poniedziałek, 30 kwietnia 2012

# 30. Louis .

Ach... wybaczcie, że takie nudne... : / Nie mam ostatnio weny...
Dla Marcheweczki ;**
__________________________________________________

Od razu wyjaśniam skróty ;D
[I.T.K.] – Imię Twojej Kuzynki
[I. M. K.] – Imię Męża Kuzynki
(załóżmy, że takowych macie xD)

W pierwszy weekend maja wybrałam się na spacer. Postanowiłam udać się do mojej kuzynki, która niedawno urodziła swoje pierwsze dziecko. Po drodze do jej domu mijałam sklep z zabawkami dla najmłodszych, więc wstąpiłam do niego i przechodziłam spacerkiem wzdłuż regałów uginających się pod ciężarem klocków, lalek, samochodów i tym podobnym.
Mijałam właśnie stojak z miśkami, kiedy w oczy rzucił mi się ogromny różowy misio z uroczą kokardą w groszki na głowie. Od razu do niego podeszłam. Kartka, która przyczepiona była do jego łapki mówiła, iż pluszak jest w przecenie. Maskotka mierzyła dokładnie tyle, ile ja. Już chciałam zwrócić się o pomoc do kierownika sklepu, by pomógł mi przenieść maskotkę do kasy, kiedy usłyszałam za sobą głos:
-          Przepraszam? Zamierzasz go kupić?
Odwróciłam się. Przede mną stał wysoki brunet o niebieskich oczach. Miał na sobie biały T-shirt w granatowe paki, czerwone spodnie, przyczepione do nich czerwone szelki, a na nogach białe buty. Przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-          Taki miałam plan – rzekłam z uśmiechem. – Kuzynka urodziła niedawno dziewczynkę i pomyślałam, że misio nada się na prezent.
-          Żartujesz?! – zareagował na moje słowa z ożywieniem, chłopak. – Mojemu kuzynowi też urodziła się córeczka! Dokładnie sześć dni temu!
-          Moja kuzynka też wtedy urodziła! Czy to możliwe, żebyśmy mówili o tej samej dziewczynce? – zapytałam ze zdziwieniem.
-          Melanie? – strzelił.
-          Melanie – potwierdziłam zbulwersowana. To możliwe? Nigdy nie widziałam chłopaka, nawet na ślubie kuzynki i jej wybranka. Ale nastolatek przypominał mi kogoś...
-          To ty jesteś [T.I.]? – zapytał z niedowierzaniem mój rozmówca. – [I.M.K.] mówił, że będziesz chrzestną Mel!
-          Tak, to ja. Naprawdę?
-          Jasne! Ja jestem Louis i jeśli wierzyć [I.M.K.] będę tatusiem chrzestnym. – Wyszczerzył się w uśmiechu. – Też pomyślałem, że musiu mógłby być prezentem dla przyszłej chrześnicy.
Olśniło mnie. Chłopak stojący przede mną... Czyżby naprawdę był Louis’em Tomlinsonem?
-          Ja właśnie się do niej wybieram – powiedziałam. – Pluszak jako niespodzianka. – Uśmiechnęłam się z powodu naszej zgodności.
-          To jak zrobimy? – zapytał Lou, zerkając to na mnie, to na misia.
-          Na pół go raczej nie przetniemy. Kupimy go na spółkę?
Chłopak zgodził się. Razem z chłopakiem udało nam się podnieść maskotkę (ważyła chyba z tonę) i przetransportować ją do kasy.
Później zaczęły się schody.
Mimo że od mieszkania mojej kuzynki dzieliły nas dwie przecznice, co chwila musieliśmy przystawać i inaczej chwytać maskotkę. Prawie bez przerwy się śmialiśmy, głównie z powodu chłopaka, który albo robił niezadowolone miny i komentował to, że dał się wrobić w taszczenie misia pare ulic, albo opowiadał kawały i przytaczał podobne sytuacje ze swojego życia.
Dwadzieścia minut później byliśmy na miejscu. Wnieśliśmy misia na pierwsze piętro i stanęliśmy przed progiem mieszkania [I.T.K.]. Louis zadzwonił. Chwilę później rozległy się kroki i drzwi otworzyła moja kuzynka z maleństwem na rękach.
-          Ooo... – mruknęła [I.T.K.], wybałuszając oczy na ogromnego pluszaka.
-          To dla Melanie – powiedziałam razem z Lou. Zerknęliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
-          No, no... Rodzice chrzestni się wykazali – zażartowała młoda mama.
-          Ale słodka – rozczulałam się nad maluszkiem. Tak słodko spała w jej ramionach.
-          Wejdźcie do środka – powiedziała moja kuzynka, otwierając szerzej drzwi i wołając swojego męża, żeby nam pomógł uporać się z prezentem.
Usiedliśmy w salonie i przy herbacie i ciastkach rozmawialiśmy ze świeżo upieczonymi rodzicami o Melanie, a kiedy [I.T.K.] poszła odłożyć małą do sypialni, bo ponownie zasnęła, rozmowa przeszła na temat mój i na Louis’a. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, żebym razem z Louis’em Tomlinsonem była rodzicami chrzestnymi nowonarodzonej dziewczynki.
Kiedy o tym wspomniałam, [I.M.K.] zapytał, czy zechciałabym zostać matką chrzestną Mel. Oczywiście się zgodziłam, a w mojej wyobraźni już pojawiły się obrazy, jak wybieram prezenty dla dziewczynki na urodziny i inne święta, które będzie obchodziła.
* dzień chrzcin *
Postanowiłam zaszaleć i wydać wszystkie swoje oszczędności na prezenty i swój stój, jako że nie maiłam ani brata, ani siostry, którzy mogliby  mieć dzieci i uczynić mnie chrzestną swojego potomstwa.
Kupiłam sobie kremową sukienkę obszywaną koronką, czarne szpilki i dodatki. Melanie wybrałam białą szatkę, trzy misie (mniejsze niż ten ostatni gigant : ) ) i śliczne śpioszki. Postanowiłam, że dam jej w kopercie trochę pieniędzy, ot tak, na pierwsze dziecięce wydatki.
W dniu chrzcin pojechałam do kuzynki zapytać, czy niczego jej nie potrzeba i pomóc jej przy małej.
Po mszy wybraliśmy się do restauracji na obiad. Wszyscy rozmawiali, śmiali się, opowiadali co u nich... Louis nie przestawał mi się przyglądać. Peszyło mnie to, więc by chwilę odetchnąć od gwaru, gorąca i owych ukradkowych spojrzeń, wzięłam Melanie od [I.T.K.], włożyłam ją do wózka, przykryłam kocykiem (prezent od Louis’a) i wyszłam z sali, pchając przed sobą wózek.
Mała była już śpiąca, tak że po paru minutach już słodko spała, a ja spacerowałam z nią przed restauracją.
Dziesięć minut później usłyszałam dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi oraz kroki. Nie zdążyłam się odwrócić, by sprawdzić, kto to, gdyż owa postać zasłoniła mi oczy i szepnęła do ucha:
-          Zgadnij, kto to?
-          Hmm... Brat Pitt? (tak to się pisze? ;D) – strzeliłam.
-          Blisko...
-          Louis, obudzisz Mel – szepnęłam i odciągnęłam jego ręce od swojej twarzy.
Dziewczynka okręciła się delikatnie, a z jej usteczek wypadł smoczek. Chwyciłam go i włożyłam z powrotem do buźki maleństwa, a Melanie zaczęła go ssać.
Przyglądałam jej się z rozczuleniem.
-          Śliczna jest, prawda? – zapytał Lou, odciągając mnie od wózka i sam zaczynając go pchać.
-          Słodka – odpowiedziałam, a widząc, że chłopak kieruje się w stronę parku, dodałam: - Nie, nie idź tam. Mel za chwilę się obudzi i będzie głodna.
Louis spojrzał się na mnie dziwnie.
-          Odnoszę wrażenie, że... – zamyślił się. – Lubisz opiekować się dziećmi, tak?
-          Jak mogłabym tego nie lubić? Te maleństwa są takie śliczne, tak bezbronne, wymagają tyle troski i uczucia...
Rozmawialiśmy piętnaście minut. Tak jak przypuszczałam, Melanie obudziła się i zaczęła płakać, domagając się jedzenia. Wzięłam ją delikatnie na ręce i przeprosiłam Louis’a, po czym udałam się do sali, żeby oddać małą jej mamie, by mogła ją nakarmić.
Wróciłam na dwór i przysiadłam na ławce obok chłopaka. Znów mi się przyglądał.
-          Możesz przestać? – zapytałam.
-          Ale co? – zdziwił się.
-          Patrzeć się na mnie. To się robi natarczywe.
-          Nie mogę. – Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. – Odkąd się spotkaliśmy pierwszy raz, tam, w sklepie, nie mogę przestać o tobie myśleć. Twoje poczucie humoru, sposób mówienia, chodzenia, bycia...
-          Przestań – przerwałam mu, zarumieniwszy się. – Peszysz mnie.
-          Mówiłem już, jak pięknie dzisiaj wyglądasz?
Nim zdążyłam odpowiedzieć, chłopak przysunął się bliżej mnie , delikatnie chwycił za podbródek i złożył na mych ustach długi, słodki pocałunek.
Do końca spotkania byliśmy nierozłączni. Nie zmieniło się to nawet do teraz, po dwóch latach od naszego pierwszego widzenia.


~by Klara

niedziela, 29 kwietnia 2012

# 29. Zayn .

 * Jack to chłopak, hipotetycznie rzecz biorąc były, co okaże się w dalszej treści imagina. ; )

Komórka leżąca na biurku zawibrowała i wydała cichy dźwięk, obwieszczając, że dostałam SMS-a. Uśmiechnęłam się do wyświetlacza, na którym pojawił się numer Jacka*. Podczas czytania wiadomości od niego, uśmiech stopniowo znikał z mojej twarzy, a w oczach pojawiły się łzy.
„Wiesz, [T.I.], ostatnimi czasy moje uczucie do Ciebie chyba
gasło, aż wypaliło się zupełnie. Poznałem inną. Wybacz,
ale rozstaję się z Tobą. ~ Jack .
Próbowałam nie płakać, ale to tak żałosne zrywać przez SMS-a... Zarzuciłam na ramiona kurtkę, oczy przesłoniłam okularami przeciwsłonecznymi i rzucając telefon na łóżko, wyszłam z pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe i podążyłam do parku, wycierając co chwila załzawione oczy i policzki, po których płynęły słone krople.
Dotarłam w wybrane miejsce po kwadransie marszu. Chciałam usiąść na jednej z ławek, lecz zajmowała ją całująca się para, więc minęłam  park obojętnie i udałam się do biblioteki mieszczącej się przecznicę dalej.
Stanęłam przed wejściem i westchnęłam. Uspokoiłam się nieznacznie, lecz mimo tego, kiedy w moim umyśle pojawiła się twarz Jacka albo chociażby jego imię, moje oczy robiły się na powrót nienaturalnie mokre. Wytarłam ostatni raz policzki, dziękując Bogu za to, że dziś nie pomalowałam powiek i rzęs, bo pewnie wyglądałabym doprawdy przerażająco, po czym weszłam do środka.
Od zawsze lubiłam tu przebywać. Ogromna ilość książek i ten panujący tu nastrój działał na mnie kojąco.
-          [T.I.] – przywitała się ze mną bibliotekarka. – Miło cię widzieć.
-          Cześć. I ciebie również – odparłam, zmuszając się do uśmiechu. – Przyszłam...
-          Jasne. Siadaj. – Elena zawsze potrafiła mnie zrozumieć. Sądząc po wyrazie jej twarzy, i teraz wiedziała, że muszę się wygadać.
Powiedziałam jej wszystko jak na spowiedzi. Mimo że była ode mnie starsza o dziesięć lat, miałam ją za przyjaciółkę. Traktowałam ją jak siostrę, której los nigdy nie raczył mi dać.
-          Zapomnij o nim – doradziła mi. – Skoro zerwał z tobą przez SMS-a, to po pierwsze nie był ciebie wart, a po drugie to żałosne, że nie był w stanie powiedzieć ci tego prosto w twarz. Nie bądź dziewczyną, która potrzebuje chłopaków. Bądź dziewczyną, którą potrzebują chłopacy.
Podniosłam głowę i się uśmiechnęłam.
-          Masz rację. Niech patrzy co traci.
-          No widzisz! A teraz zjeżdżaj się wystroić i do kina! – zażartowała Elena, przytulając mnie.
-          Dziękuję – szepnęłam jej do ucha, rada, że zawsze mogę na nią liczyć. – Na razie.
Pożegnałam się i ruszyłam do domu.
Przebrałam się w ciemne dżinsy, białą bluzkę z nadrukiem brytyjskiej flagi, na nią narzuciłam granatowe bolerko podkreślające atuty mojego ciała, na nogi założyłam czerwone trampki i ruszyłam w stronę kina, przewieszając sobie przez ramię torebkę. Szłam wolno, rozglądając się po ulicach i rozmyślając o tym, co zrobiłam nie tak w związku z Jackiem. Nim się spostrzegłam, po moich policzkach ponownie płynęły łzy.
Doszłam do kina wciąż wycierając oczy. Usiadłam na ławeczce przed salę numer 2. i zajadałam kupiony wcześniej popcorn, nadal rozmyślając o chwilach spędzonych z moim byłym.
Do seansu zostało jeszcze przeszło pięćdziesiąt minut, więc postanowiłam spożytkować ten czas czytając streszczenia i recenzje filmów.
-          Coś się stało? – usłyszałam za sobą męski głos, dwadzieścia minut później.
Upuściłam wszystkie ulotki, które miałam w rękach. Postać mnie przestraszyła, lecz mimo to otarłam twarz wierzchem dłoni i odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem:
-          Nie, wszystko w porządku.
Zaczęłam zbierać rozrzucone foldery, kiedy chłopak, który mnie wystraszył, ukucnął przede mną i spojrzał mi prosto w oczy, mówiąc:
-          Hej, no przecież widzę. Dlaczego płakałaś?
Spuściłam głowę pozwalając, by długie mahoniowe włosy spadły mi na twarz i ją zakryły. Nie byłam pewna, czy mogę zaufać nowo spotkanemu chłopakowi, jednak kiedy zerknęłam na niego i moje spojrzenie padło na jego czekoladowe oczy, słowa same popłynęły z moich ust:
-          Jestem nudna, nieciekawa, rzucił mnie chłopak i nie mam żadnego pomysłu na życie. To mało?
Brunet ujął moją dłoń i usiadł obok mnie na ławce.
-          Na pewno nie jesteś nudna, a już tym bardziej nieciekawa! Po drugie, facet, który cię rzucił, albo jest niespełna rozumu, albo nie był ciebie wart. – Uśmiechnęłam się złośliwie, ale i z irytacją, kiedy przypomniałam sobie treść wiadomości. – A poza tym jesteś młoda i piękna, na pewno więc znajdziesz sobie zajęcie.
-          Skąd ta pewność?
-          Wierzę, że każdy z nas ma jakieś przeznaczenie i każdy krok, który stawia, stawia w jakimś celu, by być coraz bliżej odnalezienia tej ścieżki życia. A poza tym, trzeba być wiernym sobie i nie poświęcać się komuś, dla kogo jest się nikim.
-          Wiesz, mówisz zupełnie jak... – urwałam, bo wreszcie dostrzegłam wyraźniej twarz mojego rozmówcy. Przez łzy widziałam tylko rozmyte kształty, a teraz... Obok mnie siedział Zayn Malik i przypatrywał mi się z mieszaniną troski, niepokoju, ale i podziwu. - ...jak Zayn Malik – dokończyłam szeptem, szeroko otwierając oczy.
Chłopak się zaśmiał.
-          Może dlatego, że nim jestem? – mrugnął do mnie i słodko się uśmiechnął. – Chodź, do filmu zostało jeszcze pół godziny, więc może dasz się zaprosić na małą kawę?
-          Szejka – uśmiechnęłam się. – Mam ochotę na szejka. Waniliowego... i z dużą ilością bitej śmietany.
-          Jak sobie życzysz – powiedział z uśmiechem i wstał, pociągając mnie za sobą.
Nie wiedziałam, dlaczego to robię, jednak opowiedziałam mu o byłym i o żałosnym sposobie zerwania ze mną. Mnie wydawało się to nudne, jednak chłopak słuchał uważnie i nie okazywał zniecierpliwienia. Rozmawialiśmy też o sobie. Zayn opowiedział mi jak to jest być kochanym przez miliony nastolatek na świecie, a ja streszczałam mu moje nudne, szare i nijakie życie. Może zabrzmi to dziwnie, ale przez ten krótki czas zżyliśmy się ze sobą i łatwo znaleźliśmy wspólny język.
Postanowiliśmy, że udamy się na ten sam film. Zayn poprawił mi nastrój, więc zdecydowałam się na komedię. Romantyczną. Chłopak nalegał, żebyśmy wybrali się na owy nastrojowy film, a ja nie byłam w stanie mu odmówić.
Usiedliśmy w ostatnim rzędzie. Postawiłam colę w miejscu na nią przeznaczonym, a popcorn położyłam na siedzeniu obok Malika. Chłopak chwycił mnie za dłoń. Nie protestowałam, chociaż rozum podpowiadał mi, żebym to przerwała, bo niecałe dwie godziny wcześniej zerwał ze mną Jack. Ale dłonie chłopaka były takie ciepłe i tak bardzo pasowały do moich...
Przez całą projekcję Zayn ani na moment nie puszczał mojej ręki.
Gdy nastał koniec, chciałam wstać, lecz chłopak mi nie pozwolił. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-          Coś nie tak? – zapytałam.
Zayn przez długą chwilę wpatrywał mi się prosto w oczy, po czym rzekł:
-          Wiem, że nie znamy się długo, ale coś tam, w środku, podpowiada mi, że powinniśmy kontynuować to, co miało dziś początek...
-          Co masz na myśli?
Chłopak patrzył chwilę na mnie, po czym, onieśmielony, przygryzł wargę. Boże, jak słodko wyglądał, kiedy to robił... Otwarł usta, najwyraźniej chcąc coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął.
-          Hej, co jest? – zapytałam, uśmiechając się.
-          Bo wiesz... Chciałbym... Ale nie, nie mogę... – mówił, zacinając się.
-          Dalej, strzelaj – zachęciłam go.
-          Podobasz mi się i mam wielką ochotę cię pocałować, jednak biorąc pod uwagę fakt, iż dzisiaj straciłaś chłopaka, który tak na marginesie naprawdę musiał być niespełna rozumu, bo cię odrzucił, to nie mogę. – Wyrzucił z siebie na jednym wydechu i speszony, spuścił wzrok.
Patrzyłam na niego zdziwiona.
-          Serio? Naprawdę tak uważasz?
Teraz to on się zdziwił.
-          Tak nakazują zasady dobrego wychowania. Czy może się mylę?
-          Nie to mam na myśli. – Pokręciłam głową.  – Jesteś pierwszym chłopakiem , który mi tak powiedział.
-          A to źle czy dobrze? – zapytał z niepewną miną.
-          Oczywiście, że dobrze, głuptasie – powiedziałam i nie bardzo wiedząc, co czynię, pocałowałam go delikatnie w usta, a w głowie ciągle miałam jego wypowiedź oraz słowa: „Nic nie dzieje się bez przyczyna, zrozum to i ruszaj przed siebie . Nie bądź zły ani smutny, przez to, co się wydarzyło, ciesz się z tego, co może się zdarzyć” .


~by Klara

sobota, 28 kwietnia 2012

# 28. Niall .

Weszłam dziś na bloga i... Zamarłam. Nie ma lepszego określenia. 6353 wyświetleń :o Jesteście WIELKIE! Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki ! Dziwne, że jeszcze Was nie zanudziłam... ;D A teraz pora na Nialla, którego obiecałam ;p. Jutro powinien pojawić się Zayn, a na poniedziałek przewidziałam Lou, którego jeszcze muszę dokończyć ;D Zapraszam ! :3
__________________________________________________


   Wybrałam się z przyjaciółką na basen. Szłam tam niechętnie, gdyż mimo że parę razy już uczęszczałam na zajęcia nauki pływania, nigdy tak naprawdę nie opanowałam tej umiejętności. Drugim powodem mojej oporności była... No cóż, nieśmiałość. Wstydziłam się chodzić we wakacje po plaży w krótkich spodenkach i topie, a co dopiero paradować po wybrzeżu pełnym ludzi w samym bikini?!
Ostatecznie jednak zgodziłam się pójść, gdyż miałam w planach udać się do jazucii i sauny, gdzie i moja przyjaciółka chciała wejść.
Zadowolona z chwili błogiego relaksu, szłam ostrożnie po śliskich płytkach w stronę małego zbiornika wodnego, podczas gdy moja towarzyszka wskoczyła do basenu i przepłynęła już jedną długość, by zaraz nawrócić się i płynąć w drugą stronę.
Weszłam do ciepłej bulgoczącej wody i rozkoszowałam się masażem, który zapewniały mi bąbelki. Parenaście minut później wyszłam z kąpieli i udałam się do sauny, gdzie, przy wejściu, czekała już na mnie [I.T.P.].
Szłam wolno przy brzegu basenu, kiedy nagle ktoś mnie ochlapał. Nie wiedziałam, czy zrobił to celowo, czy też nie, w każdym razie odwróciłam się i spojrzałam w stronę chłopaka z brązowymi loczkami na głowie, który mnie opryskał i udawał, że nie wie, o co chodzi. Niestety, wykonując ten manewr, straciłam równowagę i poślizgnęłam się na mokrych kafelkach. Z piskiem runęłam do wody. Była lodowata, ale mierzyła niecałe dwa metry, więc przypomniawszy sobie lekcje nauki pływania, odepchnęłam się od dna i wynurzyłam się na powierzchnię, rozpaczliwie próbując złapać się brzegu basenu.
Niespodziewanie ktoś chwycił mnie za rękę i doholował do skraju zbiornika, po czym pomógł mi usiąść na podwyższeniu. Cały czas kaszlałam, jednak otwarłam załzawione oczy i spojrzałam na mojego wybawiciela. Miał blond włosy, niebieskie oczy, mały kształtny nos i wydatne karmazynowe wargi. Przypatrywał mi się z troską.
-          Jesteś cała? – zapytał. Miał ciepły, lekko zachrypnięty głos.
-          Tak, raczej tak  - odrzekłam cicho i odchrząknęłam.
-          Przepraszam za niego. – Chłopak wskazał na bruneta. – Nie ma pojęcia, jak zarywać do dziewczyn. –Blondyn spuścił głowę i nią pokręcił w geście bezradności. – Na pewno wszystko okej?
Zaśmiałam się cicho.
-          Hej, żyję. Przekaż koledze, żeby raczej postawił na rozmowę, nie na... komunikację niewerbalną.
Blondyn uśmiechnął się radośnie.
-          Ha! Powiem mu to! Lubię patrzeć, jak rzednie mu mina – powiedział , zacierając ręce i patrząc złośliwie w stronę chłopaka, który teraz pryskał wodą w innego bruneta.
-          To życzę powodzenia. – Wstałam i wykręciłam włosy, z których kapała mi chlorowana woda.
-          Co... To nie pójdziesz ze mną? – Chłopak posmutniał.
-          Czeka na mnie przyjaciółka – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. – Jeszcze się zobaczymy.
-          Nie znam twojego imienia, ty mojego też nie... – zaczął blondyn, jednak mu przerwałam.
-          Wystarczy, że będę pytać o Supermena – mrugnęłam do niego. – Do zobaczenia, Niall.
Zostawiłam chłopaka z wyrazem zdziwienia na twarzy i poszłam szukać przyjaciółki, która najwyraźniej, zdążyła już wejść do sauny.
Opowiedziałam jej, co mnie zatrzymało, jednak nie chciała wierzyć. Wzruszyłam więc tylko ramionami i nic już więcej nie powiedziałam, bo wiedziałam, że wszelkie sposoby na przekonanie jej i tak by zawiodły.
Dwadzieścia minut później opuściłyśmy pomieszczenie pełne pary i udałyśmy się do szatni. Po wytarciu się i ubraniu, wyszłam z kabiny by wysuszyć włosy. Odłożyłam torbę na ławkę i włączyłam suszarkę. Rozczesując włosy rozglądałam się po pomieszczeniu. Dostrzegłam kilkuletnią dziewczynkę prawdopodobnie z mamą, starszego mężczyznę i trzech chłopaków wygłupiających się i rzucających w siebie mokrymi ręcznikami. Dwóch z nich było brunetami, trzeci, jasnowłosy, odwrócił się i spojrzał prosto w moim kierunku. Uśmiechnął się i podszedł do mnie wolnym krokiem, wycierając włosy w czerwony ręcznik, który złapał w locie od jednego towarzysza, który w niego rzucił.
-          Witaj, Supermenie – powiedziałam z uśmiechem.
-          Supermeeeeen! – wydarł się brunet przed lustrem na drugim końcu korytarza. Wielki Boże, czyżby Louis Tomlinson?
-          Przymknij się, idioto – skarcił go loczek. Dziwne, że nie poznałam go wcześniej. Harry Styles podszedł do mnie i ze zbolała miną rzekł:
-          Naprawdę mi przykro z powodu tego, no wiesz... – wskazał ręką w kierunku basenu.
-          Nie ma sprawy – zapewniłam go.
-          Jest sprawa – odpowiedział speszony, zerkając na Horana. – Niall już mi nieźle suszył głowę...
-          Bo ci się należało – wtrącił blondyn.
-          Nie, na serio, dajcie spokój. Żyję, mam się dobrze, więc nie należy roztrząsać sprawy. Gdyby nie...
-          Supermeeeeen! – krzyknął ponownie Lou, na co się zaśmiałam.
-          Tak, gdyby nie Niall, nie wiem, czy dałabym sobie radę – kontynuowałam, obdarzając przy tym blondyna czarującym uśmiechem.
-          Może w ramach rekompensaty dasz się zaprosić na...
-          O. Mój. Boże.
Odwróciłam się i dostrzegłam [I.T.P.] stojącą z szeroko otwartymi oczami. Jej usta tworzyły idealne komiczne „o”.
-          ...kawę? – dokończył z wahaniem Horan, patrząc na moją przyjaciółkę.
-          To [I.T.P.] – przedstawiłam ją, gdyż sama chyba nie byłaby w stanie wydobyć z siebie głosu.
Chłopcy wymienili swoje imiona.
-          O. Mój. Boże. – powtórzyła moja przyjaciółka.
-          Wybaczcie jej, zaraz zmieni płytę – powiedziałam, patrząc z naganą na dziewczynę, która zaczęła teraz bezgłośnie otwierać usta.
-          My już może pójdziemy – rzekł Louis i popatrzył na moją towarzyszkę z uśmiechem. – Zanim twoja koleżanka zemdleje...
Zaśmiałam się.
-          No to pa. Miło was było spotkać.
Odwróciłam się do przyjaciółki i szepnęłam do niej z sarkazmem:
-          Oddychaj!
-          Yyy... A jak... To znaczy... Nie wiem jak... – usłyszałam za sobą głos.
Okręciłam się i zauważyłam Nialla, a za nim oddalających się Lou i Hazzę. Blondyn zrobił speszoną minę, najwyraźniej nie wiedząc, jak ma obrać myśli w słowa.
-          [T.I.]. Przepraszam, zapomniałam się przedstawić – rzekłam sfrustrowana.
-          Nie szkodzi – zapewnił z uśmiechem chłopak i dodał: - to co z tą kawą?
-          Jasne, czemu nie.? – Uśmiechnęłam się, a chłopak wręczył mi kartkę z numerem telefonu. – Kiedy? I gdzie?
-          Jutro o 16:00 w kawiarni przy Big Benie?
-          Będę – zapewniłam i cmoknęłam go w policzek, mówiąc: - Dla mojego bohatera wszystko.
Chłopak się zarumienił i odszedł z uśmiechem na  ustach, a mi pozostało ocucić przyjaciółkę, która nijak po owym zdarzeniu, nie mogła się pozbierać. 

______________________________________________________

Hahahahahah ;D Kocham Tumblra xD <3


Proszę, zostawcie coś po sobie ; *
Z góry dziękuję i życzę Wam udanego weekendu.! <3

~by Klara