czwartek, 17 stycznia 2013

# 195 . Larry .



Pamiętasz ich pierwsze spotkanie? Kiedy to za czasów X-Factora stali się dla siebie, jak bracia? Ale między tą dwójką zawsze było coś więcej. Te ukradkowe spojrzenia, chichoty, rzeczy o których wiedzieli tylko oni. Od razu złapali ze sobą świetny kontakt, uznali że mogliby zamieszkać razem, po czym zrobili to. Na dodatek Harry był niepełnoletni, a musiał przeprowadzić się do Londynu. Nie będę Cię przekonywać, że między nimi jest coś więcej niż zwykła przyjaźń czy też nie. Bo nie od tego tu jestem. Nie osądzam Eleanor, mimo wyrobionej już opinii na jej temat. Chcę Ci tylko uświadomić, czytelniku, że już nie jest tak, jak było kiedyś. Skończyło się, odeszło w dal. Chcę Ci tylko opowiedzieć historię, która przecież mogła się zdarzyć. Bo niby czemu nie?



 Domu rodzinnego się nie zapomina.

Louis spakował ostatnie rzeczy, pakując je do wielkiej przepastnej torby podróżnej. Rozglądnął się dookoła swej dawnej sypialni, zastanawiając się czy aby na pewno niczego nie zapomniał. Westchnął, zakładając torbę na ramię. Zostawiał tu mnóstwo wspomnień. Szczególnie tych szczęśliwych, radosnych, ale i pełnych gniewu. Przecież w każdej przyjaźni zdarzały się zgrzyty. Ale pomimo to, to był jego dom. Tak, nie bał się użyć tego słowa. Te dwa krótkie lata, które tu spędził razem z Harry'm mocno wyryły się w jego pamięci i, mimo że właśnie się wprowadzał do nowego mieszkania, gdzie zamieszka ze swoją dziewczyną, to mieszkanie będzie zawsze jego domem. Ciepłym, bezpiecznym, rodzinnym, do którego uwielbiał wracać po męczących podróżach. Nie zwlekał z odejściem. Każda minuta zwłoki oznaczała kolejne minuty cierpienia i wyrzutów sumienia, że zostawia tu Harry'ego samego. W końcu taksówka już czekała na dole, gotowa zawieźć go do jego nowego miejsca, które od dzisiaj będzie jego domem. Przeszedł szybkim krokiem do przedpokoju, chwytając za klamkę, kiedy usłyszał głos dochodzący z głębi mieszkania.

- Klucze zostaw na komodzie. - Drgnął. Był pewien, że jego przyjaciel szwęda się gdzieś po mieście. A może on sam nie zauważył go, zbyt zajęty pakowaniem się? Przymknął drzwi, które zdążył już w połowie otworzyć i położył torbę na podłodze. Zaglądał do reszty pokoi, lecz stały one puste. Dopiero w salonie ujrzał otwarte drzwi od balkonu. Podszedł bliżej, rozsuwając firankę. Harry siedział tam sam, odwrócony do niego tyłem, patrząc w gwiazdy i dzierżąc w dłoniach butelkę z piwem. Przyłożył ją do ust, upijając łyk bursztynowego napoju, który wlał choć trochę ciepła w jego zmarznięte ciało. Poczuł gorzki smak piwa, dzięki czemu choć jedna tysięczna cząstka jego ciała przestała być trzeźwa. Przestała krzyczeć i wyć z bólu, chcąc za wszelką cenę pozostawić Louisa przy swoim boku.

- Tak, nadal tu jestem. Zdziwiony? – Louis zadrżał na dźwięk tych słów. Jego najlepszy przyjaciel nigdy się tak nie zachowywał. A już na pewno nie w stosunku do niego. Harry sam się zdziwił, że wypowiedzenie tych słów przyszło mu z taką łatwością. Ale czy na pewno? Więc co tu robią te łzy skrzące się w kącikach jego oczu? Powinien dać sobie spokój, przestać odgrywać te szopki, ale… Nie potrafił. To bolało. Tak cholernie bolało. Zdziwił się, kiedy kątem oka zauważył swojego przyjaciela nadal stojącego za nim. Był pewny, że już dawno odszedł i odjechał do swojego nowego domu. Zauważył, jak brunet zadrżał z zimna, mimo płaszcza, który miał na sobie. Już chciał wstać i go przytulić, jak to zawsze robił, kiedy uświadomił sobie okropną rzecz. Już nie jest tak, jak kiedyś. Zawsze zamieni się w nigdy. Zamiast tego, chcąc powstrzymać łzy cisnące się od oczu i chcące za wszelką cenę utorować sobie drogę po jego policzkach, wypił kolejny łyk z butelki. Jedna, pojedyncza łza zdążyła popłynąć po jego policzku, ale szybko ją starł, dziękując Bogu, że Louis nie jest w stanie jej zauważyć.

- Też będę za tobą tęsknić – wyszeptał Louis sam do siebie tak cicho, iż był pewien, że młodszy z chłopców nie usłyszał tego. Jak bardzo się mylił.

Kiedy Harry upewnił się, że został już sam, zaczął płakać jak małe dziecko, dając upust wszelkim emocjom, które kłębiły się w nim już decydowanie za długo.



Louis wpakował już ostatnią torbę do taksówki, zatrzaskując bagażnik. Już miał wsiąść do auta, kiedy jakiś skrawek przykuł jego uwagę. Kartka odwrócona wierzchem do dołu, wyglądała jakby ktoś brutalnie ją rozerwał. Obok niej, kilka metrów dalej, zauważył drugi taki sam fragment. Podniósł obie te części, podchodząc bliżej latarni, by jej światło mogło mu oświetlić to co trzymał w rękach. Odwrócił jedną część, na której ujrzał Harry’ego. Chłopak uśmiechał się od ucha do ucha, uwydatniając dołeczki w policzkach. Jego oczy wprost błyszczały radością. Obejmował kogoś, lecz w tym momencie zdjęcie zostało oderwane. Louis znał to zdjęcie i był niemal pewien, co ujrzy na drugim fragmencie. Z bijącym sercem odwrócił je. To był on sam. Tak samo uśmiechnięty, wręcz trykający radością. Przyłożył dwa kawałki do siebie. Pasowały idealnie. Spojrzał do góry, skąd widział ich balkon. Poprawka. J eg o balkon. Nadal tam siedział z butelką piwa w ręku, wpatrując się tępo przed siebie. Jego oczy błyszczały w świetle księżyca, czyżby od łez?

Już chciał schować te dwa fragmenty do wewnętrznej kieszeni płaszcza, kiedy coś przykuło jego uwagę. Data i dwa zdania.

23.07.2011. Przyjaciele na zawsze. I nikt nigdy nas nie rozdzieli.

Nie wytrzymał, rycząc jak małe dziecko. Spojrzał ponownie do góry, niemal krzycząc i błagając w myślach, by Harry spojrzał w dół i go zauważył. Lecz nic takiego się nie wydarzyło. Więc cały zalany łzami wsiadł do taksówki, odjeżdżając na dobre.



Harry pamiętał, jak rozdzierał to zdjęcie. To było tego samego dnia, kiedy Louis oznajmił mu, że się wyprowadza, by zamieszkać z Eleanor i przyjechał, by spakować swoje rzeczy. Loczek w złości otworzył swój album ze zdjęciami, odłączając to zdjęcie od reszty. Poszedł na balkon i rozdarł je na pół, puszczając wolno na wietrze. Kilka minut później Louis przyjechał i zaczął się pakować. Odganiając te wspomnienia, Harry dopił butelkę i wrócił do wnętrza, zamykając uprzednio drzwi od balkonu. Wyrzucił butelkę do kosza pod zlewem w kuchni i poszedł do swojego pokoju. Każde miejsce, kąt w tym mieszkaniu przypominało mu o wspólnych chwilach z Louis’em. Padł na swoje łóżko, mocno wtulając się w kołdrę i zaczął płakać.

 Mijały dzień za dniem. Godzina za godziną, minuta za minutą, sekunda za sekundą. Wracał tam niemal co wieczór, obserwując swojego najlepszego przyjaciela na balkonie. Siedział tam jak wtedy, tępo wpatrując się w jakiś punkt usytuowany gdzieś w przestrzeni naprzeciw niego. Często wydawało mu się, że oprócz butelki alkoholu w dłoniach, widział łzy w jego oczach. Jednak nie mógł tego stwierdzić przez istniejący mrok.

I tym razem tu przyszedł, ledwo udając mu się wymknąć z domu. Eleanor zaczęła coś podejrzewać, kiedy już któryś raz z kolei wychodził z domu, wykręcając się tym, że zapomniał czegoś kupić, albo że właśnie umówił się na spotkanie ze znajomymi.  I tym razem tak było, kiedy powiedział jej tą samą wymówkę. Nie chciała mu na to pozwolić, już się ubierała, aby pójść z nim, ale on szybko chwycił płaszcz i jak wichura wybiegł z domu, trzaskając za sobą drzwiami. 

Stanął pod balkonem, lecz tym razem nikogo tam nie zobaczył. Zamiast tego światło przedzierało się przez okno jego dawnej sypialni. Często kiedy któryś z nich nie potrafił zasnąć lub po prostu potrzebował bliskości, szedł w nocy do tego drugiego, bez słowa kładąc się do łóżka i wtulając w swojego przyjaciela. To było takie normalne.

Louis wziął głęboki oddech i popchnął lekko drzwi furtki, które o dziwo były niedomknięte. Ruszył ścieżką prowadzącą do drzwi frontowych, a jego serce waliło mu jak młotem, jakby zaraz miało wyskoczyć z jego piersi. Już podniósł dłoń zwiniętą w pięść, by zapukać, kiedy zamiast tego po prostu nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły, co było kolejną rzeczą, która go zaskoczyła. Całe mieszkanie było skąpane w ciemnościach, a jedynym źródłem światła była poświata latarni zza okna na ulicy oraz blask żarówki z góry. Stał chwilę w przedpokoju nasłuchując, ale jedyne co słyszał to martwą ciszę.

Nagle poczuł, jak cała krew odpływa mu z twarzy, kiedy do głowy przyszła mu okropna myśl. A co, jeśli Harry coś sobie zrobił i już od kilku godzin leży… martwy? Nie! Nie mógł tak myśleć. Podążając za poświatą światła dochodzącą z góry, przeskakiwał po dwa stopnie schodów, najszybciej jak mógł, nie zważając, że zaraz Harry może go wyprosić, jeśli tylko… Lekko dysząc, uchylił lekko niedomknięte drzwi jego dawnej sypialni i… zamarł.

Loczek spał zwinięty w kłębek, w pozycji embrionalnej na jego dawnym łóżku, ubrany w jego starą koszulkę, którą pewnie musiał pominąć podczas pakowania, a która pewnie leżała na samym dnie szafy. W rękach trzymał maskotkę, której bliźniaczka stała na półce w pokoju Louis’a. Kiedyś kupili sobie dwa takie same pluszaki, z napisami na koszulkach. Louis miał „I love Harry”, a Harry „ I love Louis”. Łzy napłynęły do jego oczu. Zauważył lekko podkrążone i zaczerwienione oczy Styles’a, co wyglądało jakby nie spał, tylko płakał od kilku dni. Serce ścisnęło mu się z rozpaczy, łzy napłynęły do oczu. Zakrył dłonią usta, nie chcąc, by wydobył się z nich głośny, spazmatyczny szloch. Jak najszybciej wydostał się stamtąd, uciekając jak tchórz.



Musiał minąć tydzień, by Louis był w stanie tam wrócić. Tym razem był także gotów, by zapukać do drzwi i skonfrontować się z rzeczywistością. Przeszedł ostatnie kilka metrów dróżką wiodącą do frontowych drzwi i, wziąwszy głęboki wdech, zapukał. Odczekał kilkanaście sekund i zapukał ponownie, gdyż nikt mu nie otworzył. Już miał powtórzyć po raz trzeci tę czynność, gdy drzwi się otwarły. Jego serce galopowało, gdy podniósł wzrok i ujrzał przed sobą wysokiego mężczyznę, który z pewnością nie był Harry’m. Zamarł i zapomniał, czemu w ogóle się tu znalazł.

- Mogę w czymś pomóc? – odezwał się czterdziesto paroletni mężczyzna.

- Um, mogę rozmawiać z Harry’m Stylesem? – spytał, wyraźnie skonfundowany. – Właścicielem mieszkania – dopowiedział, w razie gdyby mężczyzna nie pojął, o co mu chodziło.

- Z tego co mi wiadomo, ja jestem teraz właścicielem mieszkania. Pan Styles sprzedał mi je tydzień temu.

Louis wybąkał jakieś nieskładne przeprosiny i natychmiast zawrócił.

Harry nie pojawił się na próbie następnego dnia. Zamiast tego, management oznajmił im tylko, iż brunet wziął urlop i wyleciał na wakacje. Data jego powrotu była wielką niewiadomą. Mijały już dwa tygodnie, a on nadal nie dawał znaku życia. Louis obawiał się najgorszego. Tego, że Harry’emu coś się stało. Szedł właśnie uliczkami miejskiego parku, gdy całkowicie rozbity emocjonalnie, usiadł na ławce, a łzy mimowolnie popłynęły po jego twarzy. To była jego wina. Tylko i wyłącznie. To on się wyprowadził, on ciągle tchórzył i uciekał przed rozmową. A teraz? Schował twarz w dłonie, uradowany iż park o tej porze świecił pustkami. Na dodatek uświadomił sobie coś bardzo ważnego. Niespodziewanie usłyszał swoje własne imię, lecz w jeszcze większe zdumienie wprawiła go osoba, która to imię wypowiedziała.

- Louis? – przed nim stał Harry. Ten sam osiemnastolatek z brązowymi lokami na głowie, teraz trochę mniej sprężystymi i bardziej matowymi, z tymi samymi dołeczkami w policzkach, które aktualnie nie były ukazane. Jego ubrania były z lekka pomięte, a on sam wyglądał jak duch siebie samego sprzed lat. Ale to był wciąż ten sam Harry. Jego Harry, którego tak bardzo…

- Co ty tu robisz? – spytał starszy z nich, zadzierając do góry głowę i nawet nie ocierając łez, które nadal płynęły z zapuchniętych oczu.

- Właśnie wróciłem z Ameryki, gdzie spędziłem dwa tygodnie. Byłem w studio, ale chłopcy mi powiedzieli, że wyszedłeś się przejść.

- Skąd wiesz, że tu jestem?

- Louis – młodszy przysiadł na ławce, delikatnie się uśmiechając. – Kto cię zna lepiej niż ja sam?

Louis pokręcił głową, jakby chciał temu zaprzeczyć. Ta rzeczywistość za bardzo w niego uderzała, powodując kompletne ogłupienie.

- Byłem tam – wyszeptał, spuszczając wzrok i pozwalając łzom kapać na ziemię. – Po mojej wyprowadzce przychodziłem do naszego wspólnego domu niemal codziennie. Chciałem z tobą porozmawiać, widziałem jak cię to niszczyło, ale… Nie potrafiłem. Jestem tchórzem.  Czemu wyjechałeś? – spytał znienacka.

- Potrzebowałem przemyśleć parę spraw – odparł wymijająco Harry, odrywając wzrok od Louisa, którego obserwował przez ostatnie kilka minut.

- Jakich spraw? – drążył Louis.

- Między innymi musiałem rozgryźć swoje uczucia. Te w stosunku do ciebie.

- Ja swoje już rozgryzłem, tak myślę. – Louis powoli dochodził do sedna sprawy, chcąc wyznać loczkowi to, co sobie oświadomił stosunkowo niedawno. – Harry… - nareszcie odwrócił się w jego stronę, lekko biorąc jego dłoń w swoją. – Nie chcę już się ukrywać z tym co naprawdę czuję. Nie chcę już udawać, że jestem szczęśliwy z Eleanor. Myślę, że ja cię…

Nie dane było mu dokończyć, gdyż Harry poderwał się z miejsca, wyrywając swoją dłoń z uścisku.

- Nie! Nie! – wykrzyknął, zakrywając sobie uszy rękoma. Zdziwiony Louis wstał, gotów uspokoić młodszego, gdyby ten dostał ataku paniki.

- Co się stało? – spytał łagodnie, chcąc podejść do Harry’ego, lecz ten natychmiastowo się odsunął, uniemożliwiając jakikolwiek kontakt.

- Właśnie dlatego wyjechałem. Chciałem się pogodzić z tym, że jest jak jest, i że nigdy nie będzie tak, jak chcemy, żeby było.

- Ale to się może stać. – Louis wyciągnął rękę w jego kierunku, która natychmiast została odepchnięta.

- Nie będzie. Ty jesteś z Eleanor, a ja… - jego oczy zaświeciły się od łez, oddech przyspieszył i wyglądało na to, że zaraz nadejdzie atak. – A ja to ja. Louis, nie chcę cierpieć, słyszysz? Nie chcę. – ostatnie zdanie wyszeptał, a bariera pękła. Zaczął płakać, nie potrafiąc tego zatrzymać. Louis natychmiast znalazł się blisko niego, porywając go w mocny uścisk. Harry schował twarz w zagłębieniu jego szyi, szeptając:

- My nigdy nie będziemy razem, Louis. Nigdy.

Brunet lekko odsunął od siebie Harry’ego.

- A kto tak powiedział? – powoli zmniejszył dzielący ich dystans, aż usta zetknęły się w delikatnym i słodkim pocałunku. Wiedzieli, ze to pierwsza i ostatnia taka chwila. Że potem znów trzeba będzie udawać.

- Ale to w porządku. Bo ja dam radę, jeśli tylko będziesz obok. – dokończył Harry, ponownie wtulając się w Louis’a. Tkwili tam jeszcze przez kilka minut, aż odeszli, wracając do tego, co było wcześniej.

Może z tym wyjątkiem, że coś się miedzy nimi zmieniło. Mimo, iż już mieszkali osobno, a Louis nadal był z Eleanor, oni to zdawali się zaakceptować. Bo mieli siebie.
~by Julia

29 komentarzy:

  1. Piękny imagin :) Bardzo mi się podoba... ;p Wzruszyłam się... Po prostu nic nie mogę z siebie wydusić, brak mi słów... Bardzo piękny imagin

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny imagine, choć nie za bardzo lubię imagine o Larrym ;D
    Zapraszam do sb http://walk-away-and-stay.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Larry? Serio? Ja zniosę wszystko, ale nie Larry'ego!
    A tak lubię tego bloga... :/
    Niall's wife

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przepraszam bardzo. Czyli teraz, tylko dlatego że napisałam imagin o Larry'm, już nie lubisz tego bloga?
      Zrozumiałam aluzję. Wiem, że, jak widać, wszystko psuję.

      Usuń
    2. Jula, nie przejmuj się, ja osobiście też nie przepadam za tego typu imaginami, ale ten jest naprawdę wspaniały, taki inny, w pozytywnym znaczeniu oczywiście. Dla mnie nie ma znaczenia czy to są postacie, których nie lubię czy też tak, ale ważne są uczucia, a ten imagin je ma i to jest najważniejsze.:) ♥

      Usuń
    3. Naprawdę piękny, zgadzam się :)
      Nie przejmuj się :*

      Usuń
  4. TO. BYŁO. GENIALNE. Jeszcze bardziej Cię kocham za ten imagin ;* Wiadomo, nie każdemu on się spodoba bo nie każdy akceptuje Larrego, ale świetnie to pokazałaś. I nie przejmuj się komentarzami jak ten powyżej. Nic nie psujesz, tylko pokazujesz, że jesteś otwarta na wszystkie tematy. Wiki. xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny, lubię te z Larrym c:

    OdpowiedzUsuń
  6. ohh cudowny imagin i wzruszyłam się...
    naprawdę łzy mi leciały ciurkiem ;))
    kurczę ludzie wiadomo, że każdy z nas jest inny i ma inny gust i upodobania... wam może nie podobać się ten imagin, bo jest to połączenie Larrego, ale założę się, że są tacy, którzy z wielką chęcią to czytali, bo ich uwielbiają ;))
    nie można dogodzić każdemu, choć dziewczyny się starają, bo tworzą imaginy o każdym członku, nieraz o wszystkich... to jest właśnie świetnie ;)))
    pozdrawiam ;*** hid.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Larry? hmm, nie, dziękuje ...

    OdpowiedzUsuń
  8. Według mnie larry jako przyjaciele - tak ,ale takim czymś, plotkami i historiami psujecie im życie . Nie piszę tego jako hejt , nie osądzam cię i nie chcę niczym obrażać. : ) Sądzę jednak ,ze właśnie przez to ich przyjaźń się rozpada , bo na każdym kroku są obserwowani ,a każdy ich uścisk jest dla wszystkim potwierdzeniem romansu./A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Aww *____* Przepiękny! <3


    http://totaleclipseoftheheart69.blogspot.com/
    http://do-not-forget-about-mee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę że pisząc imagin nikt nikomu nie psuje życia. Niektórzy ludzie bywają głupi i ślą hejty do Eleanor i to oni psują im życie. Tak w ogóle to 'o nie nie Larry' to świadczy o waszej nietolerancyjności. Owszem można nie lubić Lou, albo Hazzy, ale wtedy nie nazywacie się directionerkami mam nadzieję? HOPE SO

    OdpowiedzUsuń
  11. Niall's wife to moja przyjaciółka.
    Jest trochę przewrażliwiona, jeśli w grę wchodzi Larry. Mnie też nie podoba się shippowanie Larrego. To przyjaciele. Ogólnie nie lubie o tym imaginów, ale coś mnie podkusiło żeby przeczytać tego. I wiesz co? Przepiękny. W bardzo subtelny sposób to pokazałaś ;).
    A Niall's wife będzie czytać, uwierz mi :)
    Ja też :)
    Harry's wife :)

    OdpowiedzUsuń
  12. jestes naprawde cudowna!!! masz taki talent ze ja nie moge w to po prostu uwierzyc! napisz ksiazke dziewczyno, to moze z kasy jaka za nia zarobisz (a na pewno bedzie je duuuzo) oddasz mi za chusteczki ! :D tak ryczalam ze szok! jestes wspaniala! :**

    OdpowiedzUsuń
  13. Śliczny imagin. Chciało mi się płakać. Ogólnie nie jestem za Larrym bo to tylko przyjaciele, ale przecież imaginy to tylko wytwory naszej wyobraźni i możemy pisać o czym tylko chcemy. Bardzo mi sie podobał.

    Zapraszam wszystkich do mnie

    another-world-tomlinsonowa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. nie za bardzo mi się podoba -,- robisz z nich gejów bez przesady

    OdpowiedzUsuń
  15. ale ogół nawet spoko :)

    OdpowiedzUsuń
  16. nie wierzę w Larry'ego, ale płaczę. bo nigdy nie dowiemy się jaka była prawda. dlaczego? bo by ich zniszczyli. może za kilkanaście lat wszyscy o tym zapomną, a oni (jeśli to jest reale) będą razem. ale o tym już nikt nigdy nie będzie pamiętał, momi iż Directioner będą forever. bo ślad po nich i tak kiedyś zaginie... ;(

    OdpowiedzUsuń
  17. jestem Larry Shipper i powiem tyle, że doprowadziłaś mnie do płaczu i teraz nie mogę się uspokoić.. piękny. tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić.

    OdpowiedzUsuń
  18. osobiście nie wierzę w istnienie Larry'ego jako romans, tylko bromance, ale ten imagin jest piękny :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Żal mi cie lamo

    OdpowiedzUsuń
  20. śliczny! Aż mnie wzruszył. Osobiście nic nie mam do Larrego. I autorka wcale nie zrobiła z nich gejów. Oni sie kochają jak bracia. Gdyby ktoś ważny dla ciebie nagle wyjechał na pewno też być płakała.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jezu jest taki piekny jestem larry shipper a to jest na prawde cudowne

    OdpowiedzUsuń
  22. Jezu jest taki piekny jestem larry shipper a to jest na prawde cudowne

    OdpowiedzUsuń
  23. Szczerze mówiąc, to jest najpiękniejszy imagin o Larrym jaki kiedykolwiek czytałam! Ukazałaś ich w bardzo piękny, delikatny sposób, jestem pod ogromnym wrażeniem! Momentami łzy zakręciły mi się w oczach. Gratuluję, to było coś pięknego! :)

    OdpowiedzUsuń
  24. O TAK!!! Ten imagin był genialny. I te zakończenie:) Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze coś takiego ale z happy endem:D

    OdpowiedzUsuń
  25. Boze , czytalam , i ryczalam jak pojebana! Tak, jestem Larry Shipper. ;) to jest po prostu piekne! ♥

    OdpowiedzUsuń
  26. Poryczałam się.
    Piękny imagin.
    Cieszę się że nie zostali ukazani jak jakieś pedały
    Nie wierzę w Larry'ego. Louis ma dziewczynę, a Harry też był w kilku związkach ;)
    Po prostu są dobrymi przyjaciółmi, taka braterska miłość
    Masz talent dziewczyno, jeden z najlepszych jakie czytałam

    OdpowiedzUsuń