Odrobinę inna forma niż dotychczas...
< music >
Bo ten, kto
raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu
do końca swoich dni.
Uciekałam. Całe moje życie polegało tylko i wyłącznie na ucieczce, nie
potrafiłam się postawić, stać się… Naprawdę sobą. Bałam się być odważną, na
samą myśl, że mogłabym taka być paraliżował mnie strach.
Nie milcz, bo
miłość znów Cię ominie…
Oparłam głowę o szybę, położyłam zdrętwiałe i lekko drżące nogi na torbie
wypchanej po same brzegi moimi ubraniami, które bez ładu i składu doń
wepchnęłam. Stukot wagonów ukołysał mnie i uspokoił i nim się spostrzegłam
zmorzył mnie sen.
Wzdrygnęłam się raptownie, uderzając
się przypadkiem w poręcz. Syknęłam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, co
było powodem mojego przebudzenia. Zaczęłam przeszukiwać torbę w poszukiwaniu
telefonu, lecz nim się do niego dogrzebałam, dzwonek ucichł. Mimo to wyjęłam
go, odblokowałam i lekko zaspanym wzrokiem prześledziłam historię połączeń.
Siedem nieodebranych połączeń, w tym trzy od NIEGO. Oddzwoniłam jednak najpierw
do Michała.
- Słodki Jezu, [T.I.], czyś ty zwariowała?! – przywitał mnie w dość
podniosły sposób.
- Witaj, Misiek, ciebie też miło słyszeć – odpowiedziałam sarkastycznie,
rozmasowując wolną ręką obolałe przedramię, którym moment wcześniej uderzyłam o
metalową barierkę. – Sądząc po twoim głosie nie jesteś zadowolony z takich
obrotów spraw.
- Czy nie jestem zadowolony? Dziewczyno, gdziekolwiek jesteś, pakuj manatki
i macie mi się stawić w moim domu. Natychmiast.
Jego natarczywość i upór powodował, że czasem miałam ochotę użyć wobec
niego przemocy fizycznej, jednak moja krucha budowa i raczej znikoma kondycja fizyczna
nie szły z tym w parze, tym bardziej że to on z nas dwojga był sportowcem.
Zignorowałam wzmiankę w liczbie mnogiej, choć dzięki temu zdałam sobie
sprawę z powagi sytuacji. Znowu.
Odwaga
to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
- Nie mogę, Michał – wyszeptałam do słuchawki, podkurczając nogi i
wkładając sobie niesforne kosmyki włosów za ucho. – Nie potrafię się z tym
zmierzyć. Szczególnie teraz.
- To właśnie teraz nastał czas na wyjaśnienia. – Jego głos stał się łagodny
i zaczęłam żałować, że dzieli nas dystans około 30 kilometrów. Zapragnęłam jego
misiowatego uścisku. Uwielbiałam go za to, że był moim przyjacielem jeszcze za
czasów, kiedy oboje mieszkaliśmy w Polsce. Znał mnie aż za dobrze. – Jutro
sylwester. Mówiłaś, że chcesz… Chcecie rozpocząć ten rok…
- Jak? – weszłam mu w słowo, znów puszczając liczbę mnogą mimo uszu. Za
wcześnie, za wcześnie. – Jak mam to zmienić? Chcieć można wielu rzeczy, ale na
niektóre sprawy po prostu nie mam wpływu – szepnęłam, skubiąc rąbek płaszcza.
- Nie zapominaj, że wiem, gdzie jesteś. – Rozejrzałam się po przedziale z
przerażeniem, ale i.. wytęsknieniem? Co jak co, nie widziałam go dwa tygodnie.
Dopiero później zdałam sobie sprawę z przenośni całej wypowiedzi. – Anglia nie
jest taka duża. Poza tym on sam niedługo oszaleje z niepokoju, więc byłoby
lepiej, gdybyś ułatwiła całą sprawię i jemu, i mnie. Nie tak trudno zawiadomić
policję, szczególnie, kiedy ma się takie wtyki jak ma on, no i pomaga w tym też
fakt posiadania wypchanego portfela.
Materialista! – pomyślałam z ironią.
- Nie. Nie, nie, nie. Michał, ja nie mogę. On…
- On ma prawo wiedzieć. I… Wierz mi czy nie, kocha cię. – Gdybym stała,
ugięłyby się pode mną kolana. Momentalnie przed oczami dostrzegłam jego uśmiech
– ot, uniesione brwi, dołeczki w policzkach, słodko wykrojone wargi, idealnie
pasujące do moich, jakby stworzone specjalnie na ich wzór powodowały, że miałam
watę zamiast kolan. Ironia, czyż nie?
Kochać
to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet
jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem
egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie,
jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew
własnemu.
- Ile masz zamiar go okłamywać? Miesiąc? Dwa? Przecież i tak kiedyś
zauważy, nie sądzisz? A im wcześniej…
Pociąg gwałtownie zahamował. Telefon wyślizgnął mi się z ręki, kiedy próbowałam
chwycić się poręczy. Nie zdążyłam, uderzyłam brzuchem i klatką piersiową prosto
w stojącą przede mną rurę. Upadłam na podłogę, kurcząc się z bólu i obejmując
swój brzuch, ciągle słysząc dźwięki dobiegające z mojego telefonu:
- …masz zamiar pójść do niego pięć miesięcy później, zapukać do drzwi i
kołysząc wózek powiedzieć: „Cześć Harry, poznaj nasze dziecko”? Halo? [T.I.],
jesteś tam…?
~*~
Cholerne pikanie. Pip-pip-pip-pip. Czułam ból rozsadzający moją czaszkę.
Przecież nie brałam leków, od czego mogłabym czuć takie otępienie…? Lekarz
surowo zakazał jakichkolwiek środków, czego się trzymałam…
Skurcz na poziomie żołądka. Nie, to nie niestrawność. To coś o wiele
gorszego…
Cierpienie nie
jest w stanie wynagrodzić braku miłości, ale miłość potrafi wynagrodzić
cierpienie…
Otwarłam szeroko oczy, zachłystując się powietrzem. Gwałtownym ruchem
objęłam uwydatniony brzuch, który z każdym oddechem, ba!, z każdym uderzeniem
mojego serca i serduszka w moim wnętrzu bolał coraz bardziej.
Rozejrzałam się po pokoju. Sala szpitalna? Jakim cudem…?
Krzyknęłam z bólu. Moment później do pomieszczenia wbiegła niziutka
kobietka, niższa ode mnie, a to był nie lada wyczyn, gdyż mogłam pochwalić się
tylko metrem pięćdziesiąt dziewięć wzrostu, dzierżąc w dłoni słuchawki.
- Co się dzieje? – zapytała, zakładając sprzęt na uszy i przykładając
słuchawkę do mojego brzucha.
- Boli! – krzyknęłam, powstrzymując się, by nie zwinąć się w kłębek.
Zaciskałam ręce na pościeli tak mocno, że przez materiał wbijałam sobie
paznokcie.
Kobieta chyba zdała sobie sprawę z powagi sytuacji, gdyż nim zdążyłam
zaprotestować, założyła mi na twarz maskę. Łapałam łapczywie powietrze, więc
wystarczyły trzy-cztery wdechy, bym odpłynęła.
~*~
Trzask, przekleństwo i delikatny śmiech były głównymi powodami, dla których
spróbowałam walczyć z napierającą ciemnością. Nie czułam się najlepiej, jednak
mimo wszystko otwarłam oczy i przyjrzałam się dwóm postaciom majaczącymi przed
moją twarzą.
- Michał!
Chłopak momentalnie znalazł się tuż przy mnie, a chwilę później dołączyła
do niego jego dziewczyna, która go zaalarmowała. Słyszałam dźwięk kroplówki,
pikanie aparatury, lecz mimo wszystko próbowałam skupić się na sensie słów
wypowiadanych przez mojego przyjaciela.
- Jak się czujesz? – zapytał, głaszcząc mnie czule po policzku i
odgarniając mi włosy z twarzy, które Monika wspaniałomyślnie związała mi cienką
frotką tuż nad karkiem.
- Jakby mnie ktoś potraktował kijem bejsbolowym – wymamrotałam, mrużąc
oczy.
Zaśmiał się.
- Wraca moja [T.I.]! Proszę cię, skarbie, nie strasz nas tak więcej.
- Co się właściwie stało? – zapytałam. – Pamiętam tylko hamowanie… I ból… -
otworzyłam szeroko czy, omal nie siadając prosto na łóżku, jednak powstrzymały
mnie przed tym rurki połączone z moim ciałem. – Co z dzieckiem?
- Pociąg miał awarię, zahamował, trafiłaś do szpitala z obrażeniami
wewnętrznymi – wyjaśniła mi Monika, siadając na brzegu mojego łóżka. Nie
wyglądała najlepiej. Przydałaby się jej godzinka snu. – Później nastąpiło
prawdopodobieństwo poronienia.
Oddychałam szybko, nie mogąc przyjąć do wiadomości sensu jej słów.
Prawdopodobieństwo… Poronienia?
To zabawne, jak
jedna istotka potrafi zmienić światopogląd człowieka. Jednego dnia masz zamiar
zatracić się w ciemności dla swojej korzyści, kolejnego jesteś w stanie
poświęcić własne życie dla czteromiesięcznego maleństwa.
- Nie bój się, udało się je oddalić – uspokoił mnie mój przyjaciel. – Mały
Misiek ma się już wspaniale, powinien być dumny z tak silnej mamusi. –
Uśmiechnął się do mnie w typowy dla siebie słodki sposób, unosząc brwi.
- Harry też powinien być dumny – rzekł po chwili, gładząc moją rękę.
- Co masz na myśli? – wyszeptałam.
- Jest tutaj. Powiadomiliśmy go – wyszeptała Monika. Miałam ochotę ją
udusić, choć wiedziałam, że głównym inicjatorem całego przedstawienia był
Misiek.
Kieruj się
w życiu tym, co uważasz za słuszne. To Ty masz być
szczęśliwa, więc jeśli Twoje szczęście jest w Nim, to trwaj
w tej miłości...
Ale… Czy moje szczęście nazywało jego imię?
Prawda była taka, że szalałam za Harrym. Michał go znał, poznał go dzięki
mnie. Był… Jakby pośrednikiem pomiędzy nami, kiedy postanowiłam uciec, zmierzyć
się z ciążą sama. Wiedziałam, że postępuję głupio, ale co, jeśli mój chłopak nie
uznałby dziecka? Jeśli by mnie wyśmiał, odrzucił? Jasne, okazywał mi swoją
miłość, nawet bardzo, ale… Był wolnym duchem. A one mają własne życie, nie
potrzebują dziewczyn z brzuchem.
- Zawołam go, po tej rozmowie godnie pożegnam się z życiem i pozdrowię
śmierć jak starą przyjaciółkę – rzekł teatralnie Michał, wstając, pomimo
wszystkiego całując mnie w czoło widząc, że miałam ochotę zadać mu prawego
sierpowego i wyszedł z sali ciągnąc za sobą Monikę, która posłała mi łagodny
uśmiech i wyszeptała „Wierzę w ciebie. Wszystko będzie dobrze!”.
Nie bój się, nie
wstydź się mówić, że kochasz. Nie milcz bo, miłość znów Cię ominie. Nie bój
się, nie wstydź się mówić, że kochasz. Będziesz wołał, nie usłyszy, zniknie w
tłumie.
Nie musiałam czekać długo. Usłyszałam za plecami łagodnie otwierane i
zamykane drzwi oraz stukot butów na płytkach. Bałam się obrócić.
Chłopak podszedł do mnie i usiadł na miejscu, które niedawno zajmował
Misiek. Przyjrzał mi się, od stóp przykrytych pościelą, poprzez brzuch, który
obejmowałam lewą ręką aż spoczął na mojej twarzy. Nawet sobie nie wyobrażałam,
w jak opłakanym stanie się znajdowałam. Sądząc po mojej kondycji i uczuciu
wyczerpania, z twarzy mogłam teraz w ogóle nie przypominać dawnej siebie.
Wpatrywał się we mnie przez wieczność. Z jego ust wyczytałam tylko nieme
pytanie „Dlaczego?”. Nie miał sił, by wypowiedzieć je na głos.
Żadnych wyrzutów, oczernienia, złości… Prośba o odpowiedź, smutek, żal.
Przełknęłam ślinę.
- Uwierzysz, jeśli odpowiem, że się bałam? Bałam się twojej reakcji,
odrzucenia, złości, nawet tego, że nie zechcesz mieć ze mną nic do czynienia.
Jestem tylko głupią dziewczyną, która nosi twoje dziecko i żąda pewnie tylko
kasy, prawda?
Zamilkłam na moment, by po chwili kontynuować jeszcze bardziej słabym
głosem:
- Chcę, żebyś wiedział, że to w żadnym razie nie jest twój problem. Tylko i
wyłącznie ja odpowiadam za Małego Miśka… To znaczy – zreflektowałam się, bo
podłapałam określenie Michała – moje dziecko. To, co ty masz tutaj – wyjęłam
spod poduszki zdjęcie USG, które włożył mi tam mój przyjaciel – ja mam tutaj. –
Pogłaskałam się po brzuchu, nie powstrzymując rozczulonego uśmiechu.
Prawdziwa miłość
nie może skończyć się szczęśliwie, bo prawdziwa miłość jest nieskończona.
- Nienawidzę cię za to, że tak sądzisz. Jak mogłaś mi nie powiedzieć? –
szepnął chłopak, zaciskając swoją dłoń na mojej z siłą imadła, lecz nie miałam
serca go upomnieć. – Wiesz, przez jakie tortury przechodziłem przez te dwa
miesiące od twojego zniknięcia? Pusty dom, brak aromatu kawy, którą tak
kochasz, żadnych dźwięków telewizja ani radia iście mnie pogrążały. Nawet nie
masz pojęcia, jak bardzo chciałem cię mieć przy sobie.
Człowiek
obawiający się reakcji bliźniego nie boi się jego zdania, lecz istniejącego w
ów przyjacielu człowieczeństwa, które jest ukryte i znane tylko jego
posiadaczowi.
Przygryzałam policzek od środka próbując opanować oddech. Gdzieś pomiędzy
nami, pomiędzy niewypowiedzianymi słowami unosiło się to wyznanie, które tak
bardzo chciałam usłyszeć… ‘Kocham Cię…’, ‘Tylko Ciebie potrzebuję…’
- Co z tobą? – spytałam. – Co z marzeniami, twoją wolnością, chęcią
czerpania ze świata garściami? Ja ci to wszystko zabieram, a nie chcę tego.
- Właśnie będąc z tobą czerpię wszystko, czego pragnę. Nie chcę, by te
najprzyjemniejsze momenty mnie ominęły. Wiążę je z tobą, więc z tobą chcę dzielić
i te dobre wspomnienia, i czasem te złe. A to, że pojawi się osóbka, która
będzie ucieleśnieniem naszego uczucia… Jak mogłaś pomyśleć, że nie będę chciał
naszego dziecka?
Milczałam, wpatrując się w białe prześcieradło.
- Bo byłam tchórzem, bałam się ci powiedzieć – wyszeptałam w końcu. – Gdyby
nie Michał…
- Miałem ochotę go zabić, kiedy dowiedziałem się, że on wie o ciąży, a ja
nie. Jemu nie bałaś się powiedzieć? – zapytał, lecz nie oskarżycielsko, chciał
tylko poznać mój punkt widzenia.
- Znam go od dzieciństwa. A w głębi duszy i tak wiedziałam, że ci się
wygada, więc… Byłoby mi łatwiej. Jestem egoistką.
- A ja kocham tą egoistkę – wymruczał i złączył nasze wargi.
Tylko ten, kto
przeżył prawdziwą miłość poznał w życiu szczęście i cierpienie,
gdyż w miłości jest słodycz i łzy, wie o tym tylko ten,
kto zakosztował jednego i drugiego.
~ by Klara
Przepraszam, wena bawi się ze mną w chowanego. ;_; Miejmy nadzieję, że znajdę ją do przyszłego tygodnia. Dziś miał pojawić się imagin Natalii, lecz ma testy i nie znalazła czasu na nic poza nauką. ; )