Witam Was we wtorkowy wieczór wraz z moją pracą o Tomlinsonie. Dziś miało nie być imagina, ale że jestem milsza niż na to wyglądam (xd) uraczę was mym dziełem, jednakże jutro imaginu nie będzie, skoro dodaję go dziś. :) Wierzę, ze wybaczycie mi okrojoną i nieciekawą opowieść poniżej.
I hope you like it. ; *
Song - < link. >
____________________________________________
Ciemne chmury leniwie przesuwały się po niemalże granatowym
niebie zapowiadając deszcz. Obłoki podążały za mną, kiedy kroczyłam uliczkami
Londynu próbując jak najszybciej dostać się do mieszkania, by uniknąć
zmoknięcia, a tym bardziej ponownego przeziębienia, gdyż niedawno wykurowałam
się z poprzedniego. Niecierpliwie przestąpiłam z nogi na nogę, gdy czekałam, aż
długi sznur pojazdów przejedzie przez ulicę i pozwoli mi skorzystać z pasów.
Spojrzałam w niebo w tym samym momencie, kiedy na policzku rozprysnęła mi
pojedyncza kropla wody. Zaraz potem kolejna. I następna.
- Nieee – jęknęłam i z roztargnieniem ruszyłam na drugą
stronę ulicy, gdyż pozwoliła mi na to sygnalizacja świetlna.
Z każdym krokiem czułam, że opad się wzmacnia. Naciągnęłam
na głowę kaptur, dłonie schowałam głęboko do kieszeni i przemierzałam Londyn
dalej, coraz szybszym marszem, spuszczając głowę, by widzieć w miarę wyraźnie
pokrywający się kroplami nierówny chodnik. Czułam strużki wody wlewające mi się
do trampek, przemoczone nogawki dżinsów, krople spływające po mojej kurtce i z
włosów…
Szłam jeszcze około pięciu minut, kiedy dostrzegłam
przyjemne domostwo z dużym gankiem osłoniętym dachem. Wiedziałam, że właściciel
mógłby mnie wygonić, możliwe, że postępowałam niesłusznie. Ale… Ja nie miałabym
nic przeciwko, gdyby ktoś schronił się pod moim dachem, więc dlaczego ja nie
mogę choć przez chwilę przeczekać zdradzieckiej natury?
Wbiegłam na schodki, z ulgą zaczerpując powietrza i
ściągając przemoczony kaptur z głowy, kiedy już chronił mnie rozłożysty daszek.
Przysiadłam na jednym ze stopni, podciągnęłam nogi pod brodę i wsłuchałam się w
bębniące krople spływające metalową rynną tuż obok mnie i tworzące mały
strumyczek w zielonej bujnej trawie.
- Wszystko w porządku? – usłyszałam donośny głos tuż nad
moim uchem jakiś czas później.
Wzdrygnęłam się, zamrugałam kilkukrotnie i poderwałam się na
równe nogi, kiedy dotarło do mnie, dlaczego znalazłam się na schodach domu u
obcego mężczyzny. Zatoczyłam się na murek i byłabym upadła, gdyby mój towarzysz
nie chwycił mojej dłoni w żelazny uścisk.
- Wszystko w porządku? – powtórzył zapytanie, lecz w tym
samym momencie odwróciłam głowę i kichnęłam. Jeszcze raz. I kolejny.
- Szlag – przeklnęłam, szukając po kieszeniach chusteczki,
lecz uprzedził mnie ów stojący przede mną chłopak.
- Wejdź do środka. Ogrzejesz się i osuszysz, później wrócisz
do domu.
- Nie, nie mogę, muszę…
- Musisz się ogrzać! Nie puszczę cię w deszcz, tym bardziej,
że jesteś przeziębiona! – Chłopak nie dawał za wygraną.
W tym samym momencie zza futryny wychyliła się twarz kobiety
w średnim wieku, która uśmiechnęła się do mnie dobrodusznie.
- Louis ma rację. Chodź, napijesz się ciepłej herbaty,
przeczekasz deszcz i już wtedy z czystym sumieniem będziemy mogli puścić cię do
domu.
- Ale… alee… - ponownie kichnęłam.
- Nie ma żadnych ale! Dostaniesz grypy albo innego choróbska
i będziesz mnie ciągać po sądach za umyślne spowodowanie choroby! Nigdzie mi
się stąd nie ruszysz! – pogroził mi z uśmiechem chłopak zwany Louisem i pomógł
wejść do domu, po czym zdjął z moich ramion płaszcz, a torbę powiesił na
wieszaku. Okrycie zabrał, po czym zawiesiwszy na wieszaku, zahaczył go o jedno
z ramion kaloryfera.
- Na co czekasz? Wyskakuj z ciuchów! – parsknął, po czym
szybko sprostował, widząc moje uniesione brwi i skwaszoną minę: - Jesteś cała
mokra, przyniosę ci coś na przebranie.
- A pozwolisz, że zrobię to… w miarę odizolowanych
warunkach?
- Łazienka jest prosto i na lewo, drugie drzwi. Wybacz
Louisowi, często bywa… bezpośredni – wytłumaczyła kobieta, wkraczając do salonu
z filiżanką parującej herbaty z cytryną w rękach.
- I kto to mówi? – zirytował się chłopak, ruszając po
schodach na górę i mrucząc do siebie: - To nie ja często bywam tak szczery, że
ludziom robi się głupio… Ja przynajmniej obracam to wszystko w żart… Ach,
KOBIETY…
Uśmiechnęłam się porozumiewawczo z towarzyszką.
- Jestem Johannnah, ale mów mi Jay. – Podała mi rękę, którą
ujęłam zziębniętymi palcami.
- [T.I.] – odwdzięczyłam się tym samym gestem.
- Wymieniłyśmy grzeczności, a teraz szoruj do łazienki i
zdejmij te przemoczone ubrania, zaraz dostarczę ci suche… Chyba, że wolisz,
żeby to Lou ci je przyniósł? – zapytała grzecznie, jednak z lekką nutką sarkazmu.
- Wolałabym go nie fatygować – odrzekłam, marszcząc brwi i
mrużąc delikatnie oczy w geście niepewności, ledwie powstrzymując się przed
krzyknięciem ‘Nie!’.
- Rozumiem… Na co czekasz? Już! Sio! – zaśmiała się, gdy
niezliczony raz tego dnia kichnęłam i pchnęła mnie lekko w kierunku
pomieszczenia. Uśmiechnięta udałam się w jego kierunku, a kiedy kobieta
przyniosła mi suche rzeczy zmieniłam je prędko, zostawiając zimne we wannie.
Podwinęłam rękawy zbyt dużej koszuli, to samo musiałam uczynić z nogawkami dresów,
a kiedy związałam włosy gumką znalezioną na toaletce wyszłam z toalety
pocierając zziębnięte dłonie.
Gdy lekko stremowana weszłam do salonu, brunet siedzący na
kanapie po turecku przekrzywił głowę i słodko się uśmiechnął.
- Co? – spytałam.
- Nic, nic… - uspokoił mnie szybko, popijając herbatę z
czerwonego kubka z napisem Lou, puściwszy mi uprzednio oczko.
- Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego dałeś jej swoje ciuchy,
a nie moje. W twoich niemalże tonie, więc mogłabym się założyć, że moje
pasowałyby na nią jak ulał – powiedziała jego matka, kręcąc głową.
Przysiadłam na brzegu kanapy z lekką obawą zerkając na
rodzinę.
- Nie gryzę – rzekł po chwili Louis i uśmiechnął się
przyjacielsko.
- Wiem, że nie, ale już i tak dość zwaliłam wam się na głowę
– odpowiedziałam.
- I to, że usiądziesz niemalże na ziemi ma nam ulżyć?
Kobieto, daj spokój, siadaj, rozgość się, napij się herbaty… Coraz bardziej
zaczynam rozumieć, co miał na myśli Zayn mówiąc, że kobiet nie da się
zrozumieć.
Uniosłam brwi.
- A jednak wytrzymałeś ze mną dwadzieścia jeden lat. –
Kobieta siedząca naprzeciwko niego wyjęła zza pleców poduszkę i rzuciła nią w
chłopaka, a ten tylko roześmiał się na jej słowa i złapał jaśka w powietrzu.
Posłuchałam chłopaka i upiłam łyk herbaty. Jay i Louis byli
naprawdę przyjaznymi osobami, łatwo było z nimi rozmawiać. Śmiałam się z ich
żartów i w jakimś stopniu odnalazłam w nich pokrewne dusze. Jak się okazało,
chłopak był piosenkarzem. Mimo popularności, o której opowiadał z lekką
nieśmiałością można było wywnioskować, że ‘sodówka’ nie uderzyła mu do głowy.
Chłopak jednak każde moje pytanie zbywał i czym prędzej
zasypywał mnie swoimi.
- Truskawki czy maliny?
- Hmm… Kocham i te, i te.
- Czekolada czy kakao?
- Czekolada.
- Czego się boisz?
- Reakcji mamy, kiedy nie odbiorę od niej połączenia.
- BMW czy Volvo?
- Czołg.
- Mogłabym zadzwonić? – Przerwałam mu, kiedy zaczął się
śmiać. -Zatelefonowałabym z mojej komórki, ale zamokła – rzekłam niezadowolona,
próbując ją włączyć, lecz gdy rezultat okazał się marny, rzuciłam sprzętem o
kanapę.
- W kuchni jest telefon. Korzystaj do woli – powiedziała
mama Louisa też ledwie powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem, a ja
udałam się do pomieszczenia, wycierając nos i powstrzymując się od kolejnych
kichnięć.
- Mamo? – rzuciłam do słuchawki, kiedy po dwóch sygnałach w
odbiorniku rozległ się głos mojej matki.
- [T.I.]? Gdzie jesteś?!
- Spokojnie, nic mi nie jest. Zastał mnie deszcz, więc
schroniłam się w domu pewnej kobiety, która…
- Gdzie jesteś?!
Westchnęłam i podałam mamie dokładny adres.
- Kiedy tylko ojciec wróci z pracy przyjedziemy po ciebie,
dobrze? Mogłabyś dać mi do telefonu tą kobietę?
- Mamo…
- Kiedy będziesz mieć swoje dzieci, zrozumiesz. A teraz nie
marudź, tylko ją wołaj.
Zakryłam głośnik telefonu i powiedziałam doniośle:
- Yyy… Pani Jay? Mogłaby pani podejść tu na moment?
- Nie – odkrzyknęła.
- Ale to ważne – próbowałam. – Proszę.
- A ja ciebie prosiłam, żebyś nie zwracała się do mnie per
‘pani’, więc dopóki nie weźmiesz sobie tego do serca, dopóty nie przyjdę.
- No dobrze… Jay, możesz na momencik?
- Idę – krzyknęła, a po tonie jej głosu rozpoznałam, że jest
z siebie zadowolona i niemniej dobrze się bawi.
- To było nie fair – zganiłam ją, podając jej telefon. – Nie
lubię mówić tak do osób, których jeszcze nie znam.
- Daj spokój, [T.I.] – rzuciła, po czym powiedziała do
słuchawki: - Halo? Tutaj Johannnah Tomlinson.
Na palcach udałam się do salonu, by dopić herbatę, jednak
kubek, w którym niedawno stała był już opróżniony.
- Ja… Będziesz chory – powiedziałam do chłopaka, który
skakał po kanałach telewizyjnych.
- Nie będę, wierz mi. Siadaj, zaraz przyniosę ci następną.
Nastawił odbiornik na stację muzyczną i, zabrawszy kubek,
udał się do kuchni.
Położyłam się na kanapie i zamknęłam oczy walcząc z kolejnym
napadem kichania. Parę minut wystarczyło, by znużył mnie sen.
- …przebrała się, daliśmy jej herbatę, a potem zasnęła.
Najwyraźniej jest przeziębiona.
- Dziękuję za opiekę nad nią. Dopiero wróciłam z delegacji,
mąż też pracuje do późna… Przepraszamy za kłopot.
- Toż to żaden kłopot! [T.I.] jest bardzo miłą dziewczyną.
- Bądźcie cicho, obudzicie ją – zganił ludzi Louis, którego
głos słyszałam tuż koło ucha. Przekręciłam się na drugi bok w przekonaniu, że
to wszystko mi się śni.
- Może chodźmy do kuchni? Porozmawiamy przy filiżance kawy…
- Chętnie.
Otwarłam oczy w momencie, kiedy moi rodzice wraz z Jay
wchodzili do pomieszczenia tuż za ścianą.
- Co jest? – mruknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Okazało się, że spałam z głową na kolanach Louisa. Chłopak
nie wydawał się jednak tak zakłopotany tym faktem jak ja i tylko uśmiechnął się
beztrosko do mnie.
- Jak się spało? – zagaił.
- Dobrze, dziękuję, ale jak to się stało, że…
- Usnęłaś i prawie sturlałaś się na podłogę, wiec
stwierdziłem, że będę cię amortyzował w razie upadku… Co jak co, ale nie chcę,
żeby posądzono mnie o skręcenie ci karku w moim własnym domu – odpowiedział
kpiarsko.
- Ha ha, chyba skonam ze śmiechu.
- Daj spokój, to było zabawne…
- O, [T.I.], już wstałaś! Twoi rodzice po ciebie przyjechali
– ubiegła mnie Jay, gdy chciałam odpowiedzieć Louisowi.
- Słyszałam… Już idę – odmruknęłam i poprawiłam koszulę, gdy
zauważyłam, że odpięły się dwa dolne guziki.
- Masz szlaban – powiedziała moja mama, gdy wkroczyłam do
kuchni.
- Ciebie też miło widzieć, mamo – odrzekłam, siadając przy
niej i ledwie powstrzymując się przed kichnięciem.
- Idź się przebierz i uciekamy do domu – poinformował mnie
tata, wstając.
- Dopiero usiadłam – zauważyłam, lecz po spojrzeniu, które
mi posłał posłusznie wstałam i udałam się do łazienki.
Kilka minut potem narzuciłam na siebie już suchą kurtkę i w
pośpiechu składałam w schludną kostkę rzeczy, które miałam na sobie, po czym
oddałam je Jay.
- Dziękuję za gościnę – powiedziałam, ściskając ją krótko w
obawie, że ją zarażę.
- Ależ to nic, kochanie. Wpadaj do nas – odpowiedziała,
oddając uścisk.
- Kiedy mama odwoła mój szlaban chętnie – zaśmiałam się.
Kobieta odłożyła ubrania na garderobiankę i udała się w
kierunku samochodu moich rodziców, którzy właśnie do niego wsiadali.
- To co, choruszku? – usłyszałam za plecami głos Louisa.
- Co co? – odpowiedziałam pytaniem, odwracając się do niego.
- Wpadniesz do nas, tak?
- Postaram się – uśmiechnęłam się.
- Dlaczego jesteś dla mnie miła? – spytał niespodziewanie po
chwili.
Zdziwiłam się.
- A jaka mam być?
- Powinnaś być na mnie zła. Wściekła! Przeze mnie jesteś
chora! A więc czekam.
- Na co? – wytrzeszczyłam oczy.
- Pozew do sądu za spowodowanie choroby. – Mrugnął, chytrze
się uśmiechnął i uciekł na górę.
Pokręciłam głową.
- Jesteś głupi! – krzyknęłam za nim i w momencie, kiedy
przekraczałam próg domu usłyszałam, jak parska śmiechem.
~by Klara.
nominowałam cię do Liebster Award :D
OdpowiedzUsuńpytania są na blogu
http://love-onedirectionn.blogspot.com
Zajebiste <3
OdpowiedzUsuńBardzo fajne....nie chce nic mówić, ale zdecydowanie przydałaby się 2 część :) Oczekuję jej z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńNie planuję drugiej części, wybacz. :)
Usuńnie nie wybacze
Usuń2 część musi być :)
Usuńplosimyyyyyyy !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! proszę yyyy kochamy cię
Usuńbrak pocałunku ? :(
OdpowiedzUsuńCUDOWNY! BRAK JAKICHKOLWIEK GŁĘBSZYCH UCZUĆ JEST BARDZO FAJNY. LUBIĘ TAKIE IMAGINY, W KTÓRYM CHODZI O COŚ INNEGO NIŻ MIŁOŚĆ :D
OdpowiedzUsuńNo błaaaaaaaaaaaaaagam, druga część, bo mnie coś skręca :3
OdpowiedzUsuńSpełnij marzenie zagubionych dziewczynek czytających tego bloga! ;)
Kocham <3
Niall's wife :)
matkoooooo zajebiaszcze *-*
OdpowiedzUsuńnie byłabym zła jeśli pojawiłaby się druga część... ♥
:D
Zostałaś właśnie nominowana do Liebster Award !
OdpowiedzUsuńWięcej informacji tutaj :http://one-love-one-band-one-direction.blogspot.com/2012/11/liebster-award-xd.html
Omomom.^^ Świetnie piszesz, a ten imagin... Same ochy i achy <3 Lubię deszczową scenerię z uśmiechem i słońce ze smutaniem, czyli na pewno wstrzelasz się w mój gust. Czyli co, chyba pozostaje mi tylko czekać na #177. xxx
OdpowiedzUsuńupalllife.blogspot.com
fajny
OdpowiedzUsuńMAcie naprawdę świetnego bloga.
OdpowiedzUsuńA imagin jest niesamowity.! Zazdroszczę talentu . ;)
+ nominowałam Was do Liebster Awards. Więcej informacji tutaj ; http://stayxstrongxx.blogspot.com/
Awwwwwwwwwww! Słodko ! Uwielbiam Cie ! Masz talent ;) Imagin świetny ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie;D
Lena:D
Hehehehee...! Świetne! :D Macie talent, na prawdę <3 Your biggest fan Moni. ;) x
OdpowiedzUsuńołłł jest cudny <33 widziałam jak powyżej odpisałaś że nie planujesz 2 części, ale proszę, może uczynisz nam taką niespodziankę?? :))
OdpowiedzUsuńKinga :)
Piszesz bardzo ciekawe imaginy. Wchodzę na Tego bloga codziennie. Serdecznie zapraszam do mnie: http://blackwindowdouble.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOtóż nagłówek wykonałam sama. :)
OdpowiedzUsuńjejkuu, świetnie! ;3 zapraszam do mnie http://myimagination1d.blogspot.com/ <33 ;d
OdpowiedzUsuńŚwietny! 2 cześć? ^^
OdpowiedzUsuńświetny :) uwielbiam Wasze imaginy, jesteście fantastyczne :)
OdpowiedzUsuńbłagam, daj 2 część :)
Nominacja do Liebster Awards.
OdpowiedzUsuńhttp://imagine-kamy.blogspot.com/
Świetny! *.*
OdpowiedzUsuń+ informuję Cię o (kolejnej) nominacji do Liebster Award! Tu znajdziesz wszystko: http://one-direction-best-news.blogspot.com/ gratuluję, świetny blog :D
Fajny , przyjemnie się czytało :3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z Louisem :3
Uwielbiam tego bloga :D dlatego nominowałam cię do libster award :>
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadanieo1dlifeislife.blogspot.com/
Kocham cię, jesteś niesamowita ^^
OdpowiedzUsuńKocham tego imagina i cały ten blog ♥
Kina ;p
Wspaniały! Proszę, napisz drugą część ! Kocham WASZE imaginy. Są takie niesamowite, że zdarza mi się zapomnieć o rzeczywistości. :) Pozdrawiam Kate
OdpowiedzUsuńohhh cudowny imagin ♥
OdpowiedzUsuńa pomysł genialny - naprawdę mi przypadł do gustu ;)))
przepraszam, ale jeśli będę miała czas to będę wpadała w tygodniu, a jak nie to zostaje mi tylko weekend, co nie oznacza, że nie będę czytała i komentowała ;p
cudownie <3
hid.bloog.pl
świtne! To mój nowy blog. Zajrzyjcie! http://fioletowafiona.blogspot.com/2012/12/harry-cz1.html?showComment=1354464325631#c5462091862019267481
OdpowiedzUsuńŚwietny imagin i taki zabawny tak wciąga że aż chce sie czytać poczółam sie jak ta dziewczyna . Ten imagin był realny i niekiczowaty . Druga część gdyby była by się wszyscy ucieszyli
OdpowiedzUsuńBaaardzo mi się spodoba! ;D Kocham go! Może dla tego, że jest inny i nie zawsze musi być pocałunek? Albo coś więcej niż przyjaźń? Na prawdę mi się bardzo spodobało! Lubię sposób w jaki piszesz... :)Luv it! xxx @Tina_Nandos
OdpowiedzUsuń