Usiadłam na tarasie w swoim ulubionym bujanym fotelu,
opierając się o kilka miękkich, zielonych poduszek. Wpatrywałam się w wieczorne
niebo, po którym wolno płynęły szare, ciemnogranatowe obłoki. Moje oczy
pieściły idealnie przenikające się kolory, na górze jaśniejszy niebieski, coraz
niżej pomarańczowy pomieszany z ciemnym odcieniem turkusu. Wdychałam przyjemny
zapach zbliżającego się wielkimi krokami lata. Wychyliłam się, by podnieść z
drewnianego stolika butelkę wina, powodując tym samym skrzypnięcie wiklinowych
podnóżek, po czym nalałam trochę alkoholu do kieliszka. Upiłam łyk, rozkoszując
się pysznym smakiem i rozchodzącym się po ciele ciepłym dreszczem. Myślami
powróciłam do wydarzeń z przed kilku lat…
Przyjaźniłam się z chłopakami od dawna, zanim jeszcze
zostali złączeni w zespół. Żaden nie był mi obojętny, ale to Harrego darzyłam
mocniejszym uczuciem. Rozum podpowiadał mi, że źle robię, że przez moją
naiwność będę cierpieć. Ale co można wytłumaczyć zakochanej osobie? Liam jako
jedyny znał prawdę i podzielał zdanie mojego umysłu, bo wiedział coś więcej niż
ja na temat Stylesa. Któregoś razu Hazza zaciągnął mnie do swojego pokoju,
przerywając moją pogawędkę z jego mamą.
-[T.I.], muszę ci o czymś powiedzieć- rzekł, jąkając się.
Był bardzo zdenerwowany, bawił się palcami chcą ukryć
zmieszanie. To było do niego niepodobne. Spojrzałam na loczka wyczekująco,
krzyżując ręce na piersi.
-Jesteś piękna, wiedz o tym. Inteligenta, miła i kochana.
Ale…- urwał- Kocham Louisa- wyszeptał ostatnie dwa słowa.
Zamarłam. Rzecz jasna, zdawałam sobie sprawę z tego, że
chłopcy nie są sobie obojętni, ale że do takiego stopnia? Przez dobre kilka
minut tępo patrzyłam na Harrego, starając się przyjąć do wiadomości jego słowa.
Słowa, których nie chciałam usłyszeć. Słowa, które miały nigdy nie paść. Coś we
mnie pękło, byłam bliska płaczu. Nie chciałam jednak robić przykrości
przyjacielowi, więc udawałam opanowaną, przywołując sztuczny uśmiech. Po raz
pierwszy się zakochałam i już.. koniec historii. Hazza posmutniał, a po jego
policzku spłynęła pojedyncza łza. No tak, zapewne sądził, że go odrzucę, że
będę się go brzydzić.
-Nie chciałem cię zranić. Po prostu pragnę być w stosunku
do ciebie szczery, [T.I.]- powiedział
Złapałam go za rękę i odparłam:
-Szanuję twoją decyzję, Haz. Tylko dobrze się opiekuj
Lou, ok?
Harry mocno mnie przytulił, dziękując, że go akceptuję
takim jaki jest. Tym razem, pomimo wewnętrznego bólu, szczerze się
uśmiechnęłam. Mijały dni, tygodnie, miesiące… Larry Stylinson został miło
przyjęty przez fanki, niestety nie obyło się bez wulgarnych komentarzy, na
które z wściekłością reagowałam, jakby dotyczyły samej mnie. Przez ten trudny
czas leczenia ran po nieodwzajemnionej miłości miałam przy sobie Nialla-
najwierniejszego przyjaciela, który dzielnie podnosił mnie na duchu. Ciągle
powtarzał mi, że jest na świecie moja druga połówka, która cierpliwie czeka aż
ją odnajdę. I że jest bliżej niż mi się wydaje. Na te słowa zawsze reagowałam
śmiechem i mówiłam, że ten który nas stworzył musiał się pomylić w obliczeniach
i pech chciał, że to właśnie mnie pominął. Myślałam bowiem, że jeśli to nie
Harry był tym jedynym, to moje spostrzeżenia były jak najbardziej trafne.
„Bzdura”- odpowiadał smutno Irlandczyk, kończąc rozmowę. Najpierw dziwiło mnie
jego zachowanie, ale w końcu przejrzałam na oczy, z małą pomocą Payne’a.
Uśmiechnęłam się do własnych wspomnień. Delikatnie
pogłaskałam brzuch, w którym znajdował się prawdopodobnie chłopiec- mojej i
Nialla przeogromnej miłości. Z niemałym trudem podniosłam się z siedzenia, w
celu udania się do domu po jakiś koc. Wracając, usłyszałam, że ktoś nagrał się
na pocztę głosową. Podreptałam do przedpokoju, ciągnąc za sobą po podłodze
derkę, bo najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się jej trzymać w górze. Ot,
takie zachcianki przyszłej mamy.
-Witaj, [T.I.]. Nie będę się przedstawiać, bo to nie jest
celem mojej wiadomości. Chcę ci przekazać, że na obrzeżach Londynu twoi chłopcy
mieli niemały wypadek. Spokojnie, karetka już jedzie. Choć wątpię, by mieli
jakiekolwiek szanse. Ich bus jest tak zmasakrowany, że głowa mała. Przykro mi.
Zamarłam. „Błagam, niech to będzie tylko głupi żart!”-
pomyślałam, modląc się w duchu. Biegiem ruszyłam na taras, chwytając ze stołka
telefon. Drżącymi palcami wystukałam numer do męża. Jeden sygnał. Drugi.
Trzeci. Czwarty. Piąty. Nic. Kolejne podejście. Poczta głosowa.
-Hej, tu Niall. Zaśpiewaj albo zamów mi jedzenie.-
usłyszałam jego głos w słuchawce.
-Oddzwoń- poprosiłam.
Nerwowo chodziłam w kółko po tarasie, a w mojej głowie
rodziły się tysiące pytań. „Dlaczego Danielle czy El nie dzwoni? Czy Niall
przeżył? Czego nikt mnie nie zawiadamia, prócz tego anonima?”. Wciąż próbując
dodzwonić się do Horana, usiadłam na fotelu. Z oczu popłynęły mi łzy, gdy
przypomniałam sobie, jak w moim związku z Niallerem miał miejsce nieprzyjemny
incydent.
Tego dnia świeciło słońce, było ciepło i przyjemnie. Moi
rodzice wyjechali wczesnym rankiem, więc mogłam leniuchować z pizzą przed
telewizorem ( co zdaniem rodziców było karygodne), ale szybko wstałam i
pościeliłam łóżko.
-Coś się stało?- spytała Nancy- czemu panienka nie śpi?
Przecież państwo Smith wyjechali.
-Ale w każdej chwili mogą wrócić, a chciałabym pójść do
parku- uśmiechnęłam się promiennie- Ale Nancy, ile razy mam ci powtarzać? Mów
mi Elisa.
-Dobrze. –powiedziała pokojówka i wyszła.
Miałam gęste, brązowe włosy. Sercową twarz zdobiły
piwne oczy, prosty nos i wydatne usta. Gdy się uśmiechałam na policzkach
pojawiały się dołeczki. Ubrałam się w przetarte rurki, zwiewną tunikę i granatowe
baletki. Byłam zgrabną, ładną, wysoką dziewczyną, a co za tym szło- podobałam
się wielu chłopakom, a dziewczyny zazdrościły mi figury. Przejrzałam się w
lusterku, po czym wolnym krokiem udałam się do kuchni. Zjadłam przygotowane
przez pokojówkę śniadanie. Był to dla mnie chory pomysł, by zajmowała się mną
niańka. Bardzo ją lubiłam, no ale bez przesady. Zdaniem rodziców tak było
lepiej, ale przecież chcieli bym była samodzielna, a jak jest to możliwe, kiedy
ktoś wszystko za ciebie robi?
-Ślicznie wyglądasz- powiedziała Nancy, zanim opuściłam
dom.
-Wiem- szepnęłam sama do siebie
Ruszyłam do parku, nucąc pod nosem melodię swojej
ulubionej piosenki. Szłam alejką, gdy nagle na jednej z ławek zobaczyłam
Nialla. Bez koszulki, która została niedbale rzucona na oparcie, z papierosem
pomiędzy środkowym a wskazującym palcem, z potarganymi włosami. Gołym okiem
było widać , że płakał. Nie wiem co się z nim działo, zmienił się. Nie był
takim samym Niallem Horanem, którego poznałam, polubiłam, aż w końcu
pokochałam. Przygryzłam wargę i podeszłam do niego, siadając obok.
Chłopak po chwili mnie zauważył, po czym spojrzał prosto w moje oczy i
powiedział:
-Proszę. Zrób coś dla mnie, dobrze? Zrań mnie prawdą.
-Ale…?- nie dokończyłam, bo Nialler przerwał jej w pół
słowa.
-Ale nigdy nie pocieszaj mnie kłamstwem. Nie chcę tego!
Przeniosłam wzrok na swoje buty. Westchnęłam.
-Chodzi ci o nasze wczorajsze pisanie?
- Wyjaśnij mi dlaczego mnie okłamałaś, co?- prawie
krzyknął
-A więc…- nie potrafiłam zebrać myśli- to zdarzyło się
tamtego wieczora, gdy się poznaliśmy… A raczej dzień po…
~*~
-[T.I.]! [T.I.]!!! – usłyszałam głos ojca.
Szybko zbiegłam po schodach, bo wiedziałam, że lepiej, by
miał dobry humor. Inaczej nici z jazdy na deskorolce.
-Dzień dobry- cmoknęłam go w policzek
-Nakryj do stołu- powiedział
Poszłam do kuchni. Coś mi się nie zgadzało. A gdzie Lucy,
Nancy, Piotr, Teresa i inni? Wszyscy służący gdzieś wybyli, co było bardzo
dziwne. Coś było nie tak.
-Usiądź- powiedziała Isabel, gdy śniadanie było na stole.
Zjadłam je w milczeniu, bo rodzice prowadzili „wymianę
zdań” na temat nowego filmu ojca i firmy mamy. Z ich rozmowy wywnioskowałam,
że: perfumy „Playboy” sprzedają się lepiej niż dwa miesiące temu, ale gorzej
niż jakieś dwa lata temu; ojciec ma kręcić nowy film, ale jego scenarzysta się
wycofał i musi znaleźć nowego, a i jeszcze pokłócili się o pogodę i o służących
(w końcu coś co jest nie związane z ich pracą). Codzienność. Zamyśliłam się.
-Usnęłaś?- warknął ojciec
-Patrick! Nie jesteś na planie filmowym!- Isabel zgromiła
go wzrokiem
-Przepraszam- szepnęłam
-Mówiłem, że po naszym przyjeździe, przyjedzie do nas na
kolację mój nowy scenarzysta z żoną i synem. Wczoraj podpisaliśmy kontrakt.-
Patrick poweselał
-To dobrze- powiedziałam, udając zainteresowanie
-Znasz może państwo Horan’ów? To oni zaszczycą nas swoją
obecnością- wtrąciła Isabel
-Osobiście, nie- westchnęłam, gdyż zaczęła nudzić mnie ta
rozmowa
-Mają dwóch synów- Grega, który jest mądrym i
utalentowanym chłopakiem tak jak ty. No i Nialla, ale to nie partia dla ciebie.-
Patrick był coraz weselszy.
-Znam ich- powiedziałam cicho
-A któż by nie znał Grega- zaśmiał się ojciec, ale zaraz
spoważniał- A Nialla skąd?
Poczułam, że rozmowa schodzi na niebezpieczne tory.
-Widziałam go kilka razy. Poznał nas…yyy…Greg. Tak właśnie
on- zauważyłam z jaką łatwością przychodzi mi kłamanie. Czyli to czego Nialler
tak bardzo nienawidził. Ale rodzice, i to tacy, to przecież inna bajka.
-O to świetnie. Bo wiesz ty i Greg…- zaczęła Isabel, ale
urwała, bo Patrick ostrzegawczo kopnął ją w kostkę
-Tak?- spytałam niewinnie
-Ty i Greg na pewno będziecie dobrymi przyjaciółmi-
powiedział mój ojciec.
Wstałam i chciałam już wyjść, ale Isabel powiedziała:
-Nancy wróci za godzinę. Idę z Patrickiem na bankiet o
20. Wrócimy rano. Wyjątkowo możesz być na dworze do 20.30, ale w łóżku jesteś o
22. Zrozumiałyśmy się?
-Tak… mamo- odparłam i wyszłam z jadalni.
Coraz trudniej było mi mówić o Isabel i Patricku jak o
rodzicach. Byli wobec mnie nieczuli i aroganccy. Nie nadawali się na osoby,
które miałam naśladować, które miały dawać mi należny przykład..
Przebrałam się w sportowy stój i wzięłam deskorolkę.
Wyszłam z domu zanim jeszcze rodzice pojechali na bankiet. Moim starym
sposobem: z pokoju na balkon, na dach, na ogromną lipę, a tam moja stara
drabinka. I po kłopocie. Dobrze, ze byłam wysportowana, w końcu codziennie
biegałam i dwa razy w tygodniu miałam baseny. Szybko dotarłam do parku. Było
gdzieś po dwudziestej, gdy zostałam tam sama. Ale nie bałam się, lubiłam to
miejsce i znałam je bardzo dobrze. Nie całkiem sama, bo niedaleko mnie na ławce
siedział mężczyzna , ubrany na czarno. Wtem usłyszałam kroki. Odwróciłam się, a
z mroku wyłoniła się postać chłopaka.
-Cześć [T.I.]- przywitał się- poznałaś już mojego
braciszka, co? Niezły łobuziak.
-Greg.- szepnęłam
-A któż by inny? Jeździsz?- wskazał palcem moją deskę.
-Tak- pokiwałam głową.
Ani trochę nie był podobny do Nialla. Zdecydowanie
bardziej podobał mi się sportowy styl młodszego, niż jego brata. Obaj byli
przystojni. Ale Greg miał coś w sobie takiego… wrogiego.
-Zobaczymy kto lepszy?
-Okey.- odparłam- jaka stawka? Kasa? Bo wątpię, że chcesz
się ścigać bez nagrody.
-Coś lepszego-uśmiechnął się
-Jakieś propozycje?
-Wygram- jesteś moja- odparł Greg
-Gdy byłeś mały ktoś cię bardzo mocno uderzył w głowę.
Coś ci się pomieszało- skrzyżowałam ręce na piersi.
-Już cię mój braciszek przekabacił na swoją stronę co?
-O co ci chodzi?- spytałam
-Dobra, inna nagroda. Wygram- całujesz mnie.
-A jak przegrasz?
-To niemożliwe. Nie ma takiej opcji.
-Nalegam!
-Dam ci coś czego pragnęłaś, pragniesz i będziesz
pragnęła już zawsze.- śmiesznie poruszył brwiami
-Czyli?- westchnęłam
-Dam ci mnie! Będę twój!
-Wymyślę sobie lepszą nagrodę niż ty!- syknęłam-
Zaczynamy!
„Zarozumiały bubek”- pomyślałam. Świetnie mi szło. Było
pięć do sześciu dla niego. Ostateczne starcie. Miałam zrobić salto w powietrzu,
a wyszło… na rampie. Greg zamiast mi pomóc, śmiał się w niebogłosy, trzymając
za brzuch.
-Wygrałem!- Greg w końcu podał mi rękę i przyciągnął mnie
do siebie.
Poczułam jego usta na moich. Odepchnęłam go, drąc się co
o nim myślę. Zauważyłam, ze tamten czarny mężczyzna wstał i wybiegł z parku.
Xavier położył mi dłoń na ramieniu.
-Daj spokój, on jest na przegranej pozycji. Jest NIKIM!
Oberwał ode mnie z liścia. No przepraszam bardzo, ale nie
zamierzam pozwalać, by taki ktoś jak Greg obrażał moich znajomych i sobie z
nich drwił. „Nieźle dostał” uśmiechnęłam się do siebie, gdy chłopak złapał się
za pulsujące miejsce.
-To ty jesteś nikim! Przynajmniej dla mnie!- warknęłam i
wyjechałam na desce z parku
„Kim był ten czarny facet?”- pomyślałam. Byłam w domu po
22. Nancy bez słowa nagany podała mi kolację. Podziękowałam i poszłam do
swojego pokoju.
Ja: „Hej! Sorry, że tak na ciebie ostatnio tak
naskoczyłam, ale byłam zła na rodziców. Po prostu wtrąciłeś się nie w porę.”
Niall: „Hej. Miło, że się odezwałaś. Nie gniewam się”
Ja:„ Dzięki. Jesteś fajnym chłopakiem”
Po kilkunastu minutach:
Niall: „Gdzie byłaś dziś wieczorem?”
Ja: „W domu, a co?”
Niall: „Czego mnie oszukujesz? Widziałem cię!”
Ja: „ To ty byłeś tym facetem w czerni? Niall, to nie tak
jak myślisz!”
Ja: „Niall, proszę odpisz!”
Ja: „ NIALL!!!”
~*~
-Niall, to naprawdę nie było tak jak myślisz!
-Nie wiesz co..
-Wiem!- krzyknęłam- cholera, wiem, co widziałeś! I wiem
co sobie o mnie myślisz! Nie słyszałeś jak było naprawdę? Mówię po chińsku?
-Może najpierw posłuchasz jak ja to widziałem, co?
~*~
*Oczami Nialla*
Wieczorem wymknąłem się za Gregiem. Czułem, że idzie na
„spotkanie” z dziewczyną. Ale nie sądziłem, że będzie to … [T.I.]! Dziewczyna,
o której myślałem dzień i noc, odkąd po raz pierwszy ją zobaczyłem. A teraz ona
i on… razem! Usiadłem na ławce niedaleko rampy, na której Elisa ćwiczyła. Kilka
razy uważnie mi się przyglądała, ale nie potrafiłem zmusić się, by pokazać jej,
że to ja. Chciałem najpierw zobaczyć co się będzie działo. Wtem pojawił się mój
największy wróg na świecie. Widziałem, jak najpierw o czymś rozmawiali, a potem
zaczęli zjeżdżać na deskach. Elisa chciała zrobić salto, ale upadła. Poderwałem
się z miejsca, ale stanąłem w pół kroku. Moje serce przestało bić, czas się
zatrzymał. Xavier całował ją. A ona nic, żadnego sprzeciwu. Czym prędzej
wybiegłem z parku. Widocznie tak musi być, ona wybrała jego. Próbowałem
pogodzić się z tą myślą, ale nie potrafiłem. Złość wzięła górę nad rozsądkiem.
Przewróciłem śmietnik i pobiegłem do domu. Najpierw myślałem, że to pomyłka,
ale gdy wieczorem napisała mi, że cały czas była w domu… To był cios w serce!
Czułem się jak śmieć, zepsuta zabawka, wykorzystany i porzucony…
~*~
-Głupku!- krzyknęłam na cały park, pukając go w czoło-
Czy ty sam siebie słyszysz?! Myślisz, że wolę twojego brata?! Mając do wyboru:
śmiesznego wariata i ponurego przystojniaka, sądzisz że pokochałabym tego
drugiego?!- wstałam, nerwowo kręcą się przed nim.
-Przystojniaka- burknął.
Siłą wciągnęłam mu koszulkę przez głowę, złapałam go za
policzki i zbliżyłam twarz do jego.
-Zapamiętaj to sobie raz na zawsze! Kocham ciebie i tylko
ciebie!- mocno go pocałowałam.
Objął mnie w pasie, przyciągając do siebie. Wdrapałam mu
się na kolana, pogłębiając pocałunek.
-Nigdy mnie nie zostawisz?- spytał, patrząc prosto w moje
oczy.
-Nigdy.
-[T.I.]! Boże! Tu jesteś!- usłyszałam przerażony głos
Nialla.
Odwróciłam się, po czym rzuciłam mu się w ramiona.
-Czego płaczesz? Dzwoniłem kilka razy, ale było zajęte.
Mówiłem, żebyś nie wisiała ciągle na telefonie. Było pójść do Dan czy El
pogadać- odetchnął z ulgą, widząc mnie całą i zdrową.
-Ty żyjesz- wyszeptałam, tuląc się w zagłębienie jego szyi.
-No jeśli jeszcze raz wykręcisz mi taki numer z
nieodbieraniem ode mnie miliona telefonów, to zapewniam cię, że na zawał
zejdę!- zaśmiał się, głaszcząc mnie po plecach- Czemu drżysz?- odsunął się na
kilka centymetrów, przypatrując się mi uważnie.
-Dostałam wiadomość, że mieliście wypadek i prawdopodobnie
zginęliście- odrzekłam cicho- Czego do cholery nie odbierałeś?!- wrzasnęłam
-Kochanie, uspokój się. Wiesz, że nie możesz się denerwować.
Miałem próbę. Nie pamiętasz? Kto to dzwonił? To jakiś głupi żart!
-Nie przedstawił się.
-Usiądź i się już nie denerwuj. Nic mi nie jest- zapewnił i
zniknął w salonie.
Opadłam na bujany fotel, przykrywając się kocem i starając
się wyrównać przyspieszony oddech. Miałam nadzieję, że moje zdenerwowanie nie
udzieliło się dziecku, nie chciałam by coś mu się stało. Napiłam się trochę
wina. Mój nade opiekuńczy mąż zabrał mi je, odstawiając na stołek.
-Nie powinnaś- pogroził mi palcem- Dorwiemy tę osobę, która
wykręciła ci taki durny żart. Dobrze, że nie usuwałaś tej wiadomości-
powiedział Niall.
Usiadł na dużej poduszce, w dłoni trzymając gitarę, po czym
spytał:
-Powinnaś się rozluźnić. Może pośpiewamy?
Mimo iż na co dzień śpiewał, grał, dawał z chłopakami liczne
koncerty, lubił właśnie w taki sposób spędzać wolny czas. Niall, podobnie jak
ja, pragnął by nasze dziecko od samego początku było związane z muzyką. Ochoczo
pokiwałam głową, bo wiedziałam, że ta czynność działa na mnie kojąco.
(http://www.youtube.com/watch?v=vq496RTQN6o)
My
heart's a stereo,
It
beats for you, so listen close,
Hear
my thoughts in every no-o-o-te.
Make
me your radio,
And
turn me up when you feel low,
This
melody was meant for you,
Just
sing along to my stereo.
Z każdym zaśpiewanym wyrazem przy akompaniamencie gitary,
coraz bardziej się uspokajałam. Nasze głosy echem niosły się po spokojnych
ulicach miasta. Dziecko wykonało obrót, co doprowadziło mnie do cichego
śmiechu. Niall odłożył instrument, po czym położył swoją dłoń na moim
powiększonym brzuchu.
-Jak myślisz… Larry będzie podobny do mnie czy bardziej do
ciebie?- zapytał chłopak
-Larry?- zdziwiłam się.- Nadałeś mu już imię?
-Wolisz inne?- spytał, a widząc moją minę dodał szybko,
wcześniej pukając się otwartą dłonią w czoło- [T.I.], przepraszam. To dla
ciebie drażliwy temat, zapomniałem. Ty wybierz imię, dobrze? Na pewno znasz się
na tym lepiej niż ja- chciał złagodzić sytuację.
Zaśmiałam się, czochrając jego włosy. Dzięki Bogu zgodził
się pozostać przy farbowanym kolorze włosów, uważałam, że tak mu bardziej do
twarzy.
-Niall- pogłaskałam go po policzku- Sama chciałam nadać
naszemu dziecku takie imię, ale nie wiedziałam jak zareagujesz. Harry i Lou
zapewne będą zachwyceni- rzekłam.
-Czy ty słyszysz to samo co ja?- zza naszych pleców dobiegał
głos Hazzy- Louis, czy ja się przesłyszałem? Oni mają jeszcze wątpliwości czy
nam się spodoba!- loczek udawał oburzenie
-Co wy tu robicie?- zapytał Nialler
-No widzisz! Jeszcze nas wyganiają!- Harold wzniósł ręce ku
niebu.
-Czy on jest pijany?- zwróciłam się do Tomlinsona
Lou roześmiał się, siadając obok nas.
-Niee, po prostu przesadził z wąchaniem kwiatków.
-Że czego?- zdziwiłam się, na co chłopcy jeszcze głośniej
wybuchnęli śmiechem.
-Byliśmy w kwiaciarni, bo Hazza uparł się, że nie przyjdzie
do ciebie z pustymi rękoma. Sprawdzał zapach każdego bukietu, do tego stopnia,
że to go odurzyło i teraz bredzi głupoty. A poza tym wypił kilka puszek coli,
a wiesz jak on reaguje na kofeinę- Lou poruszył znacząco brwiami.
-To dla ciebie- lokers wręczył mi piękne kwiaty, które od
razu włożyłam do wazonu.
Rozłożyliśmy się na trawie w ogródku i podziwialiśmy
gwiazdy, co chwilę śmiejąc się i rozmawiając. Harry co chwilę się wygłupiał, a
to tańczył do „I’m sexy and I knowi t”, a to udawał kota i przymilał się do
Louisa.
-Namierzyli tego wariata, co cię dziś nastraszył. Dostanie
porządną karę- powiedział Niall, gdy odłożył telefon.
Wtuliłam się w jego bok.
-Bałam się o ciebie… o was- wyszeptałam mu na ucho.
-Też się bałem.
-Życie jest serią przypadków i pomyłek.-stwierdziłam.
-A ja tam wierzę w przeznaczenie- odparł.
Zamknęłam powieki, powoli odpływając w krainę snu, gdy
rozbudziło mnie drgające od śmiechu ciało męża. Podniosłam głowę i spojrzałam
na tańczących i śpiewających Lou I Harrego.
-Hej, I
Just met you and this is crazy, but here’s my bedroom, so fuck me maybe !- darł
się loczek.
-Zdaje mi się, że to ogródek, a nie sypialnia, Harry.-
zgromiłam go wzrokiem- Oj no już dobrze, dobrze. Pierwsze piętro, trzecie drzwi
od lewej, takie brązowe- dodałam, gdy zobaczyłam jego błagalną minę.
Styles rzucił się na mnie, pocałował mnie w policzek, po
czym pociągnął śmiejącego się Lou do domu.
-Może śpijmy dziś tutaj, co?- spytałam.- Tam nam nie dadzą.
-Mi pasuje- mruknął Niall, obejmując mnie mocniej ramieniem.
Zanim zupełnie odpłynęłam, usłyszałam krzyki dobiegające z
domu. Uśmiechnęłam się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
~by Natalia
Tytuł zapowiadał Louisa więc się trochę zdziwiłam jak to nie było z nim ale ii tak boskie :)
OdpowiedzUsuńfaktycznie, moje niedopatrzenie ;) już poprawione .
UsuńTreściowo świetny ,nawet bardzo ,ale ogólnie to ciężki do zrozumienia taki troszkę pomieszany . Nie pomyśl sobie czasem ,że chcę cię zhejtować ,po prostu ten imagin ma dziwną budowę i jest ciężki do zrozumienia . I jeszcze jedno ,tam jest wspomniany jakiś Xavier ,kto to jest ? Bo to było w momentach o Gregu no i właśnie nie zrozumiałam .
OdpowiedzUsuńOh, moja wina. Musiałam sie zapędzić i pomyliłam imiona bohaterów. Przepraszam.
UsuńNatalia
to jest świetne , więcej takich . <3
OdpowiedzUsuńHa ha ha :D Genialne xD
OdpowiedzUsuńDużo zawikłanej akcji... Super!!!
OdpowiedzUsuńNo niestety muszę zgodzić się z Aleshiaxd :/ Imagin jest nieco zawiły i trudny do zrozumienia :/ ale nie zniechęcaj się , bo piszesz bardzo dobrze ;)
OdpowiedzUsuńNo tak trochę zagmatwany, ale jak sie już wczytasz to można zrozumieć o co chodzi ;) Bardzo mi się podoba! Świetny <3
OdpowiedzUsuńZajebisty <3
OdpowiedzUsuńA imagin wcale nie jest zagmatwany, tylko napisany w stylu Nialla!
Więc mi się tu nie czepiać :)
Świetny ;3
Wielbię imaginy pisane przez Ciebie, Klarę i Julię :)
Świetny ;***
OdpowiedzUsuńHa ha ha <333 Super!!!
OdpowiedzUsuńSuuuuuuper *__*
OdpowiedzUsuńJa też się pomyliłam z imionami i się domyślałam :) Ale ogólnie cały imagin jest świetny!!!
OdpowiedzUsuńKinga :)
Trochę mnie przerażają części z Lou i Harrym XD Ale poza tym super. Heh :{)
OdpowiedzUsuńAjeja świetny♥.♥
OdpowiedzUsuńKiedy będzie 2 część tego o Zaynie?;D
2 cześć Zayn'a we wtorek. Ale nie wiem czy jest tak bardzo na co czekać xD
OdpowiedzUsuńJulia
Jej popłakałam się Wiem jestem głupia:) Ale bardzo mi się podoba:) Więcej takich:)
OdpowiedzUsuńjezu genialne a harry i lou mnie rozbroili
OdpowiedzUsuńjezu genialne a harry i lou mnie rozbroili
OdpowiedzUsuńHarry i Louis... o.O Ja chcę jeszcze jeden taki. ^^
OdpowiedzUsuńKlaudia Styles
Jest w ciąży i pije wino? Trochę dziwne, ale po za tym to ok.
OdpowiedzUsuńWspaniały *___*
OdpowiedzUsuń