niedziela, 22 lipca 2012

# 104 . Louis . część 2 .

Następny imagin, którego możecie się po mnie spodziewać, będzie z Liamem.
Piosenka: < klik >
-----------------------
- Louis Tomlinson – cztery. Brawo, Louis.  Poprawiłeś się – odezwała się nasza nauczycielka z historii, podając chłopakowi kartkówkę sprzed tygodnia. Oszołomiony, patrzył na kartkę, jakby nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Na przerwie dopadł mnie, przytulając i kręcąc w kółko.
- Dzięki, dzięki. Co ja bym bez ciebie zrobił? – spytał, stawiając mnie na ziemi i całując w usta.
- Sama nie wiem – zaśmiałam się, kiedy chwyciliśmy się za ręce, idąc po szkolnym korytarzu. Może to było niemożliwe dla większości, ale z Louisem jesteśmy parą. Nadchodził marzec, więc niedługo mijały dwa miesiące. Pomagałam mu w nauce już od stycznia, a jemu szło coraz lepiej. Prawie codziennie dziękował mi za coraz lepsze wyniki. Coraz częściej rozmawiał szczęśliwy o college’u, o którym zawsze marzył i który dzięki mnie stał się bardziej osiągalny. Ubieraliśmy się właśnie, by opuścić szkolne mury, jako że historia była ostatnią naszą lekcją, gdy podbiegł do niego jeden z kolegów, prawdopodobnie Craige.
- Ej, stary. Gramy w kosza, dołączysz? – Louis popatrzył po mnie nieśmiało.
- Jasne, idź. – zaśmiałam się, całując go na pożegnanie. – Widzimy się za dwie godziny. – pomachałam mu ręką i wyszłam ze szkoły, zostawiając go przy szafeczkach i kierując się w stronę domu. Po chwili przeszukałam kieszenie w poszukiwaniu telefonu, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że musiałam go najprawdopodobniej zostawić w szafeczce. Zaklęłam cicho pod nosem i wróciłam się w stronę budynku. Zastałam tam Louisa i Craige’a w tym samym miejscu, w którym ich zostawiłam. Widocznie mnie nie zauważyli, gdyż z przejęciem o czymś rozmawiali. Podchodziłam w ich stronę, gdzie znajdowała się też moja szafeczka, kiedy usłyszałam, jak padło moje imię. Wiem, że może nie było to zbyt mądre, ale schowałam się za automatem tak, aby mnie nie zauważyli. Podsłuchiwałam? Cóż, chciałam wiedzieć, jak wypowiada się o mnie mój chłopak za moimi plecami.
- Stary, musisz się jej pytać o pozwolenie na wyjście z kumplami? Całkowicie cię otumaniła?
Usłyszałam śmiech bruneta. Wyjrzałam zza automatu i zobaczyłam, że kręci głową.
- Nic nie rozumiesz.
- To może mnie oświeć. – zaproponował blondyn, podnosząc brwi w niemym geście zapytania.
- Słuchaj… - zniżył głos do szeptu, przez co musiałam trochę bardziej się przesunąć, by móc słyszeć. Przestałam oddychać, bojąc się tego co usłyszę.– Muszę być dla niej miły. W końcu jesteśmy parą.  – poczułam ulgę. Czyli na razie nic takiego.
- Nadal nie rozumiem – odezwał się Craige. – To chyba normalne, że musisz być dla niej miły. Ale co mają do tego treningi?
- Nadal nie rozumiesz?  - odpowiedziała mu cisza, przez co domyśliłam się, że blondyn musiał ponownie pokręcić głową. Powoli i ja przestałam cokolwiek rozumieć.
- Myślisz, że dlaczego ostatnio tak dobrze się uczę? Bo mi pomaga. Gdyby nie jej pomoc, nadal byłoby tak jak wcześniej. Dzięki niej mam szansę na dobry college. Jak mam tego nie wykorzystać? Więc kiedy dwa miesiące temu wyznała mi miłość, można by powiedzieć, że spadło mi to jak z nieba.
- Czyli… - zaczął Craige, zaczynając powoli rozumieć. – Jesteś z nią tylko po to, żeby uczyła cię za darmo? A kiedy wyznała ci miłość, nie chciałeś tego stracić i postanowiłeś udawać, że też ci się podoba?
- Tak. – potwierdził Louis, a ja kompletnie oniemiałam. Czyli to tak? Żałowałam, że tu zostałam. Jak to się mówi, ciekawość to pierwszy stopień do piekła. No, cóż… Przez to co usłyszałam, poczułam się jak w piekle. Usłyszałam w końcu ich oddalające się kroki, które dźwiękiem rozchodziły się po całej szkole, a kiedy zobaczyłam, że korytarz jest pusty, wyszłam zza automatu, machinalnie kierując się do wyjścia. Nie miałam zamiaru płakać. Nie po nim. Ale czy to znaczy, że jak wrócę do domu, to nie rzucę się na łóżko i nie zacznę zużywać całych paczek chusteczek? Tego nie wiem.
*
Zemsta. Od słowa do czynu. O tym pewnie by teraz myślała ponad połowa dziewczyn, gdyby były na moim miejscu, ale mimo że minęły dwa tygodnie, ja nadal jej nie obmyśliłam i bynajmniej nie miałam ochoty. Mimo tego co usłyszałam, moje uczucia do niego się nie zmieniły, co było chyba najgorszą karą. Próbowałam go znienawidzić, ale nie mogłam. Wydawało mi się, że jest taki szczery, kiedy po tamtym wydarzeniu, dwie godziny później do niego przyjechałam. Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Może cala szkoła wiedziała, że nasz związek to jedno wielkie kłamstwo, tylko ja żyłam w tej obłudzie? Wiedziałam jedno. Pomogę mu dostać się do swojego wymarzonego college’u, a potem bez słowa odejdę. To i tak było nieuniknione.
*
Marzec.
Kwiecień.
Nadeszły matury, które były stresem dla wszystkich. Nauczycieli, rodziców, a szczególnie dla nas - uczniów. Matura była jednym z głównych powodów, dla którego nie zostawiłam Louis’a. Wiedziałam, że wtedy mógłby je zawalić, a ja wmawiałam sobie, że nie jestem taka jak on i mu pomogę. Za wszelką cenę. Myślę, że dobrze się przygotowywaliśmy, ucząc się całymi godzinami i wkuwając wszystkie możliwe terminy. W każdym bądź razie miałam taką nadzieję.
*
Zdaliśmy. Tylko tyle jestem w stanie napisać. Jestem tak oszołomiona, że aż nie mogę w to uwierzyć. Za tydzień miał się odbyć pożegnalny bal, na który wybierałam się z Louisem. Wiem, że miałam to zakończyć, ale wmawiałam sobie, że po balu wszystko się zmieni, bo i tak się rozjedziemy w różne strony. Zdziwiłam się, kiedy mnie zaprosił. Nie wiedziałam, że będzie aż tak udawać, że na swój końcowy bal pójdzie z kimś, do którego tylko udaje uczucia. Odpędziłam wszystkie złe myśli. Już niedługo…
*
Przymierzyłam niebieską sukienkę, którą zamierzałam ubrać na bal. Mimo, że zostało jeszcze kilka godzin, gdyż dochodziła dopiero czternasta, a bal miał się zacząć o dwudziestej, chciałam się upewnić, że wszystko będzie dobrze.
- Kochanie, to do ciebie – usłyszałam z dołu krzyk mamy. Zbiegłam po schodach na parter, widząc mamę stojącą z telefonem przy uchu.
- Halo? – spytałam, zabierając od niej aparat.
- Dzień dobry. Nazywam się Margaret Walters. Dzwonię z University of Liverpool Masters.  Przepraszam, że tak późno, ale muszę oznajmić, że aby mogła pani zacząć u nas naukę już po wakacjach, musi pani tu przyjechać uzupełnić kilka ważnych dokumentów.
- Dziś? – wydukałam.
- Tak. Od jutra przez następne dwa tygodnie szkoła jest zamknięta, a obawiam się, że potem może być za późno. Pracujemy do dwudziestej.
- Dobrze, będę – odparłam jak w jakimś dziwnym letargu i odłożyłam słuchawkę. Pobiegłam szybko na górę, zabierając wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, które według mnie mogły się przydać i zbiegłam na dół, szybko i pokrótce objaśniając wszystko rodzicom.
- Sprawdziłam w Internecie. Autobus do Liverpoolu odjeżdża za dwadzieścia minut. Tato, mógłbyś mnie podrzucić, proszę?
Tata bez słowa wziął kluczyki do auta.
- Przecież mogę cię zawieźć.
- Nie ma sensu. Podróż trwa prawie pięć godzin. Pojadę i wrócę autobusem.
Już wychodziliśmy z tatą z domu, gdy usłyszałam krzyk mamy.
- Kochanie, nadal masz na sobie sukienkę na bal! – zerknęłam w dół i faktycznie ujrzałam tam niebieski materiał. Machnęłam na to ręką. I tak nie zdążę tu wrócić na bal.
- Nie ma czasu.
*
Zajechał pod dom, poprawiając swoją koszulę i sprawdzając bukiecik. Wziął głęboki wdech i zapukał do drzwi. Popatrzył na zegarek na swojej lewej ręce. Była siedemnasta i zastanawiał się czy nie było za wcześnie, ale skrycie liczył na to, że może pozna jej rodzinę. Kiedy otworzy mu drzwi, powie że nudziło mu się w domu i nie miał co ze sobą począć, więc może wtedy zaprosi go, zapoznając z całą rodziną. Jednak zamiast niej otworzył mu starszy mężczyzna.
- Dzień dobry. Nazywam się Louis Tomlinson – wyciągnął rękę na przywitanie. – Przyjechałem po [T.I] na bal.
- Ale [T.I] nie ma.
- Jak to? – otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Musiała pojechać do Liverpoolu, żeby załatwić papierkową robotę w college’u.
- Kiedy pojechała? – dociekał.
- Około trzy godziny temu.
- Może mi pan podać adres tej uczelni? – jej ojciec popatrzył na niego badawczym wzrokiem, ale gdy usłyszał prośbę z ust bruneta, widząc uparty i zdeterminowany wzrok chłopaka, poszedł w głąb mieszkania  i wrócił z karteczką.
- Dziękuję – rzekł Louis, biegnąc w stronę auta. Musiał zdążyć.
*
- Chwila ! – krzyczałam, biegnąc za pojazdem, czego na pewno nie ułatwiały mi szpilki, które także miałam na sobie o tej felernej porze, gdy zadzwonił telefon.  – No, świetnie. – mruknęłam, widząc jak pojazd już skręcił. Spojrzałam na rozkład jazdy. Następny autobus był dopiero za godzinę. Zaczynało się robić ciemno i zimno, gdyż było po dwudziestej pierwszej. Usiadłam na prowizorycznej ławce, która mieściła się na przystanku. Ocierałam sobie ramiona rękami, licząc że dzięki temu zrobi mi się chociaż trochę cieplej. Na marne. Spędziłam tak dwadzieścia minut, a ja nadal drżałam z zimna. Nagle poczułam na swoich ramionach jakiś materiał. Odwróciłam się z krzykiem, jedna zobaczyłam tylko ciemną sylwetkę. Wytężyłam wzrok.
- Louis? – wstałam, zrzucając przy okazji ową rzecz z moich ramion, która okazała się jego marynarką.
- Masz – podniósł ją i ponownie okrył moje ramiona. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Co ty tu robisz?
- A ty? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Czemu nie zadzwoniłaś?
No, cóż… Nie wpadło mi to jakoś do głowy, muszę to przyznać. Byłam tak zaaferowana tym wszystkim, że nawet o tym nie pomyślałam.
- Dlaczego tu jesteś? – spytałam ostro, marszcząc brwi. – Nie musiałeś przejeżdżać taki kawał drogi dla mnie. Mogłeś pojechać na bal i świetnie się bawić beze mnie. Nikt by nie miał ci tego za złe. Poza tym, masz czego chciałeś. Dostałeś się do swojego wymarzonego college’u, więc chyba nie jestem ci już potrzebna.
Na jego twarzy odmalowało się zdumienie.
- O czym ty mówisz?
- Nie udawaj. Słyszałam co mówiłeś do Craige’a dwa miesiące temu. Że jesteś ze mną tylko dlatego, bo uczę cię za darmo,  wiec kiedy wyznałam ci moje uczucia, wykorzystałeś to, oszukując mnie. Teraz rozumiesz? Mam nadzieję.
Obróciłam się na pięcie, kiedy zobaczyłam w jego oczach, że wyraźnie wie, o co mi chodzi. Jednak nie pozwolił mi na odejście, chwytając mnie za nadgarstek. Próbowałam się wyrwać. Niespodziewanie zaczął wyrzucać z siebie potok słów.
- Przepraszam, wiem że głupio postąpiłem, ale zrozum. Kiedy zacząłem widzieć rezultaty, na początku miałem taką myśl, by to wykorzystać, ale przyrzekam ci, że potem już tak nie było. Od połowy marca zaczęło mi to sprawiać przyjemność. Nie mogłem się doczekać, kiedy przyjdziesz i cię zobaczę. Musisz mi uwierzyć. Byłem głupi.
Dostrzegłam w jego oczach żal, ale nadal pozostawałam niewzruszona.
- Nie wierzę ci – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, a na jego twarzy zobaczyłam zaskoczenie. – Zdziwiony? Jak widać, nie każda musi od razu rzucać ci się w ramiona. Naprawdę mi się podobałeś, a ty to bezczelnie wykorzystałeś. – wyrwałam dłoń z jego uścisku i skrzyżowałam je na piersi.
- Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? – spytał skruszony. Nie odpowiedziałam. Chyba nie było takiej rzeczy.
- Zatańcz ze mną – odezwał się nagle. Zdziwiona popatrzyłam na jego wyciągniętą dłoń. – W końcu nie na darmo tak się wystroiliśmy, czyż nie? Bo jak widzę, po tym wszystkim co ci zrobiłem, nadal zamierzałaś iść ze mną na bal.
- Bo nie jestem taka jak ty. Mogłam cię zostawić na pastwę losu, ale postanowiłam ci pomóc.
- co jest najlepszym dowodem na to,  że potrafisz wybaczać. Proszę.– nadal wyciągał dłoń, którą po chwili wahania chwyciłam. Odsunęliśmy się kawałek dalej na ulicę i zaczęliśmy tańczyć, co brzmi i pewnie wyglądało absurdalnie. Po chwili moje serce stopniało na widok jego uśmiechu i oczu, z których biło ciepło.  Skąd miałam pewność, że w dalszym ciągu nie kłamie? W pewnym momencie nachylił się do mnie, całując w usta. I już wiedziałam, że dam mu szansę. Tak jak powiedział, potrafię wybaczać. 



~by Julia

21 komentarzy:

  1. Kurde, ale fajny!:D Kocham Twoje imaginy ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świtnee , . Dzięki tobie czytamy wspaniałe imagny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie!!!! Dzięki że dodałaś:***

    OdpowiedzUsuń
  4. Supeeeeeeeeeeeeeeeeer XD

    OdpowiedzUsuń
  5. jaaaa! już myślałam, że będzie bez happy endu a tu... <3 ! super!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje wrażenia na początku: "Louis, ty świnio!" Moje wrażenia potem: "Aww... Lou, wiedziałam że jesteś inny!" Moje wrażenia teraz: "Pierdole... zajebisty imagin" :)

    Gratuluję talentu do pisania :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękny kurcze...
    Uwielbiam tego bbloga !
    Dzieki niemu mogę wyobrażać sobie tyle pieknych chwil !
    Dziekuje Ci za to <3

    OdpowiedzUsuń
  8. podoba mi się, nawet bardzo :D

    wczoraj nie mogłam zasnąć i wpadłam na pewien pomysł :)
    mogłabyś zrobić kolejną zakładkę pt. " imaginy czytelników " i wstawiać tam to, co my Ci wyślemy :D
    Hmm... no cóż, o 1 w nocy ten pomysł wydawał się trochę lepszy XD
    Kina ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. a ten Liam ...to będzie kilku częściowy ? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój - nie. Ale Klara bodajże jutro wstawi swojego Liama - dwuczęściowego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm... to suuper :D
      a czy mogłabym prosić o dedykację ? :)
      Kina ;p

      Usuń
    2. U mnie, no jasne ;D

      Usuń
  11. Świetne :) Czekam na kolejne imaginy :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nareszcie wyczekiwana część ;) Świetny imagin ;*
    Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dopiero niedawno znalazłam Twojego bloga i jestem pełna podziwu. Pojawiają się tu naprawdę świetne imaginy ;) Większość z nich zdążyłam już przeczytać ^^ Ten jest fantastyczny i obiecuję,że będę tutaj często zaglądać ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. super ! :)
    zapraszam do mnie :
    http://believeindreams1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Brak słów .....
    Bo te czytelniczki u góry już wszystko napisały ;) ...
    A było już że ten imagin , Luis , wasza pomysłowość i wy jesteście NAJ ?! :DD
    Buziaczki ;***
    >>Lorettka<<

    OdpowiedzUsuń
  16. Piszesz świetne imaginy <3 Tak przy okazji może wpadniesz na mojego bloga http://paola-blog-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. gratuluje i zazdroszcze talentu do pisania ;** czekam na kolejne imaginy <3

    OdpowiedzUsuń