piątek, 24 sierpnia 2012

# 128 . Liam .


Jak burza wpadłam do domu, głośno trzaskając drzwiami, chcąc tym samym podkreślić swoje zdenerwowanie. „Jak on mógł mnie tak potraktować?”- pomyślałam, rzuciwszy się na jasną kanapę. Przez cały pobyt u rodziny czekałam, aż w końcu spotkam się z Liamem. A gdy nadszedł upragniony dzień, chłopak po prostu powiedział, że nie może. Bez żadnych wyjaśnień czy nawet przeprosin. Jego głos był oschły i mimo dzielących nas kilometrów , wyczułam bijący od niego chłód. Puknęłam się otwartą dłonią w czoło, zarzucając sobie ogromną naiwność i bezgraniczne zaufanie. No tak! Co mogło być ważniejsze ode mnie? Muzyka. Rozumiałam, ze robienie kariery, udzielanie wywiadów i uszczęśliwianie fanów było jego priorytetem, ale ja także potrzebowałam chociaż krztyny jego uwagi.
-Może powinnaś zapytać KTO jest na pierwszym miejscu!- usłyszałam cieniutki głosik.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu osoby, która wypowiedziała to zdanie, ale nikogo oprócz mnie, nie było, nie licząc chomika podgryzającego klatkę, co swoją drogą, zaczynało mnie doprowadzać do szału. Westchnęłam. Znów rozmawiałam sama ze sobą, to stawało się powoli męczące; zwłaszcza gdy robiłam to na głos, a w dodatku w miejscu publicznym. Może powinnam była skorzystać z pomocy specjalisty? Może, ale nie zamierzałam tracić na to czasu, kiedy mój związek z Payne’m stanął pod wielkim znakiem zapytania i zawisł na przysłowiowym włosku. Ze skwaszoną miną, podniosłam się z sofy, nie mając pojęcia co zrobić, czym zając ręce, by tylko nie myśleć o przykrym wydarzeniu, jakiego doświadczyłam. Niestety wszystko co było do sprzątnięcia, odkurzenia, umycia, poukładania, a nawet wypolerowania zostało wykonane przed moim „spotkaniem” z Liamem. Zmarszczyłam czoło w geście frustracji. Niechętnie udałam się do swojego pokoju, biorąc po drodze z kuchni butelkę z wodą mineralną, by nawilżyć wysuszone gardło. Wygodnie rozciągnęłam się na zaścielonym łóżku, okrywając nogi cienką kołderką. Włączyłam laptopa, by po chwili móc przeczytać nowinki ze świata, a także wiadomości znajomych na Twitterze. Jeden bardzo mnie zaintrygował, nie tylko ze względu na treść, której nie mogłam do końca zrozumieć, ale również, dlatego, iż jej autorem był nie kto inny, jak sam Payne.
„Love isn’t always fair”
Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w te cztery wyrazy i śmiałam rzec,  że nie miałam bladego pojęcia co Liam miał na myśli, dodając taki wpis. Zatkało mnie na dobre dziesięć minut, przez które to próbowałam rozgryźć tok rozumowania chłopaka. Jedno wiedziałam na pewno- skierował te słowa do mnie, może nie bezpośrednio, ale jednak. Ale co mi chciał przez to powiedzieć? W głowie miałam koszmarny bałagan, choć raczej patrząc na to z drugiej strony była to pustka i wielka niewiadoma.
~*~
-[T.I.], pożegnasz…  się z … nami dziś?- usłyszałam przyspieszony oddech po drugiej stronie słuchawki.
-Harry? Coś się stało? Żegnać się? Czego?- nerwowo kręciłam się po pokoju, mocno przyciskając telefon do ucha.
-No przecież dzisiaj lecimy do Irlandii. Liam ci nic nie mówił?- Harold wydawał się zaskoczony.
„Czyli Payne nie raczył ich poinformować, że nie widzieliśmy się od ponad dwóch tygodni”- pomyślałam, przełączając na głośnik.
-Na którą macie samolot?- spytałam, zakładając niezdarnie buty.
-Za pół godziny odlot- westchnął- Będziesz, prawda?
-Oczywiście. Muszę przecież was wyściskać. Obym zdążyła. Pa.- zarzuciłam bluzę, naciągnęłam na czoło czapkę z daszkiem i wybiegłam z domu, zamykając go wcześniej na dwa spusty.
Czym prędzej otworzyłam garaż, wyprowadziłam samochód i odjechałam z piskiem opon, nawet nie fatygując się by domknąć bramę. „Może nikt nic nie ukradnie”- przebiegło mi przez głowę. Włączyłam radio i mocniej nacisnęłam pedał gazu. Mknęłam ulicami, sprawnie wymijając wlekące się pojazdy. Przejechałam dwa skrzyżowania na czerwonym świetle i zapewne nie raz foto radar pstryknął mi pamiątkowe zdjęcie, ale mało mnie to interesowało. Chciałam jak najszybciej znaleźć się na lotnisku. Zatrzymałam się przed przejściem dla pieszych. Spojrzałam w niebo- ciemne chmury zwiastowały nagłe załamanie pogody. Wtem ujrzałam na przedniej szybie pojedyncze kropelki deszczu. Przeklęłam cicho pod nosem, zjeżdżając na parking. Wiatr hulał niemiłosiernie, przeszywając moje ciało na wskroś. Zapięłam bluzę i nie zważając na tworzące się kałuże pobiegłam przed siebie prosto do wejścia. Wbiegłam na ogromną halę rozglądając się dookoła, nie mogąc znaleźć chłopaków.
-Jesteś- ktoś objął mnie ramieniem.
Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Zaynem, na którego twarzy malowała się ulga pomieszana ze smutkiem.
-On na ciebie czeka.- wyszeptał mi do ucha, ciągnąc mnie w nieznanym kierunku.
-[T.I.]!- krzyknął Lou, podnosząc mnie i kręcąc dookoła własnej osi.
-Też się cieszę, że cię widzę Louis- uśmiechnęłam się.
-Myślałem, że nie zdążysz- dodał Hazza.
-No jeden mandat zapewne dostanę i przy okazji kilka punktów, ale czego się nie robi dla przyjaciół ściągnęłam czapkę i pacnęłam nią Stylesa w ramię. – A gdzie Niall?
-Jak to gdzie? Przecież do niego lecimy.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. „Co się ze mną dzieje?”- pomyślałam, nie mogąc się na niczym skupić. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, obraz się rozmazał. Poczułam nieprzyjemny ucisk w skroniach. Przyłożyłam dłonie do nich, chcąc sobie jakoś ulżyć i odzyskać władze nad wzrokiem. Zachłannie łapałam powietrze, które z coraz większym trudem wlatywało do moich płuc. „Co jest?”. Zachwiałam się i upadłabym, gdyby nie silne ramiona Liama.
-[T.I.], wszystko w porządku?- spytał przejęty Payne
-Nie, nic nie jest w porządku. Nie odzywałeś się, a teraz udajesz, że się o mnie martwisz- chciałam powiedzieć, ale zamiast tego z moich ust wyrwało się ciche jęknięcie.
-Mała, słyszysz mnie?- Malik pogłaskał mnie po policzku.
Zamrugałam kilkakrotnie, zero jakiegokolwiek skutku. Zanim zemdlałam, usłyszałam przerażone krzyki chłopaków i głos Louisa wzywającego karetkę.
~*~
Obudziłam się w szpitalnym łóżku, białe oślepiające światło raziło mnie prosto w oczy. Oczy. Podniosłam osłabioną dłoń do powiek, próbując je przetrzeć. Przeraziłam się, gdy poczułam pod palcami gałki. Czego nic nie widzę? Poderwałam się raptownie, czego od razu pożałowałam. Silny ból przeszył moją głowę.
-Proszę odpoczywać- dobiegł mnie spokojny, męski głos.
-Kim pan jest?- wychrypiałam.
-Lekarzem- mężczyzna wsunął mi w dłoń szklankę z wodą.- Napij się.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, z ulgą nawilżając suche gardło.
-Może mi pan powiedzieć co się ze mną stało?- poprosiłam
-To trudne do wyjaśnienia. Po pierwsze: masz anemię, stąd twoje omdlenia. Jak długo nosisz okulary?- poczułam jak łóżko się zapada.
„Pewnie usiadł obok mnie”- pomyślałam. Chcąc sprawdzić, przesunęłam ręką po prześcieradle, aż dotarłam do uda faceta. Odsunęłam pospiesznie dłoń, od razu przepraszając. Doktor cicho się zaśmiał.
-Od dziecka- odrzekłam zgodnie z prawdą.
-Czy ona będzie jeszcze kiedyś widzieć?- usłyszałam głos Liama, dochodzący z drugiego końca sali, a gdy lekarz nie odpowiadał, chłopak zaczął krzyczeć- Zapłacę ile będzie potrzeba! Proszę polecić mi najlepszych fachowców! Ona musi widzieć!
-Niech się pan uspokoi, to szpital.- mężczyzna wstał- Może pan wydać górę złota, wynająć specjalistów z całego świata, ale zaręczam panu, że ta dziewczyna nigdy więcej nie ujrzy światła dziennego! To bardzo rzadki przypadek, nieodwracalna kolej rzeczy. Może się pan z tym pogodzić bądź nie, ale niech pan pamięta, że [T.I.] teraz najbardziej potrzebuje wsparcia ze strony przyjaciół i rodziny- głos doktora był oschły, nie wyrażający żadnych emocji, tak jakby mówił to robot, a nie człowiek.
Każdy wyraz, który padł z ust faceta w białym fartuchu, zapadał mi głęboko w pamięć i sprawiał mi ból. „Nigdy więcej nie ujrzy światła dziennego”- zdanie niczym echo odbijało się w mojej głowie. Zamknęłam powieki, po czym wtuliłam się w kołdrę, cicho łkając.
-Zostawiam was na chwilę samych- rzekł doktor, po czym usłyszałam trzask zamykanych drzwi.
-To niemożliwe- Payne kręcił się nerwowo po pomieszczeniu.
-Wyjdź- wyszeptałam.
-Słucham?- zdziwił się.
-Wyjdź- powtórzyłam, tyle ze głośniej.
-Ale [T.I.], mogę ci pomóc!
-Nie chcę twojej cholernej pomocy ani litości! Ani twoich zakichanych pieniędzy! Nie chcę od ciebie nic, rozumiesz?  Masz mi dać spokój i odejść. – wrzasnęłam, zaciskając dłonie w pięści.
Z moich oczu potoczył się potok łez. Wpatrywałam się w czarną przestrzeń, która otaczała mnie z każdej strony. Wiele bym dała, by móc zobaczyć jego minę. Co mogła wyrażać? Złość? Smutek? Żal? Rozczarowanie? Nienawiść? Troskę? Nie dane mi było tego już nigdy ujrzeć. Moich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk wciągania powietrza, a potem przymykanych drzwi. Zostałam sama. Sama w nowym świecie…
~*~
Po tygodniu ciągłych badań, zabiegów, diagnoz w końcu mogłam opuścić znienawidzony do granic możliwości szpital. Mama pomogła mi zejść po schodach, od razu wciskając mi w dłoń laskę dla niewidomych.
-Nie będę z tym chodzić- odrzekłam, oddając jej przedmiot- Chcę żyć tak jak wcześniej, mamo.
-Kochanie- kobieta pogłaskała mnie po policzku, a ja przysięgam, że usłyszałam jej cichy szloch.
-Dam radę, mamo. Nie skreślaj mnie, proszę. Wiem, że to będzie trudne, ale pragnę chociaż spróbować.
Rodzicielka w geście zrozumienia i akceptacji mocniej uścisnęła moją dłoń. 
Mimo wielu trudności nie poddałam się i każdego dnia walczyłam o lepszą przyszłość. Nie spotykałam się z przyjaciółmi, utrzymywałam z nimi tylko kontakt telefoniczny. Któregoś razu zostałam sama w domu, bo rodzice musieli wyjść do pracy, a nie mieli mnie z kim zostawić.
-Mamo, poradzę sobie- zapewniłam, całując ją w policzek.
Oczami wyobraźni widziałam świat, który mnie otaczał. Postanowiłam, że nic w mieszkaniu nie będę zmieniać, ani przestawiać żadnych mebli, bo dzięki temu łatwiej mogłam odnaleźć się i nie przewrócić. Chodziłam pewnym krokiem, wyprostowana, zawsze z ciemnymi okularami na nosie, choć oczy miałam otwarte. Zachowywałam się jak każda przeciętna nastolatka. Usłyszałam dźwięk dzwonka. No tak, z patrzeniem przez wizjer był pewien problem, ale i na to znalazłam jakieś rozwiązanie.
-Kto tam?- zapytałam, kładąc dłoń na klamce.
-Liam. [T.I.], proszę wpuść mnie!
Z lekkim wahaniem, otworzyłam drzwi. Nie mogąc się powstrzymać, wyciągnęłam dłoń i przejechałam nią po policzku chłopaka.
-Nie goliłeś się od kilku dni- zauważyłam.
Payne cicho się zaśmiał, kładąc palce na moich.
-Przepraszam za moje zachowanie- zaczął, ale mu przerwałam.
-Może lepiej wejdźmy do środka. Tam czuję się pewniej- odwróciłam się i szybkim krokiem udałam do kuchni po szklanki i sok, które po chwili znalazły się na stole w salonie.
-Jak to zrobiłaś?- w głosie Liama było słychać podziw.
-Ale co?- zdziwiłam się, siadając na kanapie.
-No.. to… Ten… Że…- jąkał się i zapewne machał rękami, bo wyczułam lekki powiew.
-Normalnie- odrzekłam, zgadując co miał na myśli.- Po co przyszedłeś? Czy niezbyt jasno się wyraziłam? Nic od ciebie nie chcę.
-Z resztą rozmawiasz chociaż przez telefon, a mnie unikasz. Zrobiłem coś nie tak? Zraniłem cię… przed tym co ci się przytrafiło?
-Myślałam, że kogoś masz- wypaliłam po kilku minutach ciszy.- Co miało znaczyć zdanie „miłość nie zawsze jest sprawiedliwa”?
-Ach, o to ci chodzi- odetchnął z ulgą.
Zmarszczyłam czoło.
-Tak, o to- odburknęłam.
-[T.I.]- objął mnie ramieniem i odgarnął kosmyki opadające mi na nos- Chodziło mi o to, że niekiedy dzieją się rzeczy z którymi trudno nam się pogodzić i które wydają nam się niesprawiedliwe. Że w miłości jak i w życiu nie zawsze wszystko idzie tak jakbyśmy chcieli.- zdjął moje okulary i odłożył gdzieś na bok.
-Czyli że…?
-Jesteś przewrażliwiona- przycisnął swój policzek do mojego- A teraz powiedz mi jeszcze raz, już po raz ostatni. Mam odejść?- wyszeptał mi do ucha.
Pokręciłam przecząco głową. Dopiero przy nim w pełni poczułam się jak „dawna ja”; to właśnie jego brakowało mi do układanki puzzli staro-nowego życia. I mimo, że nie zawsze zachowywał się jak należy, potrzebowałam go. Usłyszałam huk za oknem.
-Co to było?- spytałam
-Samolot nisko leciał- splótł palce z moimi.
-Mogę uznać, że to spadająca gwiazda?- zamyśliłam się, opierając głowę o jego ramię.
-A czemu nie?
-Czyli mogę sobie pomyśleć życzenie?
-A jakie?- ujął moją twarz w dłonie.
-Chciałabym wiecznie się z tobą śmiać, cieszyć się dniem i iść na przód, zostawiając za sobą przeszłość- powiedziałam na jednym wdechu.
-Czy będzie to niestosowne jak dodam, że pragnę tego samego?- nasze czoła się zetknęły..
Zamiast odpowiedzieć, dotknęłam wargami jego ust.
Powróciłam.


~by Natalia

24 komentarze:

  1. Czemu tytuł tego jest " Niall", a opowiadanie o Liamie ?
    ale tak ogl to SUPER !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam! Boże, nie wyspałam się dzisiaj! ;D Już poprawiłam.

      Usuń
  2. Świetny imagin :3 -Paula xx

    OdpowiedzUsuń
  3. ale śliczny...
    z dnia na dzień wasze prace są coraz lepsze :D
    Kina ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. o matko, cudny imagin! ;*
    Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski <33
    Taki i smutny i radosny zarazem ; ))
    Kocham Wasze imagine ; ***

    OdpowiedzUsuń
  6. Booskie ! . ♥ Zapraszam na mojego bloga http://mimowszystkociekocham.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. super imagin i świetne tło ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny! :D
    A i świetna zmiana na blogu. Tło jest zajebiste! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny jest poprostu zajebisty.

    OdpowiedzUsuń
  10. jeszcze!natychmiast

    OdpowiedzUsuń
  11. superr,ekstra niesamowicie,nieziemsko,cudownie,sweet,!

    OdpowiedzUsuń
  12. super,super,super

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny! *.*

    Zapraszam również do mnie, na każdym z blogów znajdziesz nowy post. Jeden z nich to nowy rozdział opowiadania z 1D. :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Super! Żal mi tej dziewczyny :(. Jeszcze raz, naprawde świetny imagin!

    OdpowiedzUsuń
  15. janiemogękurkajegomać. popłakałam się i to wszystko takie ... realne ? masz/macie talent

    OdpowiedzUsuń
  16. To jest suuper . Piękne <3

    OdpowiedzUsuń