Piosenka: <klik>
- To ty – wymamrotałam, gdy udało mi się odzyskać władzę w
mowie.
- Tak, to ja – westchnął, stając koło mnie. Przyglądał się
swemu portretowi, na którym siedział na tronie lekko uśmiechnięty, ale jakby
speszony. Miał na sobie te same ubrania, w których pokazał mi się dzisiaj. –
Zdziwiona? – zaśmiał się, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia. Spojrzałam na
niego lekko oszołomiona.
- Po prostu… Mogłeś mi wcześniej powiedzieć i tyle –
wzruszyłam ramionami.
- A zmieniłoby to coś? – przeszył mnie badawczym wzrokiem,
podpierając się pod boki. – No, właśnie. – kontynuował, kiedy uznał moje
milczenie za jednoznaczną odpowiedź. – Wracając do tematu, jutro bądź gotowa na
dziewiątą, przebierz się i staw w jadalni, to te ogromne drzwi na końcu
korytarza – wskazał ręką po naszej lewej stronie drzwi, które wiodły do długiego
holu. – Tam zjesz śniadanie, a potem spotykamy się tutaj, w sali tronowej,
dobrze? Twoja sypialnia znajduje się na
górze, trzecie drzwi od lewej. – popatrzył na mnie uważnie, jakby chcąc
sprawdzić, czy zrozumiałam. Starając się wszystko zapamiętać i niczego nie pominąć,
kiwnęłam głową. Uśmiechnął się i popatrzył na mnie z nutą… współczucia, troski,
smutku? - Do jutra.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę zastanowiłam
się, czy nie pobiec za nim, w końcu miałam tyle pytań, jednak powstrzymałam się
i podążając za jego wskazówkami, udałam się do swojej tymczasowej sypialni.
*
Obudziło mnie jasne, rażące światło. Z trudem otwarłam
powieki. Promienie słoneczne oświetlały podłogę, równoległą ścianę i moje łoże.
Tak, łoże to dobre określenie, gdyż było to ogromne łóżko z rozpiętym nad moją
głową baldachimem. Spokojnie mogłyby się tu zmieścić trzy osoby. Spuściłam nogi
na ziemię, wstając. Na krześle czekało na mnie gotowe ubranie. Zwykła, lniana
sukienka przed kolano, na ramiączkach, w kolorze błękitu. Jak oczy Nialla,
pomyślałam nieświadomie. Przebrałam się
i zeszłam na dół do jadalni. Była pusta, ale na stole czekały wykwintne dania.
Indyki, kurczaki, waza z zupą, bułki, chleb. Wzięłam jedną bułeczkę,
posmarowałam dżemem i zaczęłam powoli przeżuwać. Ta cisza mnie dobijała, było
tak pusto i… smutno. Czułam te dusze wszystkich władców, którzy musieli odejść
tak młodo, zostawiając swoich potomków, których czekał ten sam los. Wtedy to
postanowiłam sobie, że im pomogę, choćby nie wiem co. Skończyłam moje skromne
śniadanie, gdyż żołądek zaczął odmawiać posłuszeństwa, zawiązując się w ogromny
supeł. Weszłam do sali tronowej, gdzie miałam spotkać się z Niallem.
- Gotowa? – wszedł tylnymi drzwiami, przez co lekko
podskoczyłam.
- Czy musisz ciągle zachodzić mnie od tyłu? – spytałam
gniewnie, choć tak naprawdę nie byłam zła. Raczej zdenerwowana, zestresowana
tym, co mnie czeka. - Na co gotowa?
- Na labirynt – odparł, zdumiony moją niewiedzą.
- Słucham? Myślałam, że dziś będziemy ćwiczyć.
- Nie mamy czasu. Musimy działać natychmiast.
- My? – spytałam, wskazując palcem najpierw na siebie, potem
na niego.
- No, chyba nie myślałaś, że zostawię cię samą – posłał mi
swój szelmowski uśmieszek. – Przyniosłem nam broń.
Rzucił na podłogę dwa miecze.
- Czy to będzie nam potrzebne? Myślałam, że po prostu
wystarczy znaleźć drogę do pucharu, zniszczyć go i będzie po wszystkim.
- Trzeba się liczyć ze wszystkim. Na dodatek, są stwory,
które bronią pucharu i nie oddadzą go tak łatwo. Na tym polega trudność tego
zadania.
- Chodźmy już – podnieśliśmy miecze schowane w pochwach,
przepasaliśmy je sobie w pasie i ruszyliśmy na oblany słońcem dziedziniec,
gdzie zebrało się już całe miasto.
*
- Znacie zasady. Macie godzinę.
- Nie mówiłeś, że jest limit czasowy – szepnęłam przerażona
do Nialla, który stał obok. Właśnie wysłuchiwaliśmy ostatnich „rad” od, jak to
mi oznajmił Niall, jego prawej ręki – Grega.
- Nie martw się – uścisnął mi rękę. Jednak nie puścił jej.
Zrobił to dopiero, gdy usłyszeliśmy gong obwieszczający, iż zaczęło się
odliczanie. Weszliśmy do labiryntu zbudowanego z żywopłotu i ciernistych
roślin. Gdy tylko weszliśmy do środka, przejście za nami się zamknęło.
- To oznacza, że nikt nie może teraz stąd wyjść – wyjaśnił
mi Niall. – Albo ktoś wygra albo zostanie tu uwięziony na zawsze.
Wzdrygnęłam się. Ruszyliśmy prosto.
- Nie wiedziałam, że mogą tu wejść dwie osoby.
- Tylko, jeśli jest to Wybraniec i król. Owszem, zwykli
ludzie też mogą spróbować, ale wtedy są skazani na siebie. A musisz wiedzieć,
że mnóstwo ludzi tu oszalało. Gubili się, co rusz wydawało im się, że już tu
byli, aż w końcu czas minął, a oni utknęli tu na zawsze, aż w końcu z głodu i
pragnienia umarli.
- To czemu się narażasz? Z tego co zrozumiałam, to nie jest
konieczne, by był tu także król, towarzyszący Wybrańcowi. Powinieneś być teraz
z ludem.
- Nie. Moim obowiązkiem jest być tu z tobą. – zapadła cisza,
przerywana tylko naszymi oddechami. Brnęliśmy dalej przed siebie. Szliśmy
prosto. Pierwsze dwadzieścia minut minęło nam spokojnie. Jedynymi trudnościami
były ślepe uliczki. Dopiero po połowie minionego czasu , poczuliśmy coś
dziwnego.
- Słyszysz? – spytał Niall. – Jakby ziemia drżała.
Przycupnął, dotykając dłonią gruntu. Miał rację. Drżała,
jakby miało zaraz nastąpić trzęsienie ziemi. Ten huk narastał i narastał, aż w
końcu ziemia pękła, rozdzielając nas.
- Niall! – krzyknęłam, próbując złapać jego dłoń. Jednak był
za daleko. Ziemia odsunęła nas od siebie. Mnie na prawą stronę, jego na lewą. Nie było możliwości, by przeskoczyć tą dziurę.
- Spokojnie. Ta ziemia na pewno nie przełamała na pół całego
labiryntu. Po prostu idźmy dalej prosto, aż w końcu dotrzemy do siebie. Ty
skręcaj w lewo, a ja w prawo.
Tak też zrobiliśmy. Przez pierwsze pięć minut szliśmy,
słysząc dudniące kroki tej drugiej osoby.
- Musimy przyspieszyć. Minęła już pewnie połowa czasu –
odezwałam się na tyle głośno, by mnie usłyszał. Zaczęłam biec, nie zbaczając na
kolce roślin, które raniły moje nagie ramiona. Co chwila napotykałam na ślepe uliczki, przez co co chwila musiałam
się wracać. Na chwilę przystanęłam, by złapać oddech i zacząć nasłuchiwać, czy
gdzieś tam jest mój towarzysz. Był. Słyszałam szybkie i miarowe kroki.
Przyspieszyłam, nie chcąc zostać w tyle, nie zbaczając na ostre ukłucia w płucach.
Sukienka i buty rozdarły się w kilku miejscach, ale nie przejmowałam się tym.
By się upewnić, że tam jest, krzyknęłam jego imię.
- Niall! Jesteś tam?
- Jestem! Nie przestawaj biec! – odkrzyknął. Posłusznie
wykonałam jego polecenie. Po upływie czasu, które zdawały się wiecznością,
droga przede mną zaczęła się poszerzać, aż ponownie zmieniła się w jedną
całość. Pęknięcie zniknęło. Wybiegłam na środek, rozglądając się dokoła. Jednak
nigdzie nie widziałam jego. Nerwowo się rozglądałam, usilnie poszukując jakieś
punktu, którego mogłabym się uczepić. Nagle ujrzałam sylwetkę Nialla wybiegającą
z mojej lewej strony. Nie zdążył się zatrzymać i wpadł na mnie. Ostatkiem sił
przytrzymałam go za ramiona, zanim zwaliliśmy się na ziemię.
- Nic ci nie jest? – spytał, podnosząc na mnie wzrok.
- Nie. A tobie?
- Pod koniec zaczął mnie gonić jakiś stwór, ale chyba go
zgubiłem. – odwrócił się w stronę z której przyszedł i nasłuchiwaliśmy. Nic się
nie wydarzyło.
- Musimy iść – ponagliłam go, odsuwając się od niego.
Ruszyliśmy truchtem, co chwila błądząc. To był istny obłęd!
- Patrz – odezwał się nagle, kiedy już zaczęliśmy tracić
nadzieję. Dotknął mojego ramienia, wskazując jakiś punkt przed siebie. Światło.
Czyste światło, białe i jasne. Jak światełko, które nagle się wyłania z
ciemnego tunelu. Jak nadzieja.
- To to – uśmiechnęłam się, nie mogąc uwierzyć w nasze
szczęście. Zaczęłam się śmiać, lecz bardziej brzmiał on jak śmiech przez łzy.
Ruszyliśmy pędem, gdy coś zatorowało nam drogę. Okropne monstrum wyłoniło się,
jakby spod ziemi. Czarny niedźwiedź, zdałam sobie sprawę, kiedy dokładnie mu
się przyjrzałam. Stanął na tylnych łapach i wydał potężny ryk, po czym zaczął
biec na nas nieudolnie , ale niewiarygodnie szybko, jak na zwykłego miśka. Przerażona,
w ostatniej chwili zdążyłam uskoczyć w bok, chowając się za ścianą z żywopłotu,
zanim mnie dopadł. Obróciłam głowę, chcąc zobaczyć, czy i Niallowi nic się nie
stało. Był cały, w takiej samej pozycji siedzącej co ja, tyle że po przeciwnej
stronie. Usłyszeliśmy ciche pomruki
niedźwiedzia, którego wyraźnie zbiło z tropu nasze zniknięcie. Niall położył
palec na ustach, wyraźnie dając mi do zrozumienia, żebym się nie odzywała, ani
nie poruszała. Niedźwiedź chyba ponownie zaczął się wracać w naszą stronę, gdyż
jego kroki stawały się coraz donośniejsze. Nie chcąc, by minie zobaczył,
schowałam się w kolejnej alei. Kątek oka dojrzałam jego cień, który zbliżał się
w moją stronę. Przycisnęłam plecy do ściany żywopłotu i podziękowałam w duchu,
że było tu mroczno. Była szansa, że mnie nie zobaczy.
Ujrzałam jego sylwetkę, która mijała moją aleję i ruszała
dalej. Cofnęłam nogę i nadepnęłam na gałązkę, która wydała przeraźliwy trzask.
Niedźwiedź wydał kolejny ryk i zaczął się cofać, przyspieszając chód. Wiedząc
już, że mnie zobaczył, cofnęłam się do samej ściany, która okazała się ślepą
uliczką. Niedźwiedź mnie dostrzegł. Zaczął iść powoli w moją stronę. Wolałam,
żeby zabił mnie szybko i bezboleśnie, ale chyba chciał przedłużyć moje męki.
Nagle usłyszałam Nialla.
- Miecz, [T.I]. Miecz!
Wyciągnęłam go z pochwy, a ostrze zabłysło. Klingę objęłam
obiema dłońmi, wyciągając sztylet przed siebie, gotowa zadać cios. Jednak ssaka
to nie zniechęciło. Usłyszałam tupot stóp. Pewnie Niall chciał mi przybiec na
ratunek. Jednak niedźwiedź, wiedząc, że coś się święci, przyspieszył w moją
stronę. Pięć metrów. Cztery. Trzy. Zadałam cios, jak się okazało śmiertelny, w
brzuch. Niedźwiedź ryknął i przewalił się na ziemię. Uskoczyłam, nie chcąc by
mnie przykrył swoim cielskiem. Ominęłam go i ruszyłam ku Niallowi, który
właśnie dobiegł do mnie i dosłownie rzucił się na mnie, obejmując swoimi
ramionami. Przez chwilę ciężko dyszeliśmy.
- Byłaś bardzo dzielna – popatrzył mi głęboko w oczy,
uśmiechając się. Był niebezpiecznie blisko mnie. Usłyszeliśmy ponowny gong. –
Zostało pięć minut. Ruszajmy! – puściliśmy się biegiem w stronę światła, które
zdążyliśmy po chwili odnaleźć. Jednak jak się okazało, czekała na nas kolejna
niespodzianka. Wąż wysokości ponad dwóch metrów. Gruby jak pień starego dębu.
Sunął w naszą stronę, groźnie sycząc. Niall wydobył miecz i ruszył na gada,
machając bronią. Przeciął próżnię. Wąż zasyczał i minął go. Teraz atakował go z
tyłu, lecz chłopak nie dał się.
- Idź ! – wykrzyczał. Nie chciałam go zostawiać, ale
musiałam. I tak umrzemy, jeśli nie zdążymy. Ponowny gong. Cztery minuty.
Odezwał się jeszcze jeden gong, kiedy dotarłam na miejsce. Na samym środku
kwadratu ziemi, na jakimś podeście stał puchar. Ogromny, kryształowy, dostojny.
W promieniach słońca, które go oświetlały, błyszczał kusząco. Podeszłam bliżej i dotknęłam go opuszkami
palców.
- Jeśli go zabierzesz, będziesz wiecznie bogata. Nigdy ci
niczego nie zabraknie. – usłyszałam kobiecy głos, który kusił mnie, jak wąż
namawiający Ewę do zjedzenia jabłka – zakazanego owocu. Wąż. Niall właśnie z
nim walczył, oprzytomniałam. Ale puchar…
Spojrzałam tęsknie na błyszczącą diamentami nagrodę, którą trzymałam już
w swoich rękach. Gdybym z nim uciekła, zawsze miałabym to, czego chcę. Ale
czego ja chciałam? Pragnęłam chłopaka, który właśnie toczył walkę na śmierć i
życie. I wtedy zrozumiałam. To był test. Kuszono mnie, bym go zabrała, a w
rzeczywistości, i tak bym zginęła. Czyż taka sama historia nie przydarzyła się
poprzedniemu Wybrańcowi?
Kolejny gong.
On zbłądził, ale ja nie.
Cisnęłam z całej siły pucharem o ziemię, aż ten rozpadł się
na milion drobnych kawałeczków. Usłyszałam wrzask tej samej kobiety, która
przedtem kusiła mnie wiecznymi bogactwami.
- Nieee!!
Labirynt zniknął, wąż także. Została sama soczyście zielona
trawa. W oddali ujrzałam Nialla, od którego nie dzieliły mnie już żadne tunele,
ani korytarze. Patrzył na mnie zdumiony z oddali. Rzucił miecz i popędził w
moją stronę. Zrobiłam to samo, aż spotkaliśmy się w połowie, rzucając się sobie
w ramiona. Drżał, tak samo jak ja. Nie ukrywałam łez szczęścia. Usłyszeliśmy
wrzaski wiwatujących ludzi, którzy zaczęli napierać na nas ze wszystkich stron.
*
- I co teraz będzie? – spytałam, spacerując z Niallem po pałacowych
ogrodach, gdzie wreszcie mogliśmy pobyć sami. Po kilkugodzinnych ucztach i
wiwatach na moją cześć, mieszkańcy rozeszli się, by jeszcze raz móc świętować w
swoim gronie. Byłam przebrana w szmaragdową suknię do ziemi, która od talii się
rozszerzała, tworząc bufiasty dół. Niall był ubrany w zwykłe czarne spodnie,
białą koszulę i marynarkę, którą i tak zaraz po uroczystości ściągnął. – Muszę odejść.
Nadal szliśmy w milczeniu.
- Koń będzie czekał przed zamkiem. – odparł smutno.
- Czyli to pożegnanie?
- Tak mi się zdaje – kiwnął głową, nie patrząc na mnie.
Wróciliśmy do zamku. Niall na chwilę wszedł do środka, a kiedy wyszedł, wrócił
z jakimś mężczyzną, który po chwili przyprowadził tego samego białego konia,
którym tu przyjechałam zaledwie wczoraj.
- Dziękuję – skinął głową, a tamten się ukłonił i odszedł.
Chwyciłam uzdę konia.
- No to… Do zobaczenia, mam nadzieję – powiedziałam,
starając powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
Już miałam wskoczyć na konia, gdy usłyszałam jego głos.
- Możesz zostać. – patrzył wprost na mnie. Jego oczy się
błyszczały, a wyglądał w tej chwili jak samotny chłopiec, którego miałam ochotę
przytulić. I tak też uczyniłam. Po chwili odsunął się ode mnie i rzekł:
- Zawsze możesz wrócić, kiedy tylko zechcesz. – popatrzył na
mnie, pochylił się i pocałował. Trwaliśmy tak chwilę, ale się odsunęłam,
wiedząc że koniec jest nieunikniony. Uśmiechnęłam się i wskoczyłam na konia.
- Żegnaj, Wieczny mieszkańcu – zaśmiał się.
- Wieczny, dzięki tobie.
Zacmokałam i ruszyłam brukiem tą samą drogą, którą
przyjechałam. Bez Nialla było jakoś smutno i cicho. Otarłam wierzchem dłoni
łzy, których nie dałam rady powstrzymać. Wjechałam do lasu, gdzie zatrzymałam
się i puściłam wierzchowca wolno. Zawrócił i ruszył galopem do zamku.
Dotarliśmy w to samo miejsce, gdzie spotkałam Nialla. Na pniu znalazłam swoje
stare, zwyczajne ubrania. Przebrałam się. W równą kostkę ułożyłam sukienkę na
pniu, mając nadzieję, że jeszcze kiedyś mi się przyda. Wyszłam z lasu na
spowite mrokiem miasto. Dziwne… Wyglądało, jakby nic się nie zmieniło. Jakby
wcale nie minęła doba, a nadal trwało wczoraj. Ruszyłam brzegiem rzeki, która
prowadziła do centrum. Przeszłam kilkanaście metrów, gdy zawiał silniejszy
wiatr, przez co straciłam równowagę i wylądowałam w wodzie. Jednak zamiast poczuć
mokro i zimno, otworzyłam oczy, siadając gwałtownie na łóżku.
To był tylko sen.
~by Julia
boskie *_* myślałam, że będą żyli dłuuugo i szczęśliwie razem :D ale takie zakończenie jest fajne, bo niespodziewane xd.
OdpowiedzUsuńsuuper <3
Magda :D
oo genialne! *.*
OdpowiedzUsuńmnie też zakończenie zaskoczyło ;pp
OdpowiedzUsuńale to dobrze ;))
bo właśnie o to chodzi, by zaskoczyć czymś czytelnika ;**
wam to się udaję ;d
nie wiem jak wy znajdujecie czas by to dodawać codziennie no oprócz weekendów xD
ja bym nie dała rady w czasie szkoły :/
czekam na kolejna cudowną notke ;))
hid.bloog.pl
ojoj, ja myslałam że będzie tak jak w bajkach "i żyli długo, i szczęśliwie" a tu Nialler została sam... :( Ale to tylko sen XD. Ten sen był dość normalny, jak na sen. Moje to są... takie głupie ze szok!
OdpowiedzUsuńJestem dajmy na to w szkole w szatni, a za chwile rozmawiam z Mati w Warszawie XD (mieszkam w Olkuszu, koło Krakowa). Super imagin, bo tego jeszcze nie powiedziałam ;).
Kocham, kocham:D <3
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://vashappenin-hate-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńjeeeeej *.* to jest cuuuuuudowne! więcej takich ;D
OdpowiedzUsuńSupper notka wgl cały blog, ale ten imagin podoba mi się najbardziej, nie wiem czemu :P zapraszam do mnie :) : http://onedirectionxoxo.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświetny imagin, tak myślałam że okaże się snem ;) a co do szkoły, to jest ciężko :(
OdpowiedzUsuńKinga :)
A ja już koło południa wyczekiwała imagina i gdyś tego nie napisała to jutro pewnie też bym czekała xD
OdpowiedzUsuńCudowny imagin ;* Powtórzę poprzednie czytelniczki, ale mnie również bardzo podoba się zakończenie ;D No Ja normalnie was kocham ;D
Super nie spodziewałam się takiego zakończenia
OdpowiedzUsuńNie nie nie! Czemu to musiał być sen?! Już wystarczy mi że codziennie budzę się z własnych!
OdpowiedzUsuńJesteś świetna, kocham tego imagina.
~M.
Cudowny! Taki inny niż wszystkie, orginalny, ale fantastyczny! <3
OdpowiedzUsuńfajnee
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuńniespodziewane zakończenie... ale ciekawe :)
ale jazda tego sie nie spodziewałam ;> jest super ;**
OdpowiedzUsuńjest super ;D Szczerze mówiąc nie bardzo lubię bajki fantasy i myślałam, że ten imagin nie przypadnie mi do gustu tak, jak inne wasze prace. Nawet nie wiecie jak bardzo się myliłam. Ta druga część bardzo mnie wciągnęła. Ogółem: fantastyczny :)
OdpowiedzUsuńKina ;p
Myślałam że będą żyć długo i szczęśliwie a tu proszę ; D
OdpowiedzUsuńAl oczywście Boski Jest ; *
To nie może być zakończenie!Napisz 3 część że ona go spotkała lub są przyjaciółmi nic nie rozumiem z tego imagina.
OdpowiedzUsuńwow! warto było czekać! wróciłam po tygodniowej przerwie od kompa. Warto mówie, warto! <3 Wasza fanka Monia
OdpowiedzUsuńŚwietne xD xD
OdpowiedzUsuńKarolina