Ach...
wybaczcie, że takie nudne... : / Nie mam ostatnio weny...
Dla Marcheweczki
;**
__________________________________________________
Od razu
wyjaśniam skróty ;D
[I.T.K.] – Imię
Twojej Kuzynki
[I. M. K.] –
Imię Męża Kuzynki
(załóżmy, że
takowych macie xD)
W pierwszy
weekend maja wybrałam się na spacer. Postanowiłam udać się do mojej kuzynki,
która niedawno urodziła swoje pierwsze dziecko. Po drodze do jej domu mijałam
sklep z zabawkami dla najmłodszych, więc wstąpiłam do niego i przechodziłam
spacerkiem wzdłuż regałów uginających się pod ciężarem klocków, lalek,
samochodów i tym podobnym.
Mijałam właśnie
stojak z miśkami, kiedy w oczy rzucił mi się ogromny różowy misio z uroczą
kokardą w groszki na głowie. Od razu do niego podeszłam. Kartka, która
przyczepiona była do jego łapki mówiła, iż pluszak jest w przecenie. Maskotka
mierzyła dokładnie tyle, ile ja. Już chciałam zwrócić się o pomoc do kierownika
sklepu, by pomógł mi przenieść maskotkę do kasy, kiedy usłyszałam za sobą głos:
-
Przepraszam? Zamierzasz go kupić?
Odwróciłam się.
Przede mną stał wysoki brunet o niebieskich oczach. Miał na sobie biały T-shirt
w granatowe paki, czerwone spodnie, przyczepione do nich czerwone szelki, a na
nogach białe buty. Przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-
Taki miałam plan – rzekłam z uśmiechem. – Kuzynka urodziła niedawno dziewczynkę
i pomyślałam, że misio nada się na prezent.
-
Żartujesz?! – zareagował na moje słowa z ożywieniem, chłopak. – Mojemu kuzynowi
też urodziła się córeczka! Dokładnie sześć dni temu!
-
Moja kuzynka też wtedy urodziła! Czy to możliwe, żebyśmy mówili o tej samej
dziewczynce? – zapytałam ze zdziwieniem.
-
Melanie? – strzelił.
-
Melanie – potwierdziłam zbulwersowana. To możliwe? Nigdy nie widziałam
chłopaka, nawet na ślubie kuzynki i jej wybranka. Ale nastolatek przypominał mi
kogoś...
-
To ty jesteś [T.I.]? – zapytał z niedowierzaniem mój rozmówca. – [I.M.K.]
mówił, że będziesz chrzestną Mel!
-
Tak, to ja. Naprawdę?
-
Jasne! Ja jestem Louis i jeśli wierzyć [I.M.K.] będę tatusiem chrzestnym. –
Wyszczerzył się w uśmiechu. – Też pomyślałem, że musiu mógłby być prezentem dla
przyszłej chrześnicy.
Olśniło mnie.
Chłopak stojący przede mną... Czyżby naprawdę był Louis’em Tomlinsonem?
-
Ja właśnie się do niej wybieram – powiedziałam. – Pluszak jako niespodzianka. –
Uśmiechnęłam się z powodu naszej zgodności.
-
To jak zrobimy? – zapytał Lou, zerkając to na mnie, to na misia.
-
Na pół go raczej nie przetniemy. Kupimy go na spółkę?
Chłopak zgodził
się. Razem z chłopakiem udało nam się podnieść maskotkę (ważyła chyba z tonę) i
przetransportować ją do kasy.
Później zaczęły
się schody.
Mimo że od
mieszkania mojej kuzynki dzieliły nas dwie przecznice, co chwila musieliśmy
przystawać i inaczej chwytać maskotkę. Prawie bez przerwy się śmialiśmy,
głównie z powodu chłopaka, który albo robił niezadowolone miny i komentował to,
że dał się wrobić w taszczenie misia pare ulic, albo opowiadał kawały i
przytaczał podobne sytuacje ze swojego życia.
Dwadzieścia
minut później byliśmy na miejscu. Wnieśliśmy misia na pierwsze piętro i
stanęliśmy przed progiem mieszkania [I.T.K.]. Louis zadzwonił. Chwilę później
rozległy się kroki i drzwi otworzyła moja kuzynka z maleństwem na rękach.
-
Ooo... – mruknęła [I.T.K.], wybałuszając oczy na ogromnego pluszaka.
-
To dla Melanie – powiedziałam razem z Lou. Zerknęliśmy na siebie i
wybuchnęliśmy śmiechem.
-
No, no... Rodzice chrzestni się wykazali – zażartowała młoda mama.
-
Ale słodka – rozczulałam się nad maluszkiem. Tak słodko spała w jej ramionach.
-
Wejdźcie do środka – powiedziała moja kuzynka, otwierając szerzej drzwi i
wołając swojego męża, żeby nam pomógł uporać się z prezentem.
Usiedliśmy w
salonie i przy herbacie i ciastkach rozmawialiśmy ze świeżo upieczonymi
rodzicami o Melanie, a kiedy [I.T.K.] poszła odłożyć małą do sypialni, bo
ponownie zasnęła, rozmowa przeszła na temat mój i na Louis’a. Wydawało mi się
to nieprawdopodobne, żebym razem z Louis’em Tomlinsonem była rodzicami chrzestnymi
nowonarodzonej dziewczynki.
Kiedy o tym
wspomniałam, [I.M.K.] zapytał, czy zechciałabym zostać matką chrzestną Mel.
Oczywiście się zgodziłam, a w mojej wyobraźni już pojawiły się obrazy, jak
wybieram prezenty dla dziewczynki na urodziny i inne święta, które będzie
obchodziła.
* dzień chrzcin
*
Postanowiłam
zaszaleć i wydać wszystkie swoje oszczędności na prezenty i swój stój, jako że
nie maiłam ani brata, ani siostry, którzy mogliby mieć dzieci i uczynić
mnie chrzestną swojego potomstwa.
Kupiłam sobie
kremową sukienkę obszywaną koronką, czarne szpilki i dodatki. Melanie wybrałam
białą szatkę, trzy misie (mniejsze niż ten ostatni gigant : ) ) i śliczne
śpioszki. Postanowiłam, że dam jej w kopercie trochę pieniędzy, ot tak, na
pierwsze dziecięce wydatki.
W dniu chrzcin
pojechałam do kuzynki zapytać, czy niczego jej nie potrzeba i pomóc jej przy
małej.
Po mszy
wybraliśmy się do restauracji na obiad. Wszyscy rozmawiali, śmiali się,
opowiadali co u nich... Louis nie przestawał mi się przyglądać. Peszyło mnie
to, więc by chwilę odetchnąć od gwaru, gorąca i owych ukradkowych spojrzeń,
wzięłam Melanie od [I.T.K.], włożyłam ją do wózka, przykryłam kocykiem (prezent
od Louis’a) i wyszłam z sali, pchając przed sobą wózek.
Mała była już
śpiąca, tak że po paru minutach już słodko spała, a ja spacerowałam z nią przed
restauracją.
Dziesięć minut
później usłyszałam dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi oraz kroki. Nie
zdążyłam się odwrócić, by sprawdzić, kto to, gdyż owa postać zasłoniła mi oczy
i szepnęła do ucha:
-
Zgadnij, kto to?
-
Hmm... Brat Pitt? (tak to się pisze? ;D) – strzeliłam.
-
Blisko...
-
Louis, obudzisz Mel – szepnęłam i odciągnęłam jego ręce od swojej twarzy.
Dziewczynka
okręciła się delikatnie, a z jej usteczek wypadł smoczek. Chwyciłam go i
włożyłam z powrotem do buźki maleństwa, a Melanie zaczęła go ssać.
Przyglądałam jej
się z rozczuleniem.
-
Śliczna jest, prawda? – zapytał Lou, odciągając mnie od wózka i sam zaczynając
go pchać.
-
Słodka – odpowiedziałam, a widząc, że chłopak kieruje się w stronę parku,
dodałam: - Nie, nie idź tam. Mel za chwilę się obudzi i będzie głodna.
Louis spojrzał
się na mnie dziwnie.
-
Odnoszę wrażenie, że... – zamyślił się. – Lubisz opiekować się dziećmi, tak?
-
Jak mogłabym tego nie lubić? Te maleństwa są takie śliczne, tak bezbronne,
wymagają tyle troski i uczucia...
Rozmawialiśmy
piętnaście minut. Tak jak przypuszczałam, Melanie obudziła się i zaczęła
płakać, domagając się jedzenia. Wzięłam ją delikatnie na ręce i przeprosiłam
Louis’a, po czym udałam się do sali, żeby oddać małą jej mamie, by mogła ją
nakarmić.
Wróciłam na dwór
i przysiadłam na ławce obok chłopaka. Znów mi się przyglądał.
-
Możesz przestać? – zapytałam.
-
Ale co? – zdziwił się.
-
Patrzeć się na mnie. To się robi natarczywe.
-
Nie mogę. – Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. – Odkąd się spotkaliśmy
pierwszy raz, tam, w sklepie, nie mogę przestać o tobie myśleć. Twoje poczucie
humoru, sposób mówienia, chodzenia, bycia...
-
Przestań – przerwałam mu, zarumieniwszy się. – Peszysz mnie.
-
Mówiłem już, jak pięknie dzisiaj wyglądasz?
Nim zdążyłam
odpowiedzieć, chłopak przysunął się bliżej mnie , delikatnie chwycił za
podbródek i złożył na mych ustach długi, słodki pocałunek.
Do końca
spotkania byliśmy nierozłączni. Nie zmieniło się to nawet do teraz, po dwóch
latach od naszego pierwszego widzenia.
~by Klara