Przepraszam, zawaliłam...
_______________________________
[T.I.]…
Długo
myślałem nad formą wypowiedzenia moich słów, wyjaśnienia Ci pewnych spraw, aż w
końcu po kilku godzinach rozmyślań padło na list. Może uznasz to za staromodne,
nudne, ale według mnie tu właśnie na papierze mogę najwięcej Ci powiedzieć, nie
nachodząc Cię, co na pewno wzięłabyś za przejaw narzucania.
Nie wiem, czy
powinienem pisać o wypadku. Nie wiem, czy go pamiętasz. W każdym razie, widząc
Ciebie, w kałuży krwi, słabą, kruchą, drobną, w kusej sukience… Coś we mnie
pękło. Podbiegłem do Ciebie. Bałem się o Ciebie – całkiem nieznaną mi istotkę.
Robiłem wszystko, co powinienem –pomoc, kontrolowanie Twoich płytkich oddechów,
znikomego pulsu… Nigdy nie powiedziałbym, że coś takiego w życiu mi się
przydarzy. Słowa nie potrafią oddać tego, jak bardzo się bałem, jak paraliżował
mnie strach, gdybyś jednak przestała oddychać…
A wtedy
nazwałaś mnie Johnem. I coś… Coś jakby po mnie spłynęło, jakieś bliżej nieznane
ciepło. I od tego momentu przyrzekłem sobie, że będę się o Ciebie troszczył,
pomogę Ci wyzdrowieć, mimo że nie znałem konsekwencji tego jednego kłamstwa, po
którym miała potoczyć się lawina ich dziesiątek. Ale wiedziałem, że taka osoba
jak Ty zasługuje na pomoc, zasługuje na danie odrobiny z siebie, ciepła,
opiekuńczości, troski.
I'm not perfect
But I keep trying
Cause that's what I said
I would do from the start
I'm not alive if I'm lonely
So please don't leave*
But I keep trying
Cause that's what I said
I would do from the start
I'm not alive if I'm lonely
So please don't leave*
Wiesz, może
to nie da Ci do myślenia tyle, ile dało mnie, ale to dzięki Tobie zdałem sobie
sprawę, jak kruche i ulotne jest życie, w jak krótkim momencie można je
stracić. Rodzina, przyjaciele, sukcesy, porażki… Jedno niedopatrzenie i
wszystko może lec w gruzach. Miłość, nienawiść, nadzieja, depresja, troska,
ból, uśmiech, smutek… To wszystko czułem będąc przy Tobie. Całkiem
przeciwstawne do siebie uczucia. Pozytywne kierowałem ku tobie, te złe czułem
do siebie samego. I tak jak pisałem:
Nie jestem doskonały,
Ale ciągle próbuję
Ponieważ tak jak powiedziałem
Zacząłbym od początku
Nie żyję, gdy jestem samotny
Więc proszę nie odchodź.*
Ale ciągle próbuję
Ponieważ tak jak powiedziałem
Zacząłbym od początku
Nie żyję, gdy jestem samotny
Więc proszę nie odchodź.*
Rozumiem, że
możesz mieć mnie za psychopatę czy jakiegokolwiek innego negatywnego osobnika i
ja nigdy nie będę w stanie wyperswadować Ci tej myśli z głowy. Nie znałaś mnie,
a ja to wykorzystałem. Może w nie do końca zły sposób, bo nie doznałaś
uszczerbku, a choć odrobinę Ci pomogłem, ale proszę – nie skreślaj mnie. Mnie –
Zayna, mnie, który opiekował się Tobą, chorą, obolałą…
Nie wiem, co
jeszcze powinienem napisać, by nadać sens temu listowi. Wszystko, co do tej
pory tutaj nakreśliłem jest idiotyczne. Zastanawiam się, czy w ogóle Ci go
dawać. Ale obiecałem, nie tyle co przyjacielowi, ale też samemu sobie. A, jak
możesz wywnioskować po tym co już odstawiłem, niełatwo mi wybyć jakieś
postanowienie z głowy.
Wróćmy więc
do Ciebie. Przepraszam za to, że gdy okłamałem lekarzy, że jestem Twoim bratem…
Pozwoliłem sobie… W chamski sposób poznać Twoją tożsamość. Przepraszam. Naruszałem
Twoją prywatność, przebywałem w Twoim domu bez pozwolenia… Wiem, że mnie
nienawidzisz. Nigdy więcej już się nie spotkamy, wiem to, ale o wiele lepiej by
mi się żyło, gdybyś mi przebaczyła.
When you're caught in a lie
And you've got nothing to hide
When you've got nowhere to run
And you've got nothing inside*
And you've got nothing to hide
When you've got nowhere to run
And you've got nothing inside*
Cieszę się,
że jesteś na doskonałej drodze do odzyskania pełni zdrowia. Miło było być choć
przez chwilę Twoim bratem. Czuć to, jaka jesteś. John to szczęściarz. Ma
cudowną siostrę.
Zayn.
Położyłam kartkę na kanapie koło uda, gdyż nie byłabym w stanie przeczytać
tekstu jeszcze raz trzymając papier w dłoniach, które od nadmiaru emocji
trzęsły mi się z przerażającą siłą. Zayn… Zayn… Zayn… To imię obijało mi się w
głowie podczas czytania całej wiadomości. Jaki Zayn u licha? Wzięłam papier, w
który opakowany był list jeszcze raz w dłonie i dokładnie przyjrzałam się kopercie.
Na odwrocie, w lewym górnym rogu małym druczkiem wypisano imię i nazwisko
nadawcy: Zayn Malik.
~*~
- Masz trzy minuty, żeby tu ogarnąć.
Westchnęłam. Głos z kuchni był na tyle srogi, że wolałam nie dyskutować.
Rzuciłam książkę na łóżko, zostawiłam telefon i zeszłam po schodach szurając
skarpetkami, o mało nie lądując przy tym na kolanach przed mamą.
- Mamo…
- Dwie minuty, czterdzieści jeden sekund – rzekła nieubłaganie i podążyła z
odkurzaczem do salonu, podczas gdy ja chwyciłam za ścierkę i zaczęłam wycierać
wszystkie szafki i blaty w kuchni. Odsuwałam meble, zamiatałam i wycierałam
podłogę za nimi – zwykłe, świąteczne porządki.
Nadszedł grudzień, cudowny, magiczny czas. Siedem miesięcy minęło jak z
bicza strzelił, tym bardziej zasługą był w tym wspólny wyjazd z mamą na Kretę.
Dwa miesiące leniuchowania, zwiedzania, fotografowania – raj na ziemi!
Jakże ciężko wrócić było z ciepłych krajów wprost do jesiennej Anglii,
gdzie temperatury w październiku nie przekraczały 10 stopni… Ale dwa miesiące
po naszym powrocie nastał czas śniegu, choinek, bombek, łańcuchów, świeczek,
lampionów, lampek, reniferków i Mikołajów, których w całym domu walało się
około sto sztuk. Cudowna atmosfera, zapach choinki, żywicy, lasu, który unosił
się w całym domu wraz z kolędami puszczanymi z płyty sprawiały, że do takiego
domu chciało się wracać.
Ocknęłam się z rozmarzenia, kiedy moja ręka natknęła się na obcy przedmiot.
Spanikowana, szybko wyciągnęłam dłoń, by po chwili, przyświecając sobie
latarką, móc dostrzec kuchenny notesik z grubą warstwą kurzu na grzbiecie.
Wyjęłam go i przetarłam szmatką, po czym dokończyłam porządki.
- Doskonale! Zostaje tylko przygotowanie jedzenia! – powiedziała uradowana
mama, wkraczając do kuchni.
- A John? Nie pomoże nam? – spytałam z nadzieją, gdyż nie widziałam brata
od ponad trzech miesięcy.
- Przyjedzie dzień przed wigilią.
Odmruknęłam coś niezadowolona i wzięłam znaleziony notesik w ręce.
Przekartkowałam go, a gdy dostrzegłam po środku zapisaną stronę, wróciłam do
niej.
Kiedyś odzyskasz pamięć, a więc przyda się kilka słów wyjaśnienia. Pewnie i tak tego nie przeczytasz, ale wiedz, że chciałem dobrze. Jeśli kiedyś zechcesz… Porozmawiać, spotkać się w cztery oczy, dowiedzieć się, dlaczego tak postąpiłem… Wiedz, że drzwi mojego domu znajdujących się o trzy przecznice od Twoich są zawsze dla Ciebie otwarte. Mam nadzieję, że jednak ta karteczka wpadnie w Twoje ręce i całkiem mnie nie skreśliłaś. Zayn.
Na dole znajdował się dokładny adres domostwa, który został podkreślony.
Skorzystałam na tym, ze mama stała odwrócona do mnie plecami i wyrwałam
karteczkę, po czym schowałam ją do kieszeni spodni.
- Kakao? – padło pytanie.
- Jasne – wymamrotałam ucieszona, po czym pobiegłam na górę, by po umyciu
rąk, móc wrócić na dół i usiąść na dywanie przy ubranej i zapalonej choince
razem z mamą, trzymając w ręku parujące kakao. Kochałam takie święta.
~*~
Popatrzyłam na brata spod wilka.
- Wciskaj taki kit idiotom, braciszku.
- Ale naprawdę, jakiś brunet pytał się o ciebie, mówił coś o wypadku i o
tym, że jestem do niego podobny. Jeśli patrzeć na przystojność – rzeczywiście,
choć ja nadal go przewyższam, ale…
- Kretynie, pytam po raz drugi – JAK SIĘ NAZYWAŁ?!
- Jakoś… Zejen… Zejan… Zejin… Przedstawił się, ale…
- Zayn? – spytałam i w głębi duszy zakiełkowała we mnie nadzieja.
- Możliwe. MAMO, GDZIE SĄ POSYPKI DO PIERNIKÓW?!
- Zamknij się, mama wyszła do supermarketu! – Podeszłam do Johna i
chwyciłam jego koszulkę od przodu. – Gadaj jeszcze raz, ale powoli i
zrozumiale. Byłeś w sklepie…
- Byłem w sklepie na rogu, u pani Smith. Kupiłem paczkę papierosów… -
zamilkł raptownie i wytrzeszczył na mnie oczy.
- Mamusia nie będzie zadowolona, ze znów palisz – wypaliłam, ale dodałam
już bez chytrego uśmieszku: - Kontynuuj.
-… wyszedłem i wtedy na mnie wpadł. Powiedział, że mu kogoś przypominam, a
potem nagle zamilkł i po chwili wyszeptał coś z twoim imieniem, że mu ciebie
brakuje, że teraz wie, dlaczego tak go nazywałaś, że rzeczywiście jesteśmy
podobni… AŁA!
- Przepraszam! – krzyknęłam, kiedy z miejsc, gdzie wbiłam mu paznokcie
zaczęły pojawiać się malutkie kropelki krwi, którymi przesiąkała koszula. –
Powiedz mamie, że wrócę przed kolacją.
Założyłam płaszcz, owinęłam się szalikiem, nałożyłam czapkę na zmierzwione
włosy i w biegu wciągałam kozaki, kiedy mój brat mamrotał do siebie: „Ona już
całkiem zwariowała…”.
Zimno przedostało się przez grube płachty ubrania, kiedy biegłam pomiędzy
zaspami śniegu szukając w kieszeniach karteczki z wiadomością od Zayna i z
adresem jego mieszkania. O mało co nie wpadłam pod samochód sąsiadki z
naprzeciwka i nie rozdepnęłam kota, który wybiegł spod ławki, którą mijałam.
Jedna przecznica, następna, jeszcze kolejna i nareszcie znalazłam się na
ulicy, którą opisał. Przypatrywałam się mijanym domom, szukając interesującego
mnie numeru i w myślach układając sobie plan mojej wypowiedzi.
Po dwóch minutach marszu nareszcie odnalazłam owe domostwo i przystanęłam
przed wejściem, by wziąć oddech. Mroźne powietrze kłuło mnie w gardło, więc
postanowiłam dłużej nie czekać. Wcisnęłam dzwonek i kiedy rozbrzmiał melodyjny
dźwięk zaczęłam panikować. Co mu powiem? Dlaczego właściwie tutaj przyszłam?
Dlaczego tyle zwlekałam?
- Dzień dobry – usłyszałam kobiecy głos, więc się ocknęłam. Przede mną
stała średniego wzrostu kobieta o ciemnych włosach i czekoladowych oczach,
które znałam dzięki Zaynowi.
- Dzień dobry. Zastałam Zayna?
- Tak, właśnie wrócił. Proszę, wejdź. Jesteś jego przyjaciółką? – spytała,
kiedy zamykała za mną drzwi.
- Y… Coś w tym rodzaju. Nie, nie, zaczekam, chcę mu przekazać tylko krótką
wiadomość – wyjaśniłam, kiedy kobieta zaczęła kierować mnie ku salonowi.
- No dobrze, zawołam go – mruknęła z niezadowoleniem, kiedy zdała sobie
sprawę, że mnie nie przekona.
Chwilę później zeszła po schodach ciągnąc za rękę wyższego od niej
chłopaka, dla którego tu przyszłam. Kobieta, czując nerwową atmosferę, udała
się do kuchni, a ja wpatrywałam się w swoje stopy odziane w kozaczki, póki
chłopak nie mruknął:
- Przejdziemy się?
Kiwnęłam głową. Zayn przyodział kurtkę, szalik i czapkę oraz buty i
wyszliśmy na zaśnieżone podwórko. Drobne płatki wirowały wokół nas i osiadały
na moich włosach, ale brnęłam dalej, omijając większe zaspy. Westchnęłam.
- Okej, przyszłam tutaj, żeby porozmawiać. Słucham?
- Czego? – zapytał, zdumiały.
- Miałeś mi coś wyjaśnić. Tak przynajmniej zapewniałeś w liście i notatce w
notatniku.
- A tak – zmieszał się, po czym dodał ciszej, chowając dłonie w
kieszeniach. – Przepraszam. Nie powinienem był kłamać, kręcić, że jesteśmy
rodziną, oszukiwać i ciebie, i moich rodziców, przyjaciół… Po prostu… Nie wiem,
jak mam to wytłumaczyć. Nie widziałaś siebie, całej we krwi, tuż obok
przejeżdżających aut… Błagam, nie każ mi tego opisywać.
- Pamiętam. Właściwie, pamiętam tylko ból i ciemność, nic więcej, ale oszczędzę
ci tego – westchnęłam.
Chrząknął.
- Tak więc… Wpadłem na dość głupi pomysł, że zastąpię ci brata, choćby
tylko do powrotu twojej mamy albo do pojawienia się twojego prawdziwego
rodzeństwa. Z początku myślałem, że to tylko naiwne kłamstwo, ale później
zdałem sobie sprawę, że tak nie jest. Z każdym dniem ilość oszustw się
pogłębiała, aż w końcu sam zacząłem się gubić. Okłamywałem rodzinę, przyjaciół,
a co najważniejsze – ciebie. Miałem nadzieję, że mi przebaczysz.
- Minęło siedem miesięcy – mruknęłam. – Przepraszam.
- Ty? Za co? – zdumiał się i przystanął.
- Za to, że dopiero teraz przyszłam. Wtedy… Może wtedy można by coś z tym
zrobić.
- Ale… Co zrobić? Z czym? – nie rozumiał.
- Wiele się zmieniło. Dużo osób i rzeczy z zewnątrz miało na to wpływ. A ja
nie potrafię ot tak zdecydować, czy ktoś, kto wykazał się dobrym sercem, ale
przy tym kłamał jest wart tego, by wszystko potoczyło się innym torem. Nie podejmę innej decyzji.
- Czyli nic już tutaj nie zmieni to, że przez te kilkanaście dni zdążyłem
się w tobie zakochać? – spytał, jakby próbując się upewnić.
Lekko potrząsnęłam głową.
- Przyszłam się pożegnać.
- Ale dlaczego? Powiedz mi, [T.I.], dlaczego nie chcesz spróbować? Nie
jestem wart drugiej szansy?
- Zayn, nie chodzi o ciebie. Główną przyczyną jest moja przeszłość i to, jaki miała ona wpływ na moje teraźniejsze życie - wyjaśniłam szeptem.
- Wytłumacz mi - błagał.
- Wybacz.
Odwróciłam się. Chłopak stał pośrodku chodnika, a ja szybkim krokiem
oddalałam się od niego, walcząc z napływającymi łzami. Nie potrafiłabym teraz
tak bardzo zagmatwać sobie życia. Przyrzekłam sobie, że nigdy nie stracę
kontroli nad swoim istnieniem, a dając szansę Zaynowi mogłabym to zaprzepaścić.
Tu nie chodzi o to, że nie mogłabym mu zaufać. Potrafiłabym to uczynić. Miałam
na myśli to, że mogłabym się zakochać.
Na zakręcie ulicy zerknęłam przez ramię. Odgarnęłam włosy za ucho, po czym
wpatrywałam się przez chwilę w majaczącą postać, by po chwili szepnąć: „Wybacz,
Zayn” z nadzieją, że moje słowa zaniesie ku chłopakowi wiatr.
*Słowa i tłumaczenie piosenki Hedley
– „Perfect”
-------------------------------
Adnotacja: Bohaterka nie chciała być z Zaynem, gdyż wcześniej została skrzywdzona i potraktowana w brutalny sposób przez byłego chłopaka i to pozostawiło ślad na jej psychice, czego skutkiem jest to, że boi się zawierać nowe związki.
~ by Klara.
Zastanawialam sie jaka czesc 4 ale pozniej zalapalam xD
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie caly imagin <3 jest sliczny i latwy do wyobrazenia. ;)
pisze z komorki i nie mam polskich znakow przepraszam c;
świetny imagin,szkoda, że tak smutno się zakończył ;(
OdpowiedzUsuńale smutne :c przez to piękne ♥
OdpowiedzUsuńczy-czyyli to już koniec? k-o-n-i-e-c ? Mogę już płakać? Był śliczny <3
OdpowiedzUsuńKoniec? Już? O.o Cze-emu nie dała mu szansy. Może on by był innym chłopakiem! Świetna opowieść. :3x
OdpowiedzUsuńKLARA! I co ja mam z tobą zrobić ? Czytam ten imagin z nadzieją, że będzie szczęśliwe zakończenie,a ty mi tu wyskakujesz z "Wybacz Zayn"? I to koniec ? UGRHHHH.... -,-
OdpowiedzUsuńImagin był naprawdę śliczny.. każda część była boska. :D
Koniec? Już?
OdpowiedzUsuńPowinnam się rozpłakać, tak?
No i masz... Łzy w oczach :'(
To takie... takie... smutne :(
Love xoxo
Niall's wife :)
czeeeeemu!? Co on Ci zrobił że go tak ranisz?
OdpowiedzUsuńkurczę... czemu to tak zakończyłaś ?
OdpowiedzUsuńwiem, że nie wszystko kończy się dobrze, ale po tym wszystkim co Zayn dla niej zrobił, choć ją okłamywał powinna mu dać szanse :))
naprawdę szkoda... no smutno mi się zrobiło ;((
i łza poleciała na końcu ;p
ale imagin i tak napisany cudownie ;pp
pozdrawiam ;** hid.bloog.pl
jeszcze jedna część plisss <3
OdpowiedzUsuńWspaniały Imagin :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko że takie smutne zakończenie, ale i tak jest super:)
Buziaki Aleksia :*
Ej no Klaraa! Tam miał być happy-end! Co to w ogóle jest! Taka końcówka ... A miało być tak pięknie ... ;D
OdpowiedzUsuńloveeonedirectionforever.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam <333
Świetny imagin!!! Szkoda, że ze smutnym zakończeniem. Czekam na następne :) x ♥
OdpowiedzUsuńŚwietne <3
OdpowiedzUsuńszkoda, że to koniec ;<
czekam na następne imaginy ;**
Ona go nie chciała - ja chętnie przyjmę takiego Zayn'a ♥
OdpowiedzUsuńCo do imagina - BOSKI !