Witajcie :) Mam nadzieję, że spodoba Wam się poniższy imagin (osobiście nie jestem z niego zadowolona, ale wasze zdanie jest tutaj kluczowe), który jest utrzymany w klimacie świąt. :D I, na życzenie, głównym bohaterem jest Louis.
Życzę miłego czytania i zostawcie po sobie opinię. ; )
Wyjrzałam przez okno i mimowolnie się uśmiechnęłam. Wirujące
płatki śniegu stapiały się niemalże w jedność, skutecznie ograniczały
widoczność, tak że musiałam bardzo wytężyć wzrok, żeby dostrzec parę w średnim
wieku przechodzącą po oblodzonym chodniku z reklamówkami w świąteczne wzory w
rękach. Dookoła można było wyczuć charyzmę i atmosferę świąt, a smakowite
zapachy roznoszące się po całym domu wprawiały mnie w, bądź co bądź, szampański
nastrój.
Przez niedomknięte drzwi mojego pokoju usłyszałam ciche
akordy „Last Christmas”, które mój młodszy brat wygrywał na cymbałkach i
śpiewał razem z interaktywnym Mikołajem, którego dostał od babci. Przechodził
właśnie koło mojej sypialni, kiedy wejrzał do środka i dostrzegł mnie siedzącą
na parapecie w czapce Mikołaja, owiniętą w czerwony szalik i szczerzącą się
bezsensownie do tafli szyby z jednej strony oszronionej moim oddechem, z
drugiej zaś oblepioną wirującymi lepkimi unikatowymi cudami.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz lekarza…?
Chwyciłam najbliżej mnie leżącą poduszkę i rzuciłam nią w
wystającą zza drzwi zarumienioną ze szczęścia twarz brata. Parsknął śmiechem i
zbiegł po schodach nucąc pod nosem kolędy.
Zwiesiłam nogi, które uprzednio miałam podkurczone pod brodą
i zeskoczyłam z parapetu, by odebrać telefon, który rozdzwonił się sekundę
wcześniej. Powstrzymałam silną ochotę do zatańczenia do piosenki, która była
moim dzwonkiem i, po sprawdzeniu nazwy, odebrałam.
- Hejooooł, Mikołajko! Świąteczne buszowanko po sklepach
czas zacząć!
Zaśmiałam się i zbiegłam po schodach by ubrać kurtkę i
kozaki. Po drodze zajrzałam do kuchni, gdzie mama w białym fartuszku zdejmowała
właśnie polukrowane pierniczki z blachy i układała je na ozdobnym talerzyku.
Zgarnęłam dwa w biegu i pomknęłam ku altanie, lecz mama nie zapomniała, by
trzepnąć mnie po rękach i ze śmiechem pogrozić palcem.
Chybko wcisnęłam stopy w zamszowe botki, narzuciłam na
ramiona płaszczyk i, wgryzając się w jeszcze ciepłego pierniczka w kształcie
choinki, wyszłam z domu na mroźne, grudniowe powietrze zmierzając ku
wschodniemu krańcowi Londynu, gdzie byłam umówiona ze swoją przyjaciółką.
- Boże drogi, posnęłaś po drodze czy co?
- Cześć – odpowiedziałam sarkastycznie, na co moja przyjaciółka
wzniosła oczy ku niebu.
- No cześć, cześć. Widzisz go? – wskazała na stojącego około
dwadzieścia metrów przed nami chłopaka w czapce w granatowo-białe paski.
Kiwnęłam potakująco głową. – To kumpel mojego brata, Chris. Wczoraj powiedział
mi, że dzieci takie jak ja nie powinny posiadać zdolności mowy. – Zmrużyła gniewnie
oczy, z wyraźną rozkoszą planując zemstę. – Tak więc pomyślałam, że przed
poszukiwaniem nowych ciuchów, pomożesz umilić mi ten czas i… lekko go
unieszkodliwić. – Uśmiechnęła się jak psotny chochlik, jednak pewność i
złośliwość w tym grymasie powodowała u mnie skrajne uczucia.
W ostateczności jednak westchnęłam i zgodziłam się wykonać
prośbę przyjaciółki.
- Poinstruuję cię, jak masz to dobrze zrobić. – Westchnęła
głęboko i z udawaną cierpliwością matki mówiła wolno i wyraźnie: - Bierzesz
odrobinę śniegu, mocno zgniatasz aż uformujesz kulkę. Potem patrzysz, gdzie
znajduje się cel twojego rzutu i… rzucasz. Potem – dodała spanikowana, kiedy
śnieżny pocisk trafił w plecy bruneta a ten, zdezorientowany, rozejrzał się
wokół siebie – kryjesz się za wielką zaspą śniegu. Padnij mówię! Kapujesz?
- Jasne, jasne… A nie byłoby prościej, gdybyś…
- Nie – ucięła i zaczęła formować nowa kulkę, a ja wzięłam z
niej przykład.
Już chwilę później rzucałyśmy na przemian pociskami, śmiejąc
się do rozpuku. Trafiałyśmy niekiedy w zdezorientowanego chłopaka, który coraz
bardziej zaczynał okazywać to, ze nie wie, kto w niego rzuca.
- A teraz…. Raz – rzuciłam jedną kulką – dwa – kolejna
poszybowała w kierunku nastolatka – trzy! I główka! – trzecia z kolei piłeczka
uderzyła prosto w granatową czapkę bruneta, który okręcił się w miejscu i
napotkał mój wzrok.
- O-o – pisnęłam i chcąc szybko schować się za zaspą,
straciłam równowagę i wpadłam w wysoką wydmą śnieżnobiałego puchu. Płatki
wpadły mi za płaszczyk więc, po wstaniu,
zaczęłam skakać z zimna, chcąc wyzbyć się lodowatych pruszynek.
- Pomóc ci?
Wykonałam piruet w miejscu, jednak nie dostrzegłam
przyjaciółki, lecz owego kolegę jej brata, natomiast owa wspomniana, która mnie
w to wciągnęła, siedziała na śniegu i ogromnymi oczami wpatrywała się w
nieznajomego dla mnie chłopaka.
Nie spodziewałam się, że nastolatek może być tak blisko i
kiedy musnął moją rękę, ponownie poślizgnęłam się na oblodzonym chodniku i po
raz drugi wylądowałam w zaspie, co brunet skwitował kpiącym uśmieszkiem. Nie
mogąc się powstrzymać, wybuchnęłam śmiechem. Chłopak wyciągnął ku mnie ręce
odziane w beżowe rękawiczki i pomógł mi się podnieść a następnie otrzepać.
- Przepraszam i dziękuję – wymamrotała, nie mogąc przestać
śmiać się ze swojej ofiarności. Chłopak nie sprawiał wrażenia obrażonego tym,
że dosłownie przed paroma sekundami próbowałyśmy spowodować uszczerbek na jego
zdrowiu. Śmiał się z mojej nikłej koordynacji ruchowej i sprawiał wrażenie w
ogóle nie zauważać jakby spetryfikowanej przyjaciółki za moimi plecami. Patrzył
się na mnie, prawił mi komplementy i co rusz przyłapywałam go na tym, że
odpływał, kiedy mu o czymś opowiadałam.
Dałabym głowę, że skądś go kojarzyłam… Jednak jego poczucie
humoru i teksty, które napomykał odwodziły mnie od próby ustalenie jego
tożsamości. Przez całe dwadzieścia minut naszej wymiany zdań, Nina nie odezwała się ani słowem i była jakby…
przybita. Wpatrywała się w swoje stopy, jakby chciała stać się niewidzialna.
- No, to na nas już pora. – Chciałam ulżyć przyjaciółce i spędzić
z nią trochę czasu, więc pożegnałam się z chłopakiem. – Miło było cię poznać.
Do zobaczenia, Chris.
Złapałam Ninę za łokieć i odeszłam z nią w kierunku centrum
Londynu, gdyż już zmierzchało, a ja nie chciałam po nocy wracać do domu.
- Co ci jest?! – syknęłam, kiedy zostawiłyśmy już
zdziwionego chłopaka pare metrów za sobą.
- To… To nie… - Przełknęła ślinę i spojrzała na mnie ze
strachem. – To nie był Chris.
Roześmiałam się.
- Śmieszne. A tak na serio?
Nina nie sprawiała wrażenia ubawionej. Zaczęłam zastanawiać
się, jakiego niewinnego i nieznajomego człowieka znokautowałam rzutem śnieżki
prosto w głowę.
- Obawiam się, że wiem, kto to był.
Zatrąbił autobus, więc niepocieszona musiałam przerwać
rozmowę i wsiąść do niego, zostawiając przyjaciółkę wpatrzoną w drzwi pojazdu,
za którymi zniknęłam. Kim okazał się nieznajomy? Odpowiedź miała dopiero
nadejść, bardziej przerażająca, zadziwiająca i zwracająca moje życie o sto
osiemdziesiąt stopni, aniżeli ekscytująca czy zabawna…
~*~
- Yyyy… Nina, dlaczego wszyscy się na nas dziwnie patrzą? – spytałam, marszcząc
brwi. – Gadaj, co przeskrobałaś?
Moja przyjaciółka prychnęła.
- Dlaczego od razu myślisz, że to JA coś przeskrobałam i że
to na MNIE się patrzą?
Nie pojęłam aluzji. Przystanęłam i spojrzałam przez ramię w
samą porę, by przyłapać około czternastoletnią dziewczynkę odwracającą ode mnie
wzrok i zarumieniającą się. To już siódma osoba, którą złapałam na wpatrywaniu
się we mnie, a przecież w przeddzień świąt centrum handlowe nie było aż tak
zatłoczone!
- Co masz na myśli?
Dziewczyna zmarkotniała i przeniosła wzrok na swoje zamszowe
czółenka.
- To był… Ten chłopak… To nie był Chris.
- Tego dowiedziałam się już przy poprzednim spotkaniu –
wyrzuciłam jej i ponownie zgromiłam wzrokiem narzucającego się mi podglądacza.
– Kim on był? I czy to on ma coś wspólnego z tym, że niemalże na każdym kroku
jestem pod ostrzałem spojrzeń?
- Tak sądzę – wyszeptała i, najwyraźniej nie mogąc ująć w
słowa swych myśli, wyciągnęła z torebki zwinięty egzemplarz gazety plotkarskiej
i podała mi ją, po czym osunęła się na krzesło przy jednym ze stanowisk
McDonalda.
Rozprostowałam brukowiec i ledwo powstrzymałam się od
krzyknięcia. Na stronie tytułowej tuż nad nagłówkiem znajdowało się zdjęcie
przedstawiające mnie i owego tajemniczego chłopka, który otrzepuje mój
płaszczyk z płatków śniegu. Obok znajdował się kolarz: rozmowa, trzepnięcie w
ramie, wybuch śmiechu…
Żarliwie śledziłam linijki tekstu bojąc się wyczytać
informacje tam zawarte. Boże, kim on jest…
„Jak wyczytać można z wyżej zamieszczonych zdjęć,
najwyraźniej Louis Tomlinson (jutro kończy 22 lata) znalazł już miłość!
Jednakże tożsamość owej piękności pozostaje, jak na razie, nieznana…”
Przełknęłam ślinę.
- Jak długo wiesz? – wykrztusiłam, po czym odrzuciłam gazetę
od siebie, która prześlizgnęła się po stole i spadła na podołek Niny.
- Od wczoraj – przyznała.
- I oczywiście nie przyszło ci do głowy, żeby mnie
powiadomić, prawda? Bo po co? Twoja przyjaciółka jest na okładce gazety
plotkarskiej, w której wypisują same bzdury, ale po co jej zawracać głowę?! – z
każdym słowem podnosiłam głos.
Nina rozejrzała się niespokojnie i popchnęła z powrotem na
oparcie krzesła.
- Siadaj, idiotko. Chciałam ci powiedzieć, ale nie miałam jak.
- Mieszkamy na innej planecie? Dzielą nas tysiące lat
świetlnych? – rzuciłam z ironią. – Nie? Więc gdzie ty tu, u licha, widzisz
problem z dojazdem? Są też telefony, czaty…
Wzruszyła ramionami, co wywołało u mnie kolejną dawkę
sceptyzmu.
- Czekaj… - Wytrzeszczyłam i dopiero teraz zdałam sobie
sprawę z tego, jakie nazwisko wyczytałam w artykule. – Daj mi ta gazetę. Daj mi
ją!
Przesuwałam oczami po zadrukowanej stronie aż w końcu
znalazłam fragment z nazwiskiem. Louis Tomlinson… Tomlinson… Tomlinson…
- Z One Direction – podpowiedziała mi usłużnie przyjaciółka.
Wytrzeszczyłam na nią oczy.
- Chyba żartujesz!
Kobieta za ladą spojrzała na mnie z naganą, więc zniżyłam
głos.
- Chyba żartujesz! Louis Tomlinson?! Przecież to niemożliwe!
Przyjaciółka nie odpowiedziała. Jej oczy z każdą sekundą
otwierały się coraz bardziej, a utkwione były w czymś za moimi plecami.
Zmarszczyłam brwi po raz wtóry tego popołudnia.
- Hej, co jest?
Przełknęła ślinę i uniosła rękę, by palcem wskazującym
wskazać za moje plecy. Odwróciłam się… i zaraz tego pożałowałam.
Lodowata śnieżna kulka trafiła mnie prosto w dekolt, a
roztapiające się jej odłamki spływały mi za bluzkę powodując u mnie dreszcze.
- Co do…?! – wyrwało mi się zbyt głośno, zanim spojrzałam w
twarz sprawcowi nieszczęścia.
- Musiałem się przecież zrewanżować! – odpowiedział kpiarsko
brunet w czapce w granatowo-białe paski, przyglądając mi się z ironicznym
uśmieszkiem.
- Zrewanżować? No to patrz!
Zgarnęłam pozostałości śniegu i wtarłam je chłopakowi w
twarz. Ten złapał mnie w pół i zakręcił dookoła po czym postawił na ziemi, a
nim zdążyłam ponownie złapać równowagę, natarł mnie kolejną śnieżną. „Skąd on
je bierze w środku galerii?!” przemknęło mi przez myśl, jednak bardziej byłam
zajęta oddawaniem ciosów aniżeli rozmyślaniem nad artylerią.
- Dobra, okej, poddaję się! – krzyknęłam, kiedy zimna kulka
wpadła mi za bluzkę, a z włosów kapała mi już woda. – Wygrałeś. Przepraszam za
tamto przed parkiem, okej?
- Zastanowię się – odparł, lecz po chwili, jakby pod wpływem
mojego uroku i zalotnego uśmiechu jaki mu wysłałam, dodał pobłażliwym tonem: -
Przebaczam.
- A to? Co to ma być? – chwyciłam mokrymi i zziębniętymi
dłońmi gazetę plotkarską i podsunęłam mu ją pod nos. – Co to jest? Prowokacja?
Roześmiał się.
- Och, kochana, musisz się jeszcze dużo nauczyć o
marketingu! Świat plotek przypisał nam już pewną historię i teraz zrobi
wszystko, byleby okazała się ona prawdą.
- Co to znaczy? Sugerujesz, że mamy stać się… parą?! –
ostatnie słowo zaakcentowałam dużą ilością sceptyzmu i niedowierzania.
- Być może… Ale najpierw… - rzekomy Louis wykonał zamaszysty
gest ręką, sugerując mi i mojej przyjaciółce przechadzkę po sklepach, jednak
przed dokończeniem uprzedziła go niska kobieta w czerwonym fartuszku z logo
McDonalda, wpychając mu do rąk mopa.
- … posprzątacie – rzekła tonem nieznoszącym sprzeciwu,
jednak w jej oczach dostrzegłam wesołe błyski, a na jej usta powoli wpełzał
uśmiech rozbawienia.
Skomentowaliśmy to gromkim wybuchem śmiechu, bo rzeczywiście, u naszych stóp utworzyła się już spora kałuża topniejącego śniegu, a moja
przyjaciółka, nadal siedząca przy stoliku, wymamrotała za moimi plecami:
- Ja się do waszego romansu nie wtrącam. Posprzątacie też,
gołąbki, sami.
~by Klara
Świetny :) Zresztą jak wszystkie :) Poproszę kolejny z Zaynem :)))
OdpowiedzUsuńHahah, ale fajny pomysł z tymi świętami ;D Aż zatęskniłam za tym klimatem :))To co ? Do następnego xD
OdpowiedzUsuńna jakiego maila przyjmujecie imaginy od czytelników? ;P
OdpowiedzUsuń♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ tak więc... no.. następny proszę ! :)
OdpowiedzUsuńFAAAAAAAAAAAAAAAJNY :) PROSZĘ O HARR'EGO :)
OdpowiedzUsuńO jaki Lou! Ale cela to on ma dobrego. Żeby tak trafić to... Musiał sie starać :D Super, a mogę imagin z dedykacją dla Oli, o Harrym? Najlepiej to jakiś wesoły, jeśli można :*
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaa jaki swietny <3 <3 kurze tak fajnego dawno nie czytałam ;-)
OdpowiedzUsuńŚwietny ! :) Przynajmniej poczułam i przypomniałam sobie ten klimat świąt .. aaaaww jak nie mogę się tego doczekać ,nie wytrzymię do grudnia :D Jeszcze będą urodziny Lou ,trzeba będzie świętować :D:D
OdpowiedzUsuńcudowny :D taki słodki , ogólnie aww <3
OdpowiedzUsuńAww... Daj CD! :D
OdpowiedzUsuńświetny taka miła atmosfera ;D
OdpowiedzUsuńSpoko!
OdpowiedzUsuńŚwietny, taki świąteczny,awww kocham ten klimat :*
OdpowiedzUsuńMogę prosić wesoły z Niall'em/Harry'm z dedykacją dla Martyny?
Świetny następny z harrym proszę :D
OdpowiedzUsuńCudowny bardzo mi się podoba
OdpowiedzUsuńświetny:D
OdpowiedzUsuńej a kiedy kolejny z gifami? strasznie mi się spodobały:D:D
Imaginy z gifami pojawiają się co tydzień w piątki. : )
Usuńświeetny ;p
OdpowiedzUsuńświetny :D
OdpowiedzUsuńjaki fajny teraz prosiłabym jakiś wzruszający o Lou :)
OdpowiedzUsuńRany wspaniały =)
OdpowiedzUsuńświetny ...taki odpowiedni w takie dni :D
OdpowiedzUsuńbardo swietny przypomina mi się 24 grudnia wtedy urodzi mi się braciszek (wtedy kiedy Lou):)
OdpowiedzUsuńKINGA
prosze następny z Liamem z dedykacją dla mnie prosze
Kinga
superaśny ;D najbardziej mi się właśnie podobają imaginy utrzymane w klimacie świąt ;Da kiedy bd im aginy z Jochem .?!
OdpowiedzUsuńLove it <3 <3 :) -Paula xx
OdpowiedzUsuńHuehuehue! :D No "gołąbki" posprzątajcie ;)
OdpowiedzUsuń