ona ciebie też, więc na pewno ci wybaczy. Tak jak my.
- Możecie łaskawie przestać decydować za mnie?! – krzyknęłam wściekła, stając w progu salonu. Rzuciłam zakupy na podłogę i wyszłam z mieszkania.
- [T.I]! Proszę cię, porozmawiaj ze mną! – krzyczał blondyn. Ruszyłam ulicą przed siebie, a za sobą słyszałam kroki Irlandczyka. Po chwili mnie dogonił i zaczął przepraszać. Nie słuchałam go. Nie wiem, co do mnie mówił, bo nie miałam ochoty tego wysłuchiwać. Zrezygnowana, w końcu zatrzymałam się. Zaszliśmy dość daleko, gdyż w tej okolicy byłam tylko raz w życiu. Jak na razie nie było tu nikogo, więc nie musiałam się martwić, że ktoś będzie wysłuchiwał naszej kłótni.
- Niall! Zrozum, że ja nie mogę do ciebie wrócić, po tym co mi zrobiłeś. Skąd mam mieć pewność, że znów tego nie zrobisz?!
- Bo cię kocham! – krzyczał zdesperowany. W jego oczach widziałam tą desperację, ale ona nie skruszyła mojego serca. Naprawdę mnie zranił.
- Trzeba było o tym pomyśleć, zanim mnie zdradziłeś – rzuciłam gniewnie. Na widok jego zrozpaczonego wzroku, czułam lekkie ukłucie bólu, ale dzielnie je w sobie tłumiłam. Chciałam przynajmniej dać mu nauczkę. Żeby wiedział, że nie jestem typem dziewczyny, która tak łatwo wybacza.
- Daj mi przynajmniej jakiś znak, że mamy jeszcze szansę – prosił dalej. Westchnęłam. Jednak nie zdążyłam wykrztusić słowa, gdyż usłyszeliśmy huk. Odwróciliśmy się w stronę hałasu i ujrzeliśmy bójkę dwóch facetów. Jeden z nich - łysy, potężny. Drugi młodszy, z czarnymi włosami. Oprócz nas nie było tu nikogo. Nagle jeden z facetów wyrwał się drugiemu i zaczął uciekać w naszą stronę.
- Josh! – krzyknął łysy facet.
Dzieliło go od nas może z kilkaset metrów, kiedy tamten wyciągnął pistolet. Zaczął celować w kierunku czarnowłosego chłopaka, który coraz bardziej zaczął przybliżać się do nas. Usłyszeliśmy wystrzał. Jednak nie trafiła ona w tą osobę, w którą chciała. Młodszy, Josh, schylił się, a kula ominęła go i zaczęła lecieć w moim kierunku. Byłam tak przerażona, że nawet się nie ruszyłam, aby uniknąć postrzału. Za to Niall myślał bardziej trzeźwo. Skoczył przede mną i w ostatniej chwili pocisk trafił w niego, zamiast we mnie.
- Niall! – krzyknęłam, schylając się do chłopaka. Na ziemi było mnóstwo krwi. Tamci się zmyli, ale nie to mnie teraz interesowało. Natychmiast zadzwoniłam na pogotowie. Czekając na karetkę, zaczęłam płakać.
- Halo! Pomocy! – wrzeszczałam, ile sił mi zostało w płucach, ale nikogo nie było. Nikt nie mógł nas usłyszeć. Znów otworzyłam usta, aby ponownie krzyknąć, kiedy powstrzymała mnie ręka Niall’a.
- To i tak nie ma sensu - delikatnie się uśmiechnął. – To koniec. Ja czuję, ze to koniec. Nie mam nawet siły, by walczyć.
- Nie, Niall! – przerwałam mu gwałtownie. – Musisz walczyć, słyszysz? Musisz!
Trzymałam go za rękę. Wyglądało to komicznie. On pogodzony ze śmiercią, leżał spokojnie, podczas gdy ja miotałam się i darłam jak oszalała. Usłyszeliśmy syrenę.
- Niall, wszystko będzie w porządku. Jedzie już karetka – uśmiechnęłam się przez łzy.
- Proszę cię, wybacz mi – wyszeptał. – Chcę odejść z tego świata spokojnie, z myślą, że mi wybaczyłaś.
- Oczywiście, ze ci wybaczam. Ale nie możesz się poddawać, słyszysz?! Walcz!
Chwyciłam jego twarz w swoje dłonie, ale on już powoli przymykał powieki. Jego oddech robił się coraz płytszy.
- Nie! Nie! – krzyczałam histerycznie. Próbowałam go ocucić, ale na nic się to zdało. Umarł w moich ramionach.





~by Julia

wtorek, 29 maja 2012

# 57 . Niall & Liam .

 Dziękuję za komentarze pod poprzednim moim imaginem z Harry’m ;) Liczę, że ten także Wam się spodoba, bo mi… Już nie bardzo xD Dziś premiera UAN DVD ! Kupujecie? Ja kupuję w piątek, ponieważ już zamawiałam z dwa miesiące temu przez Internet, żeby było taniej, a odbiór jest dopiero w piątek. Akurat w dzień dziecka ;D
Pozdrawiam ;*
______________________________________________

Wracałam od lekarza, nie mogąc uwierzyć w moje - nasze, szczęście. Bo ja byłam szczęśliwa. Nie wiedziałam tylko, czy on też będzie. Nie wiedziałam, czy w jego życiu znajdzie się miejsce dla kolejnej osoby.
- Niall! – krzyknęłam od progu, gdy tylko weszłam przez drzwi. – Niall, muszę ci coś…
Urwałam, bo w przedpokoju zauważyłam trzy walizki oraz Nialla ciągnącego kolejną.
- Jedziesz gdzieś? Przecież dopiero co wróciliście z trasy. – zdziwiłam się. Chłopak postawił walizkę i westchnął. Podszedł do mnie i delikatnie wziął moją rękę.
- [T.I], muszę ci coś powiedzieć. Ja… Wypaliłem się. Bardziej cię traktuję jak siostrę niż kogoś z kim miałbym spędzić całe swoje życie. Oczywiście, dalej możemy zostać przyjaciółmi, ale nie zamierzam cię okłamywać. Nie zamierzam udawać, że jest w porządku, kiedy tak naprawdę nie jest.
- Czyli to koniec? – wyszeptałam, nawet się nie poruszając. Stałam tam zamurowana, nie mogąc uwierzyć, że jeszcze kilka dni temu wszystko było w porządku.
Chłopak kiwnął głową i chwycił za uchwyty czterech walizek.
- Zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym – powiedział, całując mnie w policzek, po czym ruszył w stronę wyjścia. Jednak po chwili ponownie usłyszałam jego głos, który wypowiedział moje imię. Odwróciłam się, mając nadzieję, że to wszystko okaże się tylko żartem. Okrutnym, ale żartem. Że rzuci te walizki i zacznie się śmiać na cały głos, mówiąc, że przecież nigdy by nie mógł mnie zostawić. Jednak zamiast tego usłyszałam tylko:
- Mogłabyś otworzyć mi drzwi? – uśmiechnął się, wskazując głową na walizki, które trzymał w obu rękach. Podeszłam i to uczyniłam, po czym zatrzasnęłam drzwi. Mijały minuty, a ja nadal tam stałam, nie mogąc się ruszyć.
- Ale, Niall. Ja jestem w ciąży – wydukałam w pustą przestrzeń. Bo przecież jego już nie było.
Przez następne dwa tygodnie nie odzywałam się do nikogo. Siedziałam sama w salonie w piżamie całymi dniami, i zastanawiając się, jak to dalej będzie. Nie chciałam teraz mówić Niallowi. W końcu sam powiedział, że nie chce już ze mną być, a dziecko zmieniłoby sytuację tylko na tyle, że wróciłby do mnie z przymusu – obowiązku. Dopiero tydzień później włączyłam telefon, który przez cały ten czas leżał schowany w szufladzie. Zerknęłam na ekran. Wiadomości od rodziców, przyjaciółki i… Liama. Jako jedyny z chłopaków próbował się do mnie dodzwonić. Oprócz kilku SMS-ów od całej reszty w stylu: „Hej, wybierzesz się gdzieś z nami?”, Liam wysyłał mi bardziej coś w stylu „Jak się czujesz?”. Oddzwoniłam do niego. Odebrał po drugim sygnale.
- [T.I], to ty? Dlaczego nie odbierasz? Coś się stało?
- Liam… wychrypiałam, gdyż mój głos po tak długim okresie czasu nieużywania, zdążył już osłabnąć. – Tak, to ja. Nie, nic się nie stało, tylko… - westchnęłam. Niby czemu miałabym go okłamywać? Oprócz Nialla, to zawsze z nim najlepiej się dogadywałam. – Wiesz, co. Przyjedź do mnie, to ci wszystko wyjaśnię.
- Będę za piętnaście minut – obiecał i się rozłączył.
I tak, jak powiedział, po kilkunastu minutach był u mnie. Kiedy ujrzał całe stosy chusteczek, mnie w przetłuszczonych włosach, o nic nie pytał. Przytulił mnie tylko do siebie i pozwolił się wypłakać.
Minęły dwa miesiące. Liam bardzo mi pomógł i kiedy pewnego dnia wyznał mi miłość, nie odrzuciłam jej. Ale wiedziałam też, że dłużej nie mogę go okłamywać.
- Liam, musimy porozmawiać – rzekłam i stanęłam przed moim chłopakiem. Spojrzał na mnie wyczekująco, nie odzywając się ani słowem.
- Ja… Nie powiedziałam ci wszystkiego. Wiem, że może mnie przez to znienawidzisz, ale… Jestem w ciąży.
Przez chwilę nadal nie odzywał się ani słowem. Dopiero po kilku sekundach wstał i okręcił mnie wokół własnej osi, krzycząc:
- Będę ojcem!
Kiedy postawił mnie na ziemi, pocałował mnie, ale go odepchnęłam.
- Nie, Liam… Ty nie rozumiesz. To Niall jest ojcem – wyszeptałam. Przez te kilka sekund przez jego twarz przebiegło mnóstwo emocji: zdziwienie, szok, ból, złość.
- On o tym nie wie, prawda?
Pokręciłam przecząco głową. Zanim zdążyłam go powstrzymać, wstał i wyszedł z domu.
- Liam! – pobiegłam za nim. Widziałam jak wsiada do swojego auta. Wróciłam po kluczyki do własnego, zamknęłam dom i pojechałam za nim. Liam wyprzedzał mnie o kilkaset metrów. Zatrzymał się dopiero przed wielkim domem, w którym mieszkali chłopcy i wtedy dotarło do mnie, co chce zrobić. Wysiadł i ruszył gniewnym krokiem w stronę drzwi.Po kilkunastu sekundach, pobiegłam za nim.
- Liam! – krzyczałam. Wbiegłam do salonu, gdzie ujrzałam szarpaninę mojego chłopaka z blondynem. Niall był całkowicie zdezorientowany, przy czym Liam szarpał go za bluzkę, krzycząc na niego.
- Stary, o co ci chodzi? – krzyknął Niall, gdy wyszarpał się od bruneta.
- Nie wiesz o co chodzi?! Nie wiesz?!
- Liam, nie rób tego. Proszę cię! – krzyczałam histerycznie.
- Ona jest w ciąży! – krzyknął, wskazując na mnie. Wszyscy zamarli. – Z tobą – dodał po chwili, tym razem szeptem, po czym wyszedł z salonu i wsiadł do auta. I to był ostatni raz, kiedy wszyscy go widzieliśmy.
*
Od tego czasu minęło półtora roku. Nikt nie widział Liama. Tak jakby rozpłynął się w powietrzu. W gazetach pisano kilkakrotnie o jego śmierci, lecz my nadal wierzyliśmy, że żyje. Mimo, ze nie odezwał się do nas od tamtego czasu ani razu, nie dał żadnego znaku życia, mieliśmy nadzieję, że wszystko z nim w porządku. Nam z Niallem urodziła się córeczka, którą nazwaliśmy Lea. Przynajmniej tak, chcieliśmy zapamiętać Liama. Pokazać, że nadal o nim pamiętamy. My z Niall’em może nie zeszliśmy się, ale razem wychowujemy małą. Ja pogodziłam się już z tym, ze mi i Niall’owi nie uda się naprawić naszych relacji, ale nie potrafiłam zapomnieć o Liamie. Dopiero jak go straciłam, zrozumiałam moje uczucia. Cóż, za ironia… Dopiero, kiedy coś stracimy, potrafimy to docenić. Siedziałam właśnie z Leą na kolanach i przeglądałam informacje w Internecie. Weszłam na jakiś portal, gdy ujrzałam z boku nagłówek:
„Liam Payne widziany w Liverpoorze?”
Natychmiast kliknęłam w podany link. Moim oczom ukazało się kilka zdjęć bruneta z zarostem na twarzy i w lekko zniszczonych, brudnych ubraniach. Na jego twarzy nie było widać żadnego choćby cienia starego Liama. Był chudy, przez co ubrania strasznie na nim wisiały. Jednak ktoś kto go długo znał, mógł w nim rozpoznać osobę, którą kiedyś był. Rozpoznałam okoliczny park, w którym trzy lata temu byłam na wycieczce. Spojrzałam na godzinę dodania tej informacji. „14:30”.
Spojrzałam na zegarek. Było za dziesięć trzecia po południu. Wstałam, chwyciłam Leę na ręce i wsiadłam do auta. Do Liverpoolu dojechałam w godzinę. Padał deszcz, a w parku nie było nikogo. Obeszłam z małą na rękach cały rezerwat, ale nie było widać ani żywej duszy. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Odzyskałam na chwilę nadzieję i znów ją straciłam, a to bolało.
- [T.I]?- usłyszałam męski głos. Odwróciłam się. To był Liam. Wyglądał tak samo jak na zdjęciach. Zmęczony, jakby postarzał się o dziesięć lat.
- Liam – szepnęłam, a po policzkach popłynęły mi łzy. Płakałam ze szczęścia. Chłopak podszedł do mnie i spojrzał z troską na małą.
- Jest śliczna – wyszeptał i pogłaskał ją po włoskach. Uśmiechnęłam się.
- Liam, tak się o ciebie martwiliśmy. Chcemy, żebyś wrócił. Ja chcę, żebyś wrócił. Żebyś wrócił i już został ze mną i Leą.
Liam uśmiechnął się tylko tajemniczo.
- Zrobisz to dla mnie? – ciągnęłam dalej. – Wrócisz?
- A chcesz tego? – spojrzał na mnie uważnie.
- Chcę tego bardziej niż czegokolwiek innego. Kocham cię.
Pocałował mnie. Oparł się czołem o moje czoło, a ja wreszcie poczułam się bezpieczna i szczęśliwa.
- Mogę? - Spytał, wskazując na małą. Podałam mu ją. Wziął ją na ramiona, a drugą wolną ręką objął mnie w pasie. Wracaliśmy do samochodu. Wracaliśmy do domu.


~by Julia

poniedziałek, 28 maja 2012

# 56 . Zayn . część 4 .

Hej ; * Dziś część 4. imagina z Zayn'em i od razu mówię, że jutro i w środę nie pojawi się kontynuacja ; ) Będą za to imaginy autorstwa Julii ;D
Piosenka do imagina: <klik>
_______________________________________________________

-          ... wrócił ze szkoły, mówił, że pani go pochwaliła. A najdziwniejsze jest to, że sprawia wrażenie zmęczonego tym, że jest skazany na przebywanie z dziećmi. Nie chce już tam chodzić. Nigdy nie stronił od maluchów, jak mówiłaś, ale teraz stał się jakby... niedostępny. I ja czasem mam wrażenie, że nie potrafię przebić się przez tą skorupę, którą wokół siebie stworzył.
Słowa Zayn’a docierały do mnie jakby z oddali. Nie skupiałam na nich zbytecznej uwagi, gdyż bardziej zajęta byłam dokuczającą mojej głowie migrenie.
-          Wczoraj, kiedy szykowałem mu kolację, słyszałem, jak płacze. Nienawidzę, kiedy ktoś łka, a płacz dziecka jest jak... – dosłyszałam w jego głosie ból. - ...nawet nie wiem, czym opisać uczucia mną szargające. Błagam, [T.I.], obudź się. Nie zostawiaj Joana. Nie zostawiaj mnie. Nas. Nie zniosę tego. Jesteś dla mnie ważna . Wiem, jestem egoistą. Ale pomyśl o Joanie. Kiedy ciebie zabraknie... Nie. Nie wolno nam dopuszczać takiej myśli.  Ty się obudzisz, wiem to. Ale za trzy dni minią dwa miesiące odkąd zapadłaś w śpiączkę... Błagam, [T.I.], otwórz oczy, ściśnij mnie za rękę, cokolwiek, ale się ocknij....
Nie widziałam jego twarzy, ale po głosie i targającym nim emocjach poznałam, że płacze. Chciałam ścisnąć jego dłoń, którą głaskał wierzch mojej ręki, jednak nie mogłam poruszyć kończyną. Była odrętwiała, jakby z waty i niewiarygodnie mi ciążyła. Wysiliłam całą swoją wolę i skoncentrowałam myśli na ręce. Spowodowało to jeszcze bardziej dokuczliwy ból w skroniach, jednak go zignorowałam; za wszelką cenę chciałam dać znak, nawet nikły, że go słyszę, że jestem tutaj z nim.
Cała siła mojej woli była skupiona na mojej dłoni. I wreszcie, po wysiłku, którego mogłabym użyć do przebiegnięcia kilku mil, moje palce drgnęły. Rozprostowałam je i ponownie zacisnęłam w pięść. Ból się spotęgował, jednak nie dokuczała mi teraz tylko czaszka, lecz i owa prawa ręka. Pod wpływem wysiłku na moje czoło wystąpiły krople potu.
-          [T.I.]? – zapytał niepewnie Zayn, mocniej ściskając moją obolałą dłoń. – [T.I.], słyszysz mnie? Skarbie, otwórz oczy. Joan na ciebie czeka. Martwi się. Ja też. Proszę.
Szok, spowodowany nazwaniem mnie ‘skarbem’ zmalał, kiedy zacisnęłam zęby, by nie krzyknąć. Katusze mną targające były wprost nie do opisania. Wypuściłam z płuc nagromadzone powietrze, które wydostając się przez moją zaciśniętą szczękę przypominało syczenie.
Nie powstrzymałam się; mój głośny jęk wypełnił całą salę. Reakcją Malika był odgłos ulgi, ale i też cierpienia. Podejrzewałam, że wie, przez co przechodzę i jaką agonię czuję.
-          Boże, zapomniałem. Pewnie strasznie cię boli... Morfina przestała już chyba działać... Zaraz wrócę, przyprowadzę lekarza, [T.I.], wytrzymaj...
Usłyszałam szybkie kroki, kiedy moment wcześniej ucisk na mojej dłoni zelżał. Odprężyłam się w nadziei, że to pomoże, ukoi ból. Rzeczywiście, przyniosło to skutek, marny, lecz i taki przyjęłam z ulgą.
Przypomniałam sobie wypadek. „Kiedy to było? Ile czasu byłam nieprzytomna? Co się stało? Co mi dolegało? I najważniejsze: czy nic nie stało się Joanowi? A Zayn? Mają się dobrze?” Mnóstwo myśli przepływało przez mój skołatany umysł przywołując obrazy twarzy brata i Malika. Czy wszystko u nich w porządku? Naprawdę przespałam dwa miesiące, jak wspominał Zayn? Czy to możliwe, bym po tak długim odpoczynku była tak potwornie zmęczona i śpiąca?
Bałam się. Jak przeszedł przez to Joan? Myśl, że cierpiał, kiedy ja leżałam w sali szpitalnej nic nie czując, nie słysząc i nie widząc, będąc pozbawiona wszelkich zmysłów, zdana tylko na siłę swojego organizmu, powodowała u mnie paraliż.
Zaczęłam liczyć swoje urywane oddechy w nadziei, że to mnie uspokoi. Cały czas prześladowała mnie myśl, co czuł mój brat podczas mojej śpiączki. Idea, że z każdym moim bolącym tchnieniem jestem bliżej ponownego spotkania i Zayn’a, i Joana dodawała mi otuchy.
Czterdzieści siedem dręczących oddechów później usłyszałam gwałtownie otwierane drzwi i odgłos trzech par butów na linoleum.
-          [T.I.]? [T.I.] ?! – Joan podbiegł do mojego łóżka i ścisnął moją dłoń z siłą imadła.
Zmusiłam się do okręcenia głowy w jego kierunku. Powoli, bacząc na każdy bolący organ, otworzyłam oczy, jednak poraziło mnie światło z jarzeniówek i oślepiona, ponownie zacisnęłam powieki. Chwilę trwało, zanim moje źrenice po niecałych dwóch miesiącach ciemności przyzwyczaiły się do ostrego światła i, gdy już widziałam dość wyraźnie, spojrzałam rozbieganym spojrzeniem po sali, by mogło się ono zatrzymać na całym i zdrowym Joanie.
Chciałam powiedzieć mu, że nic mi nie jest, jednak z mojego gardła wydobył się tylko niewyraźny pomruk. Zakaszlałam i odchrząknęłam, co wywołało kolejne dokuczliwe uciski w klatce piersiowej i skroniach, po czym słabym głosem zapewniłam brata:
-          Nic mi nie jest, nie martw się. – Po krótkiej pauzie, kiedy już zwilżyłam gardło i przełknęłam ślinę dodałam: - A co z tobą? Nic ci nie jest?
-          Tak się bałem... [T.I.], nigdy więcej tego nie rób! Zayn’owi też było smutno , że się nie budzisz, mówił, że...
-          Joan, dość – przystopował go wspomniany, gdyż blondynek chciał najwyraźniej opowiedzieć mi wszystko, co wydarzyło się podczas mojej śpiączki. Nie zdając sobie z tego sprawy, ściskał moją dłoń tak mocno, że aż poczerwieniały mi opuszki palców. – Daj [T.I.] odpocząć.
-          Ale... – zaczęłam protestować, gdy przerwał mi lekarz.
-          Ma rację. Nie powinnaś się przemęczać. Przeszłaś poważną operację...
-          CO przeszłam?!
-          Jedno ze złamanych żeber przebiło płuco i potrzebny był natychmiastowy zabieg, ale teraz wszystko jest już na jak najlepszej drodze, byś szybko wróciła do zdrowia. Pomijając fakt, że pewnie czujesz się jakby...
-          Ktoś dźgał mnie mnóstwem noży. Nie da się ukryć. – Skinęłam delikatnie głową, by dopełnić moją sarkastyczną wypowiedź, rada, że wraca mi humor.
-          Kolejna dawka morfiny i odrobinę snu ci nie zaszkodzi – rzekł doktor, wstrzykując do jednej z rurek biegnącej wzdłuż mojej ręki do zagięcia łokcia , zawartość strzykawki i zerkając na aparaturę, która kontrolowała mój puls. Pikała teraz o wiele za szybko, zdradzając  przy tym mój niepokój. – Spokojnie, pośpisz dobę, góra dwie. Zobaczysz, ból minie.
I rzeczywiście, dokuczliwe boleści mijały, a ich miejsce zajmowało otępienie. Mój umysł spowijała mgła. Przed zaśnięciem zdążyłam zerknąć tylko na wpatrzonego we mnie Zayn’a i wyszeptać:
-          Dziękuję za wszystko. Opiekuj się nim, proszę.
Po czym ponownie pochłonęła mnie ciemność.


~by Klara

niedziela, 27 maja 2012

# 55. Zayn . część 3 .

No to obiecany part 3 ;D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ .
Bez obaw, klawiatura nie gryzie : )
Motywują mnie wasze opinie, więc proszę, by było ich coraz więcej c( :
__________________________________________________________

Wpatrywałam się w chłopaka ze zdziwieniem. Odpowiedziałam na jego pytanie cicho z nieśmiałością, którą z niewyjaśnionych przyczyn we mnie wzbudzał:
-         Ja. Znowu się spotykamy. Chciałam... Przepraszam za moje zachowanie w szpitalu. Wtedy... – zamilkłam, a na moich policzkach zakwitł rumieniec, który oblał też szyję i kark.
Na wspomnienie mojego idiotycznego behawioru czułam wstyd.
-          Daj spokój. Odniosłem wrażenie, że nie zaliczasz tamtego dnia do najlepszych. – Spuścił wzrok ze skrępowaniem, po czym dodał pewniej, wyciągając ku mnie dłoń. – Jestem Zayn. Chodź, tu niedaleko jest sklep z ubraniami, muszę ci przecież jakoś zadośćuczynić to,  że ze mnie taki impotent życiowy.
-          [T.I.] – przedstawiłam się i podałam mu dłoń, którą delikatnie ścisnął. – Przestań. Zaraz wyschnie, a poza tym nie mogę zostawić brata samego.
-          Jest tutaj? Chciałbym poznać... Joana, tak? – zapytał, przenosząc na mnie pytający wzrok, który uprzednio błądził po dzieciakach biegających po całym parku.
Zdziwiłam się. Jakimś cudem zdołał zapamiętać imię mojego brata, które wymieniłam tylko raz, w dodatku szeptem.
-          Tak. Przyszliśmy na urodziny jego kolegi.
-          Brayana? To mój kuzyn! – rzekł rozentuzjazmowany mulat i chwilę później przygryzł wargę. – Tym bardziej powinienem...
Machnęłam ręką w geście zniewagi.
-          To trochę wody, daj spokój. Nie jestem z cukru, nie rozpuszczę się. – Zmieniłam szybko temat, by nie dać się namówić na kupno nowej bluzki: - Co u ciebie? Jak to jest być sławnym i mając...
-          [T.I.]! – nim zdążyłam dokończyć moje zapytanie, usłyszałam za sobą krzyk Joana. Moment później podbiegł do mnie z ogromną watą cukrową w ręce i wytrzeszczył na mnie oczy. – Co ci się stało?
Dotknął wolną dłonią plamy na mojej błękitnej bokserce i mruknął z zniesmaczoną miną:
-          Wrr... Lepisz się.
Parsknęłam śmiechem. Zamurowało mnie. Perlisty dźwięk wydobywający się z mojego gardła ustał. To pierwszy raz od wielu miesięcy, kiedy wyraziłam w ten sposób moje rozbawienie. Joan też wydał się zbulwersowany moim zachowaniem, jednak okazał takt i już bez zdziwienia, podając mi watę rzekł:
-          Dostałem od mamy Brayana. Podziękowałem jej i chciałem cię poczęstować.
-          Dziękuję, skarbie. – Zerknęłam na Zayn’a. – Joan, poznaj, to Zayn, Zayn, to mój brat – Joan.
-          Cześć – powiedział wesoło blondynek i kiedy wzięłam od niego odrobinę przysmaku, podsunął go do bruneta. – Chcesz?
-          Hej, skrzacie – przywitał się beztrosko Zayn i poczęstował się cukrowymi słodkościami. – Dziękuję.
Chodziliśmy po parku opowiadając o sobie nawzajem. Mimo że znałam Malika praktycznie od kilkunastu minut, czułam się, jakby nasza znajomość rozpoczęła się dobre kilka miesięcy temu. Joan biegał wokół nas jak pogodny chochlik, nieraz znikając na kilkanaście minut, by pobawić się z dziećmi, jednak zawsze nas znajdował i podskakiwał obok nas, a jego złociste jak sprężynki pukle lokowatych włosów dodawały mu uroku. Tak miło było patrzeć, jak jest wesoły...
Ja również nie przypominałam dziewczyny sprzed paru tygodni. Nie byłam już marudną, obojętną i zdawkowaną nastolatką, która narzekałaby tylko na swój los i której zawalił się cały świat, lecz rozradowaną, pełną życia i humoru młodocianą kobietą. Każdą nowość ze świata wielkiej gwiazdy, jaką był obecny tu Zayn Malik przyjmowałam z rezerwą, niejednokrotnie komentując ją zabawną ripostą.
Raz, kiedy oddaliłam się kilka kroków do stoiska z napojami, by przynieść Joanowi i sobie picie (Zayn odmówił, twierdząc, że nie jest spragniony) usłyszałam rozmowę mojego brata i mulata:
-          Dziękuję – rzekł poważnie Joan.
-          Za co? – zdziwił się Zayn, pierwszy raz słysząc u brzdąca tak oficjalny ton.
-          Nie wiem, co zrobiłeś, ale dzięki tobie [T.I.] znów się uśmiecha. Dawno taka nie była. Od paru dni chodziła smutna, a i mnie wtedy było źle, kiedy na nią patrzyłem.
W oczach stanęły mi łzy. Tak bardzo przeżywałam śmierć taty nie zdając sobie sprawy z tego, co musiał czuć Joan, widząc mnie tak przybitą . Pociągnęłam nosem i kilkukrotnie zamrugałam, pozbywając się nadmiaru łez i ruszyłam z powrotem w stronę zbulwersowanego Malika i zamyślonego smyka, który widząc mnie od razu poweselał.
-          Trzymaj, szkrabie. – Podałam mu napój.
-          Dzięki – odpowiedział i przyssał się do plastikowego kubeczka, a ja usiadłam obok niego, wcześniej upewniwszy się, czy aby Zayn nie zmienił zdania.
-          Głodny? – zapytałam Joana, a ten energicznie pokiwał głową. – tam jest stoisko z goframi. Kup sobie jakiego zechcesz. – Wskazałam w danym kierunku i wręczyłam bratu pieniądze patrząc, jak jego sylwetka znika w tłumie.
-          Przepraszam. Nie wiedziałam przez co przechodzi widząc mnie smutną. Ale to takie... Niesprawiedliwe. – spuściłam wzrok i utkwiłam go w swoich czerwonych zdezelowanych, ale nadal ukochanych trampkach. – Po śmierci taty zamknęłam się w sobie, chciałam, by Joan był szczęśliwy, nie odczuł braku rodziców, chodź wiedziałam, że choćbym nie wiem jak bardzo się starała nie byłabym w stanie ich zastąpić. Robiłam wszystko, by żyło mu się jak najlepiej, ale nie dostrzegałam, że najbardziej błahą rzeczą, czyli moim zachowaniem, sprawiam mu ogromny ból...
-          Nie masz za co przepraszać. Ani jego, ani rodziców. Strach, bezsilność, czy bezradność są rzeczami ludzkimi, a ty jak nikt inny zasługujesz na miano osoby z bardzo ukształtowanym człowieczeństwem.
-          Ale to nie zmienia faktu, że... – zaczęłam, przenosząc na niego udręczony wzrok; tak bardzo dręczyło mnie poczucie winy... Chłopak przerwał mi:
-          Miałem na myśli pozytywizm przemawiający przez to stwierdzenie. To zaleta, nie wada. Nie znajdziesz na świecie człowieka, który byłby nieomylny i nie byłoby w nim choć krzty bólu i ujawniającego się przez to negatywnego uczucia.
Zabrakło mi argumentów. Nie myślałam wcześniej jak ciężkie brzemię spoczywa na chuderlawych ramionach Joana. Do tej pory żyłam w przekonaniu, że to ja odpowiadam  za niego i za siebie,  jednak byliśmy od siebie zależni.
-          A najbardziej irytującym faktem jest to, że nie wiem, jak mogę mu pomóc. Nie zwrócę mu mamy i taty, a tym bardziej ich nie zastąpię. Nigdy nie zobaczą, jak dorasta, co osiąga w życiu...
-          Altruizm przychodzi ci łatwiej, niż myślałem. O empatii nie wspomnę – westchnął Zayn i przysunął się do mnie, po czym mnie objął.
Trwaliśmy tak dopóki Joan nie wrócił z trzema goframi w rękach. Brzdąc podzielił pomiędzy nasze trio smakołyki i zajadając się, podziwiał sztuczki klowna, który wywoływał salwy śmiechu każdym swoim komicznym gestem.
Zaczynało się już ściemniać. Podziękowaliśmy rodzicom Brayana za dobrą zabawę i życzyliśmy solenizantowi jeszcze raz wszystkiego, co najlepsze, po czym ruszyliśmy w stronę hotelu. Zayn zobowiązał się nas odprowadzić, a ja widząc, że Joan cieszy się na wspólnie odbyty spacer, nie miałam serca odmówić.
Park od naszego lokum dzieliła spora odległość kilku przecznic, jednak dzięki towarzystwu Zayn’a, drogi szybko ubywało.
Zatrzymaliśmy się na światłach naśmiewając się z bilboardu przedstawiającego trzy dalmatyńczyki grające w pokera, które reklamowały jedno z tamtejszych kasyn.
Gdy sygnalizacja pokazała zielone światło ruszyliśmy po pasach z zamiarem przejścia na drugą stronę, lecz coś nam w tym przeszkodziło.
Usłyszałam dźwięk klaksonu. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie. Spostrzegłam ciemny samochód gnający w naszym kierunku ze zdecydowanie zbyt szybką prędkością. Nie wiedziałam, co robić. W moich żyłach buzowała adrenalina, a w głowie miałam zamęt. Jedynym racjonalnym pomysłem do mnie przemawiającym było odepchnięcie Joana z trasy, jaką podążało auto. Tak też zrobiłam.
Jednym szybkim, płynnym ruchem odgrodziłam Joana i Zayn’a od pędzącego pojazdu i popchnęłam ich w przeciwnym kierunku. Mój brat upadł, ale najważniejsze było to, że uniknął wypadku. Ja niestety nie miałam tyle szczęścia. Nim zdążyłam uciec spod kół pędzącego samochodu, poczułam przeszywający ból. Promieniował od prawej nogi, przez udo, prawy bok i rękę, aż do samej głowy. Miałam wrażenie, że czaszka pęka mi na dwoje. A potem już tylko ciemność i niesłabnąca agonia...


~by Klara