Na wstępie: Przepraszam, że wczoraj nie było notki i
przepraszam za imagin, który nie pasuje do Lou, ale trudno, obiecałam partowego
Tomlinsona, więc proszę. ; ))
_________________________________________________
ELENA – siostra
TYLER – mąż siostry
- Nie,
lawenda będzie lepsza – uparcie przekonywałam siostrę, która chodziła w tę i z
powrotem po olbrzymiej kwiaciarni wypchanej po brzegi różnorakimi roślinami,
zastanawiając się przy tym, który bukiet kwiatów i ich aromat będzie
najodpowiedniejszy, a ja służyłam jej radą. - Lawenda i frezja. Może jeszcze
trochę kwiatu pomarańczy.
- Zbyt
odurzające – przerwała mi, po czym z westchnieniem, zwieszając wypielęgnowane
ręce wzdłuż boków przyznała mi rację. – Lawenda i frezja. A bukiet...
-
Białe róże. – Podałam jej kształtny bukiecik rafinowanych kwiatów w
materiałowej obwódce, przywodzącej na myśl wazonik, obwiązanych srebrną
wstążeczką.
Elena spojrzała na mnie z uwielbieniem. Zaśmiałam się cicho,
podeszłam do drobnej brunetki i wzięłam ją w objęcia.
- Co
ja bym bez ciebie zrobiła...? – wyszeptała mi na ucho, mocno mnie przytulając.
-
Byłabyś skazana na wybory mamy – odmruknęłam, na co Elena się wzdrygnęła. – Daj
spokój, nie będzie tak źle...
-
Przypuszczam, że wybór sukni ślubnej to będzie komedia.
Uśmiechnęłam się do siebie. Siostra mówiła prawdę. Mama
przeżywała zaślubiny Eleny i jej wybranka dużo dotkliwiej, niż sama para młoda.
Starała się być w każdym miejscu na raz, pojawiała się wszędzie, gdzie tylko
trzeba było coś załatwić, zaprowadzała porządek i dyrygowała sprawami
organizacyjnymi, czego skutkiem był nadmierny czas wolny dla mojej siostry,
podczas którego zjadały ją nerwy.
Po wybraniu wystroju sali udałyśmy się do salonu sukien
ślubnych. Przechodziłam przez cały lokal kilkukrotnie, dotykając z uwielbieniem
jedwabnych i satynowych materiałów, podziwiając zgrabne szycia, majestatyczne
wzory ozdób i delikatne falbanki wykończeń, a przed oczami miałam fantazyjne
obrazy, w których to stoję przed ołtarzem, tuż obok wybranka swojego serca i
ślubuję mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że go nie opuszczę aż
do śmierci... Marzenia. Gdybym ja kiedyś miała takie szczęście jak
podekscytowana teraz Elena i wychodziła za mąż, wybrałabym prostą, zgrabną
suknię bez zbytecznych ozdób, gdyż ceniłam prostotę i nie lubiłam sowitego
przepychu.
Siostra w tym czasie zdążyła przebrać się już we wcześniej
przygotowaną suknię, którą po wielu namowach zgodziła się uznać nasza matka i
sunęła w niej dostojnie w moim kierunku. Na jej widok nie opanowałam
wzruszenia.
Długi do ziemi tren ozdabiały cekiny i perły, gorset
natomiast był prosty, sznurowany na plecach jedwabnymi wstążeczkami, a wcięta
talia i bezaty dół przywodziły na myśl odwrócony kwiat kalii. Materiał, z
którego uszyto owe cudo cechował się odcieniem kości słoniowej, co świetnie
harmonizowało z jasną karnacją Eleny.
-
Wyglądasz... – wykrztusiłam, a moja towarzyszka obróciła się wokół własnej osi,
by zaprezentować, jak falbany wdzięcznie wznoszą się i opadają z każdym jej
pełnym gracji ruchem. - ... pięknie.
- Aż
dziw, że mama zgodziła się ją wybrać, prawda? – zaśmiała się rozradowana i
przygładziła subtelnie materiał.
Przytuliłam ją delikatnie, zważając, by nie uszkodzić
delikatnej sukni. Cieszyłam się jej szczęściem, ale tak bardzo jej
zazdrościłam...
~*~
-
Kiedy Elena zwierzyła mi się, że się zakochała, nie mogłam uwierzyć. Ona-
poukładana, zawsze odpowiedzialna kobieta miała zwariować, dosłownie!, na
punkcie jakiegoś mężczyzny?
Siostra uśmiechnęła się do mnie promiennie, a jej wybranek –
Tyler- pocałował ją w czoło i objął ramieniem jeszcze mocniej.
- A
jednak – kontynuowałam, ocierając twarz, gdyż jedna z łez zgromadzonych w moich
oczach spływała właśnie po moim policzku. – Mimo że czasem coś ich różniło, ich
miłość przezwyciężyła wszystko. I teraz stoją tu jako małżonkowie, mając przed
sobą świetlaną przyszłość. Gratuluję wam. Za Elenę i Tylera! – wzniosłam
kieliszek z szampanem, a za mną wszyscy zgromadzeni na sali.
Zeszłam wolno ze sceny, podtrzymując niezajętą ręką treny
błękitnej sukni druhny, by udać się do stołu zastawionego po same brzegi i
zasiąść po prawej stronie Eleny.
Chwilę potem toast wzniósł drużba Tylera. Drugi kieliszek
szampana. Trzeci i czwarty od rodziców pary młodej. Zawsze stroniłam od
alkoholu, ale wstyd nie wypić za pomyślność młodych małżonków, prawda?
Pierwszy taniec należał tradycyjnie do Eleny i Tylera.
Siostra i jej nowo zaślubiony mąż wirowali wdzięcznie na środku sali, pomiędzy
dziesiątkami czerwonych baloników w kształcie serduszka, które moment wcześniej
zostały zrzucone z sufitu. Przyglądałam się im z zachwytem. Pasowali do siebie,
mimo że byli całkowicie odmienni. Ona- pełna gracji, średniego wzrostu o
czarnych jak bezgwiezdna noc długich włosach, delikatnych rysach twarzy i
subtelnych kobiecych kształtach, on- postawny, wysoki mężczyzna, którego
szerokie barki i silne ramiona dawały bezpieczeństwo. Również ciemne lokowate
włosy, średniej wielkości nos i duże usta były pełne troski i wyrozumiałości.
Dwa przeciwieństwa. Tak różni od siebie, a tak dopełniający się , tańczyli,
dostojnie stawiając każdy krok w rytm wolnej melodii.
Nagle szklane drzwi za nimi otworzyły się raptownie. Wszedł
przez nie wysoki, około dwudziestoletni chłopak o kasztanowych włosach w artystycznym
nieładzie, wyrazistych rysach twarzy i malinowych ustach, które rozciągnięte
teraz w wyrazie zdziwienia tworzyły komiczny efekt wraz z powiększonymi ze
strachu niebieskimi oczami.
Wzrok wszystkich zgromadzonych, w tym także mój i pary
młodej zwróciły się w stronę spóźnionego gościa. Chłopak wymamrotał przeprosiny
i zaczerwieniony, udał się w kierunku jedynego wolnego miejsca – po mojej
prawej stronie. Osunął się na przyozdobione w białe baloniki i kokardy krzesło
i, czując na sobie wzrok większości gości weselnych, zaczął bawić się zamkiem
przy skórzanej kurtce, podczas gdy na parkiet zaczęły schodzić się inne pary,
gdyż orkiestra poczęła grać nowy utwór.
Przyglądałam się ukradkiem nowoprzybyłemu. Wyczuł chyba, że
się w niego wpatruję, gdyż moment później przeszył mnie błękitem swoich
tęczówek. Spuściłam zakłopotany wzrok, miętosząc delikatną koronkę na
wykończeniu sukienki. Twarz chłopaka była mi znajoma, z czego zdałam sobie
sprawę dopiero po chwili, lecz nie spotkałam go nigdy osobiście. Jego oblicze
często przypatrywało mi się z okładek kolorowych czasopism jak i również stron
internetowych czy telewizji.
Chłopak chrząknął cicho, po czym, zdjąwszy kurtkę, podał mi
prawą dłoń i przedstawił się melodyjnym głosem:
-
Jestem Louis.
Spojrzałam mu nieśmiało prosto w oczy obramowane długimi,
gęstymi rzęsami. Zaniemówiłam, kiedy dostrzegłam jego błękitne tęczówki, a
widząc moje osłupienie, dwudziestolatek uniósł brązowe brwi.
-
Przepraszam – wymamrotałam, spuszczając wzrok na jego dłoń. – Jestem [T.I.].
-
Zgaduję, że jesteś druhną. – Chłopak uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd
śnieżnobiałych, prostych zębów, w których odbijały się różnobarwne refleksy z
oświetlenia, jakim dysponowała sala i delikatnie uścisnął moją dłoń.
- No
co ty, jak na to wpadłeś? – zaśmiałam się, a mój rozmówca chwycił pomiędzy
kciuk a palec wskazujący jedną z falbanek mojej morskiej sukni.
-
Zmyliła mnie sukienka. – Uśmiechnął się słodko.
Zarumieniłam się.
- Mogę
prosić o uwagę? – odezwała się cicho do mikrofonu Elena i nieśmiało spojrzała
na gości. Wszyscy jak jeden mąż zamilkli i skupili wzrok na świeżo poślubionej
dziewczynie. – Dziękuję. Chciałabym, chcielibyśmy – spojrzała na Tylera i
splotła swoje palce z jego, uśmiechając się przy tym z widoczną w jej brązowych
oczach miłością. - ... podziękować wam wszystkim tu zgromadzonym za przyjście,
a w szczególności podziękowania składamy naszym rodzicom, którzy pomogli nam w
przygotowaniu tej uroczystości i zorganizowali to wspaniałe przyjęcie weselne.
Wychowali nas na dobrych ludzi, przynajmniej taką mamy nadzieję, cieszyli sie
razem z nami z osiągniętych sukcesów, wspierali w chwilach słabości i to dzięki
nim jesteśmy utaj teraz. Kochamy was.
Aplauz i wiwaty, które nastąpiły po jej monologu
przechodziły ludzkie normy. Każdy wzniósł toast za rodziców pary młodej i za
samych małżonków, nie szczędząc przy tym alkoholu. Kolejne dwa kieliszki
szampana i odurzający drink.
- Może
zatańczymy? – zwrócił się do mnie Louis i zerwał się z krzesła, by móc odsunąć
moje.
-
Jasne – uśmiechnęłam się i dałam poprowadzić na wypełniony już parkiet.
Bawiliśmy się do rana. Oczywiście znalazło się miejsce na
kilkanaście toastów i drinków, a co za tym idzie utrata świadomości i zdrowego
rozsądku. Ile zdziałać może kilka ‘kieliszków’ i dobra zabawa po ich spożyciu
przekonać się miałam dopiero kilkanaście dni później...
~*~
Delikatny jedwab, puszyste pierze, miękkie łóżko... Zapach
świeżo zaparzonej kawy unosił się wokół mnie, podczas gdy każdy oddech
przyśmierzał moją głowę o potworne ukłucia.
Otworzyłam zaspane oczy i delikatnie się przeciągnęłam.
Dotyk satyny na mojej nagiej skórze przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze, a
koronki przy ogromnych poduszkach gładziły moją twarz.
Zaraz, zaraz! Obnażone ciało?! Satyna?! Jedwab?!
Poderwałam się do pozycji siedzącej i zaraz tego
pożałowałam. Ukłucia spowodowane przez kac spotęgowały się, a licha
krwistoczerwona kołderka, którą byłam okryta zsunęła się z mojego uda.
Szybkim ruchem owinęłam się nią na powrót, tworząc szczelny kokon i, nie
zważając na okropny ból czaszki, rozejrzałam się po pokoju.
Wnętrze przypominało jeden z pokoi dla nowożeńców. Kremowe
ściany, na jednej z nich powieszono pozłacaną ozdobę przypominającą dwie złączone
obrączki, czerwone zasłonki w oknach, ale najbardziej piorunujące wrażenie
robiło łoże, na którym teraz półsiedziałam: czerwone, w kształcie serca, z
rozłożystym baldachimem je okalającym. Nie przyjrzałam mu się jednak
dokładniej, gdyż coś, a raczej ktoś skupił moją uwagę dużo sukcesywniej i to
jemu poświęciłam dokładniejszą analizę.
Louis siedział przy stole (oczywiście w kształcie serduszka)
i podpierał głowę na rękach. Tuż obok niego stała czerwona filiżanka z kawą,
która swym aromatem kusiła mnie do wstania. Chłopak miał nagi tors, lecz
uprzedzając moje przerażające przeczucia, na nogach naciągnięte miał, tak jak
zeszłego wieczoru, ciemne spodnie od garnituru. Trzymał się kulczowo za głowę,
zaciskając szczupłe palce na brązowych włosach i mrużąc swoje piękne, błękitne
oczy.
Kiedy podniosłam się z łóżka, materiał, którym byłam okryta
zaszeleścił, co zaalarmowało Louisa. Podniósł głowę i skierował spojrzenie
swoich przeszywających tęczówek na moja osobę. Jego wzrok prześlizgnął się po
całym moim ciele, by w końcu zatrzymać się na twarzy.
-
Co... Co się stało? – spytałam szeptem, niezbyt przytomnie.
- Nie
wiem. Nie pamiętam – odrzekł, wstając. – Kawę?
-
Chętnie, ale... Czy my... Czy my... No wiesz? – zapytałam z przerażeniem,
mocniej okrywając się kołderką.
Chłopak pokręcił z udręczeniem głową.
- Nie
wiem. Mówiąc najprościej film urwał mi się po północy.
Wyszedł, zostawiając mnie tkwiącą w głębokim szoku. A jeśli
to prawda? Jeśli my...?
Louis wrócił chwilę później z gorącą kawą dla mnie. Postawił
ja na stole i taktownie się odwrócił, żebym mogła udać się do toalety i
przyodziać ponownie w niebieskawą sukienkę, którą znalazłam pod łóżkiem. Strach
pomyśleć, jakim cudem tam wylądowała...
Po wykonaniu porannej toalety, acz powinnam powiedzieć
popołudniowej, gdyż dochodziła już 15:00, wyszłam z łazienki , by wypić kawę
przyniesioną przez Louisa. Mogłam już racjonalnie myśleć, choć pamięć nijak nie
wróciła.
Chłopaka zastałam w tej samej pozycji, jak po przebudzeniu.
Usiadłam naprzeciwko niego i upiłam łyk parującego napoju. Po chwili zebrałam
się na odwagę i zapytałam:
-
Naprawdę nic nie pamiętasz?
Louis nie podnosząc głowy odrzekła udręczonym głosem:
- Do
północy wszystko, każdy taniec, każdy toast, który okazał się zgubny,
oczepiny... Po północy – pustka. Świta mi tylko, że drużba zaproponował mi
kieliszek, później drugi, drugi zmienił się w czwartego...
Kiwnęłam głowa, choć wewnętrznie czułam przerażającą pustkę.
Niepokój, który we mnie buzował przyprawiał mnie o ból głowy i nieprzyjemne
skurcze żołądka. Czy to możliwe, żebym postąpiła tak nieodpowiedzialnie będąc
pod wpływem alkoholu? Ile bym dała za odpowiedź...
~by Klara
Super. Wielkie wejście Lou. Tylko dlaczego kilkanaście dni później?
OdpowiedzUsuńZobaczysz, może już w następnej części ;D
UsuńTez jestem ciekawa ;***
Usuńno właśnie ja też sie zastanawiam czemu kilkanaście dni później;) Aż tak zabalowali? No nieźle, nieźle ;D
Usuńjesteś wielka <3 nie mogę się doczekać kolejnej części ;D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z osobą wyżej *-* CUDOWNA nie oddaje twojego geniuszu xd PISZ, bo chce cd : D
OdpowiedzUsuńDalej, ja chcę 2 część! *O*
OdpowiedzUsuńJezu kocham Cię, Kocham cię kurde!
OdpowiedzUsuńGdybym była facetem wyszłabym za ciebie. :D
Serio mówię, kurde kocham. kocham cię no !
Pisz drugą część bo zwariuję < 33
CUDO!! ;33
Wyjdź za mnie no !
:D:D:D:D:D:D
Pisz dalej masz wielki talent dziewczyno ! ;33
Hej, dopiero zaczynam swojego bloga, mogłabym prosić o shoutout ? Nie nalegam, ale bardzo zależy mi, żebyś chociaż weszła, przeczytała i (może) skomentowala
OdpowiedzUsuńhttp://so-co-o-o-man.blogspot.com/
<3
OdpowiedzUsuńCo mogę napisać?
Świetny?
Zarąbisty?
Idealny?
Tak, to ostatnie pasuje. :3
Więc z niecierpliwością czekam na następny!!
Wow kiedy 2 cz.?! Cudowny ;)
OdpowiedzUsuńSuper! podoba mi sie, ale tak jak wcześniej nie rozumiem tego "kilkanaście dni później" :D. Ale ciągle piszesz super, weź napisz książkę jakąś, to sobie poczytam :). Kocham tego bloga, i osoby które tu piszą. Wchodzę tu codziennie, i nie funkcjonuje bez tej strony :)
OdpowiedzUsuńJest swietny z reszta jak wszystkie twoje opowiadania nie moge sie juz doczekac nastepnego
OdpowiedzUsuńTen imagin jest megaa czekam na druga czesc ...mialam troche zaleglosci tutaj nie powiem .... ale juz nadrobione <3
OdpowiedzUsuńsuper! imagin jest fajny! : D
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie:
http://fans-fans-blog-o-one-direction.blogspot.com/
O.O JAK TY TO ROBISZ ŻE TAK ŚWIETNIE PISZESZ?!
OdpowiedzUsuńcudo, cudo, cudo... nie mam na cb słów, wiesz?:P
OdpowiedzUsuńzajefajne : 3
OdpowiedzUsuń2 cześć bedzie jutro. Lej dałn lejdis.
OdpowiedzUsuńuuuu...Lou nie pij więcej!!!
OdpowiedzUsuńElisabeth
Pamiętniki Wampirow ? ;)
OdpowiedzUsuń