*Zayn*
Ta dziewczyna byłą tak strasznie wredna i pewna siebie. Jak mogła
dać mi trefnego papierosa? Jej arogancja, brak szacunku i
jakiejkolwiek kultury były przejawem tego, jak bardzo nienawidziła
ludzi. Ale bądźmy szczerzy. Czy ja nie jestem taki sam? Widzę minę
mojej mamy, gdyby [T.I.] przyszła do naszego domu. Pewnie
przywitałoby ją miłe : „O! Damska wersja Zayn’a!”
Miała mnie oprowadzać po szkole. Pff. Bo ludzie myślą, że nie dam
sobie rady. To będzie przedsmak zwycięstwa. Zwycięstwa nad tą dziewczyną.
Po 4 pierwszych lekcjach wyszedłem z Sali i ruszyłem na spotkanie z
[T.I.]. Czekałem na nią w holu jakieś 15 minut, gdy się w końcu
pojawiła.
- O! Widzę, że królowa raczyła się zjawić – uśmiechnąłem się
sztucznie.
*[T.I.]*
- Uważaj żeby królowa nie zrzuciła cię w przepaść – odszczeknęłam
się temu debilowi i ruszyłam w odwrotną stronę.
- Chwilę! Gdzie ty idziesz? – dobiegł mnie jego głos, już lekko
zdenerwowany.
- Oprowadzać cię po szkole.
- A może tak będziesz oprowadzać mnie a nie swój plecak? – ten
dupek zaczynał mnie coraz bardziej irytować. W jednej chwili znalazłam się koło niego, chwyciłam go za koszulkę
i przysunęłam do siebie.
- Pamiętaj. Ja mówię raz, nie czekam na nic, nie jestem grzeczna i
mi się nie podskakuje. Zrozumiałeś słonko? – nadal trzymałam go za
kołnierz. Chłopak wykonał jeden niespodziewany ruch, położył swoje
ręce na mojej talii, tym samym uwalniając się z uścisku, przysunął
swoje usta do moich i wpił się w nie zachłannie. Zdziwiona oddałam
pocałunek. Miał sprawne usta, lekko spierzchnięte, które z
zachłannością coraz mocniej i czulej. Tak chyba czulej wbijały się
w moje. Odsunęłam się od niego, gdy zdałam sobie sprawę z tego co
robię. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja go
spoliczkowałam.
- Co ty wyprawiasz?! – wydarłam się na niego.
- Całuję cię? Chyba nie powiesz, że ci się nie podobało co? – na
jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Jesteś bezczelny – wykrzyczałam mu prosto w twarz.
- Gram twoją bronią. Kochana to jest wojna, nie tanie romansidło –
spojrzał na mnie z pogardą. Znowu go spoliczkowałam. Nikt nie
wykorzystał mnie jeszcze tak perfidnie jak on.
- Co ty robisz? – złapał nie za ręce i po raz kolejny przyciągnął
do siebie. Jego uścisk był tak mocny, że nie mogłam się wyrwać.
Biłam go, kopałam, ale on jak trzymał mnie tak trzymał. Jego
żelazny uścisk bolał.
- Zayn, puść – dukałam przez łzy, które sączyły się z moich oczu,
spowodowane bólem.
- Nie. Mnie też bolało. Siłował się ze mną.
- Proszę – w końcu się poddałam i przestałam z nim walczyć. Chłopak
wypuścił mnie z uścisku i spojrzał na mnie z politowaniem. Miał
rację.
Byłam zimną suką, pozbawioną uczuć.
Podeszłam do ściany i walnęłam w nią z pięści. Zabolało. Ale ten
ból ukoił moje zszargane nerwy, które dzisiaj dawały o sobie znać
jak nigdy. Ja jednak byłam głupia. Taka pozostałam. Stoczyłam się
po ścianie i upadłam na zimną podłogę. Nie chciałam okazywać
słabości, ale to było po raz kolejny silniejsze ode mnie. Znowu
chciałam pokazać, że jestem silna, ale nie potrafiłam. W końcu
podniosłam głowę i spojrzałam na Zayn’a. patrzył na mnie w
osłupieniu. Chyba nie będę w stanie dalej go oprowadzać czy
chociażby robić kolejnych numerów.
- Ja… ja… muszę… iść… - wydukałam i wybiegłam ze szkoły, nie bacząc
na krzyki chłopaka. Biegłam przed siebie jak najdalej. Byle żeby nikt mnie nie widział.
Najpierw ruszyłam do ukochanego parku, ale zastałam tam dość
nieadekwatny widok. Całująca się para. Nie będę przeszkadzać.
Pobiegłam dalej chcąc za wszelką cenę zostawić za sobą przeszłość i
wrócić do teraźniejszości. Uciekałam sama przed sobą. Nagle
zadzwonił mój telefon. Odebrałam niepewnie, nie wiedząc kto odezwie
się w słuchawce:
- Tak? –spytałam mojego rozmówcę.
- [T.N.] gdzie ty się do cholery podziewasz?! – z początku wydarł
się na mnie mój trener.
- Koło parku. O co chodzi? – mój chłodny jak skała ton od razu
sprowadził go na ziemię.
- Zapieprzaj mi na trening. Już! Za 10 minut chcę cię widzieć pod
salą! – wydał rozkaz i rozłączył się.
- Pierdol się stary dziadzie – mruknęłam pod nosem i ruszyłam na
halę treningową. Znowu musiałam zapieprzać jak koń. Znowu treningi.
Ale tak naprawdę tylko one w pełni działały na mój stres. Muzyka
mnie nie uspokajała, nie widziałam w niej żadnej przyjemności.
Owszem lubiłam słuchać muzyki, piosenek, ale nie sprawiało mi to
przyjemności. Dopiero na morderczych treningach, pełnych
przekleństw, wyzwisk, wylanego potu, braku szacunku i ogromu prób i
upadków nauczyłam się żyć. Nauczyłam się, że w życiu nie ma
litości. Jeśli ktoś chce cię zlać, to zleje cię prędzej czy
później. Będzie czekał na odpowiedni moment, by uderzyć i żeby
bolało jak najbardziej. Nie masy wpływu na to czy da ci w zęby, czy
kopnie w brzuch. Ty możesz się spodziewać bólu, a nie litości. Nikt
nie powiedział, że życie będzie łatwe. Nie oczekiwałam, że takie będzie.
Weszłam do ogromnej hali i szłam ciemnym korytarzem. Cały czas
miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Poszłam do szatni, by się
przebrać. Założyłam czarne legginsy, czarny top do ćwiczeń i ochraniacze wspomagające stawy skokowe. Na
stopy nałożyłam baletki i wyszłam na salę treningową. Rozgrzewkę
zaczęłam od kilkunastu kółek, a skończyłam na sprintach i
ćwiczeniach rozciągających.
- O! Widzę, że jednak przyszłaś – powitał mnie trener z szelmowskim
uśmiechem na twarzy.
- Nie mogłabym opuścić treningu. Mam swoje zasady. Nie pamiętasz? –
zwróciłam się do niego z jadem w oczach.
- Pamiętam aż za dobrze. Wskakuj na drążek – wskazał na przedmiot
gimnastyczny, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie. Na początek
wykonywałam drobne obroty, które później przerodziły się w wysokie
wyskoki i pętle. Musiałam odpocząć. Kiedy tylko zeskoczyłam z
drążka ruszyłam do szatni, nawet nie zatrzymując się na
wyjaśnienia.
Od czego zaczęła się moja przygoda z gimnastyką akrobatyczną,
wyczynową i sportową? Dobre pytanie. Właściwie to nie znam
odpowiedzi. Wszystko zaczęło się, gdy skończyłam 8 lat. Wtedy moi
ukochani rodzice, których ciągle nie ma w domu, odkryli we mnie
potencjał sportowca i zaprowadzili do szkoły gimnastycznej. Tam
przyjęli mnie ciepło. Co tu dużo mówić, kiedy byłam już w
zaawansowanej grupie, odbyły się eliminacje do międzynarodowych
zawodów w gimnastyce artystycznej. Załapałam się do grupy
reprezentującej Anglię. Pojechaliśmy do Ameryki, gdzie odbywały się
takowe zawody. Moje koleżanki dały świetne występy, a kiedy ja
miałam wejść na podest, po prostu nie wytrzymałam psychicznie.
Byłam za słaba. Wybiegłam z hali i nigdy więcej nie wróciłam do tej
dyscypliny. No cóż, było o mnie głośno. I zaczęło się wszystko
sypać. Wyrzucili mnie ze szkoły, zabrali stypendium i obsmarowali w gazetach. Później przedawkowałam, poznałam panią Brooks, ale tą
historię już znacie i wróciłam do sportu. Dzięki niej. Pomogła mi przełamać barierę. Dużo jej zawdzięczam.
No, dosyć tego wspominania. Czas wrócić do ćwiczeń. Weszłam
dziarskim krokiem na halę i wskoczyłam na matę. Wykonałam parę
salt, obrotów, zakończyłam już doskonalę wyuczoną pozą i usłyszałam
czyjeś brawa. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby nie fakt, że mój
zapyziały trener nie ma w zwyczaju klaskać. Obróciłam wolno głowę i
zobaczyłam Zayn’a. od razu do niego podbiegłam i hardo spytałam:
- Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem przeprosić – uśmiechnął się do mnie życzliwie.
Życzliwie? Tak on się uśmiechnął. Życzliwie! Odwzajemniłam
niewymuszony uśmiech i rzekłam:
- Teraz jest twój czas. Zamieniam się w słuch – moja wypowiedź nie
była zimna czy chłodna. Była po prostu normalna. Widzicie? Tak
działa na mnie gimnastyka.
- No to ten, no przepraszam – uśmiechnął się i wziął mnie w
objęcia. Zdziwiona przytuliłam się do niego. Jego zachowanie było
bardzo dziwne. Odsunęłam się od torsu chłopaka i spojrzałam w górę,
ponieważ był ode mnie wyższy. I to był błąd. Zatopiłam się w jego
pięknych brązowych jak czekolada oczach. Nasze twarze ponownie się
zbliżały, któryś raz już tego dnia. W końcu poczułam smak jego ust
na swoich. Położyłam ręce na jego karku, tym samym pogłębiając
pocałunek. Chłopak wyraźnie zdziwiony nie przestał mnie całować. W tamtym momencie nie wiedziałam co robię. To było silniejsze ode
mnie. Chyba wpadłam. Uśmiechnęłam się przez pocałunek. Zayn najwyraźniej to poczuł, bo wykonał taki sam ruch.
Tak bardzo nie chciałam się od niego odsuwać, ale musiałam. Nie
mogę się znów do kogoś przywiązać. Odejście tej osoby znów będzie
bolesne, a tym razem już tego nie przeżyję.
- Zayn my nie możemy – powiedziałam do chłopaka ze smutkiem wyrysowanym na mojej bladej od emocji twarzy. W jego
oczach zobaczyłam smutek, pomieszany ze zrezygnowaniem. Zawiódł się
na mnie. To kolejna osoba którą zawiodłam. To takie uczucie,
którego nie da się opisać, które jest silniejsze. To jak widzisz,
że zawiodłeś, że dałeś ciała. To jeszcze gorsze niż spoliczkowanie.
Policzek się zagoi, przestanie boleć, a rana w umyśle, sercu
zostanie już na zawsze.
- Przepraszam, ja nie mogę. Nie chcę znowu zawieść – spojrzałam w
jego pełne bólu oczy i uciekłam. Kolejny raz.
Uciekam od problemów, nie chcę się przyznać, że jestem słaba. Nie
chcę ranić ludzi na których mi zależy. Bo chyba mi na nim zależy,
prawda? Chyba go kocham.
Pobiegłam do domu i zaczęłam pakować walizki. Mój telefon dzwonił
nieprzerwanie, ale nie odebrałam ani jednego połączenia i nie
odczytałam żadnej wiadomości. Przełamałabym się, okazała swoją
słabość.
Szybko zakupiłam bilety przez Internet na lot do Londynu.
Jestem tchórzem. Wiem to, ale ja już taka zostanę na zawsze. Za
bardzo boję się zaufać, a potem zranić. Jestem tchórzem.
~by Agata.