Tak jak obiecałam, jest part 3. ; ) Mam nadzieję, że się
spodoba.
Piosenka: <klik >
_________________________________________________________
Wpatrywałam się w Tylera szeroko otwartymi oczami.
- Jak
to nie masz jego numeru?! To twój kuzyn, do cholery! – denerwowałam się.
Krocząc w tę i z powrotem mamrotałam pod nosem obraźliwe
określenia nie tylko kierowane pod adresem szwagra, ale i moim.
- Wiem,
gdzie mieszka – próbował uspokoić mnie mąż mojej siostry, jednak bez skutku. Po
wymienieniu nazwy ulicy i numeru domu oraz wytłumaczeniu mi, gdzie mniej więcej
znajdę mieszkanie Louisa, przystanęłam i wytrzeszczyłam na niego oczy.
- To
kilkadziesiąt kilometrów stąd!
Tyler się obruszył.
- Nie
sądzisz, że lepiej przejechać tą odległość, niż załatwiać sprawę przez telefon?
– Posłał mi znaczące spojrzenie i uniósł brwi.
„Świetnie” – pomyślałam. „Jeszcze tego mi brakuje, żeby się
wygadał”.
- Piśniesz
choć słówko rodzicom, Louisowi albo komukolwiek, a wiedz, że zginiesz marnie,
tym bardziej, że to nie jest jeszcze potwierdzone. – wycedziłam, przenosząc
wzrok na siostrę. – A ty... Myślałam, że mogę ci zaufać. Ja się nie
wygadałam!
Posłała mi udręczone spojrzenie.
- [T.I.],
musisz coś z tym zrobić. Louis to kuzyn Tylera, więc pomyślałam, że może...
- Źle
pomyślałaś. Sama to załatwię.
Odwróciłam sie na pięcie i udałam do łazienki. Znów.
Dochodziła 14, a ja już przestałam liczyć wizyty w tym pomieszczeniu.
Otworzyłam szafkę i wyjęłam zeń rzecz, która tak bardzo mnie
nurtowała – test. Zużyty zostawiłam, rozpakowałam jedynie nie naczęty.
Przyglądałam mu się przez chwilę, aż w końcu podjęłam ostateczną decyzję.
- Jutro
– mruknęłam i wyszłam z łazienki.
~*~
Dwie pionowe kreski znaczące listek białej bibułki poruszyły
mnie dogłębnie. Ot, barwne kreseczki zmieniają dotychczasowe życie o sto
osiemdziesiąt stopni. Irytujące, acz prawdziwe.
Podniosłam się z chłodnej posadzki, która wyłożona była
ciemnobrązowymi płytkami i, teraz już bardziej świadoma swoich ruchów, obmyłam
twarz.
„Muszę coś zrobić, prawda?” – pytałam się w myślach. „Tak,
najpierw lekarz. To priorytet. Później...”. Przełknęłam ślinę, a na twarz
wtargnął mi rumieniec niepokoju. „Później czas zawiadomić ojca. Boże, co ja
narobiłam...”.
Histerię przerwało mi pukanie. Nim zdążyłam sprzątnąć nadal
leżący na podłodze test, do łazienki wtargnęła Elena. Zrezygnowałam z porządku
i ponownie pochyliłam się nad umywalką, opierając na niej zimne ze strachu
dłonie i próbując uspokoić oddech.
Kątem oka zauważyłam, że siostra pochyliła się nad
przedmiotem, który wywoływał u mnie skrajne uczucia. Z jednej strony,
oczywiście, cieszyłam się, że zostanę matką. Oswoiłam się już z ta myślą, mimo
że była to całkiem świeża sprawa i idea posiadania dziecka napawała mnie
rozczuleniem, ciepłem i miłością. Już teraz pokochałam to nienarodzone
maleństwo. Przeciwieństwem była... No cóż, obawa. Miałam dwadzieścia lat, zero
doświadczenia w opiece nad brzdącami, mimo że je kochałam, brak pracy i, co
najważniejsze, brak obrączki na palcu i wspierającego mężczyzny u boku.
- Chyba
najwyższy czas... – zaczęła Elena, wpatrując się z uwagą pomieszaną z
rozczuleniem w test, ale jej przerwałam.
- Nie.
Nie wiem, jak zareaguje. Ja sama jeszcze dobrze nie oswoiłam się z tą myślą. –
Dotknęłam brzucha przez cieniutką bluzeczkę. Na razie nie było różnicy, jednak
sama idea sprawiała, że mój brzuch stawał się jakby spuchnięty.
- Im
szybciej, tym lepiej. Chyba nie masz zamiaru powiedzieć mi tuż przed porodem,
prawda? No wiesz, zabrzmi to trochę dziwnie, jeśli odbierze telefon o ciebie, a
ty wymamrotasz do słuchawki pomiędzy krzykami agonii: „Cześć Louis, dawno się
nie widzieliśmy... U mnie wszystko w porządku, nic się nie zmieniło, no może
pomimo tego, że właśnie jadę do szpitala, bo nasze dziecko chce już być
samodzielne i zrobić pierwszy oddech...” – powiedziała sarkastycznie Elena,
odkładając test na półkę obok mnie i opierając się o nią, po czym zrobiła
głupią minę.
- To
nie jest zabawne – wycedziłam.
- Masz
rację, nie jest – przyznała mi rację, poważniejąc. – Ale obstaję przy swoim, że
im szybciej uświadomisz go o tym, że zostanie ojcem, tym lepiej.
Zignorowałam uwagi siostry. Wiem, że chciała dla mnie
dobrze, ale lepiej zrobiłaby dając mi wolną rękę, a nie decydując za mnie. Moje
życie, moje dziecko, moja sprawa. Mój kłopot.
~*~
Tydzień później wyszłam z gabinetu lekarskiego z naręczem
zdjęć, ulotek, dokumentów i poradników dla młodych i przyszłych mam. Dziecko. W
jakim byłam błędzie tydzień wcześniej sądząc, że to kłopot. Teraz jeden berbeć
wydał mi się kaszką z mleczkiem. Lekarz mnie oświecił. Ciąża mnoga – tak
brzmiał werdykt. Słysząc to, mimowolnie rozdziawiłam usta. Dwójka szkrabów.
Nosiłam pod sercem najprawdopodobniej chłopca i dziewczynkę.
Mimo że obraz mnie, samotnej matki, wychowującej dwójkę
maluszków powinien mnie przerażać, na samą myśl o słodkiej dziewczynce i
uroczym chłopczyku na mojej twarzy zakwitał uśmiech. Dwójka maleństw
raczkujących po pokoju, bawiąca się w piaskownicy, goniących się podczas zabawy
w berka – już niedługo będzie to prawdą. Wiedziałam, że macierzyństwo to nie
tylko same słodkie chwile, ale i tak byłam na to przygotowana. Sama ideologia
wystarczyła, by zrobiło mi się ciepło na sercu.
Jeden szczegół nie dawał mi jednak spokoju – „Jak powiadomić
Louisa?”. Na samą myśl czułam nieprzyjemne dreszcze i skurcze żołądka, jednak
to nie na rzecz głodowego protestu, lecz ze strachu.
Postanowiłam, że powiem mu jak najszybciej, lecz mój rzekomy
‘pośpiech’ trwał miesiąc i powiadomienie ojca nie przebiegło tak, jak sobie
tego życzyłam.
~*~
Wzięłam głęboki oddech i drżącą ręką wcisnęłam srebrny
przycisk na domofonie. Chwilę potem firanka w małym oknie odsunęła się i w rogu
ukazała się połowa twarzy kobiety w średnim wieku. Odeszła od okiennicy, by po
chwili w miejscu, gdzie niedawno tkwiła jej głowa, mogło pojawić się nowe
oblicze, tym razem dobrze mi znane.
W ciągu kolejnych sekund zostałam wpuszczona przez
elektronicznie obsługiwaną furtkę, a w drzwiach wejściowych do małego, acz
urodziwego domku stanął on. Louis wpatrywał się we mnie z mieszaniną
niedowierzania, ale i radości i troski. Nim zdążyłam pokonać dystans nas
dzielący i wykonać zaledwie kilka kroków, chłopak zbiegł z ganku, by po ułamku
sekundy trzymać mnie w ramionach.
- [T.I.]
– wyszeptał mi we włosy, a ja, nieco oszołomiona jego reakcją, przytuliłam się
do niego.
- Hej
– odpowiedziałam nieśmiało, zwiększając nieco przestrzeń pomiędzy nami, choć
każda komórka mojego ciała lgnęła ku niemu, czego nie mogłam zrozumieć.
- Co
cię sprowadza? Ale się za tobą stęskniłem! Trudno mi przyznać, ale cię
polubiłem, chyba że... Przyszłaś mi powiedzieć, że jednak wolisz szatynów? –
spytał z udawaną lekką obawą, po czym zaśmiał się i, chwytając mnie za rękę,
pociągnął w stronę domu.
- Niecałkiem
– odrzekłam wymijająco i pod wpływem zaraźliwego śmiechu chłopaka i moją twarz
rozjaśnił uśmiech, choć sytuacja, pod pretekstem której tu przybyłam, nie miała
w sobie nic zabawnego. – Nadal wolę brunetów.
- Dobrze
wiedzieć – ponownie się uśmiechnął. – W takim razie... co cię sprowadza?
- Może...
Może usiądźmy gdzieś, dobrze? I wolałabym nie mieć świadków. Ale ważniejsze –
dobrze się czujesz? – spytałam z obawą na jego reakcję, pół żartem, pół serio.
- Jasne,
chodź na górę, dziewczynek nie ma, mama jest zajęta, więc będzie cisza i
spokój. A czemu miałbym się źle czuć? Coś się stało? – odpowiedział pytaniem, z
narastającą obawą.
- Wolę
się upewnić, że nie zemdlejesz.
Przystanął. Byliśmy już w połowie schodów prowadzących na
pierwsze pięto.
- Powiesz
mi? O co chodzi?
Spojrzałam na niego uważnie, z lekka zestresowana.
Przygryzłam wargę.
- Proszę
cię, chodź na górę. Bowiem ci, ale chcę to zrobić w miarę bezpiecznych
warunkach. – wskazałam na schody.
Kilka sekund później weszliśmy do małego pokoju ze ściętym
sufitem. Przysiadłam na posłanym łóżku, a po chwili miejsce obok zajął
stremowany Louis. Zacisnęłam dłonie w pięści i je wyprostowałam, po czym
wytknęłam palce ze złowieszczym trzaskiem. Zawsze tak robiłam, kiedy byłam pod
wpływem stresu. Zaprzestałam dopiero wtedy, kiedy Louis przykrył moje ręce
swoimi, uniemożliwiając mi wykonanie czynności.
- Przestań,
proszę. To przerażające. – Wzdrygnął się.
Westchnęłam głęboko i przeniosłam na niego wzrok.
- Louis...
Błagam, daj mi dokończyć. To nie jest łatwe, ani dla mnie, nie będzie proste
tym bardziej dla ciebie. Zamierzałam cię jakoś przygotować, ale... Chyba nie
dam rady. – Przełknęłam ślinę, a głos drżał mi jeszcze bardziej z każdym
wypowiedzianym słowem. – A więc, przepraszam już na wstępie za
prostolinijność...
- Wykrztusisz
to w końcu? – przerwał mi z obawą, jakby domyślał się odpowiedzi.
Spojrzałam na swój lekko zaokrąglony brzuszek, który
starannie starałam się zakrywać luźnymi bluzkami, jednak to stawało się coraz
trudniejsze. Kiedy przed oczami stanęło mi zdjęcie USG zrobione tuż przed
wyjazdem, słowa same popłynęły mi z ust, przepełnione miłością i rozczuleniem:
- Jestem
w trzecim miesiącu ciąży, Louis. Z tobą.
Ręka, która powstrzymywała moją dłoń przed nerwowymi
drganiami znieruchomiała. Spojrzałam spod rzęs na zbulwersowanego chłopaka i
wyswobodziłam dłoń spod jego ręki, by móc przyłożyć ją do ciężarnego brzucha.
Uśmiechnęłam się do siebie, pomimo że sytuacja była poważna, ale wieść, choć
już do niej przywykłam, iż zostanę mamą, z każdym dniem napawała mnie coraz
większym podekscytowaniem i rozkwileniem. „Będę mamą” – powtarzałam sobie
radośnie jak refren.
Ośmieliłam się dotknąć ręki Louisa i przyłożyć ją sobie
delikatnie do miejsca, gdzie rozwijały się nasze dzieci. Maleństwa, tak
bezbronne, nienarodzone, a już przeze mnie pokochane. Słodkie berbecie, które
za rok będą raczkować po pokoju, gaworzyć...
- Tutaj
rosną twoje, nasze – poprawiłam się. – nasze dzieci.
- Dzieci?
– powtórzył jak echo, otępiały, nareszcie przenosząc na mnie wzrok.
- Dzieci.
Najprawdopodobniej chłopiec i dziewczynka.
Louis milczał. Wlepił puste spojrzenie w stojącą przed nami
szafę. Czekałam cierpliwie, aż zdoła wydusić z siebie jakiś komentarz, lecz
kiedy po dłuższej chwili nie doczekałam się odpowiedzi, nie wytrzymałam i
wypaliłam:
- To...
Powiesz coś?
Spojrzał na mnie udręczonym wzrokiem.
- Jesteś
pewna? To znaczy nie ulega wątpliwości, że nosisz pod sercem dzieci, ale... –
zawahał się i przeniósł wzrok na dłoń, która spoczywała na moim brzuchu. - ...
jesteś absolutnie pewna, że są moje?
- Co
masz na myśli pytając, czy jestem pewna, ze to twoje maluchy? Sugerujesz, że...
– zamilkłam, a na moje oblicze wtargnął wyraz gniewu. – Myślisz, że kłamię?!
- Tego
nie powiedziałem – zaoponował prędko, zabierając dłoń w momencie, kiedy
zerwałam się na równe nogi.
Zrobiłam to bezmyślnie, impulsywnie. Zapomniałam, że nie
powinnam się denerwować ani tym bardziej wykonywać gwałtownych ruchów. Nim
zdążyłam zyskać równowagę i odwrócić się przodem do Louisa, zrobiło mi się
słabo. Pokój zawirował, a ja upadłam bezwładnie na łóżko.
~by Klara
Słuchajcie (właściwie czytajcie ;D). Wczoraj pod imaginem
autorstwa Natalii zagościł niemiły komentarz, iż autorka skopiowała pracę od
innej osoby i z innego bloga. Bynajmniej takie coś nie miało miejsca, co
zamieściła w odpowiedzi na ANONIMOWEGO komentarza. Jeśli osoba, która
opublikowała ten komentarz ma w sobie choć krztę godności, niech się podpisze i
poda link bloga, z którego Natalia rzekomo skopiowała pracę, co, daję głowę,
nigdy nie miało miejsca i mieć go nie będzie. Na blogu umieszczamy tylko i
wyłącznie prace swojego autorstwa, a wszelkie kopie, które przeczytacie na innych
blogach są skopiowane. A więc, Anonimie, podpisz się, a wtedy inaczej
porozmawiamy, bo to niepoważne naskakiwać na innych, nie pokazawszy swojego
imienia. Myślę, że choć trochę dałam Wam do myślenia, i z góry przepraszam za
przykrości i ostrość w wypowiedzi. Puściły mi nerwy, jak widać, bo nie
kłamię, i wierzę, że Natalia i Julia również mówią prawdę.
Genialny ! Masz ogromny talent :-D pytanko z mojej strony : Czy będzie happy end czy na końcu ktoś umrze ????
OdpowiedzUsuńbędzie z happy endem :D
UsuńWiem, że macie już dość moich dramatów, ale cóż - lubię od czasu do czasu popłakać :')
`Klara.
Wnioskuję,że pojawi się kolejna część :)
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest wspaniały ^^
Świetny!!
OdpowiedzUsuńDawaj następny ;))
Masz talent
Wow i znów w takim momenciee ijeeeeeeeeejuu ! Kiedy kolejna część będzie ??
OdpowiedzUsuńOoooo <3 Rozdział świetny, kocham :3 Nie mogę, po prostu NIE MOGĘ doczekać się następnego <3
OdpowiedzUsuńA co do tego anonima, to tak, jak napisała Klara: nie masz ani krzty godności, że piszesz jako anonim, a nie z normalnego konta. Boże, jakie dziecko -.-
Ps.: Klaro, jutro mam urodziny, i czy w związku z tym mogłabym dostać dedykowanego imagina z Zaynem? Proszę *_*
najlepszego ;*
UsuńI znów urwany w takim momencie ... eh .. mimo wszystko świetny jest :D JUż się nie mogę doczekać kolejnej części :))
OdpowiedzUsuńWspaniałe! Nie mogę się dozekać następnej części!
OdpowiedzUsuńOoo świetny ! W taki momencie sie skończyła !
OdpowiedzUsuńCzytałam to z takim zapałem i tu koniec AAAAAAAAAAAA
bede miec blizniaki *________________* z Louisem.... KOCHAM CIE!!!!!
OdpowiedzUsuń*__________________________* egzdra :3 super jest. skzoda, że tylko 4 części będą : D pozdrawjamm. : *
OdpowiedzUsuńsuper! Najgorszy moment to... To koniec... W takim miejscu zakończyć to zbrodnia ;). Ale i tak extra imaigin. I kilkuczęściowy... Najlepsze są takie długie. :*
OdpowiedzUsuńbłągam cie dodaj nastepny (jeszcze dzis), bo oszleje *.*
OdpowiedzUsuń//Gosia~Xx
Świetny , genialny , wspaniały ...!
OdpowiedzUsuńA kiedy będzie następny ?
^,^
szybko 4 część bo nie mogę wytrzymać !
OdpowiedzUsuńopowiadania są boooskie...każde jedno<3
Czekam na 4 część!To wszystko jest genialne cudowne i zajebiste!
OdpowiedzUsuńproszę, dodaj szybko kolejną cześć, bo ta jest świetna;D
OdpowiedzUsuńKinga :)
Kobieto, zabijasz mnie *__*
OdpowiedzUsuńNapisz 4 częsć ;)!!
OdpowiedzUsuńProsze cie dawaj 4 częśc ja nie wytrzymuje ! :D
OdpowiedzUsuńDodaj jeszcze dziś prosze cie
ale super już nie mogę doczekać się następnej cześć :D
OdpowiedzUsuńHi there to every body, it's my first visit of this weblog; this webpage consists of remarkable and actually fine data designed for readers.
OdpowiedzUsuńAlso visit my site - online video promotion