środa, 13 lutego 2013

# 208. Zayn.

Czas niespodzianki ode mnie. ; )

 
Piąty dzień tygodnia, który tak jak cztery poprzednie spędziłam w galerii szukając odpowiedniego przebrania na jutrzejszy wieczór. Balansowałam pomiędzy wieszakami, dotykając misternie szytych tkanin, co rusz spoglądając na przyjaciółkę, która próbowała mi pomóc w doborze kreacji.
Po raz kolejny znajdowałam się tu bez pozwolenia ojczyma, który był sceptycznie nastawiony do wydarzenia, które będzie miało miejsce za kilkanaście godzin. Gdyby nie to, że cały miesiąc sprzątałam cały dom, gotowałam obiady oraz odwaliłam całą robotę w domu za przyrodnią siostrę nie pozwoliłby mi udać się na to przyjęcie. Nienawidził mnie. I vice versa. Związał się z moją mamą, która zmarła dwa lata temu w wypadku samochodowym przez co miał teraz nade mną całkowitą kontrolę.
W ręce wpadła mi właśnie morska sukienka ozdabiana cekinami z delikatnymi marszczeniami wokół ramion, kiedy kątem oka spostrzegłam, że moja koleżanka stanęła bez ruchu. Odwróciłam wzrok od sukienki i spojrzałam na nią, marszcząc brwi.
- Że też wcześniej na to nie wpadłam – wyszeptała, spoglądając na bliżej nieokreślony przedmiot przed sobą, a chwilę potem ciągnęła mnie już pomiędzy dziesiątkami ludzi kierujących się do różnych zakątków domu handlowego. Wybiegłam za nią z galerii i zostałam wepchnięta do starego auta przyjaciółki, która zasiadła za kółkiem i z piskiem opon, nie zważając na moje ostrzeżenia, opuściła parking przed sklepem kierując się ku mieszkaniu jej siostry. Nie miałam siły zapytać, co tym razem wymyśliła, więc pozwoliłam jej tylko wymijać w szaleńczym tempie ciężarówki i inne pojazdy włączone do ruchu.
Około piętnaście minut później parkowałyśmy przed niskim domkiem jednorodzinnym, który zamieszkiwała Amanda. Marudząc pod nosem otworzyłam drzwi sędziwego garbusa i przewieszając torbę przez ramię zrównałam się z podekscytowaną przyjaciółka, która waliła pięściami w dębowe drzwi wejściowe nawołując mężatkę po imieniu. Rozległ się szczęk kluczy i nim Amanda zdążyła uchylić wrota, Eve wpadła już jak burza do środka i pędem pognała na piętro.
Ami spojrzała na mnie z otartymi ustami.
- Nie pytaj – mruknęłam, gramoląc się do środka i rozbierając się z powierzchownych ubrań, podczas gdy blondynka poszła do kuchni i sądząc po odgłosach wstawiła wodę na herbatę.
- Amanda! AMANDA, CHODŹ TU NA CHWILĘ! – rozległ się wrzask Eve, kiedy siadałam na sofie obitej w beżową skórę i rozglądając się po nowocześnie urządzonym salonie, a na górze coś groźnie zagruchotało. Zaczęłam niepokoić się o przyjaciółkę.
Chwilę później zbiegła przed siostrą niosąc zakurzone pudło i dyskutując z dziewczyną, podniecona jakąś wizją. Rzuciła karton na stół, z którego błyskotliwie zdążyłam zgarnąć pilot i wazon, nim te spadły na podłogę.
- Widziałam to kilka razy w życiu, a teraz nie wpadło mi to do głowy. Jaka byłam głupia! – krzyknęła na siebie, opadając na fotel i przecierając brudnymi rękoma czoło. – Szukałyśmy w niewłaściwym miejscu, [T.I.]!
Nadal nie rozumiałam. Spojrzała na mnie z politowaniem i skinęła na siostrę, która usiadła koło mnie i uniosła wieko przyniesionego przed chwilą pudełka.
- Chyba żartujecie… - wykrztusiłam, wpatrując się w odkryte wnętrze kartonu.
~ * ~
Ściany drżały od klubowej muzyki i krzyków bawiących się ludzi, kiedy przyjaciółka popchnęła mnie w kierunku schodów, mrugnęła i posyłając mi uspakajający uśmiech, spłynęła po stopniach w stroju baletnicy. Nastawiłam budzik w telefonie na za kwadrans północ, gdyż równo o 12 ojczym chciał mnie widzieć w domu, a impreza nie zapowiadała się dla mnie zbyt interesująco i skłonna byłam powiedzieć, że gdybym mogła, wymknęłabym się szybciej. Wzięłam głęboki oddech i uczyniłam krok naprzód stając na środku schodów tuż w oślepiającym snopie światła z reflektora, pragnąc choć raz poczuć się piękną.

~ * ~

- Ty, patrz! Znasz ją?
Poczułem silne dźgnięcie w żebra, więc odwróciłem się od Stephanie, próbującej na mnie swych wdzięków i rezygnując z upicia ponczu. Podążyłem za wzrokiem Brayana i spojrzałem na postać stojącą na szczycie schodów i rozglądającą się nieśmiało po tłumie wgapionych w nią ludzi. Dziewczyna uczyniła krok wprzód i zaczęła schodzić po stopniach, a tu i ówdzie słychać było zazdrosne westchnienia dziewczyn i podniecone szepty chłopców. Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w majestatyczną istotę, której przebraniem była… suknia ślubna. Białe fałdy materiału poruszały się z każdym jej ruchem, a welon doczepiony do włosów ufryzowanych w loki mienił się różnymi kolorami, podobnie jak maska, obsypana najprawdopodobniej brokatem.
Chwilę potem cała magia chwili zniknęła. Muzyka znów rozbrzmiała, otoczył mnie gwar rozmów i śmiechy, a tajemnicza dziewczyna wtopiła się w tłum bawiących się studentów. Przeprosiłem przyjaciół, odstawiłem kieliszek z ponczem i udałem się w na taras, który jeszcze trzy godziny temu wraz z innymi chłopakami przystrajaliśmy na potrzeby balu.
Zrobiło się już ciemno; tu i tam na niebie błyszczały gwiazdy, rogalik księżyca był częściowo schowany za obłokami, a ja stałem oparty o barierkę rozmyślając o wszystkim. Dziwna pora na przemyślenia, nieprawdaż? Powinienem się bawić, korzystać z chwili.
- Zayn? Dlaczego nie ma cię w środku?
Nauczycielka hiszpańskiego stała w progu i przypatrywała mi się podejrzliwie.
- Za godzinę wybieramy króla i królową balu. Wracaj na salę.
Westchnąłem i wyminąłem kobietę, w roztargnieniu wpadając na niską osobę odchodzącą od stołu z przekąskami. Kubeczek z colą, który trzymała przechylił się, a jego zawartość wsiąkła w śnieżnobiałą sukienkę, którą miała na sobie.
- O nie… - szepnęła, próbując wytrzeć plamę chusteczką higieniczną, która nie wiadomo skąd pojawiła się w jej ręce.
- Przepraszam – rzekłem, jakby moje słowo mogło wywabić plamę. Cholerna nauczycielka! – Chodź do łazienki, może zejdzie razem z wodą…
Dziewczyna z lekkim oporem udała się za mną do toalety.
Głośna muzyka dawała mi się już we znaki, więc spojrzałem tęsknie w stronę parku tuż za salą, w której się znajdowałem. Dziewczyna w sukni ślubnej, która stała obok mnie, dostrzegła moją minę i lekkim skinięciem głowy zaproponowała spacer. Przyjąłem go z ulgą.
- Jak masz na imię? – spytałem, krocząc wolną pomiędzy rabatkami i spoglądając spod rzęs na nastolatkę.
- [T.I.] – mruknęła nieśmiało, pytając zaraz o moje nazwisko. Odpowiedziałem z lekka zawstydzony.
- TEN Zayn Malik? – niedowierzała. Uśmiechnąłem się ze znużeniem. Tak, tak, szkolna gwiazda, obdarzona niecodziennym głosem. Bla, bla, bla. Choć jeden dzień chciałem od tego odpocząć.
- Tak. Błagam, dajże mi odetchnąć od ciągłych zachwytów.
Zaśmiała się cicho; miała śliczny śmiech.
- Ależ Zayn, nie miałam przyjemności zamienić z tobą choćby słowa ani jeden raz w życiu, skądże podejrzenie, że dam ci teraz spokój?
Uśmiechnąłem się. Nie mogłem uwierzyć, że nie znam [T.I.]. Chodziliśmy do tej samej szkoły, liczącej nieco ponad tysiąc osób! Choć raz musieliśmy przecież na siebie wpaść.
Dowiedziałem się, że była ode mnie dwa lata młodsza, więc nie mieliśmy ze sobą zajęć. Miałą przyrodnią siostrę, ojczyma, który niedawno otworzył nowe przedsiębiorstwo i psa, którego nie miała serca przenocowywać na dworze, więc każdą noc spędzał w jej łóżku, rozpychając się.
- A twoja mama? – zapytałem w pewnym momencie i poczułem, że palnąłem olbrzymie głupstwo. [T.I.] przycichła i jakby zgarbiła się w sobie. Wymamrotała tylko ciche „Już jej nie ma”, po czym przyspieszyła kroku. Dobiegłem do niej i zatrzymałem.
- Przepraszam. Ja… Nie wiedziałem. Wybaczysz?
Szklistymi, niebieskimi oczyma spojrzała na moją twarz. Miałem przeczucie, że wiem, do kogo należą te tęczówki. Otarłem łzę spływającą po jej policzku i pochyliłem się wolno w jej stronę, jednak nim zdążyła odpowiedzieć na moje pytanie, kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Ze szkoły przebijającej się za drzewami dosłyszałem wrzawę głosów i jedno zdanie przebijające się ponad wszystkie, wzmocnione mikrofonem. Obwieszczało ono, iż nastał czas wyboru króla i królowej balu. W tym samym momencie usłyszałem budzik. Wydobywał się on z jednej z fałd sukienki [T.I.], która wyjęła telefon i z cichym piśnięciem paniki obwieściła mi, że musi uciekać.
Nie zrozumiałem. Iście rzeczywista historia ‘Kopciuszka’, czyż nie?
Nim się spostrzegłem, [T.I.] biegła już po ścieżce prowadzącej na ulicę, by wsiąść do garbusa, który najwyraźniej wyczekiwał jej rychłego pojawienia się i razem z kierowcą odjechali, by zniknąć za rogiem.
Stałem oniemiały, otwierając i zamykając usta. Nim się odwróciłem, dostrzegłem błysk odbijanego światła latarni. Zadziwiony niecodziennym widokiem, podszedłem do przedmiotu upuszczonego na kamienny bruk.
Zza pleców dosłyszałem nerwowe krzyki i bębny oraz wyraźny głos nauczycielki hiszpańskiego:
- Mam przyjemność królem i królową balu mianować… [T.I.] oraz Zayna!
Pytania „Kim jest [T.I.]?” i „Gdzie oni są?” zignorowałem. Skupiłem wzrok na tajemniczym znalezisku.
Na szarych płytkach, w wydeptanym rowku leżał… srebrny pierścionek.
~*~
Obudził mnie silny ból w skroniach. Zegar na ścianie obwieszczał nastanie godziny jedenastej, a z pokoju obok dochodziły wesołe śmiechy i piski dziewcząt, najprawdopodobniej bawiących się w Twistera, którego niedawno na urodziny otrzymała moja siostra. Naciągnąłem poduszkę na głowę i próbowałem zasnąć ponownie. Matko i córko, spałem cztery godziny!
Jasiek nie był w stanie zagłuszyć odgłosów dziewcząt, więc opatuliłem się kołdrą i udałem się do pokoju Waliyha. Wtargnąłem do środka bez pukania, nie przejmując się tym, że pewnie wyglądam teraz jak postać z najgorszego koszmaru i huknąłem na dziewczyny, by zbiły z tonu. Nie czekając na odpowiedź, wróciłem do sypialni i rzuciłem się na łóżko. Przed zaśnięciem spostrzegłem pierścionek, który wczoraj, wróciwszy do domu, położyłem na szafce nocnej. Dzięki niemu bohaterką moich snów znów była [T.I.].
Ponownie ocknąłem się po 15, niemniej jednak zmęczony. Wskoczyłem pod prysznic, zjadłem obiad zdając równocześnie relację rodzicom z dnia ubiegłego i obmyślając strategię odnalezienia [T.I.]. Mimo że była sobota, udałem się do biblioteki i przejrzałem księgę uczniów uczęszczających do naszego liceum.  W roczniku dwa lata po mnie były trzy dziewczyny o imieniu [T.I.]. Bułka z masłem. Jedna była blondynką, więc odpadała. Pozostały dwie… Nie było adnotacji o rodzicach, więc czekała mnie mała wycieczka. Spisałem adresy nastolatek i rozpocząłem poszukiwania.
Pierwsza próba okazała się pudłem. Nastolatka wraz z rodzicami wyprowadziła się miesiąc temu do Arizony. Pozostawało więc już tylko jedno miejsce, bym mógł znaleźć towarzyszkę z poprzedniego wieczoru.

~*~

Ojczym znów zarzucał mi niedokładność i lenistwo. Wysprzątałam cały dom, ugotowałam obiad, ale to puścił mimo uszu, ważniejsze było to, że pominęłam zakład.
Ubrana w stare ogrodniczki i przykusą bluzeczkę, ruszyłam z wiaderkiem wypełnionym mydlinami do garażu. Odkładam klucze na miejsca, nakrętki i śrubki chowałam do odpowiednich przegródek w organizatorze, części samochodowe układałam na regałach. Pół godziny później byłam cała wysmarowana smarem, ale czego nie robi się dla wściekłego tatusia, nieprawdaż?
Kiedy zabierałam się do mycia auta, ktoś zapukał w drzwi garażu. Tkwiłam akurat na klęczkach, szorując brudne kołpaki, więc przestraszona poderwałam się i uderzyłam głową w lusterko. Chwała Bogu nie ucierpiało. Masując obolały czubek głowy spojrzałam w stronę wejścia.
Wysoki brunet stał oparty o drzwi i spoglądał to na mnie, to na kartkę, którą miał w ręku. Zmarszczyłam brwi, poznając go. Tylko… Co, u licha, Zayn Malik robił w warsztacie mojego ojczyma?!
- Mogę w czymś pomóc? – zapytałam, próbując zachować resztki godności.
Chłopak uśmiechnął się sarkastycznie.
- Miałem nadzieję znaleźć tutaj dziewczynę w przepięknej sukni ślubnej, z welonem i maską, a zastałem… - uniosłam brwi. - … Powiedzmy nie to, czego się spodziewałem.
- Przykro mi, że jestem powodem twojej zawiści – mruknęłam, odkładając gąbkę, na co chłopak zachichotał.
- Nowy image? - Nie zrozumiałam. – Mam na myśli makijaż i styl, bo to chyba było planowane..?
Zaśmiałam się.
- Ależ oczywiście że tak. Nie masz pojęcia, jak długo ślęczałam przed lustrem próbując w tak perfekcyjny sposób zrobić smugi ze smaru na policzkach. – Przewróciłam oczami. – Co cię sprowadza?
- Miałem nadzieję skończyć rozmowę, którą zaczęliśmy – wyjaśnił, sadowiąc się na stosie opon.
- Ależ nie, nie jestem zajęta, dziękuję, że pytasz – zaśmiałam się i rzuciłam w niego gąbką, którą wyjęłam z wiaderka. Nie zdążył jej złapać, przez co naznaczyła ona jego dżinsy mokrą plamą.
Pomimo moich zaprzeczeń, pomógł mi w myciu auta. Większość wody wchłonęły nasze ubrania, lecz i tak porządek sprawił mi więcej frajdy niż gdybym próbowała go zaprowadzić samodzielnie, a zakończyliśmy go, według mnie, zbyt szybko.
Po skończonych porządkach wymknęliśmy się z domu. Przebrałam się w czyste ubrania, po czym udaliśmy się do kawiarenki, by z zamówionymi napojami, przechadzać się po parku. Sączyłam swoją kawę, odpowiadając na pytania Zayna, a ten mi się rewanżował, kiedy w głowie zaświtał mi nowy pomysł.
Czas szybko płynął w towarzystwie Zayna, więc gdy nastał czas rozstania oboje nie byliśmy zachwyceni, a żeby jakoś przedłużyć czas wspólnie spędzony chłopak odprowadził mnie do domu.
- Spotkamy się jutro? – zapytał, kiedy naciskałam klamkę. Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się delikatnie.
- Jeśli zechcesz. I jeśli pozwoli mi ojczym. – Zayn skrzywił się. Zdążyłam już mu co nie co opowiedzieć na jego temat. – No to… Na razie. – Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze w przedpokoju i zaśmiałam się. To z całą pewnością sen. W momencie, kiedy chciałam się o tym przekonać, szczypiąc się w przedramię, ktoś zapukał w drzwi, o które się opierałam. Otwarłam, z lekka zdziwiona.
- Zayn…?
- Na śmierć zapomniałem o czymś, z czym właściwie do ciebie przyszedłem – mruknął, śmiejąc się. Pogrzebał w kieszeniach i chwilę później ukrył coś za plecami. – Zamknij oczy.
- Zayn, co ty… - zaczęłam, ale pod wpływem jego spojrzenia, spełniłam jego prośbę.
Chwycił moją lewą dłoń i włożył mi coś chłodnego na palec. Otwarłam powieki.
- Czyli to naprawdę ty – wyszeptał, wpatrując się w pierścionek, który dostałam od mamy.
- Bałam się, że go zgubiłam. Dziękuję – powiedziałam, przytulając go.
Uśmiechnął się i zasalutował, co wywołało u mnie kolejny wybuch śmiechu. Pochylił się i lekko musnął mój policzek, na co się zarumieniłam.
- Dziękuję za cudowny dzień – szepnął, po czym rozpłynął się w ciemności.
Tak oto rozpoczęła swój bieg nowa historia, w której to bohaterowie ze skrajnych światów po pewnym czasie stali się jednością.
I żyli długo i szczęśliwie…

~ by Klara.

14 komentarzy:

  1. Aww to jest lepsze niż oryginał, no wiesz Kopciuszka xDD
    Boskie niczym Maciek Musiał *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietne masz te imaigny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne to jest, mówiłam już, że uwielbiam takie bajkowe klimaty :)
    Love xoxo
    Niall's wife :)

    OdpowiedzUsuń
  4. lubię takie połączenie = One Direction i bajki
    świetnie napisane
    cudo

    ZAPRASZAM NA BOHATERÓW OPOWIADANIA "HEART ATTACK"
    http://heart-attack-lets-just-be-friends.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny ! ♥ Czekam na następne imaginy ! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Słodki imagin, uwielbiam takie <3
    Jednak mam prośbę, mogłybyście zmienić ten tekst, żeby nie było cienia? Strasznie źle się to czyta, aż oczy bolą.. ; )

    OdpowiedzUsuń
  7. jejku, jejku, jak romantycznie <3 ale błagam Was, usuńcie ten cień tekstu bo oczy bolą od czytania...

    OdpowiedzUsuń
  8. piękny :) a kocham ten film :3

    OdpowiedzUsuń
  9. gdzieś już go czytałam...

    OdpowiedzUsuń
  10. Kopciuszek :D

    OdpowiedzUsuń
  11. I zyli dlugo i szczesliwie
    Ale nikt nie powiedzial ze razem ;)

    OdpowiedzUsuń