wtorek, 4 września 2012

# 135 . Niall . Część 2 .

Jak rozpoczęcie roku? ;D U mnie dobrze, muszę powiedzieć. Oby tylko tak dalej ;D Przypominam, że imaginy będą się pojawiać wieczorami, po szkole. Klara dodała w weekend zakładkę z boku, która o tym informuje, ale jakby ktoś nie zauważył...xD
Piosenka: <klik>

- To ty – wymamrotałam, gdy udało mi się odzyskać władzę w mowie.
- Tak, to ja – westchnął, stając koło mnie. Przyglądał się swemu portretowi, na którym siedział na tronie lekko uśmiechnięty, ale jakby speszony. Miał na sobie te same ubrania, w których pokazał mi się dzisiaj. – Zdziwiona? – zaśmiał się, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia. Spojrzałam na niego lekko oszołomiona.
- Po prostu… Mogłeś mi wcześniej powiedzieć i tyle – wzruszyłam ramionami.
- A zmieniłoby to coś? – przeszył mnie badawczym wzrokiem, podpierając się pod boki. – No, właśnie. – kontynuował, kiedy uznał moje milczenie za jednoznaczną odpowiedź. – Wracając do tematu, jutro bądź gotowa na dziewiątą, przebierz się i staw w jadalni, to te ogromne drzwi na końcu korytarza – wskazał ręką po naszej lewej stronie drzwi, które wiodły do długiego holu. – Tam zjesz śniadanie, a potem spotykamy się tutaj, w sali tronowej, dobrze?  Twoja sypialnia znajduje się na górze, trzecie drzwi od lewej. – popatrzył na mnie uważnie, jakby chcąc sprawdzić, czy zrozumiałam. Starając się wszystko zapamiętać i niczego nie pominąć, kiwnęłam głową. Uśmiechnął się i popatrzył na mnie z nutą… współczucia, troski, smutku? - Do jutra.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę zastanowiłam się, czy nie pobiec za nim, w końcu miałam tyle pytań, jednak powstrzymałam się i podążając za jego wskazówkami, udałam się do swojej tymczasowej sypialni.
*
Obudziło mnie jasne, rażące światło. Z trudem otwarłam powieki. Promienie słoneczne oświetlały podłogę, równoległą ścianę i moje łoże. Tak, łoże to dobre określenie, gdyż było to ogromne łóżko z rozpiętym nad moją głową baldachimem. Spokojnie mogłyby się tu zmieścić trzy osoby. Spuściłam nogi na ziemię, wstając. Na krześle czekało na mnie gotowe ubranie. Zwykła, lniana sukienka przed kolano, na ramiączkach, w kolorze błękitu. Jak oczy Nialla, pomyślałam nieświadomie.  Przebrałam się i zeszłam na dół do jadalni. Była pusta, ale na stole czekały wykwintne dania. Indyki, kurczaki, waza z zupą, bułki, chleb. Wzięłam jedną bułeczkę, posmarowałam dżemem i zaczęłam powoli przeżuwać. Ta cisza mnie dobijała, było tak pusto i… smutno. Czułam te dusze wszystkich władców, którzy musieli odejść tak młodo, zostawiając swoich potomków, których czekał ten sam los. Wtedy to postanowiłam sobie, że im pomogę, choćby nie wiem co. Skończyłam moje skromne śniadanie, gdyż żołądek zaczął odmawiać posłuszeństwa, zawiązując się w ogromny supeł. Weszłam do sali tronowej, gdzie miałam spotkać się z Niallem.
- Gotowa? – wszedł tylnymi drzwiami, przez co lekko podskoczyłam.
- Czy musisz ciągle zachodzić mnie od tyłu? – spytałam gniewnie, choć tak naprawdę nie byłam zła. Raczej zdenerwowana, zestresowana tym, co mnie czeka. - Na co gotowa?
- Na labirynt – odparł, zdumiony moją niewiedzą.
- Słucham? Myślałam, że dziś będziemy ćwiczyć.
- Nie mamy czasu. Musimy działać natychmiast.
- My? – spytałam, wskazując palcem najpierw na siebie, potem na niego.
- No, chyba nie myślałaś, że zostawię cię samą – posłał mi swój szelmowski uśmieszek. – Przyniosłem nam broń.
Rzucił na podłogę dwa miecze.
- Czy to będzie nam potrzebne? Myślałam, że po prostu wystarczy znaleźć drogę do pucharu, zniszczyć go i będzie po wszystkim.
- Trzeba się liczyć ze wszystkim. Na dodatek, są stwory, które bronią pucharu i nie oddadzą go tak łatwo. Na tym polega trudność tego zadania.
- Chodźmy już – podnieśliśmy miecze schowane w pochwach, przepasaliśmy je sobie w pasie i ruszyliśmy na oblany słońcem dziedziniec, gdzie zebrało się już całe miasto.
*
- Znacie zasady. Macie godzinę.
- Nie mówiłeś, że jest limit czasowy – szepnęłam przerażona do Nialla, który stał obok. Właśnie wysłuchiwaliśmy ostatnich „rad” od, jak to mi oznajmił Niall, jego prawej ręki – Grega.
- Nie martw się – uścisnął mi rękę. Jednak nie puścił jej. Zrobił to dopiero, gdy usłyszeliśmy gong obwieszczający, iż zaczęło się odliczanie. Weszliśmy do labiryntu zbudowanego z żywopłotu i ciernistych roślin. Gdy tylko weszliśmy do środka, przejście za nami się zamknęło.
- To oznacza, że nikt nie może teraz stąd wyjść – wyjaśnił mi Niall. – Albo ktoś wygra albo zostanie tu uwięziony na zawsze.
Wzdrygnęłam się. Ruszyliśmy prosto.
- Nie wiedziałam, że mogą tu wejść dwie osoby.
- Tylko, jeśli jest to Wybraniec i król. Owszem, zwykli ludzie też mogą spróbować, ale wtedy są skazani na siebie. A musisz wiedzieć, że mnóstwo ludzi tu oszalało. Gubili się, co rusz wydawało im się, że już tu byli, aż w końcu czas minął, a oni utknęli tu na zawsze, aż w końcu z głodu i pragnienia umarli.
- To czemu się narażasz? Z tego co zrozumiałam, to nie jest konieczne, by był tu także król, towarzyszący Wybrańcowi. Powinieneś być teraz z ludem.
- Nie. Moim obowiązkiem jest być tu z tobą. – zapadła cisza, przerywana tylko naszymi oddechami. Brnęliśmy dalej przed siebie. Szliśmy prosto. Pierwsze dwadzieścia minut minęło nam spokojnie. Jedynymi trudnościami były ślepe uliczki. Dopiero po połowie minionego czasu , poczuliśmy coś dziwnego.
- Słyszysz? – spytał Niall. – Jakby ziemia drżała.
Przycupnął, dotykając dłonią gruntu. Miał rację. Drżała, jakby miało zaraz nastąpić trzęsienie ziemi. Ten huk narastał i narastał, aż w końcu ziemia pękła, rozdzielając nas.
- Niall! – krzyknęłam, próbując złapać jego dłoń. Jednak był za daleko. Ziemia odsunęła nas od siebie. Mnie na prawą stronę, jego na lewą.  Nie było możliwości, by przeskoczyć tą dziurę.
- Spokojnie. Ta ziemia na pewno nie przełamała na pół całego labiryntu. Po prostu idźmy dalej prosto, aż w końcu dotrzemy do siebie. Ty skręcaj w lewo, a ja w prawo.
Tak też zrobiliśmy. Przez pierwsze pięć minut szliśmy, słysząc dudniące kroki tej drugiej osoby.
- Musimy przyspieszyć. Minęła już pewnie połowa czasu – odezwałam się na tyle głośno, by mnie usłyszał. Zaczęłam biec, nie zbaczając na kolce roślin, które raniły moje nagie ramiona. Co chwila napotykałam na  ślepe uliczki, przez co co chwila musiałam się wracać. Na chwilę przystanęłam, by złapać oddech i zacząć nasłuchiwać, czy gdzieś tam jest mój towarzysz. Był. Słyszałam szybkie i miarowe kroki. Przyspieszyłam, nie chcąc zostać w tyle, nie zbaczając na ostre ukłucia w płucach. Sukienka i buty rozdarły się w kilku miejscach, ale nie przejmowałam się tym. By się upewnić, że tam jest, krzyknęłam jego imię.
- Niall! Jesteś tam?
- Jestem! Nie przestawaj biec! – odkrzyknął. Posłusznie wykonałam jego polecenie. Po upływie czasu, które zdawały się wiecznością, droga przede mną zaczęła się poszerzać, aż ponownie zmieniła się w jedną całość. Pęknięcie zniknęło. Wybiegłam na środek, rozglądając się dokoła. Jednak nigdzie nie widziałam jego. Nerwowo się rozglądałam, usilnie poszukując jakieś punktu, którego mogłabym się uczepić. Nagle ujrzałam sylwetkę Nialla wybiegającą z mojej lewej strony. Nie zdążył się zatrzymać i wpadł na mnie. Ostatkiem sił przytrzymałam go za ramiona, zanim zwaliliśmy się na ziemię.
- Nic ci nie jest? – spytał, podnosząc na mnie wzrok.
- Nie. A tobie?
- Pod koniec zaczął mnie gonić jakiś stwór, ale chyba go zgubiłem. – odwrócił się w stronę z której przyszedł i nasłuchiwaliśmy. Nic się nie wydarzyło.
- Musimy iść – ponagliłam go, odsuwając się od niego. Ruszyliśmy truchtem, co chwila błądząc. To był istny obłęd!
- Patrz – odezwał się nagle, kiedy już zaczęliśmy tracić nadzieję. Dotknął mojego ramienia, wskazując jakiś punkt przed siebie. Światło. Czyste światło, białe i jasne. Jak światełko, które nagle się wyłania z ciemnego tunelu. Jak nadzieja.
- To to – uśmiechnęłam się, nie mogąc uwierzyć w nasze szczęście. Zaczęłam się śmiać, lecz bardziej brzmiał on jak śmiech przez łzy. Ruszyliśmy pędem, gdy coś zatorowało nam drogę. Okropne monstrum wyłoniło się, jakby spod ziemi. Czarny niedźwiedź, zdałam sobie sprawę, kiedy dokładnie mu się przyjrzałam. Stanął na tylnych łapach i wydał potężny ryk, po czym zaczął biec na nas nieudolnie , ale niewiarygodnie szybko, jak na zwykłego miśka. Przerażona, w ostatniej chwili zdążyłam uskoczyć w bok, chowając się za ścianą z żywopłotu, zanim mnie dopadł. Obróciłam głowę, chcąc zobaczyć, czy i Niallowi nic się nie stało. Był cały, w takiej samej pozycji siedzącej co ja, tyle że po przeciwnej stronie.  Usłyszeliśmy ciche pomruki niedźwiedzia, którego wyraźnie zbiło z tropu nasze zniknięcie. Niall położył palec na ustach, wyraźnie dając mi do zrozumienia, żebym się nie odzywała, ani nie poruszała. Niedźwiedź chyba ponownie zaczął się wracać w naszą stronę, gdyż jego kroki stawały się coraz donośniejsze. Nie chcąc, by minie zobaczył, schowałam się w kolejnej alei. Kątek oka dojrzałam jego cień, który zbliżał się w moją stronę. Przycisnęłam plecy do ściany żywopłotu i podziękowałam w duchu, że było tu mroczno. Była szansa, że mnie nie zobaczy.
Ujrzałam jego sylwetkę, która mijała moją aleję i ruszała dalej. Cofnęłam nogę i nadepnęłam na gałązkę, która wydała przeraźliwy trzask. Niedźwiedź wydał kolejny ryk i zaczął się cofać, przyspieszając chód. Wiedząc już, że mnie zobaczył, cofnęłam się do samej ściany, która okazała się ślepą uliczką. Niedźwiedź mnie dostrzegł. Zaczął iść powoli w moją stronę. Wolałam, żeby zabił mnie szybko i bezboleśnie, ale chyba chciał przedłużyć moje męki. Nagle usłyszałam Nialla.
- Miecz, [T.I]. Miecz!
Wyciągnęłam go z pochwy, a ostrze zabłysło. Klingę objęłam obiema dłońmi, wyciągając sztylet przed siebie, gotowa zadać cios. Jednak ssaka to nie zniechęciło. Usłyszałam tupot stóp. Pewnie Niall chciał mi przybiec na ratunek. Jednak niedźwiedź, wiedząc, że coś się święci, przyspieszył w moją stronę. Pięć metrów. Cztery. Trzy. Zadałam cios, jak się okazało śmiertelny, w brzuch. Niedźwiedź ryknął i przewalił się na ziemię. Uskoczyłam, nie chcąc by mnie przykrył swoim cielskiem. Ominęłam go i ruszyłam ku Niallowi, który właśnie dobiegł do mnie i dosłownie rzucił się na mnie, obejmując swoimi ramionami. Przez chwilę ciężko dyszeliśmy.
- Byłaś bardzo dzielna – popatrzył mi głęboko w oczy, uśmiechając się. Był niebezpiecznie blisko mnie. Usłyszeliśmy ponowny gong. – Zostało pięć minut. Ruszajmy! – puściliśmy się biegiem w stronę światła, które zdążyliśmy po chwili odnaleźć. Jednak jak się okazało, czekała na nas kolejna niespodzianka. Wąż wysokości ponad dwóch metrów. Gruby jak pień starego dębu. Sunął w naszą stronę, groźnie sycząc. Niall wydobył miecz i ruszył na gada, machając bronią. Przeciął próżnię. Wąż zasyczał i minął go. Teraz atakował go z tyłu, lecz chłopak nie dał się.
- Idź ! – wykrzyczał. Nie chciałam go zostawiać, ale musiałam. I tak umrzemy, jeśli nie zdążymy. Ponowny gong. Cztery minuty. Odezwał się jeszcze jeden gong, kiedy dotarłam na miejsce. Na samym środku kwadratu ziemi, na jakimś podeście stał puchar. Ogromny, kryształowy, dostojny. W promieniach słońca, które go oświetlały, błyszczał kusząco.  Podeszłam bliżej i dotknęłam go opuszkami palców.
- Jeśli go zabierzesz, będziesz wiecznie bogata. Nigdy ci niczego nie zabraknie. – usłyszałam kobiecy głos, który kusił mnie, jak wąż namawiający Ewę do zjedzenia jabłka – zakazanego owocu. Wąż. Niall właśnie z nim walczył, oprzytomniałam. Ale puchar…  Spojrzałam tęsknie na błyszczącą diamentami nagrodę, którą trzymałam już w swoich rękach. Gdybym z nim uciekła, zawsze miałabym to, czego chcę. Ale czego ja chciałam? Pragnęłam chłopaka, który właśnie toczył walkę na śmierć i życie. I wtedy zrozumiałam. To był test. Kuszono mnie, bym go zabrała, a w rzeczywistości, i tak bym zginęła. Czyż taka sama historia nie przydarzyła się poprzedniemu Wybrańcowi?
Kolejny gong.
On zbłądził, ale ja nie.
Cisnęłam z całej siły pucharem o ziemię, aż ten rozpadł się na milion drobnych kawałeczków. Usłyszałam wrzask tej samej kobiety, która przedtem kusiła mnie wiecznymi bogactwami.
- Nieee!!
Labirynt zniknął, wąż także. Została sama soczyście zielona trawa. W oddali ujrzałam Nialla, od którego nie dzieliły mnie już żadne tunele, ani korytarze. Patrzył na mnie zdumiony z oddali. Rzucił miecz i popędził w moją stronę. Zrobiłam to samo, aż spotkaliśmy się w połowie, rzucając się sobie w ramiona. Drżał, tak samo jak ja. Nie ukrywałam łez szczęścia. Usłyszeliśmy wrzaski wiwatujących ludzi, którzy zaczęli napierać na nas ze wszystkich stron.
*
- I co teraz będzie? – spytałam, spacerując z Niallem po pałacowych ogrodach, gdzie wreszcie mogliśmy pobyć sami. Po kilkugodzinnych ucztach i wiwatach na moją cześć, mieszkańcy rozeszli się, by jeszcze raz móc świętować w swoim gronie. Byłam przebrana w szmaragdową suknię do ziemi, która od talii się rozszerzała, tworząc bufiasty dół. Niall był ubrany w zwykłe czarne spodnie, białą koszulę i marynarkę, którą i tak zaraz po uroczystości ściągnął.  – Muszę odejść.
Nadal szliśmy w milczeniu.
- Koń będzie czekał przed zamkiem. – odparł smutno.
- Czyli to pożegnanie?
- Tak mi się zdaje – kiwnął głową, nie patrząc na mnie. Wróciliśmy do zamku. Niall na chwilę wszedł do środka, a kiedy wyszedł, wrócił z jakimś mężczyzną, który po chwili przyprowadził tego samego białego konia, którym tu przyjechałam zaledwie wczoraj.
- Dziękuję – skinął głową, a tamten się ukłonił i odszedł. Chwyciłam uzdę konia.
- No to… Do zobaczenia, mam nadzieję – powiedziałam, starając powstrzymać cisnące się do oczu łzy.  Już miałam wskoczyć na konia, gdy usłyszałam jego głos.
- Możesz zostać. – patrzył wprost na mnie. Jego oczy się błyszczały, a wyglądał w tej chwili jak samotny chłopiec, którego miałam ochotę przytulić. I tak też uczyniłam. Po chwili odsunął się ode mnie i rzekł:
- Zawsze możesz wrócić, kiedy tylko zechcesz. – popatrzył na mnie, pochylił się i pocałował. Trwaliśmy tak chwilę, ale się odsunęłam, wiedząc że koniec jest nieunikniony. Uśmiechnęłam się i wskoczyłam na konia.
- Żegnaj, Wieczny mieszkańcu – zaśmiał się.
- Wieczny, dzięki tobie.
Zacmokałam i ruszyłam brukiem tą samą drogą, którą przyjechałam. Bez Nialla było jakoś smutno i cicho. Otarłam wierzchem dłoni łzy, których nie dałam rady powstrzymać. Wjechałam do lasu, gdzie zatrzymałam się i puściłam wierzchowca wolno. Zawrócił i ruszył galopem do zamku. Dotarliśmy w to samo miejsce, gdzie spotkałam Nialla. Na pniu znalazłam swoje stare, zwyczajne ubrania. Przebrałam się. W równą kostkę ułożyłam sukienkę na pniu, mając nadzieję, że jeszcze kiedyś mi się przyda. Wyszłam z lasu na spowite mrokiem miasto. Dziwne… Wyglądało, jakby nic się nie zmieniło. Jakby wcale nie minęła doba, a nadal trwało wczoraj. Ruszyłam brzegiem rzeki, która prowadziła do centrum. Przeszłam kilkanaście metrów, gdy zawiał silniejszy wiatr, przez co straciłam równowagę i wylądowałam w wodzie. Jednak zamiast poczuć mokro i zimno, otworzyłam oczy, siadając gwałtownie na łóżku.
To był tylko sen.
~by Julia

21 komentarzy:

  1. boskie *_* myślałam, że będą żyli dłuuugo i szczęśliwie razem :D ale takie zakończenie jest fajne, bo niespodziewane xd.
    suuper <3

    Magda :D

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie też zakończenie zaskoczyło ;pp
    ale to dobrze ;))
    bo właśnie o to chodzi, by zaskoczyć czymś czytelnika ;**
    wam to się udaję ;d
    nie wiem jak wy znajdujecie czas by to dodawać codziennie no oprócz weekendów xD
    ja bym nie dała rady w czasie szkoły :/
    czekam na kolejna cudowną notke ;))
    hid.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. ojoj, ja myslałam że będzie tak jak w bajkach "i żyli długo, i szczęśliwie" a tu Nialler została sam... :( Ale to tylko sen XD. Ten sen był dość normalny, jak na sen. Moje to są... takie głupie ze szok!
    Jestem dajmy na to w szkole w szatni, a za chwile rozmawiam z Mati w Warszawie XD (mieszkam w Olkuszu, koło Krakowa). Super imagin, bo tego jeszcze nie powiedziałam ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. zapraszam do mnie http://vashappenin-hate-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. jeeeeej *.* to jest cuuuuuudowne! więcej takich ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Supper notka wgl cały blog, ale ten imagin podoba mi się najbardziej, nie wiem czemu :P zapraszam do mnie :) : http://onedirectionxoxo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny imagin, tak myślałam że okaże się snem ;) a co do szkoły, to jest ciężko :(
    Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja już koło południa wyczekiwała imagina i gdyś tego nie napisała to jutro pewnie też bym czekała xD
    Cudowny imagin ;* Powtórzę poprzednie czytelniczki, ale mnie również bardzo podoba się zakończenie ;D No Ja normalnie was kocham ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Super nie spodziewałam się takiego zakończenia

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie nie nie! Czemu to musiał być sen?! Już wystarczy mi że codziennie budzę się z własnych!
    Jesteś świetna, kocham tego imagina.
    ~M.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny! Taki inny niż wszystkie, orginalny, ale fantastyczny! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny :)
    niespodziewane zakończenie... ale ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ale jazda tego sie nie spodziewałam ;> jest super ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. jest super ;D Szczerze mówiąc nie bardzo lubię bajki fantasy i myślałam, że ten imagin nie przypadnie mi do gustu tak, jak inne wasze prace. Nawet nie wiecie jak bardzo się myliłam. Ta druga część bardzo mnie wciągnęła. Ogółem: fantastyczny :)
    Kina ;p

    OdpowiedzUsuń
  15. Myślałam że będą żyć długo i szczęśliwie a tu proszę ; D
    Al oczywście Boski Jest ; *

    OdpowiedzUsuń
  16. To nie może być zakończenie!Napisz 3 część że ona go spotkała lub są przyjaciółmi nic nie rozumiem z tego imagina.

    OdpowiedzUsuń
  17. wow! warto było czekać! wróciłam po tygodniowej przerwie od kompa. Warto mówie, warto! <3 Wasza fanka Monia

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetne xD xD
    Karolina

    OdpowiedzUsuń