Popłakałyście sobie w tym tygodniu za sprawą trzech smutnych imaginów
dziewczyn, jednak ja mam inny zamiar ;)
Wsunąłem na bose stopy kapcie, owijając się szczelniej kocem
i ostrożnie z kubkiem herbaty w rękach ruszyłem do salonu, chwytając drugą ręką
pilota, włączając telewizor. Ekran rozbłysnął i po chwili dało się zauważyć
jakąś wielką scenę i dwóch prowadzących na niej. Oboje wystrojeni, próbujący
rozbawić publiczność na dole, przy okazji zapowiadając kolejny występ.
Serio? Będę spędzać Sylwestra przed telewizorem? Ja? Zayn
Malik? A niech to! To będzie najgorszy Sylwester w moim życiu. Pierwszy taki i
mam nadzieję, że też i ostatni.
W milczeniu, przerywanym jedynie dźwiękami piosenek, popijając
herbatę, leżąc na kanapie w salonie pod kocem, w duchu przeklinałem Perrie. A
może bardziej jej managera? W końcu to on w ostatniej chwili zebrał ją i resztę
zespołu i kazał lecieć do Ameryki, żeby, jak to określił, 'usłyszał o nich
większy świat'. A miało być tak pięknie. Romantyczna kolacja, następnie spacer
na rynek, skąd moglibyśmy oglądać fajerwerki. Pierwszą godzinę właśnie tak
przesiedziałem, nie robiąc niczego niezwykłego. Dopiero kilka minut po 21
usłyszałem ciche pukanie do drzwi mojego apartamentu. Niechętnie wstałem z
miejsca i powlokłem się, by otworzyć intruzowi.
- Louis? Niall? Co wy tu robicie? Nie mieliście być…?
Nie dane mi było dokończyć, gdyż bez zbędnych ceregieli
wparowali do środka. Louis podążył za Niall’em, a w jego rękach zauważyłem dwie
butelki alkoholu. Sylwestra zamierzali spędzać z dwoma butelkami? To chyba
jakieś kpiny.
- Chyba masz coś w domu, prawda? - Z zamyśleń wyrwał mnie
młodszy z nich, jakby czytając w moich myślach.
- Hoho, ty się tak nie rozpędzaj - zganił go Tomlinson.
- Dobrze, mamo - przewrócił oczami blondyn, a po chwili
oboje wybuchli gromkim śmiechem.
- Powiecie mi co wy tu robicie? – przerwałem im tą wesołą
paplaninę.
- Jak to co? Ratujemy cię od najnudniejszego Sylwestra w
twoim życiu – oparł Horan, jakby to było najnormalniejszą rzeczą pod słońcem,
jednocześnie rozglądając się po kuchni, zapewne w poszukiwaniu czegoś do
jedzenia. Już miałem zamiar otworzyć usta, gdy ubiegł mnie Lou.
- Od razu odpowiadam na wszystkie twoje pytania. Zamierzałem
spędzić Sylwestra z Eleanor, jednakowoż… - Jedna… Co?! – Jednakowoż w ostatniej
chwili w drodze do jej domu, zmieniłem zdanie. Nie uśmiechało mi się spędzanie
Sylwestra na kanapie, tak jak ty to miałeś zamiar uczynić – wskazał znacząco na
jakiś głupi program, który nadal leciał w tle oraz koc i kubek na stole. Z
lekka zawstydzony, chwyciłem pilota i wyłączyłem nadajnik. – Z Eleanor czy bez,
zrozumiałem coś, chłopcy. – Zrobił pauzę dla większego efektu.- Nie chcę już z
nią być.
- Co?! – wykrzyknęliśmy zdumieni jednocześnie z Niallem.
Blondyn o mało nie zakrztusił się jedzeniem, które właśnie połykał. Natychmiast
do niego podbiegłem i klepnąłem go kilka razy mocno po plecach. Nie tego się
spodziewaliśmy.
- Więc zadzwoniłem do niej i skłamałem, że się źle czuję.
Jakoś udało mi się ją przekonać, że nie potrzebuję jej opieki i w ten oto
sposób zadzwoniłem do Nialla. – wskazał na czerwonego na twarzy blondyna, który
właśnie uspokajał oddech. – Wiedziałem, że nie miał żadnych planów, więc
właśnie montujemy ekipę. Dzwoniliśmy do
Liama i Harry’ego, ale Liam właśnie szaleje w klubie, a Harry nie odbiera.
- Ale skąd wiedzieliście, że tu będę? Przecież przy
ostatniej rozmowie mówiłem wam, że razem z Perrie zamierzamy coś zaplanować.
- Drogi przyjacielu, a od czego jest Twitter? – zaśmiał się
brunet, podchodząc do mnie i obejmując mnie ramieniem. – Jeśli nie chciałeś,
aby świat wiedział, że Sylwestra spędzisz na kanapie w domu i to na dodatek
sam, nie trzeba było tego publikować. – posłał mi ciepły uśmiech. No, tak. Może
pisanie na Twitterze moich żalów nie było najmądrzejsze. Jednak dzięki temu,
teraz przynajmniej nie byłem sam.
- Sorry, chłopcy, ale jeśli chcecie się napić, to musimy
skoczyć do sklepu. W barku nie mam nic. – usłyszałem zawód jęku, gdy nagle ktoś
zapukał do drzwi.
- Cześć, mogę wejść ? – Harry stał na progu drzwi, lekko się
uśmiechając. – Cześć Lou i Niall.
- Dzwoniliśmy do ciebie – rzekł z wyrzutem Niall.
- Wiem, nie słyszałem, przepraszam. – posłał im obojgu
przepraszające spojrzenie, a po chwili już śmiali się z czegoś innego.
- A mogę wiedzieć, co ciebie tu przywiało? – spytałem,
jednak wcale nie żałując jego przyjścia.
- Nudna impreza, tyle. To nie to samo, co z wami. – wzruszył
ramionami, a widząc nas zakładających kurtki, zreflektował się. – Och,
wychodzicie gdzieś? – wyraźnie posmutniał.
- Idziemy po więcej piwa, bo ten głąb się nie zaopatrzył –
odparł Louis, wskazując głową na mnie.
- Ej! – udałem obrażonego, usłyszawszy to nadane mi
przezwisko, jednak po chwili parsknąłem śmiechem. – Idziesz z nami? – spytałem.
- A nie będę wam przeszkadzał? – skulił się w sobie, a ja
wręcz nie mogłem w to uwierzyć. I chyba nie tylko ja. Cała nasza trójka
podeszła do loczka, obejmując go ramieniem.
- Cholera, jesteś naszym przyjacielem. Jak możesz w to
wątpić? – spytał Louis, co skutecznie przekonało Styles’a, bo już po chwili
uśmiechał się promiennie, ukazując swoje rozkoszne dołeczki w policzkach. Już
mieliśmy wychodzić, kiedy ktoś gwałtownie wtargnął do mieszkania, otwierając
tak mocno drzwi, iż te uderzyły o ścianę. W progu stał kompletnie zalany w
trupa Liam z dwoma butelkami wina w rękach.
- Ma-macie może ocho-o-tę na wino? – spytał, uśmiechając się
do nas lekko nieprzytomnym wzrokiem, czkając co jakiś czas. Pokręciliśmy tylko
głowami, wyprowadzając go na zewnątrz i zamykając za sobą drzwi.
Doszliśmy do jakiegoś supermarketu, który nadal był czynny,
mimo nadchodzącego Sylwestra i dość późnej pory. W końcu gdzieś trzeba było kupić alkohol,
czyż nie?
Każde z nas rozdzieliło się między półkami. W sklepie nie
było prawie nikogo, nie licząc kilku pojedynczych wyjątków. Jednak i oni szybko
wybyli, zostawiając nas prawie samych. Udaliśmy się wszyscy do kasy, oprócz
Liama, który chyba zamierzał nie płacić i bezceremonialnie ruszał do wyjścia z
dwoma butelkami w rękach, które już były otwarte. Pociągał z każdej z nich na
przemian łyka, co nas zamurowało. Czy to na pewno on? Sprzedawca jednak prawie
natychmiast rzucił się w jego kierunku, chcąc go zatrzymać, lecz chybił i upadł
na podłogę, a brunet, jakby nieświadomy tego, wyszedł przez automatyczne drzwi
na zewnątrz. Harry posłał sprzedawcy przepraszający uśmiech, zostawił na ladzie
pięćdziesiąt funtów i natychmiast wybyliśmy stamtąd, chcąc uniknąć nieprzyjemnych
sytuacji.
Payne szedł po ulicy radosnym i tanecznym krokiem, popijając
z obu butelek na raz, omal nie wpadając pod auto, kiedy chciał przejść przez
przejście. Na szczęście, my nie wypiliśmy tak bardzo jak on, więc natychmiast
dopadliśmy go, odciągając na bezpieczną odległość od jezdni.
- Wiecie co? – odezwał się Louis. – Wiem chyba, gdzie możemy
pójść.
Po kilkudziesięciu minutach przedzierania się przez jakieś
krzaki i busze, dotarliśmy na jakieś kompletne pustkowie. Wokół nie było nic,
tylko jakieś tory, zapewne nieużywane od lat.
- Gdzie jesteśmy? – zadał pytanie Niall, które chyba każdemu
z nas cisnęło się na usta.
- Wiem, gdzie jesteśmy – odezwał się loczek, wpatrując się
dookoła, jakby z niedowierzaniem. – Zabrałeś mnie tutaj, kiedy znaliśmy się zaledwie
kilka miesięcy.
Tomlinson z uśmiechem pokiwał głową.
- Wierzcie mi, że stąd widok na fajerwerki jest najlepszy, a
z tego co wskazuje mój zegarek… - zrobił pauzę, zerkając na swój lewy
nadgarstek. – Za trzydzieści minut już nowy rok.
Tak więc usiedliśmy pośrodku tej nicości, popijając to, co
kupiliśmy, albo raczej to, czego omal nie ukradliśmy. Parsknąłem śmiechem
przypominając sobie „akcję” Liama i machinalnie spojrzałem na niego. Nie
odzywał się, zresztą żadne z nas nic nie mówiło, ale gdy złapał mój wzrok,
uśmiechnął się tylko i położył głowę na moim ramieniu. Bez słowa objąłem go i
pocałowałem w policzek. Chyba zaczęło mu oddawać, i zaczął znów stawać się
sobą.
- Ej, a ja to już nie? – udał obrażonego Niall, marszcząc
śmiesznie czółko. Zaśmiałem się, przyciągając go do siebie.
- No, chodź tu. – Zadowolony wtulił się w mój tors. W
milczeniu oczekiwaliśmy na nowy rok, a po chwili już wspominaliśmy wszystko to,
co zdarzyło się w minionym – 2012. Zauważyłem, że także Louis i Hary wtulili
się w siebie. Louis leżał spokojnie między nogami Styles’a, opierając się o
jego tors. Co chwila wybuchaliśmy głośnym i niepohamowanym śmiechem, starając
się nie wspominać tych smutniejszych chwil. W końcu nadszedł czas wielkiego
odliczania. Wstaliśmy, obserwując miasto z oddali i głośno wykrzykując:
- Cztery! Trzy! Dwa! Jeden!
Fajerwerki wybuchły istną eksplozją kolorów. Od czerwonego,
zielonego do samego niebieskiego, białego, granatowego. Głośno klaskaliśmy,
mimo iż i tak oprócz nas nie było tu nikogo. Składaliśmy sobie nawzajem
życzenia, piliśmy, tańczyliśmy do piosenki Calvina Harrisa, którą puścił z
telefonu Louis i…
Tak, to był zdecydowanie najlepszy Sylwester w moim życiu.
~by Julia
Cudny *.*
OdpowiedzUsuńCudowny imagine!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://walk-away-and-stay.blogspot.com/
świetny imagin ;p Bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńbooski *o*
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://myimagination1d.blogspot.com/
haha z taką ekipą pewnie że udany Sylwester :D tez tak chce :D świetny imagin xx
OdpowiedzUsuńŚwietny, uwielbiam twoje imaginy.
OdpowiedzUsuńNominowałam cie do Liebster Award.
Więcej u mnie...http://directiooonerka.blogspot.com/
haha ;d no nie mogłam...
OdpowiedzUsuńimagin genialny i na mojej twarzy ciągle był widoczny uśmiech ;))
przyjaciele ♥ to na nich zawsze możemy polegać ;))
powtórzę się ale imagin przepiękny...
hid.bloog.pl
Hahahaha, Liam mnie rozwalił XD
OdpowiedzUsuńNie ma to jak Sylwester z przyjaciółmi, z którymi można zawsze powspominać "stare, dobre czasy" i - jak to udowodniłaś w tym imaginie - na których zawsze można polegać ;D
Świetny, czekam na następny!
Lena:D
Genialny ten imagin *_____*
OdpowiedzUsuńAle dla uwieńczenia tej chwili o północy Lou i Harry powinni się namiętnie pocałować ^.^
:D
Fajnie, że opisałaś z punktu widzenia Zayn'a. Fajny! Podoba mi się!
OdpowiedzUsuńPijany Liam - to zdecydowanie byłby komiczny widok :D
OdpowiedzUsuń