poniedziałek, 11 czerwca 2012

# 67 . Louis .

Hej Robaczki ; *
Dziś Loui, bo go dawno nie było ;p
:O
Przeszło 41.000 wejść! *.* KOCHAM WAS! KOCHAM!
No i zapraszam do komentowania ;d
Piosenka do imagina: <song>
_______________________________________________

Dwójka dzieci – ośmioletni chłopiec i pięcioletnia dziewczynka – wbiegła właśnie na drewniany mostek. Słodki brunet objął delikatną towarzyszkę z loczkami na główce, a ta przylgnęła do malca niczym mały aniołek wdzięczna swemu wybawcy za gentelmeński czyn.
Dookoła nich wszystko zdawało się promienieć. Każda roślina i przedmiot nasuwała myśl, że wiosna jest już ujawniona w całej swej znakomitej krasie. Tulipany okazywały po całości swoje białe, żółte lub czerwone płatki kwiatostanów, stokrotki tworzyły śnieżnobiały dywan u stóp dzieci, a świeżo skoszona trawa , której wspaniały zapach unosił się w całym ogrodzie, dopełniała dzieła. Wszystko, co tylko możliwe, budziło się do życia, zdawało się promienieć; ptaki ćwierkały radośnie w kolosalnych koronach drzew zapowiadając swą pieśnią początek nowego okresu w przyrodzie, słońce grzało przyjemnie, oświetlając przy tym każdy kąt parku i nadając mu pogodnie jaśniejącą aurę, a wietrzyk, który niekiedy prześlizgiwał się pomiędzy olbrzymimi konarami porośniętymi zielonymi liśćmi drzew, wprawiając je przy tym w delikatne drgania, subtelnie owiewał każde miejsce, całując też niebiańskie oblicza młodzieńców.
Chłopiec nachylił się i zerwał jeden z najokazalszych kwiatostanów, po czym ofiarował go radośnie uśmiechniętej dziewczynce, która zapiszczała radośnie i odebrawszy z jego rąk roślinę, rzuciła mu się w ramiona. Chłopczyk nie zdołał utrzymać równowagi przez niespodziewanie okazany entuzjazm blondynki, czego skutkiem był upadek na puszysty dywan z zielonej trawy.
Chwilę później blondwłosa dziewczynka zerwała kolejno trzy kwitnące mlecze. Złożyła je w kształtny bukiecik i pobiegła z powrotem na szczyt górki, by po wdrapaniu się na lichutki mostek tuż nad płytkim strumyczkiem, zdmuchnąć je i podziwiać z wyraźnie zauważanym zachwytem malującym się na jej pyzatej twarzyczce, jak ziarenka wznoszą się i opadają  nad potokiem, łąką, by w końcu zniknąć z polanki i zaszyć się w gęstym sosnowym lasku nieopodal parku.
Chłopiec podbiegł do dziewczynki, zarzucił jej na chuderlawe ramionka różowy sweterek i, chwyciwszy się za ręce, udali się w stronę domu...

       Zamrugałam. Obrazy sprzed kilkudziesięciu laty zniknęły na rzecz rzeczywistości. Tak miło było wrócić do wspomnień, kiedy to wraz z moim najlepszym przyjacielem, który teraz był moim ukochanym mężem, cieszyliśmy się każdym spędzonym wspólnie dniem, i mimo że było ich mnóstwo, nie nudziły nam się. Dzięki tym chwilom wspólnie spędzonym poznaliśmy się na tyle dobrze, by teraz być zgodnym, szczęśliwym małżeństwem...
Tommy wraz z Lily biegli w moją stronę z rozradowanymi twarzyczkami. Louis zniknął mi z oczu, a Harry – mój dwutygodniowy synek,  słodko spał w moich ramionach. Uśmiechnęłam się do córeczki, która przystanęła obok mnie, nachyliła się i pocałowała delikatnie swojego braciszka w czółko. Maluszek poruszył się i zaczął ssać smoczek z motywem marchewki, chwytając przy tym mój wskazujący palec, którym gładziłam jego pulchną piąsteczkę.
Louis wyłonił się z domu z naręczem drewna. Przechodząc obok mnie, pocałował mnie przelotnie w czoło, na co uśmiech rozjaśnił mą twarz. Z kieszeni mojego męża wystawała zapalniczka i podpałka w tekturowym opakowaniu. Rozłożył drzewo jako potencjalny szałas, do środka włożył pokruszoną podpałkę i przybliżył do niej ogień. Natychmiast zajęła się ona ognistymi płomieniami, które moment później przeszły na drewno.
Podziwiałam jaskrawe płomyki, a w mojej głowie krążyły myśli, że mam już wszystko, o czym tylko mogłabym marzyć: zdrową rodzinę, kochającego męża, trójkę wspaniałych dzieci, dom...
Jednak coś mnie martwiło. Nie potrafiłam, pomimo usilnych starań, zlokalizować źródła owego niepokoju, który potęgował się z każdą chwilą. Omiotłam bacznym spojrzeniem ogród, bawiące się w oddali dzieci, Louis’a i upewniłam się, czy Harry ma się dobrze. Wszystko jednak wyglądało w porządku.
Niewyjaśniony strach narastał we mnie, by w końcu wypełnić moją mentalność obrazami, które znałam, lecz nie potrafiłam zlokalizować czasu, kiedy miały one miejsce: zawalony most wiszący ponad głębokim korytem rzeki, setki tonących samochodów, w których umierali bezbronni ludzie – dorośli, dzieci – a tuż nad ich głowami krążyły helikoptery służb ratowniczych. Zimno wnikało  moje ciało, woda wlewała się przez okna do wnętrza pojazdu, którym wraz z Louis’em podążaliśmy do jego rodziny...
Mój wzrok zaczął słabnąć. Szczegóły twarzy mojego męża, dzieci oraz obraz ogrodu zamazywał się, choć próbowałam gorączkowym mruganiem wyostrzyć spojrzenie. Bez skutku.

Chwilę potem całkowicie straciłam zmysł wzroku. Chciałam krzyczeć – nie mogłam. Pragnęłam poruszyć choćby ręką – nie usłuchała mnie. Otaczała mnie całkowita ciemność. Nieprzenikniona czerń napierała na mnie ze wszystkich stron, a ja nie wiedziałam, jak się z nią uporać, by jej  miejsce znów zajęła światłość.
Jedyny zmysł, którego nie zostałam pozbawiona to słuch. Dźwięki docierały do mnie zniekształcone, jakby miały do przebycia długą odległość.
Zarejestrowałam pikanie aparatury, nieprzyjemny odgłos kroplówki, czyjeś szepty i tupot kroków na linoleum. Mój umysł był otumaniony, z czego wnioskowałam, że podano mi dużą dawkę środków przeciwbólowych. Nie mogłam się na niczym skupić, tym bardzie przypomnieć sobie, dlaczego trafiłam do szpitala.
Wróciłam skołatanymi myślami do snu. Wspomnienie, marzenie i...
O mój Boże. Zawalony most. Setki aut. Tysiące topiących się ludzi. Dookoła mnie mnóstwo ciał, szczątków samochodów, konstrukcji mostu... Przerażona twarz Louis’a... Wszystkie urywki i skrawki w mojej mentalności poczęły układać się w potworną całość.
Usiadłam gwałtownie na twardym łóżku. Przewody, którymi podłączona byłam do aparatury kontrolującej moje funkcje życiowe zaczęły koleśnie wrzynać mi się w klatkę piersiową, lecz zignorowałam ból. Liczyło się dla mnie tylko utwierdzenie w przekonaniu, że mojemu ukochanemu nic nie jest.
Biel. Nijakość. Mętność. Wszystko to odnajdywałam w sali szpitalnej, w której się znajdowałam. Tuż nad moim łóżkiem stali kobieta ubrana w biały fartuch oraz mężczyzna, również odziany w podobny kombinezon.
-          Dzień dobry – kobieta uśmiechnęła się do mnie z dystansem.
-          Co się stało? – zapytałam zachrypniętym głosem. Gardło bolało mnie nieznośnie, podejrzewałam, że od zimnej wody, w której przyszło mi spędzić kilka godzin.
-          Ma pani kilka powierzchownych ran, lekki wstrząs mózgu...
-          Nie – przerwałam jej z coraz większym niepokojem. – Nie o to pytam. Co się stało JEMU?
Pielęgniarka wpatrywała się we mnie udręczonym wzrokiem. Wyczytałam z niego wszystko. Krew odpłynęła mi z twarzy i kończyn. Nic nie czułam. Mój świat legł w guzach.
-          Tak bardzo mi przykro...

~*~
Opuściłam progi szpitala. Nie czułam jednak ulgi, że zostawiam go za plecami. Już na zawsze będę związana z tym przeklętym miejscem.
Miałam ułożyć sobie życie bez niego... Jak? Louis towarzyszył mi od najmłodszych lat, wręcz od niemowlęcia. Całe dzieciństwo razem spędzone, wkraczanie w dorosły świat z rozpoznawalnym gwiazdorem, ale i też moim najlepszym przyjacielem, moim ukochanym, miało lec w gruzach? Jakim prawem? Tyle planów, nadziei, marzeń wspólnie stworzonych musiałam zostawić, by znów odnaleźć się w rzeczywistym świecie...
Nie umiałam. Louis otworzył mi drzwi do królestwa fantazji, w którym nie ma miejsca na słowa „ból” ,  „smutek” czy „samotność”. Teraz, kiedy go zabrakło, moje życie straciło sens. Czułam się, jakbym znów była niemowlęciem, lecz bez przewodnika u boku. Musiałam doznać wszystkiego od nowa, rozpocząć istnienie z czystym kontem. Tym razem sama. Nowe nadzieje, ekstazy, smutki... Bóle. Niewyobrażalna pustka po stracie ukochanej osoby. Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi połowę serca i wziął ją gdzieś, do pustki, czeluści, do nikąd...
Stawiałam coraz słabsze i mniej rytmiczne kroki na nierównym chodniku.  Światło latarni oświetlało mi drogę do nowego, samotnego życia.
Delikatny wietrzyk wirował wokół mnie, plącząc moje mahoniowe włosy. Wicherek niósł jego ostatnie słowa: „Obiecałem ci kiedyś, że na zawsze będę z tobą i słowa dotrzymam. Nie opuszczę cię. Będę obok ciebie, może nie ciałem, lecz duchem. Kochałem cię, kocham i kochać będę. Na wieki...”



---------------------------------------------------

Coś mi chyba nie wyszedł : /
W razie trudności ze zrozumieniem przesłania:
część 1. -> wspomnienie
część 2. -> marzenie
część 3. -> rzeczywistość ;D

:'( Biedny Nialler <333 3:1 dla Chorwacji we wczorajszym meczu... ciągle jest mi smutno...
Dziś Anglia ;D o 18:00 zajmuję tv, kochani ! xd

Przypominam o konkursie! <klik> 
Niżej informacje ;d 

 ~by Klara

14 komentarzy:

  1. Jejku.. Piękny ;*
    Tylko nie bardzo zrozumiałam ten wypadek.
    ale i tak bardzo mi się podobał i wzruszył :)
    Kina ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyszedł?! Nie gadaj farmazonów! Wyobraź sobie, że siedzę ze łzami w oczach i nie ma bladego pojęcia jak skomentować to, co przed momentem przeczytałam. Hm, mogłabym powiedzieć, że imagin jest r e w e l a c y j n y, ale boję się, że to za mało powiedziane. Czekam na więcej takich. :)

    [trzynasty-dzien-milosci.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno weź tak nawet nie myśl że Ci nie wyszedłszy
    on jest niesamowity
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ...!
    Zauważyłam że ten Blog jest coraz bardziej popularny - oby tak dalej ! ^^
    Zapraszam do mnie to Blog o tym jak zostałyśmy Directioner --> http://imdirectioner1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz siedzę i nie wiem co napisać, jestem wzruszona, zszokowana, zachwycona ...
    Błagam nie pisz tylko, ze ci nie wyszedł :)

    http://tell-me-a-lie-lara.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. ciebie chyba coś porypało! On jest super!
    zapraszam też do mnie ;)
    http://directonersforever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny imagin :D Ba, piękny <3
    Natusss24
    ------------------
    Oglądałam wczorajszy mecz, jestem zawiedziona. A tak wgl to Irlandia grała z Chorwacją :D ( to tak na marginesie)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajny... taki troche smutny. Szczerze mówiąc wole wesołe ale i tak jest cudnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo dobrze dobrane słowa do uczucia jakie miały we mnie wzbudzić. gratulacje :) Od dziś będę stała czytelniczką. mam nadzieje że następne rozdziały będą również tak dobre jak ten :D
    -frugomaniaczka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny Imagin : D
    Zapraszam do mnie :
    http://imagine-kamy.blogspot.com/
    : D
    Pisz dalej : d

    OdpowiedzUsuń
  11. Boski! Po prostu piękny!
    Kasiutka

    OdpowiedzUsuń
  12. To prawda, nie wyszedł.

    Tyśkaa .

    OdpowiedzUsuń
  13. Niesamowite... Na razie płaczę, ale może kiedyś sprawisz, że się uśmiechnę... Teraz Lou jest mi bardzo potrzebny!!!
    Elisabeth

    OdpowiedzUsuń
  14. Rycze to było cudowne, przeczytałam mnustwo imaginów i mogę powiedzieć że to jeden z najlepszych !

    OdpowiedzUsuń