W związku z tym, że ogłosiłam nabór i przysłaliście do mnie mnóstwo prac, a że jestem okropnie niesprawiedliwa i nie potrafię wybrać tej jednej, najlepszej, postanowiłam, że może Wy same wybierzecie czwartą redaktorkę tego bloga? ;) Razem z Natalią i Julią wybrałyśmy więc, według nas, cztery najlepsze prace z wszystkich, które do nas dotarły i postanowiłyśmy umieścić je tutaj w jednej notce, byście mogły zapoznać się z nimi i do 16 listopada 2012r. wybrały tą jedną, najlepszą (w sondzie obok). Więc... Miłego czytania. :)
__________________________________________________________
KOREKTA! BandXplusE oraz Ewa odmówiły współpracy, konkurs rozgrywa się pomiędzy Anną i Agatą. (Prosimy nie głosować na B. i E., gdyż głosy na nie oddane nie będą uwzględniane.
__________________________________________________________
Praca Anny
Starałam się upchać ciężkie i całkowicie niezbędne książki na ten
dzień do mojej beżowej torby. Wiedziałam, że jeśli się nie
pospieszę, to spóźnię się na lekcje. Zaklęłam cicho pod nosem gdy
zeszyty spadły mi na podłogę. Schyliłam się i szybko je podniosłam.
- ( Twoje imię), autobus przyjechał! - krzyknęła z kuchni moja mama.
Zrezygnowana, przełożyłam książki do starego, dawno nieużywanego plecaka. Wzięłam go do ręki po czym pędem zeszłam ze schodów. Poprawka, prawie zleciałam. Przywitałam się z mamą i zamieniłam z nią kilka słów. Mniej więcej tak zawsze wyglądał mój poranek, oprócz tego opóźnienia. Spakowałam naszykowane i zawinięte w folię kanapki po czym wyszłam z mieszkania. Autobus na szczęście nadal stał, chociaż już z oddali widziałam, że kierowca się niecierpliwi. Postanowiłam dłużej nie nadwyrężać jego nerwów. Przywitałam go krótkim ' Cześć ' i zajęłam miejsce obok swojej najlepszej przyjaciółki, Lily. Autobus ruszył. Do szkoły dojechał w tempie zdumiewającym, chociaż i tak niewiele brakowało do dzwonka na lekcje. Idąc dziedzińcem z Lily, mój wzrok przykuł młody chłopak, zapewne niedużo starszy ode mnie. Stał z skrzynką z narzędziami, zaciekle dyskutując z moją nauczycielką od biologii.
- To nowy woźny - powiedziała Lily, widząc, że nie mogę od niego oderwać wzroku.
Woźny? Przecież woźny to najczęściej miał z czterdzieści lat, a temu brunetowi nie dałabym więcej niż dwadzieścia pięć.
- Z tego co słyszałam, kiedyś chodził do naszej szkoły. Dziewczyny mówią, że nazywa się Louis i jest baardzo przystojny - ciągnęła dalej Lily, rozmarzonym głosem.
- Nie liczy się wygląd, a wnętrze - odparłam machinalnie. Moja przyjaciółka wybuchnęła śmiechem.
- ( Twoje imię), a ty dalej swoje, co? Skończ z tą starą filozofią.
Nic nie odpowiedziałam bo było wiadome, że ona i tak nie zrozumie. Gdy zadzwonił dzwonek, weszłyśmy do klasy. Przez prawie całą lekcję nie uważałam. W mojej głowie siedział Louis. Najgorsze było to, że nie zanosiło się, żeby szybko z niej wyszedł. Chciałam go poznać, ale nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Na kolejnej lekcji wpadłam na genialny pomysł. Podniosłam w górę dwa palce. Gdybym tego nie zrobiła, nauczycielka na pewno nie udzieliłaby mi głosu.
- Proszę pani, czy mogę wyjść do toalety? - spytałam się, modląc się w duchu by mi pozwoliła.
- Za 15 minut będzie dzwonek na przerwę, ale niech ci będzie. Weź od razu swój plecak bo znając ciebie, już nie wrócisz.
Ostentacyjniehju przewróciłam oczami. Matematyczka nigdy mnie nie lubiła i najwyraźniej jej niechęć do mnie zaczęła się powiększać. Wrzuciłam książki do plecaka po czym z triumfującym uśmieszkiem wyszłam z klasy. Gdzie on może teraz być....
- Kogo szukasz? - Odezwał się nieznany aczkolwiek miły głos za mną.
Odwróciłam się i tak oto stanęłam twarzą w twarz z Louisem. Dziewczyny miały rację, nie miał on przeciętnej urody.
- Pewnie zabrzmi to jak tani podryw, ale...szukam ciebie - powiedziałam nieco onieśmielona. Chłopak przekrzywił głowę.
- Yup, brzmi jak tani podryw. - zaśmiał się tubalnie. Zawtórowałam mu.
- Jestem (Twoje imię ) ( Twoje Nazwisko), a ty?
- Nazywam się Louis Tomlinson i jestem woźnym. Miło poznać.
Uścisnęliśmy sobie dłonie jak starzy przyjaciele.
- Kończę teraz pracę, a bardzo bym chciał się dowiedzieć do czego tak ładnej dziewczynie potrzebna jest moja osoba. Masz ochotę na kawę? - spojrzał na mnie spod grzywki.
Przez dłuższą chwilę się nie odzywałam. Czułam się jak w tych głupich filmach gdy na prawym ramieniu pojawia się aniołek, a na lewym diabełek. Ten z piekła mówił: ' Co ci szkodzi? Przecież on nic ci nie zrobi.' natomiast ten dobry: 'Zostań w szkole. Przecież nawet go nie znasz' Problem był też w tym, że nigdy nie słucham niczyich zaleceń. Tym razem posłuchałam diabełka. Jak się później okazało, dobrze zrobiłam.
- Chętnie.
***
- Nigdy nie chciałem być woźnym. Zawsze marzyłem by śpiewać. Jednakże marzenia najczęściej na zawsze pozostają tylko marzeniami.
Słuchałam go, jednocześnie porównując się do niego. Czy potrafiłabym zrezygnować z marzeń, zostań woźnym i utrzymywać z niewielkiej pensji swoją rodzinę? Nie, nie byłabym zdolna do takiego poświęcenia. Nieśmiało dotknęłam jego ciepłej dłoni i lekko ją uścisnęłam. Chłopak to patrzył na nasze dłonie, to na moją twarz. W końcu zatrzymał się na mnie.
- Podziwiam cię, Louis. Poświęciłeś wiele dla rodziny. Chcę ci pomóc.
Uniósł brwi po czym splótł nasze palce. Wzięłam to za zgodę. Od tej pory postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
- W jaki sposób, (Twoje imię)? Nawet mnie nie znasz - powiedział Tomlinson, spuszczając wzrok.
- A czy coś stoi na przeszkodzie bym poznała? - Chłopak podniósł głowę. W jego niebieskich oczach dostrzegłam iskierki nadziei.
- Nie.
To mi wystarczyło.
***
Spotykaliśmy się dzień po dniu. Miał piękny głos, a teraz dzięki mojej małej pomocy, mógł ćwiczyć. Cieszyłam się razem z nim gdy udało mu się osiągnąć najwyższą gamę. Staliśmy się przyjaciółmi.
- (Twoje imię), nie pędź tak. - dobiegł mnie głos Louisa, a potem poczułam jego palce na swoim ramieniu.
Przyjrzałam mu się badawczo. Jego twarz rozświetlał szeroki uśmiech. Dziwiło mnie to, tak jak i to, że wciąż trzymał mnie za ramię. W szkole najczęściej udawał, że mnie nie zna. Dlaczego? Dlatego, że mogli go wyrzucić na bruk. My, uczniowie, nie mogliśmy się pouchwalać z nauczycielami, ani z woźnymi czy sprzątaczkami. Po prostu takie były zasady narzucone przez dyrektora.
- Louis, co ty wyrabiasz? - spytałam się, strzepując jego dłoń z ramienia, rozglądając się na boki czy nikt tego nie widział. Na szczęście korytarz był pusty.
Chłopak nic nie powiedział tylko mocno mnie przytulił.
- W schowku na miotły. Będę czekał - szepnął mi na ucho i wypuścił mnie z objęć. Odszedł wesołym krokiem. Poczułam, że na moją twarz wpełza rumieniec. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc jak brunet znika za drzwiami. Uwielbiałam go za jego szalone pomysły. Widząc, że nikogo niewłaściwego nie ma w pobliżu, weszłam do schowka. Ciemność otaczała mnie równie mocno jak ramiona Louisa. Nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam że to on.
- Lou - szepnęłam cicho. - Co się stało?
On dalej nic nie powiedział tylko wtulił się w zagłębienie na mojej szyi. Zdziwił mnie ten przypływ czułości. Byliśmy tylko przyjaciółmi....tak? Niechcący włączyłam światło. Blask mnie oświecił do tego stopnia, że aż przewróciłam kilka mioteł. Tomlinson parsknął śmiechem, a ja spłonęłam rumieńcem. Wpatrywałam się w jego niebieskie oczy, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie.
- Zgłosiłem się do x-factora. Wszyscy twierdzą, że mam szanse!
- To świetnie! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. - Mocno go przytuliłam, by pokazać mu że mówię prawdę.
Louis odsunął się ode mnie po czym spytał się:
- (Twoje imię) czy chciałabyś uczcić to ze mną? U mnie? Dzisiaj?
Patrzyłam na jego czerwoną od emocji twarz. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się zadziornie, szturchając go łokciem.
- Oczywiście, że tak, głupku.
Obydwoje zaśmialiśmy się. Ja dlatego, że miałam jego, a on dlatego, że się zgodziłam..
***
Ubrana w czarną sukienkę do kolan, ozdobioną koronką i ciepły płaszcz, szłam w stronę domu Lou. Stukot moich obcasów odbijał się echem po ulicy. Pamiętam, że gdy miałam 10 lat, zawsze prosiłam o nie mamę. Teraz mając 18, mogłam je nosić, mając pewność, że się nie połamię. Doszłam do domu Louisa. Nacisnęłam dzwonek i czekałam. Chłopak ubrany w koszulę w paski i czerwone spodnie ukazał się moim oczom.
- Witaj - powiedział z nutką radości w głosie.
- Cześć - odparłam po czym weszłam do środka.
Jego dom może był i niewielki, ale przytulny i kojarzący się z ciepłem rodzinnym. Wydawało mi się, że to dzięki zdjęciom w ramkach, które przedstawiały jego rodzinę.
- Cudnie wyglądasz. - ściągnął mój płaszcz z moich ramion i powiesił go na stojaku.
- Dziękuję.
Pół godziny później zjedliśmy pyszną kolację przygotowaną przez Tomlinsona.
Następnie chłopak usiadł przy pianinie. Chciałam być jak najbliżej niego więc usiadłam na fotelu obok wraz z lampką wina. Chłopak zaczął grać same pojedyncze akordy, później przeszedł dalej, cicho podśpiewując:
- You make me
Feel like I'm living a
Teenage dream
The way you turn me on
I can't sleep
Let's run away and
Don't ever look back, don't ever look back
Spojrzał na mnie z czułością, odwzajemniłam to spojrzenie. Poczułam jak łzy zbierają się w moich oczach.
- My heart stops
When you look at me
Just one touch
Now baby I believe
This is real
So take a chance and
Don't ever look back, don't ever look back.
Gdy skończył, wstał i do mnie podszedł. Palcem starł łzy z moich policzków. Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Z drugiej strony cieszyłam się z obrotu sprawy, bo moje uczucia do Louisa już dawno przestały być czysto przyjacielskie.
- Kocham cię, (Twoje imię). Za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Nigdy nie wierzyłem, że spotkam taką osobę jak ty.
- Ja..też cię kocham, Lou.
Chłopak uniósł kąciki ust w uśmiechu po czym czule musnął moje wargi. Poczułam się jak osoba w piosence, jak w śnie nastolatki.
**
Co było dalej, pewnie wiecie. Louis Tomlinson został członkiem zespołu One Direction. Nie zapomniał o mnie. Wciąż jesteśmy razem, silniejsi niż na początku.
- ( Twoje imię), autobus przyjechał! - krzyknęła z kuchni moja mama.
Zrezygnowana, przełożyłam książki do starego, dawno nieużywanego plecaka. Wzięłam go do ręki po czym pędem zeszłam ze schodów. Poprawka, prawie zleciałam. Przywitałam się z mamą i zamieniłam z nią kilka słów. Mniej więcej tak zawsze wyglądał mój poranek, oprócz tego opóźnienia. Spakowałam naszykowane i zawinięte w folię kanapki po czym wyszłam z mieszkania. Autobus na szczęście nadal stał, chociaż już z oddali widziałam, że kierowca się niecierpliwi. Postanowiłam dłużej nie nadwyrężać jego nerwów. Przywitałam go krótkim ' Cześć ' i zajęłam miejsce obok swojej najlepszej przyjaciółki, Lily. Autobus ruszył. Do szkoły dojechał w tempie zdumiewającym, chociaż i tak niewiele brakowało do dzwonka na lekcje. Idąc dziedzińcem z Lily, mój wzrok przykuł młody chłopak, zapewne niedużo starszy ode mnie. Stał z skrzynką z narzędziami, zaciekle dyskutując z moją nauczycielką od biologii.
- To nowy woźny - powiedziała Lily, widząc, że nie mogę od niego oderwać wzroku.
Woźny? Przecież woźny to najczęściej miał z czterdzieści lat, a temu brunetowi nie dałabym więcej niż dwadzieścia pięć.
- Z tego co słyszałam, kiedyś chodził do naszej szkoły. Dziewczyny mówią, że nazywa się Louis i jest baardzo przystojny - ciągnęła dalej Lily, rozmarzonym głosem.
- Nie liczy się wygląd, a wnętrze - odparłam machinalnie. Moja przyjaciółka wybuchnęła śmiechem.
- ( Twoje imię), a ty dalej swoje, co? Skończ z tą starą filozofią.
Nic nie odpowiedziałam bo było wiadome, że ona i tak nie zrozumie. Gdy zadzwonił dzwonek, weszłyśmy do klasy. Przez prawie całą lekcję nie uważałam. W mojej głowie siedział Louis. Najgorsze było to, że nie zanosiło się, żeby szybko z niej wyszedł. Chciałam go poznać, ale nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Na kolejnej lekcji wpadłam na genialny pomysł. Podniosłam w górę dwa palce. Gdybym tego nie zrobiła, nauczycielka na pewno nie udzieliłaby mi głosu.
- Proszę pani, czy mogę wyjść do toalety? - spytałam się, modląc się w duchu by mi pozwoliła.
- Za 15 minut będzie dzwonek na przerwę, ale niech ci będzie. Weź od razu swój plecak bo znając ciebie, już nie wrócisz.
Ostentacyjniehju przewróciłam oczami. Matematyczka nigdy mnie nie lubiła i najwyraźniej jej niechęć do mnie zaczęła się powiększać. Wrzuciłam książki do plecaka po czym z triumfującym uśmieszkiem wyszłam z klasy. Gdzie on może teraz być....
- Kogo szukasz? - Odezwał się nieznany aczkolwiek miły głos za mną.
Odwróciłam się i tak oto stanęłam twarzą w twarz z Louisem. Dziewczyny miały rację, nie miał on przeciętnej urody.
- Pewnie zabrzmi to jak tani podryw, ale...szukam ciebie - powiedziałam nieco onieśmielona. Chłopak przekrzywił głowę.
- Yup, brzmi jak tani podryw. - zaśmiał się tubalnie. Zawtórowałam mu.
- Jestem (Twoje imię ) ( Twoje Nazwisko), a ty?
- Nazywam się Louis Tomlinson i jestem woźnym. Miło poznać.
Uścisnęliśmy sobie dłonie jak starzy przyjaciele.
- Kończę teraz pracę, a bardzo bym chciał się dowiedzieć do czego tak ładnej dziewczynie potrzebna jest moja osoba. Masz ochotę na kawę? - spojrzał na mnie spod grzywki.
Przez dłuższą chwilę się nie odzywałam. Czułam się jak w tych głupich filmach gdy na prawym ramieniu pojawia się aniołek, a na lewym diabełek. Ten z piekła mówił: ' Co ci szkodzi? Przecież on nic ci nie zrobi.' natomiast ten dobry: 'Zostań w szkole. Przecież nawet go nie znasz' Problem był też w tym, że nigdy nie słucham niczyich zaleceń. Tym razem posłuchałam diabełka. Jak się później okazało, dobrze zrobiłam.
- Chętnie.
***
- Nigdy nie chciałem być woźnym. Zawsze marzyłem by śpiewać. Jednakże marzenia najczęściej na zawsze pozostają tylko marzeniami.
Słuchałam go, jednocześnie porównując się do niego. Czy potrafiłabym zrezygnować z marzeń, zostań woźnym i utrzymywać z niewielkiej pensji swoją rodzinę? Nie, nie byłabym zdolna do takiego poświęcenia. Nieśmiało dotknęłam jego ciepłej dłoni i lekko ją uścisnęłam. Chłopak to patrzył na nasze dłonie, to na moją twarz. W końcu zatrzymał się na mnie.
- Podziwiam cię, Louis. Poświęciłeś wiele dla rodziny. Chcę ci pomóc.
Uniósł brwi po czym splótł nasze palce. Wzięłam to za zgodę. Od tej pory postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
- W jaki sposób, (Twoje imię)? Nawet mnie nie znasz - powiedział Tomlinson, spuszczając wzrok.
- A czy coś stoi na przeszkodzie bym poznała? - Chłopak podniósł głowę. W jego niebieskich oczach dostrzegłam iskierki nadziei.
- Nie.
To mi wystarczyło.
***
Spotykaliśmy się dzień po dniu. Miał piękny głos, a teraz dzięki mojej małej pomocy, mógł ćwiczyć. Cieszyłam się razem z nim gdy udało mu się osiągnąć najwyższą gamę. Staliśmy się przyjaciółmi.
- (Twoje imię), nie pędź tak. - dobiegł mnie głos Louisa, a potem poczułam jego palce na swoim ramieniu.
Przyjrzałam mu się badawczo. Jego twarz rozświetlał szeroki uśmiech. Dziwiło mnie to, tak jak i to, że wciąż trzymał mnie za ramię. W szkole najczęściej udawał, że mnie nie zna. Dlaczego? Dlatego, że mogli go wyrzucić na bruk. My, uczniowie, nie mogliśmy się pouchwalać z nauczycielami, ani z woźnymi czy sprzątaczkami. Po prostu takie były zasady narzucone przez dyrektora.
- Louis, co ty wyrabiasz? - spytałam się, strzepując jego dłoń z ramienia, rozglądając się na boki czy nikt tego nie widział. Na szczęście korytarz był pusty.
Chłopak nic nie powiedział tylko mocno mnie przytulił.
- W schowku na miotły. Będę czekał - szepnął mi na ucho i wypuścił mnie z objęć. Odszedł wesołym krokiem. Poczułam, że na moją twarz wpełza rumieniec. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc jak brunet znika za drzwiami. Uwielbiałam go za jego szalone pomysły. Widząc, że nikogo niewłaściwego nie ma w pobliżu, weszłam do schowka. Ciemność otaczała mnie równie mocno jak ramiona Louisa. Nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam że to on.
- Lou - szepnęłam cicho. - Co się stało?
On dalej nic nie powiedział tylko wtulił się w zagłębienie na mojej szyi. Zdziwił mnie ten przypływ czułości. Byliśmy tylko przyjaciółmi....tak? Niechcący włączyłam światło. Blask mnie oświecił do tego stopnia, że aż przewróciłam kilka mioteł. Tomlinson parsknął śmiechem, a ja spłonęłam rumieńcem. Wpatrywałam się w jego niebieskie oczy, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie.
- Zgłosiłem się do x-factora. Wszyscy twierdzą, że mam szanse!
- To świetnie! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. - Mocno go przytuliłam, by pokazać mu że mówię prawdę.
Louis odsunął się ode mnie po czym spytał się:
- (Twoje imię) czy chciałabyś uczcić to ze mną? U mnie? Dzisiaj?
Patrzyłam na jego czerwoną od emocji twarz. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się zadziornie, szturchając go łokciem.
- Oczywiście, że tak, głupku.
Obydwoje zaśmialiśmy się. Ja dlatego, że miałam jego, a on dlatego, że się zgodziłam..
***
Ubrana w czarną sukienkę do kolan, ozdobioną koronką i ciepły płaszcz, szłam w stronę domu Lou. Stukot moich obcasów odbijał się echem po ulicy. Pamiętam, że gdy miałam 10 lat, zawsze prosiłam o nie mamę. Teraz mając 18, mogłam je nosić, mając pewność, że się nie połamię. Doszłam do domu Louisa. Nacisnęłam dzwonek i czekałam. Chłopak ubrany w koszulę w paski i czerwone spodnie ukazał się moim oczom.
- Witaj - powiedział z nutką radości w głosie.
- Cześć - odparłam po czym weszłam do środka.
Jego dom może był i niewielki, ale przytulny i kojarzący się z ciepłem rodzinnym. Wydawało mi się, że to dzięki zdjęciom w ramkach, które przedstawiały jego rodzinę.
- Cudnie wyglądasz. - ściągnął mój płaszcz z moich ramion i powiesił go na stojaku.
- Dziękuję.
Pół godziny później zjedliśmy pyszną kolację przygotowaną przez Tomlinsona.
Następnie chłopak usiadł przy pianinie. Chciałam być jak najbliżej niego więc usiadłam na fotelu obok wraz z lampką wina. Chłopak zaczął grać same pojedyncze akordy, później przeszedł dalej, cicho podśpiewując:
- You make me
Feel like I'm living a
Teenage dream
The way you turn me on
I can't sleep
Let's run away and
Don't ever look back, don't ever look back
Spojrzał na mnie z czułością, odwzajemniłam to spojrzenie. Poczułam jak łzy zbierają się w moich oczach.
- My heart stops
When you look at me
Just one touch
Now baby I believe
This is real
So take a chance and
Don't ever look back, don't ever look back.
Gdy skończył, wstał i do mnie podszedł. Palcem starł łzy z moich policzków. Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Z drugiej strony cieszyłam się z obrotu sprawy, bo moje uczucia do Louisa już dawno przestały być czysto przyjacielskie.
- Kocham cię, (Twoje imię). Za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Nigdy nie wierzyłem, że spotkam taką osobę jak ty.
- Ja..też cię kocham, Lou.
Chłopak uniósł kąciki ust w uśmiechu po czym czule musnął moje wargi. Poczułam się jak osoba w piosence, jak w śnie nastolatki.
**
Co było dalej, pewnie wiecie. Louis Tomlinson został członkiem zespołu One Direction. Nie zapomniał o mnie. Wciąż jesteśmy razem, silniejsi niż na początku.
_________________________________________________________________
Praca Agaty
Did I disappoint you or let you down?
Should I be feeling guilty or let the judges frown?
'Cause I saw the end before we'd begun,
Yes I saw you were blinded and I knew I had won. *Harry*
Should I be feeling guilty or let the judges frown?
'Cause I saw the end before we'd begun,
Yes I saw you were blinded and I knew I had won. *Harry*
Kroczyłem po uliczkach Londynu szukając miejsca, w którym mógłbym
pomyśleć na spokojnie o moim życiu, o tym co kocham, o wszystkim co
mnie otacza. Nagle w ciemnym rogu dostrzegłem małą kawiarenkę, z
pięknymi oknami, rzeźbionymi drzwiami i pośrodku wielkim herbem
nuty. Nie zwlekając długo wszedłem tam i usiadłem przy jednym ze
stolików. Od razu uderzył mnie zapach świeżo parzonej kawy i kwiatu wanilii.
Co tu dużo mówić, wystrój był cudowny. Ściany zostały pomalowane na
kolor brązowy, a na nich wymalowano białe nuty. Stoły również
odzwierciedlały styl właściciela lokalu. W rogu stała duża, brązowa
sofa, przy której postawiono biały stolik, a na nim 2 kawy. Przy
małym barku stały również brązowe krzesła, z jaśniejszymi
poszyciami. Ale to, co zobaczyłem na końcu, zaparło mi dech w
piersiach. Na końcu sali stał biały fortepian, a przy nim siedziała
i grała jakaś dziewczyna. Wsłuchałem się w piosenkę i zamyśliłem nad pewnymi słowami. „Zmieniłeś się Harry, nie poznaje cię. Straciłam mojego syna” Czy to możliwe, że 9 słów może zupełnie zniszczyć człowieka? Nie
wiem, ale postanowiłem się nad tym zastanowić. Przestałem chodzić
do kościoła, nie uśmiecham się, nie śpiewam, a przecież to moja
pasja, nie potrafię już kochać. Może mi ktoś powie czy to ja
zawiniłem, czy to był mój błąd? Piosenka się skończyła. Dziewczyna
wstała od instrumentu i wtedy zobaczyłem jej twarz. Brunetka, z
pięknymi, zielonymi oczami, ze szczerym uśmiechem, prostą postawą i
niesamowitym głosem. Siedziałem pół metra od fortepianu, gdy nagle
podeszła do mojego stolika kelnerka, z pytaniem co zamawiam.
- Kawę z mlekiem, poproszę- powiedziałem i z uśmiechem na ustach
odwróciłem się do jednostki, która rozbudziła we mnie uczucie
jakiego już nie pamiętałem. To chyba była miłość.
Dziewczyna znowu zajęła swoje miejsce, a ja patrzyłem się w nią jak
urzeczony. Była taka intrygująca.
So I took what's mine by eternal right.
Took your soul out into the night.
It may be over but it won't stop there,
I am here for you if you'd only care.
Took your soul out into the night.
It may be over but it won't stop there,
I am here for you if you'd only care.
*[T.I]*
Jak zwykle po szkole przyszłam do mamy, do kawiarni. Moim stałym
zajęciem, a także pasją była gra na fortepianie. Dostałam go od
mamy na 16 urodziny. W domu ćwiczę na pianinie, a tu na
fortepianie. Londyn tętnił życiem jak zawsze około 16. Wszyscy się
gdzieś spieszyli. Jednak tu w kawiarni „Nuta” czas się zatrzymywał.
Nie lubiłam opuszczać tego miejsca. Różnorakie zapachy kaw,
czekolady, wanilii, świeżych kwiatów harmonijnie współgrały z
wykonywanymi przeze mnie utworami. Na największym parapecie mama
zrobiła mi miejsce, gdzie mogłam się położyć lub usiąść i czytać
książki, albo po prostu grzać się w popołudniowym słońcu. Moim
ulubionym utworem było „Goodbye my lover” Jamesa Blunta. Czy ja byłam zwykłą nastolatką? Nie, bo nie chodziłam na imprezy,
nie przeklinałam , bo lubiłam czytać książki i dobrze się uczyłam i
nie, ponieważ miałam swoją pasję. Jednak to, co odróżniało mnie na
zewnątrz nie było tak ważne, jak to co wewnątrz. Z tym musiałam się
pogodzić, to właśnie z tym było najciężej, nie mogłam nikomu
powiedzieć, że jestem chora. No bo i po co? Żeby się nade mną
litowali, żeby mnie wyśmiali?
Znowu zaczęłam mój mały koncert od tego utworu, potem zagrałam
jeszcze parę innych ballad i usiadłam na parapecie, wyłożonym
kilkoma poduszkami i białym suknem. Patrzyłam w okno i rozmyślałam,
gdy nagle z transu wyrwał mnie męski, lekko zachrypnięty głos:
- Mogłabyś jeszcze coś zagrać?- W momencie gdy to powiedział
odwróciłam się do mojego rozmówcy. Okazało się, że to wysoki brunet
miał chyba ok. 180 cm, z pięknymi brązowymi lokami, zielonymi,
hipnotyzującymi oczami i niesamowitym uśmiechem, podczas którego
ukazywał rząd białych zębów i cudowne dołeczki.
- Jasne. – Odpowiedziałam i się uśmiechnęłam. Zaraz potem usiadłam
przy instrumencie i zaczęłam grać. Chłopak patrzył na moje palce
jak zaklęty. Skończyłam grać i spojrzałam na niego. On nadal jak w
transie wpatrywał się w nieruchomą już klawiaturę.
- A jak ty właściwie masz na imię?- zapytała, a mój głos lekko
zadrżał
- Przepraszam zamyśliłem się. Harry a ty?- odpowiedział a na jego
ustach znów zagościł ten niespotykany uśmiech.
- [T.I.] Grasz na pianinie, że się tak przyglądasz?
Zaśmiał się, myślałam, że powiedziałam coś nie tak.
- Nie, nie gram, ale uwielbiam słuchać jak ktoś gra. A może nauczyłabyś
mnie jakiejś piosenki?
- Dobra, ale musisz coś wybrać i powiedzieć coś o sobie – zaczęłam
się z nim droczyć
- Hmm jestem Harry, Harry Styles, ale to chyba już wiesz, lubię
śpiewać, muzyka jest moją pasją. Przyszedłem do tej kawiarni bo nie
wiedziałem co ze sobą zrobić. Zastanawiam się nad moim życiem i
jego sensem. Moim rodzinnym miastem jest Holmes Chapel, mam siostrę
Gemmę i mamę Anne. – Odpowiedział mało precyzyjnie, ale cóż dobre i
to.
You touched my heart you touched my soul.
You changed my life and all my goals.
And love is blind and that I knew when,
My heart was blinded by you.
You changed my life and all my goals.
And love is blind and that I knew when,
My heart was blinded by you.
*Harry*
[T.I.] bo tak miała na imię piękność zaśmiała się życzliwie. Nie
wiem dlaczego, ale gdy po raz pierwszy zobaczyłem jej twarz coś we
mnie pękło. Nauczyłem się kochać. Wiedziałem, że chce z nią spędzać
każdy dzień, na dobranoc mówić jej te dwa krótkie, a jakże ważne
słowa: „Kocham Cię”, rano robić śniadanie do łóżka, a gdy już staniemy na łożu śmierci,
obydwoje chwycimy się za ręce i z uśmiechem na ustach pójdziemy do
światełka nadziei, a tam zostaniemy już razem na zawsze. Wraz z
początkiem miłości odrodziła się we mnie wiara w Boga, rzeczy
niemożliwe i cudy, jakich dokonuje nadzieja, dobro i miłość.
- Sens życia przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie, spada jak
dar Boży, jest podporą i nadzieją na lepsze jutro.- Z monotonnych
rozmyślań wyrwał mnie słodki głos [T.I.].
- Dziękuje… To co nauczysz mnie w końcu tej piosenki? Niech będzie
to twoja ulubiona.
- Skoro nadal chcesz. To będzie „Goodbye my lover”
Usiadła przy instrumencie i poklepała miejsce obok. Usiadłem i z
drżącymi rękami dotknąłem klawiszy białych jak kość słoniowa i
delikatnych jak szkło. Dziewczyna zaczęła pokazywać mi na klawisze
i uderzać w nie. Wzięła moją rękę i wystukiwała nią rytm. Po około
godzinie nauczyłem się zwrotki i refrenu. [T.I.] poprosiła żebym
jej to teraz zagrał. Zgodziłem się.
I've kissed your lips and held your head.
Shared your dreams and shared your bed.
I know you well, I know your smell.
I've been addicted to you.
Shared your dreams and shared your bed.
I know you well, I know your smell.
I've been addicted to you.
*[T.I.]*
Poprosiłam Harrego, by zagrał mi tą piosenkę sam. Zdziwiłam się
ponieważ nie grał na instrumencie, tylko śpiewał, a wszystko wyszło
mu tak jakby nic innego w życiu nie robił. Ale gdy spytałam jeszcze
raz, on znowu pokręcił głową. Dałam mu spokój, najwidoczniej był
bardzo zdolny.
*2 miesiące później*
Harry od naszego pamiętnego spotkania w kawiarni, codziennie
przychodził po lekcjach i opowiadał mi o swoim życiu. Dowiedziałam
się, że teraz znowu zaczął wierzyć w Boga, że ma we mnie oparcie.
To wszystko było miłe, znalazłam niesamowitego przyjaciela, razem
często śpiewaliśmy i graliśmy, tworzyliśmy wspaniały duet. Mama
dokupiła jeszcze jeden fortepian, tym razem dla Harrego. Kochaliśmy grać, to była nasza wspólna pasja, która nas łączyła i
dawała ukojenie. Z nim mogłam porozmawiać o wszystkim, wyżalić się,
popłakać jak małe dziecko i być zrozumiana. Dopiero wtedy
zrozumiałam pojęcie miłość, sens życia. On był dla mnie sensem
życia, powodem dla którego codziennie wstaje z łóżka i dla którego
jestem na tym świecie i walczę. Tak walczę z chorobą. Z Harrym
jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale ja czuję coś więcej. Dlatego nie
powiedziałam mu o chorobie, nie chciałam, żeby był ze mną z litości
i nie chciałam psuć tego co pomiędzy nami było.
Goodbye my lover.
Goodbye my friend.
You have been the one.
You have been the one for me.
Goodbye my friend.
You have been the one.
You have been the one for me.
*Harry*
Z [T.I.] dogadywałem się świetnie. Dzięki niej odżyłem. Odrodziła się we mnie miłość do muzyki i uczucia, które wydawały się być tak odległe,
wręcz nieosiągalne. Tak, mogę to śmiało powiedzieć. Kocham jej
uśmiech, piękne, zielone oczy, błyszczące jak gwiazdy, włosy, które
mienią się w słońcu i wszystko co z nią związane. Jednak ciągle mam
nieodparte wrażenie, że coś przede mną ukrywa, jakiś sekret, coś
związane z jej osobą. Chciałem jej wyznać moje uczucia, ale czy to
coś by zmieniło, jeśli ona nie czuje tego samego? Nie zmuszę jej do
miłości.
*1 tydzień później*
Leżałem w łóżku i patrzyłem w lekko przybrudzony, niebieski sufit.
Rozmyślałem nad moją przyszłością, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Harry Styles, słucham. – powiedziałem, ale w odpowiedzi
usłyszałem tylko cichy szloch.
- Harry proszę przyjedź do szpitala, mówi mama [T.I.]
- Ale coś się stało [T.I.]? Proszę niech mi pani powie…- teraz już
ja płakałem.
- Harry przyjedź po prostu, wszystkiego się dowiesz na miejscu –
powiedziała i podała mi adres szpitala.
Szybko wyskoczyłem z łóżka, pobiegłem do łazienki i ubrałem się. W
drodze wziąłem jakąś kanapkę i krzyknąłem do mamy:
- Mamo jadę do [T.I.], później zadzwonię!
Nie usłyszałem odpowiedzi, bo byłem już w samochodzie. Przez całą
drogę zastanawiałem się co takiego mogło się stać. Z duszą na
ramieniu przekroczyłem próg szpitala i pobiegłem do recepcji.
- W jakiej Sali leży [T.I.] [T.N.]?
- W Sali 24.
Szybko pobiegłem na piętro i zatrzymałem się na korytarzu.
Dostrzegłem jej płaczącą mamę, podszedłem do niej i przytuliłem.
- Co się stało?
- Harry. Nic ci nie mówiła. [T.I.] ma raka, zaawansowane stadium,
został jej tydzień życia.
- Nie to nie może być prawda, na pewno, ale dlaczego mi nie
powiedziała? Co jej się stało?
- Dzisiaj zasłabła w domu, zadzwoniłam po pogotowie, zabrali ją i
zdiagnozowali raka złośliwego, który atakuje już organizm i zostały
jej już… nie mogę.
- Jest na Sali?
- Tak idź do niej, już się obudziła.
I am a dreamer but when I wake,
You can't break my spirit - it's my dreams you take.
And as you move on, remember me,
Remember us and all we used to be
You can't break my spirit - it's my dreams you take.
And as you move on, remember me,
Remember us and all we used to be
*[T.I.]*
Rak znowu pokazał swoją obecność. A było już tak dobrze… Mam tylko
nadzieję, że mama nic nie powiedziała Harremu. Nie chciałam go
okłamywać, ale nie mogłam mu tego powiedzieć tak wprost. Załamałby
się, a ja razem z nim.
Nagle usłyszałam ciche pukanie, a za drzwi wysunęły się brązowe
loki, zaraz po nich wyjrzały oczy, a na końcu reszta ciała. Usiadł
przy moim łóżku i patrzył mi się w oczy. Minęło chyba z dziesięć
minut, a my nadal się na siebie patrzyliśmy. Widziałam w tych
tęczówkach wszystko: ból, troskę, smutek, dobro, nadzieję, miłość.
Miłość? Tak to było chyba to.
- Dlaczego [T.I.], dlaczego? – Przerwał błogą ciszę tymi jakże
raniącymi mnie słowami.
- Harry ja nie chciałam…- Zaczęłam się tłumaczyć, ale on przerwał
mi w połowie.
- Jak mogłaś?!
- A jak niby miałam ci to powiedzieć?! Harry słuchaj jestem chora
na raka, ale spoko zostały mi 3 tygodnie życia. To co idziemy na
kawę? Naprawdę chciałbyś to usłyszeć?!
Opuścił głowę i zalał się łzami. Torowały sobie drogę po jego
policzkach, spływały jak deszcz w rynnie, cicho szlochając. Jego
widok tak mnie zasmucił, że sama zaczęłam płakać.
Przytulił mnie, a moje włosy zagłuszały jego słowa:
- Wszystko będzie dobrze, będę z tobą.
Zaczęłam szlochać jeszcze bardziej.
- Harry dla mnie już nie ma ratunku.
I've seen you cry, I've seen you smile.
I've watched you sleeping for a while.
I'd be the father of your child.
I'd spend a lifetime with you.
I've watched you sleeping for a while.
I'd be the father of your child.
I'd spend a lifetime with you.
*Harry*
Zrozumiałem, to był ten sekret. Kocham ją i wiem, że muszę się
pospieszyć, żeby jej to powiedzieć.
Nagle maszyna zaczęła piszczeć, a [T.I.] zaczęła mrużyć oczy.
- Harry to koniec.
- Ja muszę ci coś powiedzieć, [T.I.] ja cię kocham- delikatnie
musnąłem jej usta.
- Harry ja ciebie też. Pamiętaj o mnie, od teraz ja będę twoim
aniołem, tam, na górze w niebie, dziękuje za to wszystko co dla
mnie zrobiłeś. Zmieniłeś moje życie. Kocham cię już na zawsze.
Pocałowałem ją ostatni raz, chwyciłem za rękę i zacząłem śpiewać
jej ulubioną piosenkę.:
I am a dreamer but when I wake,
You can't break my spirit - it's my dreams you take.
And as you move on, remember me,
Remember us and all we used to be
I've seen you cry, I've seen you smile.
I've watched you sleeping for a while.
I'd be the father of your child.
I'd spend a lifetime with you.
I know your fears and you know mine.
We've had our doubts but now we're fine,
And I love you, I swear that's true.
I cannot live without you.
Goodbye my lover.
Goodbye my friend.
You have been the one.
You have been the one for me.
You can't break my spirit - it's my dreams you take.
And as you move on, remember me,
Remember us and all we used to be
I've seen you cry, I've seen you smile.
I've watched you sleeping for a while.
I'd be the father of your child.
I'd spend a lifetime with you.
I know your fears and you know mine.
We've had our doubts but now we're fine,
And I love you, I swear that's true.
I cannot live without you.
Goodbye my lover.
Goodbye my friend.
You have been the one.
You have been the one for me.
Dwa lata później Harrego odkryli łowcy talentów w X-factorze.
Połączyli go z 4 chłopcami. Od tej pory jest wielką gwiazdą, ale
nigdy więcej się nie zakochał. Codziennie wspomina chwile spędzone
z nią, dziewczyną marzeń. Za każdym razem, gdy wychodzi na scenę,
patrzy w górę, do [T.I.]. Wie, że dzięki niej dostał drugie życie.
To od niej dostał to, co najlepsze w życiu, zrozumiał czym była i
będzie dla niego. Nadzieją na lepsze jutro, latarnią pośród
ciemnych ulic życia i jego sensem.
---------
Liczę na Wasze szczere opinie. ;)
Do napisania! ; *
~by Klara.