Korzystając z okazji, że John wyszedł do sklepu, szybkim ruchem
przystawiłam krzesło do blatu, po czym weszłam na nie i sięgnęłam metalową
puszkę z kakałem. Zeszłam ze stołka, odsunęłam je na miejsce, następnie
otwierając naczynie zaciągnęłam się słodkawym zapachem i wsypałam do kubka z
parującym mlekiem trzy łyżeczki proszku, po czym schowałam kakao za papierowym
ręcznikiem i zadowolona, udałam się z napojem na kanapę do salonu.
Dzień w dzień, przez cztery dni jadałam same warzywa, owoce, produkty
zbożowe i inne paskudztwa, które pomóc miały mi odzyskać pełnię sił. Wmuszałam
takie posiłki, jadłam je tylko ze względu na wiecznie martwiącego się Johna. A
co jak co, kochałam go. Dbał o mnie, zabawiał, opiekował się mną i pocieszał,
kiedy usilnie próbowałam przypomnieć sobie choć skrawki przeszłości. Coraz
bardziej jednak zastanawiałam się co jest z nim nie tak. Często przyłapywałam
go na przeglądaniu albumów, wpatrywaniu się we mnie czy też, co dziwne,
przeszukiwaniu szafek, co tłumaczył „stęsknieniem się za rodzinnymi
kątami”. Mnie to wyglądało, jakby
próbował… Poznać i mnie, i dom ponownie. Dziwne.
Trzask drzwi frontowych spowodował, że omal nie oparzyłam się napojem.
Schowałam go za plecy, nastawiałam telewizor odrobinę głośniej i czekałam, aż
mój braciszek wkroczy do salonu z kolejną porcją ‘witaminek’.
Sądząc po brzdęku i szuraniu, zostawił zakupy w kuchni, po czym ściągając
kurtkę, udał się w moim kierunku. Stanął w drzwiach, oparł się o framugę i
przypatrywał mi się z niemałym uśmiechem. Jednak jakiś niewyjaśniony smutek,
zaduma sprawiały, że ów grymas mnie paraliżował.
- Coś się stało? – spytałam cicho, niewinnie.
Chłopak przekrzywił głowę.
- Dlaczego w kuchni za ręcznikiem stoi kakao?
Odwróciłam wzrok.
- Chciałam…
- O tak, zapewne chciałaś nakarmić nim Lucky’ego – powiedział, uśmiechając
się lekko, ale w jego oczach dostrzegłam naganę.
- To jeden raz – poprosiłam.
Wzruszył ramionami i poszedł do kuchni. Dopiłam kakao, wyłączyłam telewizję
i ruszyłam do holu, by móc zadzwonić do mamy. Znalazłam jej numer w spisie
kontaktów, gdyż jak na złość nie potrafiłam przypomnieć sobie ciągu cyfr,
połączyłam się i po czterech sygnałach przywitałam się ze stęsknioną matką.
- [T.I.]? Jak dobrze, że dzwonisz – powiedziała na wstępie. – Jak się masz?
- Jest w porządku, szkoła daje o sobie znać – skłamałam, dziękując Bogu, że
telefony zniekształcają nieco głos, dzięki czemu mogłam uniknąć zdemaskowania.
Uzgodniłam z Johnem, że nie powinniśmy mówić mamie o wypadku. Coraz
częściej miewałam przebłyski pamięci, coraz więcej rzeczy sobie przypominałam.
Miewałam też czasem absurdalne stwierdzenia, że mój brat nie jest moim bratem.
Szybko odrzucałam jednak tą irracjonalną ideę, będąc w przekonaniu, że przez
upadek jakieś części mego mózgu uległy jednak zniszczeniu.
- A co u ciebie? Jak idzie fotografowanie?
- Tęsknię za naszym cieplutkim Londynem. Tam nie jest przynajmniej tak
wilgotno – wymamrotała z obrzydzeniem, po czym dodała, jakby podsycając moją
ciekawość: - Ale las deszczowy swoją drogą jest fascynujący… Tym bardziej
tutejsze rośliny. Kontaktował się z tobą John? – zmieniła nagle temat, a w
słuchawce coś dziwnie zaszeleściło.
- Nie, nie miałam z nim kontaktu. – Przełknęłam ślinę. – Mamo, muszę
kończyć, mam tonę prac domowych, jutro egzamin z angielskiego… Odezwę się. Do
zobaczenia.
- Nie zapomnij zadzwonić. Kocham cię. Pa!
- Ja ciebie też, mamo.
John wychylił się z kuchni, kiedy odkładałam słuchawkę na widełki i posłał
mi pełne współczucia spojrzenie.
- Wiem. Nawet nie mów – westchnęłam i podążyłam krętymi schodami na górę.
Mój pokój był schludnie posprzątany, jako że ostatnimi czasy spędzałam w nim
mało czasu. Głównie sypiałam w salonie, przed telewizorem, gdyż na noc
zostawałam sama, a bałam się ciemności. John wychodził do dziewczyny,
przynajmniej takim argumentem się tłumaczył, kiedy znikał przed 20, lecz
codziennie rano przynosił mi świeże pieczywo, produkty spożywcze, z których
mogłam przygotować obiad. Był taki troskliwy i kochany.
Usiadłam po turecku na posłanym łóżku i sięgnęłam po książkę leżącą na
stoliku obok. Lektury zawsze pozwalały mi odpłynąć, znaleźć się jakby w innej
rzeczywistości, gdzie wszystko było łatwiejsze, prostsze, mniej skomplikowane. Od dziecka uciekałam się do tego typu zagrań.
Światopogląd innych ludzi stanowił dla mnie inspirację, coś, dzięki czemu nie
ruszając się z łóżka mogłam poznawać nawet najodleglejsze zakątki świata.
Jednak to nie opisy miejsc sprawiały, że dzięki książkom odnalazłam siebie.
Uczucia, które przepełniały bohaterów, ich odruchy, zachowania – to wszystko
miało, już od najmłodszych lat, wpływ na kształtowanie mojej psychiki,
zachowania. Moi rodzice często żartowali, że już jako ośmiolatka niemal
pochłaniałam książki, jednakże w dziełach odnalazłam prawdziwych przyjaciół
dopiero po śmierci taty. Zaczytywałam się w dramatach, książkach na podstawie
wydarzeń autentycznych… I tak już zostało. W nich szukam sensu życia,
retorycznych pytań i wskazówek, jak radzić sobie z nawet najcięższymi problemami.
Nim się spostrzegłam, wycieńczona usnęłam. Ocknęłam się z potwornym bólem
głowy, gdy zegar z kukułką na ścianie wybił szóstą. Przeciągnęłam się,
wyprostowałam zdrętwiałe kończyny i zamykając książkę zeszłam z łóżka. Udałam
się do łazienki, by przemyć twarz z nadzieją na ukojenie bólu, lecz gdy zimne
okłady nie pomogły, zrezygnowana, poszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki
zapiekankę z kalafiorem i brokułami, włożyłam ją do mikrofali i nastawiłam
zegar. W międzyczasie wyjęłam mleko. Z zamiarem wzięcia krzesła i sięgnięcia
szklanki dojrzałam kartkę napisaną pismem Johna. Odczytałam trzy krótkie
zdania: „Musiałem wyjść, wybacz, pilna sprawa. Dbaj o siebie i nie nabrój!
Wrócę jutro.”
Wzruszyłam ramionami.
- Okej – wymamrotałam i przystawiłam krzesło do marmurowego blatu, by po
wdrapaniu się na nie móc sięgnąć kubek z Mikołajem, który dostałam od taty na
dziewiąte urodziny.
Chwyciłam koniuszkiem palców rączkę i już miałam zamknąć szafkę, kiedy uchwyt
oderwał się od drzwiczek, przez co straciłam równowagę. Stopa odziana w
skarpetkę poślizgnęła się na obitym w skórę krześle i z ogromnym łoskotem
upadłam na podłogę wyłożoną grafitowymi płytkami, rozbijając sobie na głowie
kubek. Straciłam przytomność.
~*~
- Jestem!
Odłożyłem klucze na szafkę i stopą zatrzasnąłem za sobą drzwi. Torby z
zakupami niemalże pękały od ciężaru, a palce, w które wrzynały się boleśnie
siatki, niemalże posiniały od braku dopływu krwi. Postawiłem reklamówki przy
wejściu do jadalni i zdejmując kurtkę wszedłem do salonu. Nie było w nim [T.I.]. W łazience na piętrze też pusto. I jej pokój
był nieużywany.
- [T.I.]? – nawoływałem ją, zaniepokojony.
Odwiesiłem odzienie na wieszak i ponownie zabrałem torby w ręce, udając się
do kuchni.
- Boże… [T.I.]! [T.I.], CO CI JEST?!
Dziewczyna leżała na płytkach w szczątkach czerwonego naczynia z
rozrzuconymi rękami i nogami. Jej włosy, całe posklejane od ciemnobordowej,
zakrzepniętej krwi, przyklejały się do jej policzka i czoła.
- Boże, przeżyłem to już raz, ona też ledwie wyszła z wypadku ciała, daj
jej żyć… - mruknąłem, rzucając torby i klękając przy dziewczynie, równocześnie
wyjmując z kieszeni spodni telefon. Pogotowie… Pogotowie… Gdzie u licha jest
ten numer?!
- [T.I.], [T.I.], proszę, wytrzymaj… - mamrotałem jak modlitwę,
równocześnie licząc sygnały w słuchawce.
- Pogotowie…
- Wypadek, nastoletnia dziewczyna, którą potrąciło auto spadła z krzesła,
rozbiła sobie głowę... – trajkotałem do komórki, podając adres domu.
- Przestań… Głowa mi… pęka…
Zamarłem z ręką przy czerwonej słuchawce. Nastolatka zacisnęła szczęki i
odwróciła głowę w moją stronę, powoli otwierając oczy.
- Co się… Co się stało…? Kim… KIM TY JESTEŚ?! CO ROBISZ W MOIM DOMU?!
Otwarłem szeroko oczy. Wykrzyczane słowa sprawiły, że krew odpłynęła mi z
kończyn i, mógłbym przysiąc, że zrobiłem się upiornie blady na twarzy. [T.I.]
wydawała się całkowicie świadoma swoich słów. Odzyskała pamięć.
~*~
Patrzyłem, jak pogotowie zabiera [T.I.]. Nie mogłem odejść, właściwie nie
chciałem odejść. Za bardzo się z nią zżyłem, za bardzo się o nią bałem. Stała
się ważną częścią mego dnia, gdy co dzień w mentalnym harmonogramie odznaczałem
punkt odwiedzenia jej, gotowania dla niej, sprzątania w jej domu, pomagania w
przypominaniu sobie przeszłości… Mimo, że kłamałem. Brzydziłem się siebie,
kiedy wspominałem sobie słowa, które były niezgodne z prawdą. Nie byłem jej
bratem, ba!, nie byłem nawet jej znajomym, wykorzystałem to, ze mi zaufała, że
miała mnie za kogoś innego. Ale… Chciałem jej pomóc. Może w wypadku nie było
mojej winy, jednakże czułem się jakbym to ja ją potrącił, jakbym to ja winien
był jej zaniku pamięci.
Kiedy karetka zniknęła za rogiem, z westchnieniem zmusiłem swoje mięśnie do
pracy i odszedłem, by nareszcie, po tygodniowej nieobecności, udać się do domu.
~*~
Moja skwaszona mina rozbawiła doktora.
- Proszę wybaczyć, jednakże ja nie widzę tutaj nic śmiesznego – odparowałam
na jego śmiech.
Opanował się.
- [T.I.], musisz pogodzić się z faktem, że chcemy twojego dobra i takie
liche badania wzroku pomagają nam w wykryciu choćby najlichszego zawahania od
normy – wyjaśnił mi cierpliwie, przesuwając latarką przed moimi oczami.
Zamrugałam, oślepiona.
- Powtarzam po raz setny: nic mi nie jest.
- Pozwól, że sam to stwierdzę – odpowiedział zarozumiale, skrobiąc coś na
mojej karcie pacjenta.
Z westchnieniem opadłam na twardy materac. Oprócz dokuczliwego bólu głowy
spowodowanego założeniem szwów, naprawdę nic mi nie dolegało. Może i straciłam
trochę krwi, leżałam nieprzytomna przez całą noc, krwawiąc, ale chyba sama
potrafiłam określić stan mojego organizmu, prawda? Medycyna nie była mi do tego
potrzebna.
- Kiedy pan będzie kalkulował wszystkie moje leukocyty, erytrocyty i Bóg
wie co jeszcze, mogłabym zadzwonić? – sądząc po minie doktora, nie uraził go
mój komentarz, lecz rozbawił. Świetnie, trafił mi się Wujek Dowcipniś. – Hmm?
- Zaraz przyniosę ci telefon – odpowiedział, uśmiechając się do siebie i
opuścił salę, łopocząc długim białym fartuchem.
Zamknęłam oczy. Szczęki, które zaciskałam z gniewu zaczynały mnie już
boleć, więc je rozluźniłam. Za oknem piękna pogoda, środek tygodnia, szkoły
szły pełną parą, a ja ostatnie dwa tygodnie albo spędzałam w szpitalu lub
siedziałam w potrzasku w domu z nieznanym mi facetem. Paranoja.
Lekarz wrócił po kilkunastu sekundach, dzierżąc w dłoni przenośny telefon.
Porwałam słuchawkę w dłonie, wystukałam numer matki i nacisnęłam zieloną
słuchawkę, modląc się w duchu, by pośrodku lasu deszczowego odnalazła choć
krztę zasięgu.
- Halo?
- Mamo, wracaj – wymamrotałam bez powitania, ponownie upadając na pościel.
~*~
Otwarłam drzwi i rzuciłam kluczami w szafkę, z której z poślizgiem spadły.
Zamknęłam oczy.
- Wszystko w porządku? – usłyszałam za sobą głos pielęgniarki.
- Poza natręctwem służby zdrowia, uporczywym bólem głowy, pechem, który
prześladuje mnie dobre kilka tygodni, wszystko gra. Niech mi pani wierzy,
kocham swoje życie! – wydusiłam z ironią, podnosząc metalowe przedmioty i z
furią kładąc je tym razem na samym środku mebla.
- Może… - zaczęła kobieta, jednak niekulturalnie wpadłam jej w słowo.
- Wróci pani do szpitala i zostawi mnie w spokoju będąc utwierdzona w
przekonaniu, że do jasnej cholery DAM SOBIE RADĘ?!
Westchnęłam i podparłam się pod boki.
- Przepraszam, nie wiem, co we mnie wstąpiło. Proszę mi uwierzyć, mam wiele
za sobą, ale potrafię użyć sama przez kilka godzin, dopóki nie wróci moja
matka. Nie mam w planach ponownie wchodzić na krzesła, przechodzić przez
jezdnię na czerwonym czy robić czegoś bardziej niebezpiecznego. Jeśli pani
sobie tego życzy, mogę usiąść na kanapie i czekać na mamę tylko siedząc. Nie
grozi mi raczej żadne niebezpieczeństwo? Chyba, że dziwnym trafem sufit wyda z
siebie ostatnie tchnienie i zwali mi się wprost na głowę, co wykluczam, gdyż
dom został wybudowany czterdzieści lat temu i raczej nie jest przeżytkiem ze
spróchniałymi deskami.
- [T.I.], my chcemy twojego dobra… - rzekła spokojnie kobieta, łagodnym
tonem.
- Ależ ja to wiem. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak bardzo się mną
interesujecie? Jestem zdrową dziewiętnastolatką, nie żadną starszą panią po
zawale. Umiem o siebie zadbać.
Pielęgniarka przypatrywała mi się z powątpiewaniem.
- Proszę – dodałam ciszej.
Kobieta uległa. Zostawiła mi swoje namiary, wydała zakazy i polecenia, ale
dzięki Bogu wróciła do szpitala. Z westchnieniem ulgi zaparzyłam sobie herbatę,
dolałam do niej odrobinę soku z cytryny i zaniosłam filiżankę ostrożnie do
salonu, zważając, by nie poparzyć się wrzątkiem i nie wylądować ponownie na
oddziale, bo po takim przypadku już na pewno nie opędziłabym się od lekarzy.
Czekając, aż napój ostygnie, postanowiłam wyjąć pocztę ze skrzynki. Trzy rachunki,
jeden list prywatny do mamy, jeden z agencji, dla której moja matka świadczyła
usługi i… Jedna koperta zaadresowana do mnie. Zamknęłam drzwiczki i oglądając przesyłkę,
weszłam ponownie do mieszkania. Pocztę ogólną i niezaadresowaną do mnie położyłam
na szafce w przedpokoju, natomiast kopertę do mnie rozpakowałam już w drodze na
kanapę. Nie było na niej nadawcy, nie wyróżniała się też niczym specjalnym.
Pochyłe, ładne pismo, znaczek – to wszystko. Rozerwałam do końca zlepioną część
pakunka i wyjęłam złożoną na trzy części kartkę sztywnego, lekko zdobionego
papieru.
- Co do licha…?
Odłożyłam kopertę obok siebie i, rozsiadając się, zaczęłam czytać drobno
zadrukowaną odręcznym pismem kartkę, a z każdym zdaniem czułam się coraz
bardziej nieswojo.
~by Klara
super! :3 x
OdpowiedzUsuńDalej <3
OdpowiedzUsuńŚwietne ! :D
OdpowiedzUsuńMam pytanie, ile bd części ? ^^
Planuję jeszcze czwartą. : )
UsuńO Boziu Kochany! Te dialogi, nie wiedziałam, że tak strasznie nadużywam sarkazmów! Ge-NIALL-nie! Nieziemskie! Boskie! Co ja mam Ci jeszcze dodać?! To chyba Ty musisz dodać kolejną część Klara! I to jak najszybciej! ;D
OdpowiedzUsuńAAAA!!!
OdpowiedzUsuńZajebiste! I to jak zajebiste <3
Dodaj kolejną część...proszę^^
Zapraszam do mnie:
http://you-and-i-1d.blogspot.com/
http://onedirection-imaginy-pati.blogspot.com/
szczerze to zapomniałam o tym imaginie no ale gdy zobaczyłam kolejną część to cieszyłam się jak głupia :) świetna część, ten imagin cały jest świetny. czekam na kontynuacje ;D
OdpowiedzUsuńKinga :)
świetne! omal nie zapomniałam poprzednich części, ale szybko sobie przypomniałam ;) Emm.. Dalszego ciągu raczej nie będzie, czy będzie? Bo tak dziwnie się skończyło.
OdpowiedzUsuńsuuuper.! ;)
OdpowiedzUsuńczyli że będzie 4 część ? TAKK !! :) xx
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział.
OdpowiedzUsuńCzęść 4 musi być:)
Pozdrawiam;*
warto-zaufac-milosci.blogspot.bom
one-direction-with-emily.blogspot.com
Super :D
OdpowiedzUsuńAwwwwwwwwwwww :33
OdpowiedzUsuńNormalnie mnie ciekawość zżera, co jest w tym liście :)
Love xoxo
Niall's wife :)
Świetne zapraszam również do mojej dłubaniny
OdpowiedzUsuńhttp://myhopeisyourlove.blogspot.com
Nie mogę się doczeka 4 :)
Dalej dalej kocham to
OdpowiedzUsuńBoże jakie te imaginy są zajebiste ^^
OdpowiedzUsuńPlosę wejdźcie na nasz blog
>>>>> http://www.horogin1d.blogspot.com/
Musisz tak pisac ???? Jestes cudooooowna <3<3<3<3<3 czekam na kolejny i zapraszam do siebie. Oczywiscie dopiero zaczynam www.juliehoran.blogspot.com
OdpowiedzUsuńjesteś mega <3
OdpowiedzUsuńKlara jesteś the best <3
OdpowiedzUsuńkocham Twoje imginy po prostu <3
nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
chcę next! Awwww
OdpowiedzUsuńKiedy następna część?! Nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńama-ZAYN-ing <3
OdpowiedzUsuń