sobota, 23 czerwca 2012

# 77 . Niall . część 2 .

Hej ; *
Dziś kontynuacja Horana ;p Mam nadzieję, że się Wam spodoba, mimo że ja nie jestem z niej tak do końca zadowolona... : / Ogółem cały imagin tradycyjnie zepsułam, ale podlega on tylko i wyłącznie Waszej ocenie ;D
Zachęcam do komentowania! ;p
Buziaki dla 54 .! ;**
Piosenka: <klik>
______________________________________________________

Wzięłam szybki prysznic, który nieco mnie orzeźwił i dzięki niemu do mojego umysłu zaczęło docierać racjonalne wyjaśnienie mojego zachowania. „Zazdrość”. Phi, kogo ja próbuję oszukać? Nikomu nie zazdrościłam. Nie sławy i wszystkiego z tym związanego. Niestety, przez to, że zaczęłam racjonalnie myśleć, znów przypominałam sobie szczegóły z niezbyt przyjemnego przedstawienia. W miejscu, gdzie uderzył mnie Niall, pojawił się guz; nie bolał, lecz spanie bez kompresu było udręką.
Kolejnego dnia udałam się do pobliskiego parku, by poleniuchować. W końcu mogłam sobie na to pozwolić, gdyż rok akademicki i harówka z nim związana miał zacząć się dopiero za dwa miesiące, pierwszego września. Tak minął dzień trzeci.
Następnego dnia postanowiłam wybrać się do oddalonego o kilka przecznic od mojego mieszkania kina, gdyż pogoda sprzyjała relaksowi i ot tak, zabić letni czas. Słońce jasno świeciło nad horyzontem, toteż ubrałam się w dżinsowe szorty, zwiewną beżową bluzeczkę, a na nogi założyłam ukochane czerwone conversy. Narzuciłam na ramię pojemną torbę, ozdobioną w charyzmatyczne biało-czarne wzory, i, włożywszy do niej uprzednio portmonetkę, klucze, telefon i inne istotne rzeczy, po czym zakładając na nos przeciwsłoneczne okulary, wyszłam na parne, lipcowe powietrze, pragnąc tylko jednego: zapomnieć o nieszczęsnym zdarzeniu sprzed kilkudziesięciu godzin i zacząć życie od nowa.
Chciałam poznać wreszcie jakąś równolatkę, która mogłaby oprowadzić mnie po tym, bądź co bądź, wielkim i całkowicie mi nieznanym mieście.
Kiedy od kina dzieliło mnie już niecałe dziesięć minut drogi, zadzwonił mój telefon. Nie przystawając, szukałam komórki w torebce, a kiedy w końcu wyłowiłam ją spośród tony drobiazgów i zerknęłam na wyświetlacz, na którym widniał numer mamy, nawiązałam połączenie.
-          Słucham .
-          [T.I.]? Skarbie, wszystko w porządku? Lot się udał? Jak tam pierwszy dzień w Londynie? I drugi? I... – trajkotała mama.
-          Cześć, mamo. Tak, wszystko w jak najlepszej uporządkowanej kolejności. Nie było żadnych zakłóceń. Co do pierwszego i drugiego dnia... – skrzywiłam się, lecz dodałam tym samym tonem: -... głównie go przechodziłam. No wiesz, nowe miejsca, próba kopiowania akcentu. – Nie kłamałam, jednak pominęłam najistotniejszy fakt, niekoniecznie przyjemny. Nie wspomniałam też o autografie, który spoczywał teraz w szufladzie stolika nocnego, gdyż wiedziałam, że gdyby dowiedziała się o nim moja siostra, nie dałaby żyć i mnie, i rodzicom.
-          Miło słyszeć. Znalazłaś już jakiegoś kandydata na potencjalnego męża? – zapytała żartobliwie.
Niespodziewanie w mojej głowie pojawił się obraz Nialla. Zignorowałam to i, zmusiwszy się do wesołego tonu odrzekłam:
-          Mamo... Mam jeszcze na to czas. A poza tym przyleciałam tu po to, żeby się uczyć.
-          Obowiązek można łączyć z przyjemnością...
-          Daj spokój. – Przewróciłam teatralnie oczami żałując, że nie może tego zobaczyć. – Wybacz, ale muszę kończyć.
-          A już miałam nadzieję, że niedługo spotkam przyszłego zięcia... – udała rozczarowanie. – No nic, baw się dobrze. Ucz się. Kocham cię.
-          Ja ciebie też. Pa. – Rozłączyłam się.
Parę minut później byłam na terenie kina. Poszłam do kasy, by dowiedzieć się, na jaką ekranizację wato pójść. Kasjerka doradziła mi jeden z kilku dramatów, a ja chętnie przystałam na jej propozycję, chwilę po przeczytaniu zapowiedzi i prologu, na którym został oparty film. Zakupiłam bilet i weszłam do ciemnej sali, uwcześniej zaopatrując się w popcorn i colę. Reklamy zostały już wyświetlone, a gdy siadałam w wyznaczonym miejscu w przedostatnim rzędzie na fotelu oznaczonym liczbą 57 w audytorium zapadła już całkowita cisza i nieprzenikniony mrok, które trwały aż do końca projekcji.
Po filmie wyszłam z pomieszczenia ocierając twarz chusteczką higieniczną, gdyż film bynajmniej nie należał do dzieł, które kończyły się szczęśliwym losem bohaterów. W jednej ręce trzymałam nie do końca opróżniony kubełek z prażoną kukurydzą i pusty pojemnik po napoju, natomiast drugą dłonią ocierałam zapłakane oczy. Przez łzy nie zauważyłam, że zacienionym korytarzem przeszedł chłopak, również wychodzący z sali, jednak znajdującej się naprzeciwko tej, którą właśnie opuściłam ja. Wpadłam na niego z impetem i wysypałam resztkę popcornu, a pojemnik po coli potoczył się w przeciwną stronę.
-          Przepraszam! – gorączkowo mamrotałam, zbierając resztki jedzenia z podłogi i mnąc w dłoni mokrawą chusteczkę, podczas gdy mój towarzysz udał się po pusty pojemnik po napoju.
Kiedy wrócił i wyrzucił go do kosza rzekł, rozglądając się z dezaprobatą po podłodze nadal pokrytą grubą warstwą prażonego popcornu, który usilnie próbowałam zebrać:
-          Takie marnotrawstwo...
Podniosłam na niego zdziwiony wzrok. Wciąż wpatrywał się udręczonymi oczyma w pokruszone ziarenka. Chwilę potem spojrzał na mnie i jego twarz pojaśniała.
-          Kogo my tu mamy...?
Podniosłam się z kucek i wyrzuciłam wyzbierany popcorn do kosza tuż przy drzwiach.
-          Co? – spytałam nieco zdegustowana nachalnym spojrzeniem chłopaka. – Mam coś na twarzy? Jeszcze raz przepraszam za...
I nagle zdałam sobie sprawę, z kim mam przyjemność, lub wręcz odwrotnie, prowadzić konwersację. Wysoki blondyn o niebieskich tęczówkach, obramowanych wachlarzem czarnych, gęstych rzęs, małym nosie i karmazynowych ustach, rozciągniętych teraz w szerokim, promiennym uśmiechu.
„Dobrze się bawisz, tam na górze?” – spytałam sarkastycznie w myślach, nieco zirytowana sytuacjami, w których przychodzi nam się spotkać.
Chłopak parsknął stłumionym śmiechem, który nieudolnie próbował zatuszować.
-          Nie – wysapał pomiędzy atakami wesołości . – Po prostu... Znowu się spotykamy. Ostatnio ta ja wpadłem na ciebie, teraz ty spłacasz dług omal przy tym nie łamiąc mi jakiejś kości. Jednak marnujesz przy tym niepotrzebnie popcorn. – Udał smutnego, jednak już po chwili na jego przystojną twarz ponownie wtargnął wyraz rozradowania.
Teraz to ja się zaśmiałam. Nie wydawał się rozpieszczoną gwiazdką, za jaką wszyscy go uważali. Mówiąc szczerze, i ja miałam kiedyś o nim takie zdanie. Sprawiał wrażenie całkowicie rozluźnionego, zabawnego, normalnego. Dowcipny, nie irytujący. Wesoły, nie ironiczny. Przystojny, nie próżny i zadufany w sobie.
Odepchnęłam prędko od siebie tą myśl. Co się ze mną dzieje? Był gwiazdą. Bożyszczem nastolatek, całkowicie nieosiągalnym, zresztą już zajętym chłopakiem. Ale JAKIM chłopakiem. Grecki bóg. Apollo.
Otrząsnęłam się. Coraz bardziej obawiałam się, czy z moją głową aby na pewno wszystko w porządku.
-          To co? Skorzystamy z okazji? Dasz się zaprosić na kawę i ciacho? – Poruszył śmiesznie brwiami. – Właściwie, to jedno ciacho będzie ci towarzyszyć. – Zaśmiał się ze swojego dowcipu, a ja moment później mu zawtórowałam. Próbowałam zachować powagę, jednak widząc jego starania w celu rozśmieszenia mnie, korytarz wypełniły nasze mieszające się ze sobą ataki rozbawienia.
-          Właściwie, to miałam w planach małą wycieczkę...
-          Przewodnik Horan do pani usług – rzekł oficjalnym tonem, po czym zasalutował, na co moją reakcją był kolejny śmiech.
Nie wiem dlaczego zgodziłam się, by po całkiem nieznanym mi wielkim mieście oprowadzał mnie, bądź co bądź, całkiem obcy facet. Ostatecznie jednak skinęłam potakująco głową.
Chodziliśmy po całym Londynie. Niall zadbał o to, by nikt go nie rozpoznał, lecz i tak za każdym razem, kiedy ktoś spoglądał na niego podejrzliwie, chował się za mną lub szybko czmychał w drugim kierunku. Jego zachowanie komentowałam każdorazowo wybuchem radości i ciętą ripostą, na którą zawsze potrafił się odciąć.
Big Ben, London Eye, Tower Bridge, Pałac Buckingham, Trafalgar Square, a nawet Harrods czy Selfridges – mój ‘przewodnik’ kontrolował to, bym zobaczyła wszystkie najciekawsze i najpiękniejsze miejsca w stolicy. Zadziwił mnie tym, że pokazał mi najbardziej ekskluzywne domy handlowe, na które niestety nie było mnie stać. Opowiadał mi o tradycjach, legendach, podaniach, porównując je niekiedy do poglądach głoszonych w jego ojczystym kraju – Irlandii.
Jeździliśmy piętrowymi autobusami po całym Londynie. W końcu wysiedliśmy w pewnej malowniczej dzielnicy, na której, według Nialla, „znajdowała się niejaka knajpka, którą powinien odwiedzić każdy turysta”.
Zamówiliśmy ciastka (Nialler oczywiście musiał mnie przebić i wziął dwie porcje) i kawę na wynos. Po odczekaniu kilkunastu minut za zamówieniem, udaliśmy się do pobliskiego parku by, konsumując, móc w spokoju porozmawiać.
Zachmurzyło się; gęste, granatowe chmury spowiały błękit nieba, zasłaniając przy tym słońce, które ogrzewało nas swoimi jaśniejącymi promieniami. Nie przejęliśmy się zanadto obłokami zwiastującymi deszcz, z którego znana była stolica Anglii.
Rozmawialiśmy nadal na różnojakie tematy . Właściwie to mówiłam tylko ja; Niall wypytywał mnie o wszystko: od rodziny, przez szkołę, po plany na przyszłość, a kiedy tylko spostrzegał, że mam zamiar przerwać swoją opowieść, zadawał kolejne pytanie, tym razem zmuszające mnie do poświęcenia mojej znacznej cierpliwości i pamięci.
-          A ty? Jak ci się układa z… - zdołałam zmienić temat, mając już dość opowiadania o tym, jak w dzieciństwie wolałam bawić się autami niż lalkami. Zaczynało mi już zasychać w gardle od wypowiadania, dałabym słowo, przeszło trzystu słów na minutę.
-          Patricją? – dokończył za mnie, a wyraz jego twarzy uległ zmianie. Nie był już radosny, beztroski i podekscytowany , tylko oziębły, lekceważący, wręcz ignorancki. – Nie wiem. Naprawdę, nie mam pojęcia. Bo co to za związek, wyreżyserowany przez innych, który ma na celu rozgłos, w którym nie ma choć cienia miłości?
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Nigdy o tym nie mówił. Widząc moją reakcję otrząsnął się i szybko poprawił:
-          Zapomnij, nie wiem, co mnie naszło. Patrycję traktuję jak przyjaciółkę, nikogo więcej. Ona też ma mnie za kolegę, jednak w przeciwieństwie do mnie, nie męczy jej to, że musi udawać.
-          Na pewno tak nie jest – zapewniłam go szybko, bo przygnębiał mnie widok jego smutnej miny, tak odmiennej od wesołego pyszczka, do którego się przyzwyczaiłam. Nie podejrzewałam, że kogoś może być stać na takie prostactwo, nie mówiąc już o szacunku dla drugiego człowieka.
-          Jest – burknął i pokręcił głową. – Najdziwniejsze jest jednak to, że mimo iż jestem popierany przez chłopaków w mojej decyzji, nie potrafię z nią zerwać. Wiem, że zawiodę tym wszystkich, którzy pracowali na sukces mój, nasz, a tym bardziej promujących Pat, ale...
-          Związek z przymusu bywa uciążliwy. Nie przejmuj się. Może to trudne, ale prawda, nawet jaka ona by nie była, jest lepsza niż patetyczne kłamstwo – zasugerowałam, a on przytaknął.
-          Nawet nie masz pojęcia, jaka to presja. Dlatego nie cierpię związków wymyślonych na potrzeby... No nie wiem, przykładowo takiej sławy.
Żachnęłam się.
-          Proszę cię. Jeśli jesteś zdania, że przez to, że jest się rozpoznawalnym można wnieść coś nowego, zerwij z nią. Oczywiście, jeśli taka jest twoja wola. Media są perfidnie narcystyczne, więc powinnyśmy się im przeciwstawiać. Normalni ludzie spotykają się ze sobą, bo im na sobie zależy, a nie z woli innych.
-          Taaak... – zamyślił się.  – Do Patricii nic nie czuję. To znaczy, nic silniejszego od przyjaźni. Lubię ją, przyjemnie nam się rozmawia, ale to wszystko. Nie to, co z tobą. Ty mnie rozumiesz. Mówisz w tym samym języku, przekazujesz mi swoje myśli, zdanie, i przyznam się, że w większości pokrywa się ono z moim. Wiesz, kiedy coś ukrywam... – wyliczał dalej.
Spłonęłam rumieńcem.
-          Dla mnie to dobrze, dla ciebie- niekoniecznie – zażartowałam, chcąc rozluźnić napięcie.
Podziałało. Chłopak parsknął zaraźliwym śmiechem.
Poczułam zimne krople na skórze swojej głowy, włosach i ramionach. Zwróciłam twarz ku niebu i kilkanaście kropelek rozbiło się na niej powodując, że moje wargi wygięły się w uśmiechu. Lubiłam deszcz, burzę i inne zjawiska atmosferyczne, których następstwa wywoływały bajeczne obrazy, między innymi tęcze.
-          Czas się zbierać – mruknął Niall, a ja mogłabym przysiąc, że dosłyszałam w jego głosie smutek. Wstał z ławki i wyciągnął ku mnie dłoń. Ujęłam ją, nie przejmując się dreszczami, które przebiegły mnie pod wpływem jego dotyku. Czy aby na pewno wszystko ze mną dobrze?
Wraz z wypowiedzianymi przez niego słowami, deszcz przybrał na sile. Już nie kropiło; z nieba poczęły spadać ogromne krople, a częstotliwość, z jaką rozpryskiwały się na szarej kostce, którą wyłożony był trotuar, na którym staliśmy rosła z każdą minutą.
Rozłożyłam ramiona i ponownie zwróciłam twarz ku niebu. Wiedząc, że wyglądam teraz komicznie, kręciłam się w kółko, rozkoszując się zimnymi strużkami deszczu spływającego po mojej twarzy, ramionach i nogach. Jakby na potwierdzenie moich dewastacji, Niall roześmiał się.
-          Wariatka!
Uderzyłam go w ramię, wtórując mu.
Szliśmy tak w deszczu, naśmiewając się z siebie nawzajem. Kilka godzin wystarczyło, żebym przywiązała się do względnie nieznajomego człowieka, bym poznała go na wylot, od strony, z której znają go tylko przyjaciele i rodzina. Przerażała mnie myśl, że jeszcze pare dni temu miałam go za egoistycznego gwiazdora. W rzeczywistości był całkowicie inny, przez co miałam wyrzuty sumienia, że tak pochopnie go oceniłam. A najdziwniejsze i najistotniejsze było w tym chyba to, że się w nim zakochiwałam. 


~by Klara

16 komentarzy:

  1. świetny imagin, tak magicznie, ale i zabawnie to opisałaś.
    Lubię to! :*
    czekam z niecierpliwościa na nastepną część :D

    [http://tell-me-a-lie-lara.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny.
    Ja jednak czekam na imagina Julii, który jak to ona ujęła: "wbije nas w krzesła" :D
    Kina ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. ja czekam az ten nastepny wbije mnie w krzesło <3

    OdpowiedzUsuń
  4. boże musisz wstawić nastepny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialnie < 33
    Zapraszam do mnie :
    onedirection-1d-imaginy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Piiiiękne !
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część!! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. HEJ !
    A może by zrobić z TEGO OPOWIADANIE ??!
    hahha :D Było by zajebiste <3
    pozdrowienia dla Ciebie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś chciałam pisać opowiadanie, ale musiałabym zrezygnować z tego bloga, gdyż teraz, z ową jedną stronką mam problemy (zagospodarowanie czasu), a co dopiero z dwoma... : )

      Usuń
  8. Świetny, czekam na następną część!
    Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  9. świetnie piszesz :D zapraszam do mnie, znajdziesz u mnie imaginy +18 u Ziamie i Narrym :) http://onelove-onedirection.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. Twoje imaginy są poprostu boskie!Czekamy na następny :DD

    OdpowiedzUsuń
  11. uwielbia, te twoje imaginy napisz tego 3zesc

    OdpowiedzUsuń
  12. uwielbia, te twoje imaginy napisz tego 3zesc

    OdpowiedzUsuń
  13. Its raining alleluja its raining dance jeujeu-ZZ

    OdpowiedzUsuń
  14. bardzo ladne i najbardziej rozbawilo mnie to '' wariatka,, :P

    OdpowiedzUsuń