Czas niespodzianki ode mnie. ; )
Piąty dzień tygodnia, który tak jak cztery poprzednie
spędziłam w galerii szukając odpowiedniego przebrania na jutrzejszy wieczór.
Balansowałam pomiędzy wieszakami, dotykając misternie szytych tkanin, co rusz
spoglądając na przyjaciółkę, która próbowała mi pomóc w doborze kreacji.
Po raz kolejny znajdowałam się tu bez pozwolenia ojczyma,
który był sceptycznie nastawiony do wydarzenia, które będzie miało miejsce za
kilkanaście godzin. Gdyby nie to, że cały miesiąc sprzątałam cały dom, gotowałam
obiady oraz odwaliłam całą robotę w domu za przyrodnią siostrę nie pozwoliłby
mi udać się na to przyjęcie. Nienawidził mnie. I vice versa. Związał się z moją mamą, która zmarła dwa lata temu w
wypadku samochodowym przez co miał teraz nade mną całkowitą kontrolę.
W ręce wpadła mi właśnie morska sukienka ozdabiana
cekinami z delikatnymi marszczeniami wokół ramion, kiedy kątem oka
spostrzegłam, że moja koleżanka stanęła bez ruchu. Odwróciłam wzrok od sukienki
i spojrzałam na nią, marszcząc brwi.
- Że też wcześniej na to nie wpadłam – wyszeptała,
spoglądając na bliżej nieokreślony przedmiot przed sobą, a chwilę potem
ciągnęła mnie już pomiędzy dziesiątkami ludzi kierujących się do różnych
zakątków domu handlowego. Wybiegłam za nią z galerii i zostałam wepchnięta do
starego auta przyjaciółki, która zasiadła za kółkiem i z piskiem opon, nie
zważając na moje ostrzeżenia, opuściła parking przed sklepem kierując się ku mieszkaniu
jej siostry. Nie miałam siły zapytać, co tym razem wymyśliła, więc pozwoliłam
jej tylko wymijać w szaleńczym tempie ciężarówki i inne pojazdy włączone do
ruchu.
Około piętnaście minut później parkowałyśmy przed niskim
domkiem jednorodzinnym, który zamieszkiwała Amanda. Marudząc pod nosem
otworzyłam drzwi sędziwego garbusa i przewieszając torbę przez ramię zrównałam
się z podekscytowaną przyjaciółka, która waliła pięściami w dębowe drzwi
wejściowe nawołując mężatkę po imieniu. Rozległ się szczęk kluczy i nim Amanda
zdążyła uchylić wrota, Eve wpadła już jak burza do środka i pędem pognała na
piętro.
Ami spojrzała na mnie z otartymi ustami.
- Nie pytaj – mruknęłam, gramoląc się do środka i
rozbierając się z powierzchownych ubrań, podczas gdy blondynka poszła do kuchni
i sądząc po odgłosach wstawiła wodę na herbatę.
- Amanda! AMANDA, CHODŹ TU NA CHWILĘ! – rozległ się
wrzask Eve, kiedy siadałam na sofie obitej w beżową skórę i rozglądając się po
nowocześnie urządzonym salonie, a na górze coś groźnie zagruchotało. Zaczęłam
niepokoić się o przyjaciółkę.
Chwilę później zbiegła przed siostrą niosąc zakurzone
pudło i dyskutując z dziewczyną, podniecona jakąś wizją. Rzuciła karton na
stół, z którego błyskotliwie zdążyłam zgarnąć pilot i wazon, nim te spadły na
podłogę.
- Widziałam to kilka razy w życiu, a teraz nie wpadło mi
to do głowy. Jaka byłam głupia! – krzyknęła na siebie, opadając na fotel i
przecierając brudnymi rękoma czoło. – Szukałyśmy w niewłaściwym miejscu,
[T.I.]!
Nadal nie rozumiałam. Spojrzała na mnie z politowaniem i
skinęła na siostrę, która usiadła koło mnie i uniosła wieko przyniesionego
przed chwilą pudełka.
- Chyba żartujecie… - wykrztusiłam, wpatrując się w
odkryte wnętrze kartonu.
~ * ~
Ściany drżały od klubowej muzyki i krzyków bawiących się
ludzi, kiedy przyjaciółka popchnęła mnie w kierunku schodów, mrugnęła i
posyłając mi uspakajający uśmiech, spłynęła po stopniach w stroju baletnicy.
Nastawiłam budzik w telefonie na za kwadrans północ, gdyż równo o 12 ojczym
chciał mnie widzieć w domu, a impreza nie zapowiadała się dla mnie zbyt
interesująco i skłonna byłam powiedzieć, że gdybym mogła, wymknęłabym się
szybciej. Wzięłam głęboki oddech i uczyniłam krok naprzód stając na środku
schodów tuż w oślepiającym snopie światła z reflektora, pragnąc choć raz poczuć
się piękną.
~ * ~
- Ty, patrz! Znasz ją?
Poczułem silne dźgnięcie w żebra, więc odwróciłem się od
Stephanie, próbującej na mnie swych wdzięków i rezygnując z upicia ponczu.
Podążyłem za wzrokiem Brayana i spojrzałem na postać stojącą na szczycie
schodów i rozglądającą się nieśmiało po tłumie wgapionych w nią ludzi.
Dziewczyna uczyniła krok wprzód i zaczęła schodzić po stopniach, a tu i ówdzie
słychać było zazdrosne westchnienia dziewczyn i podniecone szepty chłopców. Jak
zahipnotyzowany wpatrywałem się w majestatyczną istotę, której przebraniem
była… suknia ślubna. Białe fałdy materiału poruszały się z każdym jej ruchem, a
welon doczepiony do włosów ufryzowanych w loki mienił się różnymi kolorami,
podobnie jak maska, obsypana najprawdopodobniej brokatem.
Chwilę potem cała magia chwili zniknęła. Muzyka znów
rozbrzmiała, otoczył mnie gwar rozmów i śmiechy, a tajemnicza dziewczyna
wtopiła się w tłum bawiących się studentów. Przeprosiłem przyjaciół, odstawiłem
kieliszek z ponczem i udałem się w na taras, który jeszcze trzy godziny temu
wraz z innymi chłopakami przystrajaliśmy na potrzeby balu.
Zrobiło się już ciemno; tu i tam na niebie błyszczały
gwiazdy, rogalik księżyca był częściowo schowany za obłokami, a ja stałem
oparty o barierkę rozmyślając o wszystkim. Dziwna pora na przemyślenia,
nieprawdaż? Powinienem się bawić, korzystać z chwili.
- Zayn? Dlaczego nie ma cię w środku?
Nauczycielka hiszpańskiego stała w progu i przypatrywała
mi się podejrzliwie.
- Za godzinę wybieramy króla i królową balu. Wracaj na
salę.
Westchnąłem i wyminąłem kobietę, w roztargnieniu wpadając
na niską osobę odchodzącą od stołu z przekąskami. Kubeczek z colą, który
trzymała przechylił się, a jego zawartość wsiąkła w śnieżnobiałą sukienkę,
którą miała na sobie.
- O nie… - szepnęła, próbując wytrzeć plamę chusteczką
higieniczną, która nie wiadomo skąd pojawiła się w jej ręce.
- Przepraszam – rzekłem, jakby moje słowo mogło wywabić
plamę. Cholerna nauczycielka! – Chodź do łazienki, może zejdzie razem z wodą…
Dziewczyna z lekkim oporem udała się za mną do toalety.
Głośna muzyka dawała mi się już we znaki, więc spojrzałem
tęsknie w stronę parku tuż za salą, w której się znajdowałem. Dziewczyna w
sukni ślubnej, która stała obok mnie, dostrzegła moją minę i lekkim skinięciem
głowy zaproponowała spacer. Przyjąłem go z ulgą.
- Jak masz na imię? – spytałem, krocząc wolną pomiędzy
rabatkami i spoglądając spod rzęs na nastolatkę.
- [T.I.] – mruknęła nieśmiało, pytając zaraz o moje
nazwisko. Odpowiedziałem z lekka zawstydzony.
- TEN Zayn Malik? – niedowierzała. Uśmiechnąłem się ze
znużeniem. Tak, tak, szkolna gwiazda, obdarzona niecodziennym głosem. Bla, bla,
bla. Choć jeden dzień chciałem od tego odpocząć.
- Tak. Błagam, dajże mi odetchnąć od ciągłych zachwytów.
Zaśmiała się cicho; miała śliczny śmiech.
- Ależ Zayn, nie miałam przyjemności zamienić z tobą
choćby słowa ani jeden raz w życiu, skądże podejrzenie, że dam ci teraz spokój?
Uśmiechnąłem się. Nie mogłem uwierzyć, że nie znam
[T.I.]. Chodziliśmy do tej samej szkoły, liczącej nieco ponad tysiąc osób! Choć
raz musieliśmy przecież na siebie wpaść.
Dowiedziałem się, że była ode mnie dwa lata młodsza, więc
nie mieliśmy ze sobą zajęć. Miałą przyrodnią siostrę, ojczyma, który niedawno
otworzył nowe przedsiębiorstwo i psa, którego nie miała serca przenocowywać na
dworze, więc każdą noc spędzał w jej łóżku, rozpychając się.
- A twoja mama? – zapytałem w pewnym momencie i poczułem,
że palnąłem olbrzymie głupstwo. [T.I.] przycichła i jakby zgarbiła się w sobie.
Wymamrotała tylko ciche „Już jej nie ma”, po czym przyspieszyła kroku.
Dobiegłem do niej i zatrzymałem.
- Przepraszam. Ja… Nie wiedziałem. Wybaczysz?
Szklistymi, niebieskimi oczyma spojrzała na moją twarz.
Miałem przeczucie, że wiem, do kogo należą te tęczówki. Otarłem łzę spływającą
po jej policzku i pochyliłem się wolno w jej stronę, jednak nim zdążyła
odpowiedzieć na moje pytanie, kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Ze szkoły przebijającej się za drzewami dosłyszałem
wrzawę głosów i jedno zdanie przebijające się ponad wszystkie, wzmocnione
mikrofonem. Obwieszczało ono, iż nastał czas wyboru króla i królowej balu. W
tym samym momencie usłyszałem budzik. Wydobywał się on z jednej z fałd sukienki
[T.I.], która wyjęła telefon i z cichym piśnięciem paniki obwieściła mi, że
musi uciekać.
Nie zrozumiałem. Iście rzeczywista historia ‘Kopciuszka’,
czyż nie?
Nim się spostrzegłem, [T.I.] biegła już po ścieżce
prowadzącej na ulicę, by wsiąść do garbusa, który najwyraźniej wyczekiwał jej
rychłego pojawienia się i razem z kierowcą odjechali, by zniknąć za rogiem.
Stałem oniemiały, otwierając i zamykając usta. Nim się
odwróciłem, dostrzegłem błysk odbijanego światła latarni. Zadziwiony
niecodziennym widokiem, podszedłem do przedmiotu upuszczonego na kamienny bruk.
Zza pleców dosłyszałem nerwowe krzyki i bębny oraz
wyraźny głos nauczycielki hiszpańskiego:
- Mam przyjemność królem i królową balu mianować… [T.I.]
oraz Zayna!
Pytania „Kim jest [T.I.]?” i „Gdzie oni są?”
zignorowałem. Skupiłem wzrok na tajemniczym znalezisku.
Na szarych płytkach, w wydeptanym rowku leżał… srebrny
pierścionek.
~*~
Obudził mnie silny ból w skroniach. Zegar na ścianie
obwieszczał nastanie godziny jedenastej, a z pokoju obok dochodziły wesołe
śmiechy i piski dziewcząt, najprawdopodobniej bawiących się w Twistera, którego
niedawno na urodziny otrzymała moja siostra. Naciągnąłem poduszkę na głowę i
próbowałem zasnąć ponownie. Matko i córko, spałem cztery godziny!
Jasiek nie był w stanie zagłuszyć odgłosów dziewcząt,
więc opatuliłem się kołdrą i udałem się do pokoju Waliyha. Wtargnąłem do środka
bez pukania, nie przejmując się tym, że pewnie wyglądam teraz jak postać z
najgorszego koszmaru i huknąłem na dziewczyny, by zbiły z tonu. Nie czekając na
odpowiedź, wróciłem do sypialni i rzuciłem się na łóżko. Przed zaśnięciem spostrzegłem
pierścionek, który wczoraj, wróciwszy do domu, położyłem na szafce nocnej.
Dzięki niemu bohaterką moich snów znów była [T.I.].
Ponownie ocknąłem się po 15, niemniej jednak zmęczony.
Wskoczyłem pod prysznic, zjadłem obiad zdając równocześnie relację rodzicom z
dnia ubiegłego i obmyślając strategię odnalezienia [T.I.]. Mimo że była sobota,
udałem się do biblioteki i przejrzałem księgę uczniów uczęszczających do
naszego liceum. W roczniku dwa lata po
mnie były trzy dziewczyny o imieniu [T.I.]. Bułka z masłem. Jedna była
blondynką, więc odpadała. Pozostały dwie… Nie było adnotacji o rodzicach, więc
czekała mnie mała wycieczka. Spisałem adresy nastolatek i rozpocząłem
poszukiwania.
Pierwsza próba okazała się pudłem. Nastolatka wraz z
rodzicami wyprowadziła się miesiąc temu do Arizony. Pozostawało więc już tylko
jedno miejsce, bym mógł znaleźć towarzyszkę z poprzedniego wieczoru.
~*~
Ojczym znów zarzucał mi niedokładność i lenistwo.
Wysprzątałam cały dom, ugotowałam obiad, ale to puścił mimo uszu, ważniejsze
było to, że pominęłam zakład.
Ubrana w stare ogrodniczki i przykusą bluzeczkę, ruszyłam
z wiaderkiem wypełnionym mydlinami do garażu. Odkładam klucze na miejsca,
nakrętki i śrubki chowałam do odpowiednich przegródek w organizatorze, części
samochodowe układałam na regałach. Pół godziny później byłam cała wysmarowana
smarem, ale czego nie robi się dla wściekłego tatusia, nieprawdaż?
Kiedy zabierałam się do mycia auta, ktoś zapukał w drzwi
garażu. Tkwiłam akurat na klęczkach, szorując brudne kołpaki, więc
przestraszona poderwałam się i uderzyłam głową w lusterko. Chwała Bogu nie
ucierpiało. Masując obolały czubek głowy spojrzałam w stronę wejścia.
Wysoki brunet stał oparty o drzwi i spoglądał to na mnie,
to na kartkę, którą miał w ręku. Zmarszczyłam brwi, poznając go. Tylko… Co, u
licha, Zayn Malik robił w warsztacie mojego ojczyma?!
- Mogę w czymś pomóc? – zapytałam, próbując zachować
resztki godności.
Chłopak uśmiechnął się sarkastycznie.
- Miałem nadzieję znaleźć tutaj dziewczynę w przepięknej
sukni ślubnej, z welonem i maską, a zastałem… - uniosłam brwi. - … Powiedzmy
nie to, czego się spodziewałem.
- Przykro mi, że jestem powodem twojej zawiści – mruknęłam,
odkładając gąbkę, na co chłopak zachichotał.
- Nowy image? - Nie zrozumiałam. – Mam na myśli makijaż i
styl, bo to chyba było planowane..?
Zaśmiałam się.
- Ależ oczywiście że tak. Nie masz pojęcia, jak długo
ślęczałam przed lustrem próbując w tak perfekcyjny sposób zrobić smugi ze smaru
na policzkach. – Przewróciłam oczami. – Co cię sprowadza?
- Miałem nadzieję skończyć rozmowę, którą zaczęliśmy –
wyjaśnił, sadowiąc się na stosie opon.
- Ależ nie, nie jestem zajęta, dziękuję, że pytasz –
zaśmiałam się i rzuciłam w niego gąbką, którą wyjęłam z wiaderka. Nie zdążył
jej złapać, przez co naznaczyła ona jego dżinsy mokrą plamą.
Pomimo moich zaprzeczeń, pomógł mi w myciu auta.
Większość wody wchłonęły nasze ubrania, lecz i tak porządek sprawił mi więcej
frajdy niż gdybym próbowała go zaprowadzić samodzielnie, a zakończyliśmy go,
według mnie, zbyt szybko.
Po skończonych porządkach wymknęliśmy się z domu.
Przebrałam się w czyste ubrania, po czym udaliśmy się do kawiarenki, by z
zamówionymi napojami, przechadzać się po parku. Sączyłam swoją kawę,
odpowiadając na pytania Zayna, a ten mi się rewanżował, kiedy w głowie zaświtał
mi nowy pomysł.
Czas szybko płynął w towarzystwie Zayna, więc gdy nastał
czas rozstania oboje nie byliśmy zachwyceni, a żeby jakoś przedłużyć czas
wspólnie spędzony chłopak odprowadził mnie do domu.
- Spotkamy się jutro? – zapytał, kiedy naciskałam klamkę.
Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się delikatnie.
- Jeśli zechcesz. I jeśli pozwoli mi ojczym. – Zayn
skrzywił się. Zdążyłam już mu co nie co opowiedzieć na jego temat. – No to… Na
razie. – Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o
nie.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze w przedpokoju i
zaśmiałam się. To z całą pewnością sen. W momencie, kiedy chciałam się o tym
przekonać, szczypiąc się w przedramię, ktoś zapukał w drzwi, o które się
opierałam. Otwarłam, z lekka zdziwiona.
- Zayn…?
- Na śmierć zapomniałem o czymś, z czym właściwie do
ciebie przyszedłem – mruknął, śmiejąc się. Pogrzebał w kieszeniach i chwilę później
ukrył coś za plecami. – Zamknij oczy.
- Zayn, co ty… - zaczęłam, ale pod wpływem jego
spojrzenia, spełniłam jego prośbę.
Chwycił moją lewą dłoń i włożył mi coś chłodnego na
palec. Otwarłam powieki.
- Czyli to naprawdę ty – wyszeptał, wpatrując się w pierścionek,
który dostałam od mamy.
- Bałam się, że go zgubiłam. Dziękuję – powiedziałam,
przytulając go.
Uśmiechnął się i zasalutował, co wywołało u mnie kolejny
wybuch śmiechu. Pochylił się i lekko musnął mój policzek, na co się
zarumieniłam.
- Dziękuję za cudowny dzień – szepnął, po czym rozpłynął
się w ciemności.
Tak oto rozpoczęła swój bieg
nowa historia, w której to bohaterowie ze skrajnych światów po pewnym czasie
stali się jednością.
I żyli długo i szczęśliwie…
~ by Klara.
Aww to jest lepsze niż oryginał, no wiesz Kopciuszka xDD
OdpowiedzUsuńBoskie niczym Maciek Musiał *.*
Swietne masz te imaigny!
OdpowiedzUsuńŚwietne to jest, mówiłam już, że uwielbiam takie bajkowe klimaty :)
OdpowiedzUsuńLove xoxo
Niall's wife :)
To jest cudowne! :D <3
OdpowiedzUsuńlubię takie połączenie = One Direction i bajki
OdpowiedzUsuńświetnie napisane
cudo
ZAPRASZAM NA BOHATERÓW OPOWIADANIA "HEART ATTACK"
http://heart-attack-lets-just-be-friends.blogspot.com/
Cudowny ! ♥ Czekam na następne imaginy ! :)
OdpowiedzUsuńSłodki imagin, uwielbiam takie <3
OdpowiedzUsuńJednak mam prośbę, mogłybyście zmienić ten tekst, żeby nie było cienia? Strasznie źle się to czyta, aż oczy bolą.. ; )
jejku, jejku, jak romantycznie <3 ale błagam Was, usuńcie ten cień tekstu bo oczy bolą od czytania...
OdpowiedzUsuńSuper :D
OdpowiedzUsuńpiękny :) a kocham ten film :3
OdpowiedzUsuńgenialny *o*
OdpowiedzUsuńgdzieś już go czytałam...
OdpowiedzUsuńKopciuszek :D
OdpowiedzUsuńI zyli dlugo i szczesliwie
OdpowiedzUsuńAle nikt nie powiedzial ze razem ;)