1D nie istnieje.
-----------
Czy jedna choroba może zniszczyć wszystko? Czy jedna choroba
jest w stanie przekreślić dwa lata naszego związku? Czy zwykła diagnoza
lekarza: „Ma pan białaczkę” jest w stanie sprawić, że człowiek nagle zmienia
swoje uczucia? Nie. Nie dla mnie. To nie ja jestem tą, która się poddaje, która
ucieka, jak pies z podkulonym ogonem, gdy ktoś kogo kocham, jest chory. Najwidoczniej
on sądził inaczej.
- Spokojnie, Zayn.
Wszystko będzie dobrze – uspokoiłam ukochanego, delikatnie ściskając jego rękę,
bojąc się by nie zrobić mu krzywdy. Ostatnio był bardzo blady, zmęczony, nawet
jeśli spał do dziesięciu godzin dziennie. Wystarczyło lekkie uderzenie w kant
stołu, by w tym miejscu natychmiast pojawił się fioletowy siniak znikający
dopiero po tygodniu. Jednak jeszcze bardziej przerażały mnie u niego
niespodziewane krwawienia, najczęściej z nosa. Na początku myśleliśmy, że jego
organizm jest zwyczajnie wymęczony ciągłymi podróżami, ale gdy objawy nie
znikały, a wręcz nasilały się, udaliśmy się do lekarza. Dzisiaj
przychodziliśmy, by dowiedzieć się diagnozy.Zapukałam w drzwi do doktora Housa. Gdy usłyszałam krótką odpowiedź: „Proszę”, otworzyłam drzwi, przepuszczając najpierw Zayn’a.
- Proszę usiąść – wskazał krzesło, nakładając okulary i grzebiąc w szafce, szukając odpowiedniej teczki.
- Pan Zayn Malik, tak?
- Tak.
-Hmm… - lekarz przebiegł kilkakrotnie wzrokiem ze skupieniem na twarzy, po czym odłożył papiery i, smutnym wzrokiem, spojrzał na nas oboje:
- Przykro mi to mówić, ale to białaczka.
Rozsunęłam zasłony, ale widok za oknem wprawił mnie w
jeszcze gorszy nastrój. Nad Londynem właśnie zbierała się ciemna chmura,
zwiastując ogromną ulewę. Wiatr wył wniebogłosy, jakby miał wyrwać wszystkie
drzewa z korzeniami. Ani się obejrzałam, a ciężkie krople deszczu zaczęły
miarowo bębnić o szklaną powierzchnię, wystukując miarowe i głośne tempo.
Usiadłam na parapecie we wnęce, opierając się stopą.
- Zayn! – krzyczałam,
biegnąc za czarnowłosym. – Zayn!
Drzwi frontowe od
szpitala gwałtownie trzasnęły, a chwilę później i ja wybiegłam na podwórze.
Nawet nie wiedziałam kiedy zaczął padać deszcz, a wiatr rozwiewał moje włosy.
Zauważyłam Zayna kilka metrów ode mnie, stojącego bezradnie przy ulicy.
Podeszłam bliżej i zobaczyłam zaczerwienione oczy i słone łzy wymieszane z
kroplami deszczu. Podeszłam do niego bliżej, a on odwrócił się, podnosząc głos:
- Mam białaczkę,
słyszysz?! Białaczkę! Nie poradzę sobie! To koniec, a ja… Ja nie chcę umierać –
wyszeptał. – Nie chcę cię stracić.
Bez słowa podeszłam do
niego, mocno go przytulając do swojej piersi, sama zaczynając płakać z
bezradności. Głaskałam go po głowie, szepcząc ciche:
-Cii… Jestem tu.
- Jeśli chcesz odejść,
to zrób to teraz. – poprosił, odsuwając się ode mnie na kilka centymetrów. Nie
odpowiedziałam, tylko przytuliłam go jeszcze mocniej.
Od tamtego czasu zaczął regularnie chodzić na chemioterapię,
badania, a ja byłam razem z nim. Nie opuszczałam go choćby na chwilę, a kiedy
trafił do szpitala na stałe, codziennie go odwiedzałam, trzymając za rękę i
starając się opowiadać różne historie, by poczuł się tak, jakby nadal żył
normalnie.
- Wczoraj twoi rodzice
przyszli do mnie na kolację razem z twoimi siostrami. Planują remont kuchni,
wiesz? Twoja mama radziła się mnie w sprawie koloru. Sądzisz, że lepiej
postawić na beż czy coś żywszego?
Zayn delikatnie się
uśmiechnął.
- Razem coś
wybierzecie – ścisnął mocniej moją rękę. – Może jakieś słoneczne kolory? No,
wiesz, żeby było przestronniej.
Pokiwałam głową,
zachowując najlepszą wiadomość na później.
- Znalazł się dawca –
nie mogłam powstrzymać promiennego uśmiechu, Zayn także rozpromienił się na tę
wiadomość. Pierwszy raz od kilku tygodni widziałam go tak szczęśliwego.
- Naprawdę? Kto to?
Chcę go poznać.
- Właściwie to już go
znasz. A raczej ją. – zapadła cisza, w której Zayn nie rozumiał o co mi chodzi.
Dopiero gdy zobaczył uśmiechniętą, ale z lekka niepewną moją twarz, uświadomił
sobie o co mi chodzi.
- Nie. Nie zgadzam
się.
- Zayn… - przykryłam
jego dłoń moją ręką, ale on wyrwał ją z uścisku.
- Nie pozwolę ci na
to, słyszysz?! Nie pozwalam! – wykrzyczał, a ja przeraziłam się brzmieniem jego
głosu. Zdenerwowałam go, a w tym przypadku to nie było dozwolone.
- Wrócę, jak się
uspokoisz. – wstałam, kierując się w stronę drzwi. Otwarłam je, i odwróciłam
się po raz ostatni, mówiąc: - Przemyśl to. – po czym zamknęłam drzwi i
odeszłam.
Nie była to białaczka z rodzaju tych ostrych i uciążliwych.
Wystarczyło kilka miesięcy chemioterapii, by Zayn mógł wrócić do zdrowia. Dawcę
znaleźliśmy już dwa tygodnie po naszej kłótni, kiedy sprawa została
nagłośniona. Dziś właśnie był ten dzień, kiedy wychodził ze szpitala i wracał
do domu. Jednak wiedziałam, że coś jest nie tak. Zayn stał się bardziej
milczący, cichszy niż zazwyczaj. Ubrania na nim wisiały, włosy straciły blask,
ale ja go nadal kochałam.
- Zayn, pospiesz się, bo
się spóźnimy na kolację u twojej mamy – rzekłam, jednocześnie wkładając jego
torbę do bagażnika samochodu. Zatrzasnęłam go, i już chciałam wsiadać ze strony
kierowcy, kiedy mnie zatrzymał.
- Nie chcę być dla
nikogo ciężarem. – tymi słowami mnie zdumiał. Nigdy nie dałam mu do zrozumienia,
że tak go traktuję. Owszem, były też te cięższe dni, ale kto ich nie miał?
Jednak nigdy go nie traktowałam jak zbędnego balastu.
- Kochanie, o czym ty
mówisz? – spytałam, nie rozumiejąc.
- Musimy się rozstać.
Zapadła niezręczna
cisza. Nie patrzył na mnie. Wzrok wlepił w ziemię, udając nagle chodnik za
rzecz wielce interesującą.
- O czym ty mówisz? –
spytałam, marszcząc brwi. Czy to był jakiś głupi żart?
- To koniec. – te dwa słowa sprawiły, że zdenerwował mnie
jeszcze bardziej. Nie czułam smutku, bardziej szok i zranienie.
- Po tym wszystkim
przez co razem przeszliśmy, chcesz mnie, ot tak zostawić? – krzyknęłam, nie
spuszczając z niego wzroku. Nie odpowiedział, więc ostatni raz się odezwałam. –
Dobrze. Więc jeśli chcesz rozstania, to spójrz mi w oczy i powiedz to prosto w
twarz.
Czekałam. Naprawdę
czekałam. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, ale on nie odezwał się ani
słowem. Nawet nie podniósł wzroku. Bez słowa otworzyłam z powrotem bagażnik,
wyrzucając na chodnik jego torbę.
- Tchórz. – wsiadłam
do auta, odjeżdżając z piskiem opon.
Czy próbowałam się z nim skontaktować? Czy żałowałam?
Próbowałam. Nie żałowałam. Kochałam go, nadal kocham, ale zachowałam się tak,
jak powinnam w tej sytuacji. Ileż to razy podnosiłam telefon, by już zadzwonić,
ale w ostatniej chwili tchórzyłam? Tak jak on. Stchórzyłam. Przestraszyłam się.
Coś mnie przerosło, tak jak jego. Prawdopodobnie już nigdy się nie dowiem,
czemu chciał tak nagłego rozstania, ale wiem, że nie mam sobie nic do
zarzucenia. Bo nie zostawiłam go w najtrudniejszych chwilach, tak jak on
zostawił mnie.Nakarm się nadzieją z chudej piersi
Moja, moja, moja…
Posępny ładunek jest pełny, więc zwolnij przy rozstaniu
Bon Iver – Skinny love
~by Julia
Świetny!! Ale dlaczego sie rozstali?? Dlaczego??xd
OdpowiedzUsuńZrobisz druga cześć??xd
Matko, to jest tak banalne, że aż głupie, by odpowiadać na takowe pytania. Przeczytaj jeszcze raz, a uważniej.
UsuńNo a Julia do Ciebie teraz- imagin rewelacyjny *O* Piękny, podoba mi się ;)
Ciekawie ukazałaś rzeczywistość. Na prawdę. To było inne niż wcześniejsze opowiadania. Trudno mi wyrazić to co czułam jak to czytałam. Przepraszam.
OdpowiedzUsuńImagin dopracowany, z łatwością się to czyta, zrozumiały... a najfajniejsze jest to, że nie opisałaś głównej bohaterki, a mi łatwo było sobie wyobrazić Perrie. Nie to, że jej nie lubię. Uwielbiam ją! Każdy imag z Zayn'em wyobrażam sobie Perrie. Buduje swoją wyobraźnię.
Piszę bez sensu. Sorrki.
Imagin BOOOOOOOOOOOSKI *_____________*
Świetny ! Tak wspaniale piszesz , bardzo łatwo mi się czyta te wasze imaginy , kocham Was :* Mogłabym prosić o imagina z Liamem ?? Serdecznie pozdrawiam i czekam na następny
OdpowiedzUsuńhttp://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/
http://onedirection-bella-liamkowa.blogspot.com/
Liamkowa♥
Ja swojego Liama planuję dopiero na za 3 tygodnie, ale mam nadzieję, że będzie wart czekania, bo fabuła nie wydaje mi się infantylna ;)
UsuńSuper, tylko mógł być dłuższy
OdpowiedzUsuń2 część plis!
OdpowiedzUsuńCudowny imagin! Mimo, że choroba jest popularna w imaginach, łatwo jest coś spaprać to Ty świetnie sobie z tym tematem poradziłaś i dzięki Bogu - nikt nie umarł! Nie cierpię takich smutnych imaginów gdzie przez cały czas autorka rozwodzi się nad "moim" cierpieniem albo "moją" śmiercią.
OdpowiedzUsuńNo i dlaczego tak to się skończyło? Dlaczego on z nią zerwał?
Suuuuper - uwielbiam Wasz blog!
Super
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że będzie druga część :3
OdpowiedzUsuń~ Julia : x
Imagin na serio swietny *.* ale czemu on z nia tak gwaltownie zerwal ? Sorry ale nie rozumiem .
OdpowiedzUsuńA będzie druga ?
OdpowiedzUsuńnie podoha mi si ę
OdpowiedzUsuńTWO BANANAS FOR A POUND! Ten imagin aż się prosi o kolejną część, być może z szczęśliwym zakończeniem, być może nie, to już zależy od Ciebie. Jak to ja już mam wymyśloną końcówkę do tego oczywiście 18+ no bo jak xDD Jestę zboczna <3 :>
OdpowiedzUsuńPiękne <3 Szkoda że tak się skończyło...
OdpowiedzUsuńTo pierwsze zdjęcie mnie rozjebało.
OdpowiedzUsuńAle z niego dupa ! (wiem, że nie powinnam zaczynać zdania od "ale")Wielbię to zdjęcie. Szkoda, że nie mogę pobrać skąd bierzecie takie obrazki ?
Ja biorę z weheartit.com ;)
Usuńsuper ale będzie druga część co nie ? :3
OdpowiedzUsuńNie, nie będzie.
UsuńBoski!!! Myślałam, że się popłaczę!!! :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zapraszam do mnie *_*
OdpowiedzUsuńhttp://imaginyzonedirectionilovetheseboys.blogspot.com/
foch... jak mogłaś ją tak zostawić...
OdpowiedzUsuńbez happy endu ?! Jak ja się pyatm..?!
po prostu płakałam. Ale wiem że nawet jak będzie miał białaczkę to u mnie ma zawsze dawce ja moge mu nawet oddać serce :'(
OdpowiedzUsuń